[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.“- Amerykanie wykorzystali nasze słabości - powiedział.- Często zbieraliśmy się przed tunelami, żeby śpiewać.To charakterystyczna cecha rewolucjonistów.Nie mieliśmy żołdu, lecz jedynie wspaniałego ducha.Uważaliśmy, że w nocy jesteśmy bezpieczni, ale myliliśmy się”.Początkowo Amerykanie używali prymitywnej wersji Wzór Jeden - stwierdził kapitan Linh - przypominający pudełko nadajnik radiowy, zrzucany na czerwono-niebieskim spadochronie.Miał on jednak niedługą żywotność baterii i był łatwy do wykrycia.Natomiast “Drzewo Tropikalne”, dzięki swojemu maskowaniu i akumulatorowi o długim okresie funkcjonowania, bywało źródłem kłopotów.Jeden z członków drużyny tunelowej Linha wysłanej w celu zebrania ryżu, po wykonaniu zadania zo­stał przy studni na powierzchni, aby się umyć i trochę rozluźnić na świeżym powietrzu.Po kilku minutach znalazł się pod ciężkim, celnym ogniem artyleryjskim.Zdołał uciec, ale cała okolica została zniszczona.“- Nie potrafiłem zrozumieć, jak się to stało, pozostawiłem wiec to miejsce w spokoju na kilka tygodni” - powiedział Linh.Gdy następnym razem Viet Cong przybył w to miejsce, Linh osobiście dowodził swoimi ludźmi.Przemykali wolno przez dżunglę, oczyszczając nowe ścieżki.Zadanie zrealizowano pomyślnie.Był zmierzch i znowu wydawało się, że można w tym miejscu odpocząć godzinę lub dwie.Ludzie zagotowali wodę na herbatę, a później, pijąc ją, zaczęli rozmawiać i śmiać się głośno.Niemal natychmiast przeleciał nad nimi amerykański samolot rozpoznawczy, a zaraz potem zaczął się nalot.Linh i jego ludzie rzucili się do najbliższego wejścia do tunelu.On sam znalazł się w nim ostatni, i chwilę później bomba trafiła w tunel.Linh stracił przytomność - bomba nie wbiła się jednak w ziemię - uszedł z życiem.Gdy go ocucono, przeprowadził swoich ludzi tunelami do miejsca oddalonego o mniej więcej kilometr i stamtąd obserwowali trwający przez kilka godzin nalot.Po jego zakończeniu wrócili, by zobaczyć zniszczenia i znaleźli swoją pierwsza serię “Drzew Tropikalnych”.Były to dawno już postawione urządzenia, które eksplozje bombowe wyrzuciły z ziemi.Linh zabrał znalezioną aparaturę do Phu My Hung, gdzie zbadano ją, aby poznać zasadę działania.Viet Cong ustalił, że jeżeli uda się podejść bezszelestnie do “Drzew Tropikalnych” i połączyć ze sobą cztery czy pięć sterczą­cych anten, nadajnik przestaje funkcjonować.W taki też sposób je później unieszkodliwiano - jednak tylko wte­dy, gdy obserwatorzy rejestrujący miejsca upadku bomb, byli wystarczająco bystrzy, by ustalić miejsca, w którym spadły ADSID-y.Amerykanie wykorzystali w tej grze jedną kartę atutową.Opisał to szczur tunelowy, porucznik David Sullivan: “Działało to zupełnie nieźle.Udawaliśmy, że śmigłowce startujące po zabraniu desantu, lub po innej akcji, “gubiły” radia PRC-25.Obserwatorzy Viet Congu oczywiście widzieli, jak wypadają.W rzeczywistości radia te były celowo zrzucane i posiadały specjalnie spreparowane anteny.Często partyzanci zabierali takie radia “z pluskwami” do podziemi - co doprowadziło do odkrycia kilku tuneli”.Jednak był to szczyt technicznego wyrafinowania, w porównaniu z innymi gadżetami - albo jak nazywali to Amerykanie “gizmo” - które pochodziły z laboratoriów w Stanach Zjednoczonych.Projekt “Pluskwa”, sponsorowany przez Laboratorium Wojny Ograniczonej (LWL -Limited War Laboratory), został prawie wdrożony.Polegał on na taktycznym zastosowaniu pluskiew (albo według nomenklatury LWL: “żerujących na ludziach insektów”) w celu ostrzegania żołnierzy piechoty przed zbliżającymi się partyzantami Viet Congu.William Beecher z “New York Timesa”, który odwiedził LWL, opisuje ów projekt