[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie raz chciałem błagać o chwilę przerwy, ale za każdym ra-zem Helen udawało się rozpalić mnie na nowo.Dopiero nad ranem, gdy zaczęło się ro-bić jasno, uspokoiła się wreszcie i zasnęła.A ja leżałem na brzegu łóżka, patrzyłem w okno i obracałem w ręku kieliszek zezwietrzałym szampanem, to stawiając go na podłodze, to znowu biorąc do rąk.I miałemdziwne, natrętne wrażenie nieprawdy.Jakbym kupił dziwkę na noc.Nie, z dziwką byłoby prościej i uczciwiej.PrzecieżHelen też kupiłem wprawdzie nie za pieniądze skąd miałbym mieć takie pienią-dze.Ale okazałem się pożyteczny i Helen mi zapłaciła.po swojemu, po kobiecemu.175Myśli były złe i niesprawiedliwe, mimo wszystko było inaczej.Jestem dla niej przypadkowym towarzyszem, z którym mogła spędzić noc, poważ-nie porozmawiać, posiedzieć przy kieliszku wina.Zabawny ze mnie towarzysz, niby zło-dziej a jednocześnie hrabia.To wszystko.A czym zasłużyłem na inne traktowanie? Tym, że przy pierwszym spotkaniu niezachowałem się do końca zle? Znalazł kat powód do dumy że ma ostry topór.Wykorzystałem ją jako przewoznika, żeby dostać się na kontynent, a teraz ona wyko-rzystuje mnie.Uczciwe.Jesteśmy na siebie skazani jako partnerzy, może nawet jako towarzysze, ale nic wię-cej.Nigdy nie ma się drugiej szansy, żeby wywrzeć pierwsze wrażenie.Złodzieju, korzystaj z tego, co dają.Ceń uprzejmość i sympatię wysoko urodzoneji odważnej kobiety.I na nic więcej nie licz.Gdybym rzeczywiście.to oczywiście głupota, to śmieszne.ale gdyby Władca po-twierdził tytuł nadany przez samowolnego synalka.Ja bym ze Smutnych Wysp tyle żelaza wycisnął, że najpośledniejszy chłop miałby że-lazny nóż i widelec! Oczywiście złoża są na wyczerpaniu, kopalnie stare, ale przecieżdawniej w ziemi było dużo żelaza, tylko nie umieli go sensownie wydobywać.Gdyby te-raz wziąć się za stare hałdy dadzą dwa razy tyle co kopalnie.I praca prostsza, i wycią-gów nie potrzeba.Oczywiście, na powierzchni trudniej upilnować katorżników, to nieto samo, co zamknąć ich w kopalni, wydając racje żywnościowe w zamian za rudę.Napowierzchni ludzie przestaną umierać jak muchy.Gdyby jeszcze przestać gnać do ko-palń wszystkich, jak leci, tylko werbować robotników.Pokręciłem głową i zaśmiałem się cicho.Złodziej rozmyśla o organizacji i rozkwiciekatorgi.Czyja straciłem rozum?Niko ma rację, trzeba wybiegać myślą naprzód.ale nie aż tak daleko!Dopiłem ciepłego szampana, naciągnąłem kołdrę i położyłem się obok Helen.Oddychała równo, lekko uśmiechając się przez sen.Ech, dziewczynko wiedzmo.Gdybym był prawdziwym hrabią, nie pozwoliłbym ci odejść.A przecież nawet nie wiem, czy ona jest wolna czy ma męża.Pewnie nie ma.Pierścienia nie nosi, zachowuje się swobodnie.Zresztą, jaki mężczy-zna chciałby za żonę zwariowaną hrabinę, codziennie wzbijającą się w niebo?Tylko taki wariat jak ja.Drzemiąc, bo chyba tak naprawdę nie spałem, dotrwałem do rana.Helen poru-szyła się, zsunęła z łóżka lekko, jakby wcale nie spała, i potem poszła do łazienki.Odprowadziłem ją wzrokiem.Zaszumiała woda, rozległ się niezadowolony okrzyk:176 Co to za parszywy hotel, Ilmar! Lodowata woda i w dodatku pachnie miedzią. Nie zdarzało ci się nigdy nocować w szczerym polu albo pod krzakiem?Helen na chwile wsunęła głowę do pokoju: Oczywiście, że zdarzało.I na pustyni, gdy szybowiec spadł, i w górach, gdy nashajducy gnali dwa tygodnie.ale to była wojna. Całe moje życie to