[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mogą minąć miesiące, zanimpojawią się pierwsze symptomy choroby popromiennej, a i tak możenas to zabić równie szybko jak.scheisse.Nie będę krzyczał, nie będękrzyczał, dopóki.Boże, po prostu sobie tego nie wyobrażam, no niemogę sobie tego wyobrazić.Zapiszczała komórka.Marena wcisnęła guzik i odsłuchała prze-słany tekst.- Dobrze.- Wyłączyła słuchawkę.- Zapewnili mnie, że w towchodzą.Powiedziałem, że świetnie, i zapytałem, czyjej kumple z Pentago-nu dorzucili parę dobrych rad, co mamy robić, by przeżyć.-Powiedzieli tylko, żebyśmy nadal kierowali się na południe i po-zwolili DW wykonać swoją robotę.-Jasne.DW? Czy miała na myśli.Nie.Zaraz, może powinniśmy jednaksię zatrzymać i kupić tabletki z jodem? Chyba lepiej o tym nawet niewspominać.Zresztą poruszamy się tak wolno.Jak się zatrzymamy,możemy nigdy się stąd nie wydostać.Znajdowaliśmy się już blisko południowych rogatek Florydy.Do-chodziła dziewiętnasta czternaście.Marena zrobiła zbliżenie mapy zGoogle Traffic.Wyglądało na to, że od miejsca, gdzie droga znowubyła oznaczona na zielono, a nie na czerwono, dzieliło nas najwyżejdziesięć samochodów.Klaksony ryczały już nieprzerwanie, ludzie mu-sieli je zwyczajnie przytrzymywać włączone - nie po to, by dać upustwściekłości, lecz raczej desperacji.Po lewej widać było cukierkowyróżowo-błękitny horyzont, jak z plakatu drogiego hotelu nad OceanDrive.Przynajmniej wydamy ostatnie tchnienie w stosownej scenerii.Siedzieliśmy w milczeniu.Marena wierciła się trochę.W końcuwłączyła CNN.W wiadomościach podano, że ponad sto samochodówzostało podpalonych w Winter Park i Altamonte Springs oraz że w ca-łym hrabstwie Orange odnotowano kilkanaście trudnych do opano-wania pożarów.Pokazano też na mapie Belle Glade, miasteczko napołudniowym krańcu Okeechobee, z relacją, że oddziały skinheadów,które ogłosiły się lokalną milicją, napadły na przyczepy imigrantów,ponieważ uznały je za sztab La Raza i obwiniły za rozniecenie poża-rów.Osiemnaście osób zostało zabitych.Dranie z pochodniami, po-myślałem.Imperium znowu kontratakuje.Niech to szlag.Na ekra-nie pojawiło się sześć nieruchomych ciał na asfalcie, sfilmowanychz niskiego ujęcia.-Nie znoszę trupów - oznajmił Max.-Więc może lepiej, żebyś oglądał coś innego.- Marena dotknęłaikony, by zmienić kanał, i na monitorze pojawiła się kreskówka SpongeBob Kanciastoporty".-Co się stało z ostrzeżeniami typu program wyłącznie dla do-rosłych"? - szepnęła do mnie Marena.Odpowiedziałem, że możedziennikarze z CNN nie umieli znalezć jednosylabowegoodpowiednika tylko dla dorosłych".-Zostaniemy zabici? - zapytał Max.-Małe szanse - zapewniła Marena.- To się stało daleko stąd.Le-piej obejrzyj film.- Hej, panie Krab! To świetnie! - ucieszył się SpongeBob.Ruch na drodze zamarł zupełnie.Próbowałem dodzwonić się doświetlicy w Indiantown, ale bez skutku.Sprawdziłem TomTomClub.Ktoś o nicku BitterOldExGreenBeretCracker twierdził, że za ata-kiem w Disney World nie stoją islamscy zamachowcy, lecz organiza-cja rdzennych Amerykanów nazywająca się Biały Bizon.Ale jego wy-jaśnienia były dość pokrętne.Inny użytkownik, Gladheather, upierałsię, że to na pewno robota ugrupowania Naród Islamu.SpongeBobpobił Skalmara Obłynosa w tanecznym pojedynku.W końcu Mare-na miała dość.-Podejdę i sprawdzę, co się dzieje - oznajmiła.-Lepiej, żebym to ja sprawdził.- Zacząłem wstawać.