[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Owain rozparł się na krześle i popijał miód z rogowego pucharu.BiskupBedwin zapytał z niepokojem:- Naprawdę widziałaś zabójców?- Tak, panie - odparła Sarlinna.Teraz, gdy nie recytowała już przygotowanego tekstu, wydawała się bardziejzdenerwowana.- Ale przecież było ciemno - zauważył Bedwin.- Czy nie napadnięto ich wnocy, książę? - zapytał Tristana.Panowie Dumnonii słyszeli o masakrze nawrzosowiskach, ale wierzyli zapewnieniom Owaina, że była ona dziełem CzarnychTarcz Oengusa.- Jak dziecko mogło coś zobaczyć po ciemku?Tristan poklepał dziewczynkę po ramieniu, zachęcając ją do mówienia.- Opowiedz biskupowi, co się stało - poprosił.- Ci ludzie wrzucili do naszej chaty pochodnie, panie - powiedziała cichoSarlinna.- Najwyrazniej za mało - odezwał się głos z mroku i wszyscy się roześmiali.- W jaki sposób ocalałaś, Sarlinno? - zapytał życzliwie Artur, gdy umilkłśmiech.- Ukryłam się, panie, pod skórą.- Dobrze zrobiłaś - powiedział z uśmiechem Artur.- Ale czy widziałaśczłowieka, który zabił twoją matkę i ojca? I twojego kotka? - dodał po chwili.Skinęła głową.Jej oczy błyszczały od łez.- Widziałam go, panie - odparła cicho.- Więc powiedz nam, jak wyglądał - poprosił Artur.Sarlinna miała na sobie szarą sukienkę i czarny wełniany płaszcz.Uniosłaszczupłe ręce i podciągnęła rękawy, odsłaniając białą skórę.- Ten człowiek miał na jednym ramieniu rysunek smoka, a na drugim dzika.-Pokazała na swoich drobnych rączkach, gdzie były tatuaże, po czym spojrzała naOwaina i dodała: - A w brodzie miał pierścienie.Nie musiała mówić nic więcej.Tylko jeden człowiek nosił na brodzie żelaznepierścienie.Tego ranka wszyscy patrzyli, jak Owain wbija Wlency włócznię wprzeponę, i widzieli na jego ramionach wytatuowanego smoka Dumnonii i dzika zdługimi kłami.Zapanowało milczenie.W ogniu trzasnęło polano i pod sufit poszybował kłąbdymu.Niesiony wiatrem deszcz ze śniegiem bębnił o grube poszycie dachu.W salimigotały płomienie pochodni.Agrykola wpatrywał się w srebrną oprawę swego rogu,jakby widział ją po raz pierwszy.Ktoś głośno czknął.W tym momencie Owainodwrócił wielką głowę i spojrzał na dziewczynkę.- Ona kłamie - powiedział oschle - a dzieciom, które kłamią, należą się baty.Sarlinna zaczęła płakać i ukryła twarz w fałdach mokrego płaszcza Tristana.Biskup Bedwin zmarszczył brwi.- Owain, czy nie odwiedzałeś w lecie księcia Cadwy ego?- I co z tego? - najeżył się Owain.- Co z tego? - powtórzył głośno, tym razemrzucając wyzwanie wszystkim zgromadzonym.- Są tu moi wojownicy! - Wskazał nanas, siedzących z prawej strony sali.- Zapytajcie ich! Zapytajcie! Ta mała kłamie!Przysięgam, że kłamie!W sali zapanowała wrzawa.Wszyscy wygrażali Tristanowi.Sarlinna tak sięrozpłakała, że książę wziął ją na ręce.Bedwin próbował zapanować nad sytuacją.- Skoro Owain złożył przysięgę - krzyknął - to znaczy, że dziewczyna kłamie.- Pomruki wojowników wyrażały poparcie dla jego słów.Widząc, że Artur patrzy na mnie, utkwiłem wzrok w drewnianej misce zdziczyzną.Biskup żałował, że pozwolił dziewczynce wejść na salę.Przeczesawszypalcami brodę pokręcił głową.- Z punktu widzenia prawa słowa dziecka nie mają znaczenia - stwierdził bezogródek.- Dziecko nie może być rzecznikiem.- Określano w ten sposób ludzi,których świadectwo liczyło się w sądzie.Rzecznikiem mógł być lord, druid, ojciecwypowiadający się na temat swoich dzieci, sędzia, ofiarodawca mówiący o swymdarze, panna dowodząca swego dziewictwa, pasterz opowiadający o swychzwierzętach i skazany, wygłaszający ostatnie słowo.Nie przewidywano, by dzieckozeznawało jako świadek zabójstwa swojej rodziny.- Lord Owain - stwierdził biskup,wskazując go Tristanowi - jest rzecznikiem.Tristan pobladł, ale nie dawał za wygraną.- Wierzę temu dziecku - oznajmił - i jutro, po wschodzie słońca, przyjdę poodpowiedz.Jeśli sprawiedliwości nie stanie się zadość, mój ojciec sam ją wymierzy.