wojna, Helen.Ten nocleg to dla mnie luksus.Zamilkła.W jej oczach mignęło zakłopotanie. Dobrze, Ilmar, nie gniewaj się.Ostatnio się rozpuścilam.A przecież w wiezieniuw ogóle nie ma gorącej wody. W wiezieniu wodę widujesz jedynie w kubku, Helen, chociaż nie wiem, jak tourządzili dla wysoko urodzonych.Helen znowu schowała się w łazience.Po minucie odezwała się przepraszająco: Płynie ciepła.Widocznie kotły w nocy ostygły.Ubrałem się niespiesznie, poczekałem, aż Helen doprowadzi się do porządku, co za-jęło sporo czasu.Poszedłem się umyć.Gdy wróciłem, malowała się, przeglądając w ma-łym lustereczku.Ale przynajmniej robiła to szybko, nawet jedną ręką. Jak ty w ogóle latasz ze złamaną ręką? Z trudem.Nie wiadomo właściwie czy to złamanie czy pęknięcie, ale medyk nawszelki wypadek wolał uznać za złamanie.nie bój się, nie spadniemy. Nie boję się. Może zostaniesz awiatorem? pół żartem pół serio zaproponowała Helen. U nas nie przywiązuje się wagi do pochodzenia.są chłopaki, którzy nawet Słowanie znają.Dobrze, jestem gotowa. Ruszymy prosto na Capri? Nie jestem pewna.Spróbuję, Ilmar, ale to nie są odległości, które szybowiec mógł-by pokonać za jednym zamachem.Będzie dobrze, jak do Rzymu dociągniemy. Do Rzymu? A jeśli Dom wydał rozkaz pojmania cię? Jeśli święty Kościół dowiesię, a my zjawimy się jak na zawołanie? Wtedy to już koniec.Ale innych placów do lądowania dla szybowców po drodzenie ma, a jeśli nawet są, to za małe.A my będziemy musieli zmieniać pchacze, będzie-my potrzebowali świeżych map, ale jeśli wszystko pójdzie dobrze, nocować będziemyna Capri.Poddałem się.Helen wiedziała lepiej.Jeśli uważa, że przystanek w Rzymie jest nie-uniknionym ryzykiem, widocznie ma rację [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Nie raz chciałem błagać o chwilę przerwy, ale za każdym ra-zem Helen udawało się rozpalić mnie na nowo.Dopiero nad ranem, gdy zaczęło się ro-bić jasno, uspokoiła się wreszcie i zasnęła.A ja leżałem na brzegu łóżka, patrzyłem w okno i obracałem w ręku kieliszek zezwietrzałym szampanem, to stawiając go na podłodze, to znowu biorąc do rąk.I miałemdziwne, natrętne wrażenie nieprawdy.Jakbym kupił dziwkę na noc.Nie, z dziwką byłoby prościej i uczciwiej.PrzecieżHelen też kupiłem wprawdzie nie za pieniądze skąd miałbym mieć takie pienią-dze.Ale okazałem się pożyteczny i Helen mi zapłaciła.po swojemu, po kobiecemu.175Myśli były złe i niesprawiedliwe, mimo wszystko było inaczej.Jestem dla niej przypadkowym towarzyszem, z którym mogła spędzić noc, poważ-nie porozmawiać, posiedzieć przy kieliszku wina.Zabawny ze mnie towarzysz, niby zło-dziej a jednocześnie hrabia.To wszystko.A czym zasłużyłem na inne traktowanie? Tym, że przy pierwszym spotkaniu niezachowałem się do końca zle? Znalazł kat powód do dumy że ma ostry topór.Wykorzystałem ją jako przewoznika, żeby dostać się na kontynent, a teraz ona wyko-rzystuje mnie.Uczciwe.Jesteśmy na siebie skazani jako partnerzy, może nawet jako towarzysze, ale nic wię-cej.Nigdy nie ma się drugiej szansy, żeby wywrzeć pierwsze wrażenie.Złodzieju, korzystaj z tego, co dają.Ceń uprzejmość i sympatię wysoko urodzoneji odważnej kobiety.I na nic więcej nie licz.Gdybym rzeczywiście.to oczywiście głupota, to śmieszne.ale gdyby Władca po-twierdził tytuł nadany przez samowolnego synalka.Ja bym ze Smutnych Wysp tyle żelaza wycisnął, że najpośledniejszy chłop miałby że-lazny nóż i widelec! Oczywiście złoża są na