-Nie, sama się tym zajmę.Sięgnęła do torby podróżnej, wyciągnęła z niej wielką kamerę--broszę z pierścieniowatym logo Warren Borromean, włączyła i przy-pięła do klapy żakietu.-Też chcę wyjść - wtrącił się Max.-Nie, kochanie.Ty i Jed zostaniecie w wozie - sprzeciwiła się sta-nowczo.- To nie potrwa długo.Pójdę tylko sprawdzić, co siędzieje na początku tego korka.-Naprawdę, mogę.- zacząłem, ale nie dała mi skończyć.-Wiem, co robię.Nic mi się nie stanie.Jak się nazywa ta bazawojskowa?-Ta najbliżej nas? Homestead.-Zwietnie.- Marena wyprostowała się.- Słuchajcie, chłopcy.Niewpuszczajcie nikogo do samochodu, nieważne, co powie lubjaki bę-dzie miał mundur.Podłączyłam kamerę do telefonu, więcbędziecie mogli wszystko obejrzeć na monitorach.Wrócę za paręminut.Max i ja spojrzeliśmy na siebie, a potem powiedzieliśmy, że dob-rze.Marena nie wyłączyła silnika, uchyliła tylko drzwi i wyślizgnęła sięz wozu.Poczułem uderzenie gorącego powietrza w klimatyzowanymwnętrzu jeepa.Przesunąłem się na siedzenie kierowcy.Było za bliskoi za wysoko, ale nie ośmieliłem się zmieniać ustawień.Max wskoczyłna moje miejsce i wbił oczy w ekran.Również zacząłem oglądać.Czułem się wykastrowany.Nie pierwszy raz, niestety.Przy począt-ku korka samochody stały chyba jeden na drugim.Klaksony ucichły.Kamera Mareny trzęsła się przy każdym kroku, kiedy kobieta pod-chodziła do pleców otyłych ludzi tworzących nieduży tłum.-Przepraszam, media - usłyszeliśmy z Maksem jej głos przesyconypewnością siebie i autorytetem.Zdumiewające, ale ściśnięta tkankatłuszczowa rozstąpiła się natychmiast, by zrobić przejście.Parukierowców burknęło coś nieprzyjaznie, ale nikt nie kwestionowałobecności Mareny.Durnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Mogą minąć miesiące, zanimpojawią się pierwsze symptomy choroby popromiennej, a i tak możenas to zabić równie szybko jak.scheisse.Nie będę krzyczał, nie będękrzyczał, dopóki.Boże, po prostu sobie tego nie wyobrażam, no niemogę sobie tego wyobrazić.Zapiszczała komórka.Marena wcisnęła guzik i odsłuchała prze-słany tekst.- Dobrze.- Wyłączyła słuchawkę.- Zapewnili mnie, że w towchodzą.Powiedziałem, że świetnie, i zapytałem, czyjej kumple z Pentago-nu dorzucili parę dobrych rad, co mamy robić, by przeżyć.-Powiedzieli tylko, żebyśmy nadal kierowali się na południe i po-zwolili DW wykonać swoją robotę.-Jasne.DW? Czy miała na myśli.Nie.Zaraz, może powinniśmy jednaksię zatrzymać i kupić tabletki z jodem? Chyba lepiej o tym nawet niewspominać.Zresztą poruszamy się tak wolno.Jak się zatrzymamy,możemy nigdy się stąd nie wydostać.Znajdowaliśmy się już blisko południowych rogatek Florydy.Do-chodziła dziewiętnasta czternaście.Marena zrobiła zbliżenie mapy zGoogle Traffic.Wyglądało na to, że od miejsca, gdzie droga znowubyła oznaczona na zielono, a nie na czerwono, dzieliło nas najwyżejdziesięć samochodów.Klaksony ryczały już nieprzerwanie, ludzie mu-sieli je zwyczajnie przytrzymywać włączone - nie po to, by dać upustwściekłości, lecz raczej desperacji.Po lewej widać było cukierkowyróżowo-błękitny horyzont, jak z plakatu drogiego hotelu nad OceanDrive.Przynajmniej wydamy ostatnie tchnienie w stosownej scenerii.Siedzieliśmy w milczeniu.Marena wierciła się trochę.W końcuwłączyła CNN.W wiadomościach podano, że ponad sto samochodówzostało podpalonych w Winter Park i Altamonte Springs oraz że w ca-łym hrabstwie Orange odnotowano kilkanaście trudnych do opano-wania pożarów.Pokazano też na mapie Belle Glade, miasteczko napołudniowym krańcu Okeechobee, z relacją, że oddziały skinheadów,które ogłosiły się lokalną milicją, napadły na przyczepy imigrantów,ponieważ uznały je za sztab La Raza i obwiniły za rozniecenie poża-rów.Osiemnaście osób zostało zabitych.Dranie z pochodniami, po-myślałem.Imperium znowu kontratakuje.Niech to szlag.Na ekra-nie pojawiło się sześć nieruchomych ciał na asfalcie, sfilmowanychz niskiego ujęcia.