- Co się dzieje z twoim ojcem? - szydził Owain.- Czyżby przestał sięinteresować nową żoną? Woli dostawać cięgi w walce?Tristan wyszedł wśród salw śmiechu wojowników, którzy próbowali sobiewyobrazić, jak małe Kernow wypowiada wojnę potężnej Dumnonii.Nieprzyłączyłem się do nich.Wolałem skończyć zupę, bo musiałem być najedzony,skoro zaraz po uczcie miałem pełnić wartę na wałach.Nie piłem miodu, byłem więccałkiem trzezwy, gdy wziąwszy płaszcz, włócznię, miecz i hełm poszedłem napółnocne wały fortu.Deszcz przestał padać i na rozgwieżdżonym niebie pojawiła sięjasna połówka księżyca.Nad Zatoką Severn gromadziły się już jednak kolejnechmury.Drżałem z zimna, chodząc po wałach.Tam znalazł mnie Artur.Wiedziałem, że przyjdzie.Chciałem tego, a jednak czułem strach, widząc, jakidzie przez dziedziniec i wchodzi po drewnianych schodkach na niski wał z ziemi ikamieni.Początkowo nic nie mówił, tylko oparł się o drewnianą palisadę i patrzył naodległe światła Ynys Wydryn.Był w białym płaszczu, którego poły podciągnął dogóry i związał w pasie, aby nie ubrudzić ich błotem.- Nie będę cię pytał - powiedział w końcu, zionąc parą z ust - co się zdarzyłona wrzosowiskach, bo nie chcę zmuszać nikogo, a zwłaszcza człowieka, któregolubię, do łamania przysięgi.- Tak, panie - odrzekłem, zastanawiając się, skąd wiedział, że składaliśmy jąowej mrocznej nocy.- Lepiej się przejdzmy - stwierdził z uśmiechem, wskazując na wały.-Spacerujący wartownik nie marznie.Podobno jesteś dobrym żołnierzem?- Staram się, panie.- I chyba ci się udaje.- Zamilkł, gdy mijaliśmy jednego z moich towarzyszy,skulonego przy palisadzie.Spojrzał na mnie z obawą, że mogę zdradzić Owaina.Zciągnął z głowy kaptur płaszcza.Miał długi, zdecydowany krok i z trudem za nimnadążałem.- Jak myślisz, Derfel, co powinien robić żołnierz? - zapytał takim tonem,jakby moja opinia była najważniejsza na świecie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Owain rozparł się na krześle i popijał miód z rogowego pucharu.BiskupBedwin zapytał z niepokojem:- Naprawdę widziałaś zabójców?- Tak, panie - odparła Sarlinna.Teraz, gdy nie recytowała już przygotowanego tekstu, wydawała się bardziejzdenerwowana.- Ale przecież było ciemno - zauważył Bedwin.- Czy nie napadnięto ich wnocy, książę? - zapytał Tristana.Panowie Dumnonii słyszeli o masakrze nawrzosowiskach, ale wierzyli zapewnieniom Owaina, że była ona dziełem CzarnychTarcz Oengusa.- Jak dziecko mogło coś zobaczyć po ciemku?Tristan poklepał dziewczynkę po ramieniu, zachęcając ją do mówienia.- Opowiedz biskupowi, co się stało - poprosił.- Ci ludzie wrzucili do naszej chaty pochodnie, panie - powiedziała cichoSarlinna.- Najwyrazniej za mało - odezwał się głos z mroku i wszyscy się roześmiali.- W jaki sposób ocalałaś, Sarlinno? - zapytał życzliwie Artur, gdy umilkłśmiech.- Ukryłam się, panie, pod skórą.- Dobrze zrobiłaś - powiedział z uśmiechem Artur.- Ale czy widziałaśczłowieka, który zabił twoją matkę i ojca? I twojego kotka? - dodał po chwili.Skinęła głową.Jej oczy błyszczały od łez.- Widziałam go, panie - odparła cicho.- Więc powiedz nam, jak wyglądał - poprosił Artur.Sarlinna miała na sobie szarą sukienkę i czarny wełniany płaszcz.Uniosłaszczupłe ręce i podciągnęła rękawy, odsłaniając białą skórę.- Ten człowiek miał na jednym ramieniu rysunek smoka, a na drugim dzika.-Pokazała na swoich drobnych rączkach, gdzie były tatuaże, po czym spojrzała naOwaina i dodała: - A w brodzie miał pierścienie.Nie musiała mówić nic więcej.Tylko jeden człowiek nosił na brodzie żelaznepierścienie.Tego ranka wszyscy patrzyli, jak Owain wbija Wlency włócznię wprzeponę, i widzieli na jego ramionach wytatuowanego smoka Dumnonii i dzika zdługimi kłami.Zapanowało milczenie.W ogniu trzasnęło polano i pod sufit poszybował kłąbdymu.Niesiony wiatrem deszcz ze śniegiem bębnił o grube poszycie dachu.W salimigotały płomienie pochodni.Agrykola wpatrywał się w srebrną oprawę swego rogu,jakby widział ją po raz pierwszy.Ktoś głośno czknął.W tym momencie Owainodwrócił wielką głowę i spojrzał na dziewczynkę.