następująco: “Ponieważ pluskwy “wydają okrzyk podniecenia” w chwili, gdy wyczują obecność pokarmu, czyli w tym wypadku ludzkiego ciała, laboratorium zaprojektowało pojemnik dla insekta, wyposażony we wzmacniacz dźwięku.gdy dysponujący pluskwą patrol zbliżał się do nieprzyjacielskiej zasadzki, uszczęśliwione okrzyki insektów wyczuwających znajdujący się przed nimi posiłek, miały ostrzec żołnierzy”.Projekt upadł, gdy okazało się, że pluskwy nie są w stanie kontrolować swego podniecenia.Stawały się tak szaleńczo uszczęśliwione samym tylko faktem, że są niesione przez amerykańskich żołnierzy, że były zbyt zajęte “omdlewaniem z rozkoszy”, by ostrzec swoich opiekunów o komunistycznej zasadzce.W 1967 roku w rejonie Cu Chi było tak wiele tuneli, że każde dokładniejsze poszukiwania musiały doprowadzić do odnalezienia nowych włazów.Porucznik Jerry Sinn, dowódca jednej z dwóch drużyn szczurów tunelowych w “Wielkiej Czerwonej Jedynce” obliczył, że w czasie “Cedar Falls” pługi “Rome” odsłaniały na każdym kilometrze kwadratowym Żelaznego Trójkąta od trzydziestu do czterdziestu wejść do tuneli.Nie zniechęciło to jednak naukowców w Marylandzie.Wynaleźli coś zupełnie nowego.Zaprezentowali Detektor Ukryć Terenowych - Przenośny Magnetometr Różnicowy.W czasie prób w Stanach Zjednoczonych wydawało się, że działa świetnie.Aparat przypominał nieco wykrywacz metali i rzekomo identyfikował zmiany gleby w miejscach, w których wykopano tunele.Czujnik przekazywał wówczas operatorowi dźwiękowy sygnał ostrzegawczy.Teoretycznie należało jedynie nosić ze sobą sprzęt, ustawić go, wbić czujnik w ziemię, poczekać na odczyt i - bingo! Takie przynajmniej były założenia.Jednak w im większym stopniu szczury tunelowe zaczynały poznawać tunele, tym mniej potrzebowały sprzętu.Mimo to jednak ważący 46 kilogramów Przenośny Magnetometr Różnicowy (PRM) został dostarczony do Cu Chi w celu przetestowania.Przywiózł go zespól NETT (New Equipment Training Team - Zespół Szkolenia Obsługi Nowego Wyposażenia) LWL składający się z dwóch podoficerów z Marylandu i jednego przedstawiciela producenta.Szkolenie rozpoczęło się w starych tunelach Viet Congu w bazie Cu Chi i po dwunastu godzinach wszyscy biorący w nim udział oświadczyli, że wiedzą jak pracować z PMR.Potem nastąpiło szkolenie operacyjne i pojawiły się pewne problemy.Waga i nieporęczność PMR sprawiły, że wyjątkowo trudno było transportować go przez zarośla.Jeden z operatorów, który próbował nieść go poruszając się wśród typowej, gęstej roślinności zemdlał z wyczerpania i został pozostawiony przez własnych kolegów.W czasie prób w warunkach bojowych nieszczęśni operatorzy przekonali się, że ustawienie, przetestowanie i obsługa nieporęcznej aparatury zajmuje tak wiele czasu, że drużyna piechoty, której zadaniem było ubezpieczać operatora szła po prostu dalej, jak zwykle nie mając ochoty tkwić na terenie kontrolowanym przez Viet Cong.Pozostawiony bez wsparcia kolegów, operator miał skłonność do rzucania się w pościg za swoją ochroną.W miarę trwania prób, zastosowanie PMR zmniejszyło się tak drastycznie, że operacyjne zastosowanie jednego aparatu było mniejsze, niż raz w tygodniu.W czasie wszystkich testów PMR wykrył tylko jeden tunel - o długości zaledwie trzech metrów, a w dodatku opuszczony.I odnalazł go jedynie dzięki temu, że żołnierze zespołu uprzednio wykryli wzrokowo położony w pobliżu ważny kompleks podziemny.W czasie tej akcji operator odebrał wiele fałszywych sygnałów spowodowanych znajdującymi się w ziemi odłam­kami metalu (tak było w całym Wietnamie).Duża ilość kanałów, rowów i pól ryżowych w rejonie Cu Chi dodatkowo ograniczała rozmiary poszukiwań [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl