[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.prawdÄ™ mówiÄ…c, nie sÄ…dzÄ™, żeby w ogóle miaÅ‚ telefon.Liz zrobiÅ‚a kanapki z szynkÄ… i serem cheddar i urzÄ…dziliÅ›my sobie piknik na trawniku pod gorÄ…cymzamglonym niebem.MówiÅ‚a głównie ona: byÅ‚a otwarta, bezpoÅ›rednia i autentycznie zabawna.Chcia-Å‚a pracować w samorzÄ…dzie.Nie byÅ‚a marksistkÄ…-leninistkÄ…, choć z drugiej strony trudno by jÄ… uznać zadrugÄ… Margaret àatcher.UważaÅ‚a, że potrafi być inna. NaprawdÄ™ wierzÄ™, że potrafiÄ™ coÅ› zmienić powtarzaÅ‚a z zapaÅ‚em.PomyÅ›laÅ‚em, że to oczywiste.Być może z pewnÄ… dozÄ… cynizmu, ale nie zÅ‚oÅ›liwie.Wszyscy w tym wie-ku wierzÄ…, że potrafiÄ… coÅ› zmienić. ChcÄ™ być po prostu kimÅ›, to wszystko mówiÅ‚a Liz. KimÅ› sÅ‚awnym.ChcÄ™ wystÄ™pować w tele-wizji i rozprawiać z faÅ‚szywym niemieckim akcentem o spoÅ‚ecznych uwarunkowaniach. A jakie sÄ… te spoÅ‚eczne uwarunkowania?PoÅ‚ożyÅ‚a siÄ™ na plecach na starej brÄ…zowej zasÅ‚onie, którÄ… zabraÅ‚em z domu w charakterze koca, i po-ciÄ…gnęła prosto z butelki zimne frascati. Takie, że mężczyzni traktujÄ… kobiety jak boginie, dopóki nie zÅ‚apiÄ… ich w swoje sidÅ‚a.A wtedy eks-ploatujÄ… je, znieważajÄ…, bijÄ… i oczerniajÄ….I im bardziej je eksploatujÄ…, znieważajÄ…, bijÄ… i oczerniajÄ…, tymbardziej siÄ™ to kobietom podoba.32 Tobie też? zapytaÅ‚em. Nie.W żadnym wypadku.Ale mnie nikt jeszcze nie zÅ‚apaÅ‚ w swoje sidÅ‚a. Nie wszyscy mężczyzni sÄ… prostakami i damskimi bokserami. Ci, których warto mieć, sÄ… tacy.Na tym polega straszliwy paradoks.UsiadÅ‚em, żeby zerknąć na Danny ego, który bawiÅ‚ siÄ™ przy brzegu stawu. Uważaj, Danny! Woda jest gÅ‚Ä™bsza, niż na to wyglÄ…da! Uwielbiasz go, prawda? zapytaÅ‚a mnie, przymykajÄ…c jedno oko przed sÅ‚oÅ„cem. Naturalnie. Ale nie kochasz już jego mamy? W pewien sposób nadal jÄ… kocham.Ale jakie to ma znaczenie? Mieszka teraz w Durham z jakimÅ›brodatym gnojkiem, który nazywa siÄ™ Raymond.Liz pokiwaÅ‚a gÅ‚owÄ…. Wiem, co masz na myÅ›li.ZnaÅ‚am kiedyÅ› faceta o imieniu Raymond.ByÅ‚ do niczego.Jeszcze w szko-le oddawaÅ‚ na biednych wszystkie pieniÄ…dze, które starzy dawali mu na lunch, a potem podkradaÅ‚ cudzekanapki.UważaÅ‚ siÄ™ za Å›wiÄ™tego. Może i byÅ‚ Å›wiÄ™ty.Liz siÄ™ rozeÅ›miaÅ‚a. NiezÅ‚y Å›wiÄ™ty.Kiedy skoÅ„czyÅ‚ szkoÅ‚Ä™, zÅ‚apano go na dachu magazynu w South Croydon, podczaskradzieży telewizorów.SkoÅ„czyÅ‚em kanapkÄ™, wziÄ…Å‚em do rÄ™ki butelkÄ™ i pociÄ…gnÄ…Å‚em porzÄ…dny Å‚yk chÅ‚odnego wina. Po poÅ‚udniu muszÄ™ pojechać do Shanklin Village, żeby porozmawiać ze szczuroÅ‚apem.Czy możeraczej z pracownikiem pionu odszczurzania , jak nazywajÄ… ich dzisiaj. MogÄ™ z tobÄ… pojechać? WolaÅ‚bym raczej, żebyÅ› popilnowaÅ‚a Danny ego.Nie masz nic przeciwko temu?Liz uÅ›miechnęła siÄ™ i potrzÄ…snęła gÅ‚owÄ…. Z przyjemnoÅ›ciÄ….Jest naprawdÄ™ sÅ‚odki.ZapytaÅ‚ mnie, czy ciÄ™ kocham.Wydaje mi siÄ™, że siÄ™ zaprzy-jaznimy. Masz jakichÅ› mÅ‚odszych braci albo siostry?UÅ›miech speÅ‚zÅ‚ jej z twarzy i odgarnęła do tyÅ‚u wÅ‚osy. MiaÅ‚am mÅ‚odszego brata o imieniu Marty.Ale byÅ‚ u nas pożar.Wiesz, jeden z tych starych para-finowych prymusów.PrzewróciÅ‚ siÄ™ i Marty zajÄ…Å‚ siÄ™ caÅ‚y ogniem.MiaÅ‚ tylko cztery latka.Mama i tatao maÅ‚o nie oszaleli ze zmartwienia. Przykro mi powiedziaÅ‚em tak Å‚agodnie, jak mogÅ‚em.Wydęła wargi. Nic nie można byÅ‚o poradzić. Co sÄ…dzisz o opowieÅ›ci Doris? zapytaÅ‚em. O starym panu Billingsie i mÅ‚odym panu Billingsie? Moim zdaniem wspaniaÅ‚a.Ale o starych do-mach zawsze sÅ‚yszy siÄ™ takie historie.Przy koÅ„cu naszej ulicy też staÅ‚a rudera.Ludzie nazywali jÄ… domem33Laurelów.Stara kobieta, która tam mieszkaÅ‚a, zmarÅ‚a na raka i wszystkie dzieciaki wmawiaÅ‚y sobie po-tem, że widzÄ… jej przyciÅ›niÄ™tÄ… do okna na piÄ™trze biaÅ‚Ä… twarz; naprawdÄ™ biaÅ‚Ä… z biaÅ‚ymi wÅ‚osami; i że starakrzyczy na nie, żeby wynosiÅ‚y siÄ™ z ogrodu, tak jak to robiÅ‚a za życia, ale nic nie sÅ‚ychać przez szybÄ™.Stra-szyliÅ›my siÄ™ wzajemnie aż do ogÅ‚upienia. Dzisiaj rano kogoÅ› tu widziaÅ‚em stwierdziÅ‚em. WyglÄ…daÅ‚em przez okno kaplicy, tam na górze,i zobaczyÅ‚em, że ktoÅ› stoi na Å›rodku trawnika.Liz zamknęła oczy. Daj spokój, Davidzie, to mógÅ‚ być ktokolwiek.Przyjemnie byÅ‚o usÅ‚yszeć wypowiedziane przez kogoÅ› innego wÅ‚asne imiÄ™.To jeden z luksusów, któ-rych naprawdÄ™ brakuje, kiedy czÅ‚owiek jest sam.Danny zawsze mówi do mnie tato i tato jest w porzÄ…dku.Ale to nie byÅ‚o to samo, co Davidw ustach Liz. Lepiej już pójdÄ™ powiedziaÅ‚em. DziÄ™kujÄ™ za kanapki.PoÅ‚ożyÅ‚a siÄ™ na starej brÄ…zowej zasÅ‚onie i przyjrzaÅ‚a mi siÄ™ przez zmrużone oczy. CaÅ‚a przyjemność po mojej stronie, monsieur.Co pan sobie życzy na kolacjÄ™? A co powiesz na to chili, o którym wspominaÅ‚aÅ›? W porzÄ…dku.Możesz kupić po drodze puszkÄ™ fasolki, kminek i przyprawÄ™ chili. Nic wiÄ™cej? Nie sÄ…dzisz, że przydaÅ‚oby siÄ™ trochÄ™ miÄ™sa?RozeÅ›miaÅ‚a siÄ™; i spoglÄ…dajÄ…c wstecz sÄ…dzÄ™, że w tym wÅ‚aÅ›nie momencie zaczęły siÄ™ pojawiać rysy namojej miÅ‚oÅ›ci do Janie.ZrozumiaÅ‚em, że sÄ… na Å›wiecie inne kobiety.Niekoniecznie Liz, ale w ogóle innekobiety, które potrafiÄ… siÄ™ Å›miać i być urocze; i mogÄ… siÄ™ zaopiekować Dannym. Kup trochÄ™ mielonego powiedziaÅ‚a. Niezbyt tÅ‚ustego.ZostawiÅ‚em jÄ… i ruszyÅ‚em przez ogród w stronÄ™ domu.IdÄ…c uÅ›wiadomiÅ‚em sobie, że w jednym z gór-nych okien tkwi blady zarys twarzy; twarzy, która mnie obserwuje.Nie zamierzaÅ‚em wcale podnosić wzroku i tam patrzeć.Fortyfoot House wymagaÅ‚ przede wszystkimsilnej dozy sceptycyzmu i zdrowego rozsÄ…dku nie należaÅ‚o po prostu przyjmować do wiadomoÅ›ci, żeludzie we frakach i cylindrach mogÄ… spacerować po ogrodzie sto lat po swojej Å›mierci.Nie należaÅ‚o przyj-mować do wiadomoÅ›ci, że po strychu mogÄ… biegać kosmate chichoczÄ…ce stworzenia ani że w oknach uka-zujÄ… siÄ™ blade twarze.JeÅ›li o mnie chodziÅ‚o, Fortyfoot House nie byÅ‚ niczym wiÄ™cej jak starÄ… ruderÄ…, wokół której nagroma-dziÅ‚o siÄ™ przez wszystkie te lata mnóstwo żalu, wspomnieÅ„ i halucynacji.Być może nie byÅ‚o to dla mnienajlepsze miejsce do pracy, zważywszy rozstanie z Janie i mój raczej chwiejny charakter.Ale z caÅ‚Ä… pew-noÅ›ciÄ… nie nawiedzaÅ‚y tego domu żadne zÅ‚e moce ani duchy.Nie wierzyÅ‚em, do diabÅ‚a, w żadne zÅ‚e mocei nie wierzyÅ‚em w duchy.WidziaÅ‚em mego ojca, jak zamkniÄ™ty w trumnie znikaÅ‚ przy dzwiÄ™kach àeOld Rugged Cross za czerwonymi pluszowymi kotarami krematorium w Worthing; i chociaż modliÅ‚emsiÄ™, żeby do mnie wróciÅ‚, od tego czasu ani razu go nie oglÄ…daÅ‚em.Nie wpadÅ‚em na niego w bibliotecew Brighton ani nie widziaÅ‚em, żeby tak jak to miaÅ‚ w zwyczaju wyprowadzaÅ‚ na spacer po plaży swojegobulteriera.Quod erat demonstrandum, przynajmniej dla mnie.34WchodzÄ…c jednak w promieniach poÅ‚udniowego sÅ‚oÅ„ca na patio zerknÄ…Å‚em ponownie w górÄ™ i zoba-czyÅ‚em, że w oknie wciąż majaczy ten blady ksztaÅ‚t odbicie firanki, lustra czy jakieÅ› inne diabelstwo.WszedÅ‚em do domu i wziÄ…Å‚em portfel i kluczyki.Ale czuÅ‚em siÄ™ tu jak intruz.Prawie jak wÅ‚amywacz.Fortyfoot House należaÅ‚ do kogoÅ› innego.Nie do mnie i nie do Danny ego.Nawet nie do Tarrantów.RozejrzaÅ‚em siÄ™ dookoÅ‚a, wdychajÄ…c kurz, wilgoć i zapach piwnicznego grzyba. Jest tu kto? zawoÅ‚aÅ‚em [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.prawdÄ™ mówiÄ…c, nie sÄ…dzÄ™, żeby w ogóle miaÅ‚ telefon.Liz zrobiÅ‚a kanapki z szynkÄ… i serem cheddar i urzÄ…dziliÅ›my sobie piknik na trawniku pod gorÄ…cymzamglonym niebem.MówiÅ‚a głównie ona: byÅ‚a otwarta, bezpoÅ›rednia i autentycznie zabawna.Chcia-Å‚a pracować w samorzÄ…dzie.Nie byÅ‚a marksistkÄ…-leninistkÄ…, choć z drugiej strony trudno by jÄ… uznać zadrugÄ… Margaret àatcher.UważaÅ‚a, że potrafi być inna. NaprawdÄ™ wierzÄ™, że potrafiÄ™ coÅ› zmienić powtarzaÅ‚a z zapaÅ‚em.PomyÅ›laÅ‚em, że to oczywiste.Być może z pewnÄ… dozÄ… cynizmu, ale nie zÅ‚oÅ›liwie.Wszyscy w tym wie-ku wierzÄ…, że potrafiÄ… coÅ› zmienić. ChcÄ™ być po prostu kimÅ›, to wszystko mówiÅ‚a Liz. KimÅ› sÅ‚awnym.ChcÄ™ wystÄ™pować w tele-wizji i rozprawiać z faÅ‚szywym niemieckim akcentem o spoÅ‚ecznych uwarunkowaniach. A jakie sÄ… te spoÅ‚eczne uwarunkowania?PoÅ‚ożyÅ‚a siÄ™ na plecach na starej brÄ…zowej zasÅ‚onie, którÄ… zabraÅ‚em z domu w charakterze koca, i po-ciÄ…gnęła prosto z butelki zimne frascati. Takie, że mężczyzni traktujÄ… kobiety jak boginie, dopóki nie zÅ‚apiÄ… ich w swoje sidÅ‚a.A wtedy eks-ploatujÄ… je, znieważajÄ…, bijÄ… i oczerniajÄ….I im bardziej je eksploatujÄ…, znieważajÄ…, bijÄ… i oczerniajÄ…, tymbardziej siÄ™ to kobietom podoba.32 Tobie też? zapytaÅ‚em. Nie.W żadnym wypadku.Ale mnie nikt jeszcze nie zÅ‚apaÅ‚ w swoje sidÅ‚a. Nie wszyscy mężczyzni sÄ… prostakami i damskimi bokserami. Ci, których warto mieć, sÄ… tacy.Na tym polega straszliwy paradoks.UsiadÅ‚em, żeby zerknąć na Danny ego, który bawiÅ‚ siÄ™ przy brzegu stawu. Uważaj, Danny! Woda jest gÅ‚Ä™bsza, niż na to wyglÄ…da! Uwielbiasz go, prawda? zapytaÅ‚a mnie, przymykajÄ…c jedno oko przed sÅ‚oÅ„cem. Naturalnie. Ale nie kochasz już jego mamy? W pewien sposób nadal jÄ… kocham.Ale jakie to ma znaczenie? Mieszka teraz w Durham z jakimÅ›brodatym gnojkiem, który nazywa siÄ™ Raymond.Liz pokiwaÅ‚a gÅ‚owÄ…. Wiem, co masz na myÅ›li.ZnaÅ‚am kiedyÅ› faceta o imieniu Raymond.ByÅ‚ do niczego.Jeszcze w szko-le oddawaÅ‚ na biednych wszystkie pieniÄ…dze, które starzy dawali mu na lunch, a potem podkradaÅ‚ cudzekanapki.UważaÅ‚ siÄ™ za Å›wiÄ™tego. Może i byÅ‚ Å›wiÄ™ty.Liz siÄ™ rozeÅ›miaÅ‚a. NiezÅ‚y Å›wiÄ™ty.Kiedy skoÅ„czyÅ‚ szkoÅ‚Ä™, zÅ‚apano go na dachu magazynu w South Croydon, podczaskradzieży telewizorów.SkoÅ„czyÅ‚em kanapkÄ™, wziÄ…Å‚em do rÄ™ki butelkÄ™ i pociÄ…gnÄ…Å‚em porzÄ…dny Å‚yk chÅ‚odnego wina. Po poÅ‚udniu muszÄ™ pojechać do Shanklin Village, żeby porozmawiać ze szczuroÅ‚apem.Czy możeraczej z pracownikiem pionu odszczurzania , jak nazywajÄ… ich dzisiaj. MogÄ™ z tobÄ… pojechać? WolaÅ‚bym raczej, żebyÅ› popilnowaÅ‚a Danny ego.Nie masz nic przeciwko temu?Liz uÅ›miechnęła siÄ™ i potrzÄ…snęła gÅ‚owÄ…. Z przyjemnoÅ›ciÄ….Jest naprawdÄ™ sÅ‚odki.ZapytaÅ‚ mnie, czy ciÄ™ kocham.Wydaje mi siÄ™, że siÄ™ zaprzy-jaznimy. Masz jakichÅ› mÅ‚odszych braci albo siostry?UÅ›miech speÅ‚zÅ‚ jej z twarzy i odgarnęła do tyÅ‚u wÅ‚osy. MiaÅ‚am mÅ‚odszego brata o imieniu Marty.Ale byÅ‚ u nas pożar.Wiesz, jeden z tych starych para-finowych prymusów.PrzewróciÅ‚ siÄ™ i Marty zajÄ…Å‚ siÄ™ caÅ‚y ogniem.MiaÅ‚ tylko cztery latka.Mama i tatao maÅ‚o nie oszaleli ze zmartwienia. Przykro mi powiedziaÅ‚em tak Å‚agodnie, jak mogÅ‚em.Wydęła wargi. Nic nie można byÅ‚o poradzić. Co sÄ…dzisz o opowieÅ›ci Doris? zapytaÅ‚em. O starym panu Billingsie i mÅ‚odym panu Billingsie? Moim zdaniem wspaniaÅ‚a.Ale o starych do-mach zawsze sÅ‚yszy siÄ™ takie historie.Przy koÅ„cu naszej ulicy też staÅ‚a rudera.Ludzie nazywali jÄ… domem33Laurelów.Stara kobieta, która tam mieszkaÅ‚a, zmarÅ‚a na raka i wszystkie dzieciaki wmawiaÅ‚y sobie po-tem, że widzÄ… jej przyciÅ›niÄ™tÄ… do okna na piÄ™trze biaÅ‚Ä… twarz; naprawdÄ™ biaÅ‚Ä… z biaÅ‚ymi wÅ‚osami; i że starakrzyczy na nie, żeby wynosiÅ‚y siÄ™ z ogrodu, tak jak to robiÅ‚a za życia, ale nic nie sÅ‚ychać przez szybÄ™.Stra-szyliÅ›my siÄ™ wzajemnie aż do ogÅ‚upienia. Dzisiaj rano kogoÅ› tu widziaÅ‚em stwierdziÅ‚em. WyglÄ…daÅ‚em przez okno kaplicy, tam na górze,i zobaczyÅ‚em, że ktoÅ› stoi na Å›rodku trawnika.Liz zamknęła oczy. Daj spokój, Davidzie, to mógÅ‚ być ktokolwiek.Przyjemnie byÅ‚o usÅ‚yszeć wypowiedziane przez kogoÅ› innego wÅ‚asne imiÄ™.To jeden z luksusów, któ-rych naprawdÄ™ brakuje, kiedy czÅ‚owiek jest sam.Danny zawsze mówi do mnie tato i tato jest w porzÄ…dku.Ale to nie byÅ‚o to samo, co Davidw ustach Liz. Lepiej już pójdÄ™ powiedziaÅ‚em. DziÄ™kujÄ™ za kanapki.PoÅ‚ożyÅ‚a siÄ™ na starej brÄ…zowej zasÅ‚onie i przyjrzaÅ‚a mi siÄ™ przez zmrużone oczy. CaÅ‚a przyjemność po mojej stronie, monsieur.Co pan sobie życzy na kolacjÄ™? A co powiesz na to chili, o którym wspominaÅ‚aÅ›? W porzÄ…dku.Możesz kupić po drodze puszkÄ™ fasolki, kminek i przyprawÄ™ chili. Nic wiÄ™cej? Nie sÄ…dzisz, że przydaÅ‚oby siÄ™ trochÄ™ miÄ™sa?RozeÅ›miaÅ‚a siÄ™; i spoglÄ…dajÄ…c wstecz sÄ…dzÄ™, że w tym wÅ‚aÅ›nie momencie zaczęły siÄ™ pojawiać rysy namojej miÅ‚oÅ›ci do Janie.ZrozumiaÅ‚em, że sÄ… na Å›wiecie inne kobiety.Niekoniecznie Liz, ale w ogóle innekobiety, które potrafiÄ… siÄ™ Å›miać i być urocze; i mogÄ… siÄ™ zaopiekować Dannym. Kup trochÄ™ mielonego powiedziaÅ‚a. Niezbyt tÅ‚ustego.ZostawiÅ‚em jÄ… i ruszyÅ‚em przez ogród w stronÄ™ domu.IdÄ…c uÅ›wiadomiÅ‚em sobie, że w jednym z gór-nych okien tkwi blady zarys twarzy; twarzy, która mnie obserwuje.Nie zamierzaÅ‚em wcale podnosić wzroku i tam patrzeć.Fortyfoot House wymagaÅ‚ przede wszystkimsilnej dozy sceptycyzmu i zdrowego rozsÄ…dku nie należaÅ‚o po prostu przyjmować do wiadomoÅ›ci, żeludzie we frakach i cylindrach mogÄ… spacerować po ogrodzie sto lat po swojej Å›mierci.Nie należaÅ‚o przyj-mować do wiadomoÅ›ci, że po strychu mogÄ… biegać kosmate chichoczÄ…ce stworzenia ani że w oknach uka-zujÄ… siÄ™ blade twarze.JeÅ›li o mnie chodziÅ‚o, Fortyfoot House nie byÅ‚ niczym wiÄ™cej jak starÄ… ruderÄ…, wokół której nagroma-dziÅ‚o siÄ™ przez wszystkie te lata mnóstwo żalu, wspomnieÅ„ i halucynacji.Być może nie byÅ‚o to dla mnienajlepsze miejsce do pracy, zważywszy rozstanie z Janie i mój raczej chwiejny charakter.Ale z caÅ‚Ä… pew-noÅ›ciÄ… nie nawiedzaÅ‚y tego domu żadne zÅ‚e moce ani duchy.Nie wierzyÅ‚em, do diabÅ‚a, w żadne zÅ‚e mocei nie wierzyÅ‚em w duchy.WidziaÅ‚em mego ojca, jak zamkniÄ™ty w trumnie znikaÅ‚ przy dzwiÄ™kach àeOld Rugged Cross za czerwonymi pluszowymi kotarami krematorium w Worthing; i chociaż modliÅ‚emsiÄ™, żeby do mnie wróciÅ‚, od tego czasu ani razu go nie oglÄ…daÅ‚em.Nie wpadÅ‚em na niego w bibliotecew Brighton ani nie widziaÅ‚em, żeby tak jak to miaÅ‚ w zwyczaju wyprowadzaÅ‚ na spacer po plaży swojegobulteriera.Quod erat demonstrandum, przynajmniej dla mnie.34WchodzÄ…c jednak w promieniach poÅ‚udniowego sÅ‚oÅ„ca na patio zerknÄ…Å‚em ponownie w górÄ™ i zoba-czyÅ‚em, że w oknie wciąż majaczy ten blady ksztaÅ‚t odbicie firanki, lustra czy jakieÅ› inne diabelstwo.WszedÅ‚em do domu i wziÄ…Å‚em portfel i kluczyki.Ale czuÅ‚em siÄ™ tu jak intruz.Prawie jak wÅ‚amywacz.Fortyfoot House należaÅ‚ do kogoÅ› innego.Nie do mnie i nie do Danny ego.Nawet nie do Tarrantów.RozejrzaÅ‚em siÄ™ dookoÅ‚a, wdychajÄ…c kurz, wilgoć i zapach piwnicznego grzyba. Jest tu kto? zawoÅ‚aÅ‚em [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]