wyczerpaniu, kopalnie stare, ale przecieżdawniej w ziemi było dużo żelaza, tylko nie umieli go sensownie wydobywać.Gdyby te-raz wziąć się za stare hałdy dadzą dwa razy tyle co kopalnie.I praca prostsza, i wycią-gów nie potrzeba.Oczywiście, na powierzchni trudniej upilnować katorżników, to nieto samo, co zamknąć ich w kopalni, wydając racje żywnościowe w zamian za rudę.Napowierzchni ludzie przestaną umierać jak muchy.Gdyby jeszcze przestać gnać do ko-palń wszystkich, jak leci, tylko werbować robotników.Pokręciłem głową i zaśmiałem się cicho.Złodziej rozmyśla o organizacji i rozkwiciekatorgi.Czyja straciłem rozum?Niko ma rację, trzeba wybiegać myślą naprzód.ale nie aż tak daleko!Dopiłem ciepłego szampana, naciągnąłem kołdrę i położyłem się obok Helen.Oddychała równo, lekko uśmiechając się przez sen.Ech, dziewczynko wiedzmo.Gdybym był prawdziwym hrabią, nie pozwoliłbym ci odejść.A przecież nawet nie wiem, czy ona jest wolna czy ma męża.Pewnie nie ma.Pierścienia nie nosi, zachowuje się swobodnie.Zresztą, jaki mężczy-zna chciałby za żonę zwariowaną hrabinę, codziennie wzbijającą się w niebo?Tylko taki wariat jak ja.Drzemiąc, bo chyba tak naprawdę nie spałem, dotrwałem do rana.Helen poru-szyła się, zsunęła z łóżka lekko, jakby wcale nie spała, i potem poszła do łazienki.Odprowadziłem ją wzrokiem.Zaszumiała woda, rozległ się niezadowolony okrzyk:176 Co to za parszywy hotel, Ilmar! Lodowata woda i w dodatku pachnie miedzią. Nie zdarzało ci się nigdy nocować w szczerym polu albo pod krzakiem?Helen na chwile wsunęła głowę do pokoju: Oczywiście, że zdarzało.I na pustyni, gdy szybowiec spadł, i w górach, gdy nashajducy gnali dwa tygodnie.ale to była wojna. Całe moje życie to wojna, Helen.Ten nocleg to dla mnie luksus.Zamilkła.W jej oczach mignęło zakłopotanie. Dobrze, Ilmar, nie gniewaj się.Ostatnio się rozpuścilam.A przecież w wiezieniuw ogóle nie ma gorącej wody. W wiezieniu wodę widujesz jedynie w kubku, Helen, chociaż nie wiem, jak tourządzili dla wysoko urodzonych.Helen znowu schowała się w łazience.Po minucie odezwała się przepraszająco: Płynie ciepła.Widocznie kotły w nocy ostygły.Ubrałem się niespiesznie, poczekałem, aż Helen doprowadzi się do porządku, co za-jęło sporo czasu.Poszedłem się umyć.Gdy wróciłem, malowała się, przeglądając w ma-łym lustereczku.Ale przynajmniej robiła to szybko, nawet jedną ręką. Jak ty w ogóle latasz ze złamaną ręką? Z trudem.Nie wiadomo właściwie czy to złamanie czy pęknięcie, ale medyk nawszelki wypadek wolał uznać za złamanie.nie bój się, nie spadniemy. Nie boję się. Może zostaniesz awiatorem? pół żartem pół serio zaproponowała Helen. U nas nie przywiązuje się wagi do pochodzenia.są chłopaki, którzy nawet Słowanie znają.Dobrze, jestem gotowa. Ruszymy prosto na Capri? Nie jestem pewna.Spróbuję, Ilmar, ale to nie są odległości, które szybowiec mógł-by pokonać za jednym zamachem.Będzie dobrze, jak do Rzymu dociągniemy. Do Rzymu? A jeśli Dom wydał rozkaz pojmania cię? Jeśli święty Kościół dowiesię, a my zjawimy się jak na zawołanie? Wtedy to już koniec.Ale innych placów do lądowania dla szybowców po drodzenie ma, a jeśli nawet są, to za małe.A my będziemy musieli zmieniać pchacze, będzie-my potrzebowali świeżych map, ale jeśli wszystko pójdzie dobrze, nocować będziemyna Capri.Poddałem się.Helen wiedziała lepiej.Jeśli uważa, że przystanek w Rzymie jest nie-uniknionym ryzykiem, widocznie ma rację [ Pobierz całość w formacie PDF ]