- Ona kłamie - powiedział oschle - a dzieciom, które kłamią, należą się baty.Sarlinna zaczęła płakać i ukryła twarz w fałdach mokrego płaszcza Tristana.Biskup Bedwin zmarszczył brwi.- Owain, czy nie odwiedzałeś w lecie księcia Cadwy ego?- I co z tego? - najeżył się Owain.- Co z tego? - powtórzył głośno, tym razemrzucając wyzwanie wszystkim zgromadzonym.- Są tu moi wojownicy! - Wskazał nanas, siedzących z prawej strony sali.- Zapytajcie ich! Zapytajcie! Ta mała kłamie!Przysięgam, że kłamie!W sali zapanowała wrzawa.Wszyscy wygrażali Tristanowi.Sarlinna tak sięrozpłakała, że książę wziął ją na ręce.Bedwin próbował zapanować nad sytuacją.- Skoro Owain złożył przysięgę - krzyknął - to znaczy, że dziewczyna kłamie.- Pomruki wojowników wyrażały poparcie dla jego słów.Widząc, że Artur patrzy na mnie, utkwiłem wzrok w drewnianej misce zdziczyzną.Biskup żałował, że pozwolił dziewczynce wejść na salę.Przeczesawszypalcami brodę pokręcił głową.- Z punktu widzenia prawa słowa dziecka nie mają znaczenia - stwierdził bezogródek.- Dziecko nie może być rzecznikiem.- Określano w ten sposób ludzi,których świadectwo liczyło się w sądzie.Rzecznikiem mógł być lord, druid, ojciecwypowiadający się na temat swoich dzieci, sędzia, ofiarodawca mówiący o swymdarze, panna dowodząca swego dziewictwa, pasterz opowiadający o swychzwierzętach i skazany, wygłaszający ostatnie słowo.Nie przewidywano, by dzieckozeznawało jako świadek zabójstwa swojej rodziny.- Lord Owain - stwierdził biskup,wskazując go Tristanowi - jest rzecznikiem.Tristan pobladł, ale nie dawał za wygraną.- Wierzę temu dziecku - oznajmił - i jutro, po wschodzie słońca, przyjdę poodpowiedz.Jeśli sprawiedliwości nie stanie się zadość, mój ojciec sam ją wymierzy.- Co się dzieje z twoim ojcem? - szydził Owain.- Czyżby przestał sięinteresować nową żoną? Woli dostawać cięgi w walce?Tristan wyszedł wśród salw śmiechu wojowników, którzy próbowali sobiewyobrazić, jak małe Kernow wypowiada wojnę potężnej Dumnonii.Nieprzyłączyłem się do nich.Wolałem skończyć zupę, bo musiałem być najedzony,skoro zaraz po uczcie miałem pełnić wartę na wałach.Nie piłem miodu, byłem więccałkiem trzezwy, gdy wziąwszy płaszcz, włócznię, miecz i hełm poszedłem napółnocne wały fortu.Deszcz przestał padać i na rozgwieżdżonym niebie pojawiła sięjasna połówka księżyca.Nad Zatoką Severn gromadziły się już jednak kolejnechmury.Drżałem z zimna, chodząc po wałach.Tam znalazł mnie Artur.Wiedziałem, że przyjdzie.Chciałem tego, a jednak czułem strach, widząc, jakidzie przez dziedziniec i wchodzi po drewnianych schodkach na niski wał z ziemi ikamieni.Początkowo nic nie mówił, tylko oparł się o drewnianą palisadę i patrzył naodległe światła Ynys Wydryn.Był w białym płaszczu, którego poły podciągnął dogóry i związał w pasie, aby nie ubrudzić ich błotem.- Nie będę cię pytał - powiedział w końcu, zionąc parą z ust - co się zdarzyłona wrzosowiskach, bo nie chcę zmuszać nikogo, a zwłaszcza człowieka, któregolubię, do łamania przysięgi.- Tak, panie - odrzekłem, zastanawiając się, skąd wiedział, że składaliśmy jąowej mrocznej nocy.- Lepiej się przejdzmy - stwierdził z uśmiechem, wskazując na wały.-Spacerujący wartownik nie marznie.Podobno jesteś dobrym żołnierzem?- Staram się, panie.- I chyba ci się udaje.- Zamilkł, gdy mijaliśmy jednego z moich towarzyszy,skulonego przy palisadzie.Spojrzał na mnie z obawą, że mogę zdradzić Owaina.Zciągnął z głowy kaptur płaszcza.Miał długi, zdecydowany krok i z trudem za nimnadążałem.- Jak myślisz, Derfel, co powinien robić żołnierz? - zapytał takim tonem,jakby moja opinia była najważniejsza na świecie [ Pobierz całość w formacie PDF ]