-Nie znoszę trupów - oznajmił Max.-Więc może lepiej, żebyś oglądał coś innego.- Marena dotknęłaikony, by zmienić kanał, i na monitorze pojawiła się kreskówka SpongeBob Kanciastoporty".-Co się stało z ostrzeżeniami typu program wyłącznie dla do-rosłych"? - szepnęła do mnie Marena.Odpowiedziałem, że możedziennikarze z CNN nie umieli znalezć jednosylabowegoodpowiednika tylko dla dorosłych".-Zostaniemy zabici? - zapytał Max.-Małe szanse - zapewniła Marena.- To się stało daleko stąd.Le-piej obejrzyj film.- Hej, panie Krab! To świetnie! - ucieszył się SpongeBob.Ruch na drodze zamarł zupełnie.Próbowałem dodzwonić się doświetlicy w Indiantown, ale bez skutku.Sprawdziłem TomTomClub.Ktoś o nicku BitterOldExGreenBeretCracker twierdził, że za ata-kiem w Disney World nie stoją islamscy zamachowcy, lecz organiza-cja rdzennych Amerykanów nazywająca się Biały Bizon.Ale jego wy-jaśnienia były dość pokrętne.Inny użytkownik, Gladheather, upierałsię, że to na pewno robota ugrupowania Naród Islamu.SpongeBobpobił Skalmara Obłynosa w tanecznym pojedynku.W końcu Mare-na miała dość.-Podejdę i sprawdzę, co się dzieje - oznajmiła.-Lepiej, żebym to ja sprawdził.- Zacząłem wstawać.-Nie, sama się tym zajmę.Sięgnęła do torby podróżnej, wyciągnęła z niej wielką kamerę--broszę z pierścieniowatym logo Warren Borromean, włączyła i przy-pięła do klapy żakietu.-Też chcę wyjść - wtrącił się Max.-Nie, kochanie.Ty i Jed zostaniecie w wozie - sprzeciwiła się sta-nowczo.- To nie potrwa długo.Pójdę tylko sprawdzić, co siędzieje na początku tego korka.-Naprawdę, mogę.- zacząłem, ale nie dała mi skończyć.-Wiem, co robię.Nic mi się nie stanie.Jak się nazywa ta bazawojskowa?-Ta najbliżej nas? Homestead.-Zwietnie.- Marena wyprostowała się.- Słuchajcie, chłopcy.Niewpuszczajcie nikogo do samochodu, nieważne, co powie lubjaki bę-dzie miał mundur.Podłączyłam kamerę do telefonu, więcbędziecie mogli wszystko obejrzeć na monitorach.Wrócę za paręminut.Max i ja spojrzeliśmy na siebie, a potem powiedzieliśmy, że dob-rze.Marena nie wyłączyła silnika, uchyliła tylko drzwi i wyślizgnęła sięz wozu.Poczułem uderzenie gorącego powietrza w klimatyzowanymwnętrzu jeepa.Przesunąłem się na siedzenie kierowcy.Było za bliskoi za wysoko, ale nie ośmieliłem się zmieniać ustawień.Max wskoczyłna moje miejsce i wbił oczy w ekran.Również zacząłem oglądać.Czułem się wykastrowany.Nie pierwszy raz, niestety.Przy począt-ku korka samochody stały chyba jeden na drugim.Klaksony ucichły.Kamera Mareny trzęsła się przy każdym kroku, kiedy kobieta pod-chodziła do pleców otyłych ludzi tworzących nieduży tłum.-Przepraszam, media - usłyszeliśmy z Maksem jej głos przesyconypewnością siebie i autorytetem.Zdumiewające, ale ściśnięta tkankatłuszczowa rozstąpiła się natychmiast, by zrobić przejście.Parukierowców burknęło coś nieprzyjaznie, ale nikt nie kwestionowałobecności Mareny.Durnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]