[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie wiem!Jordan nie przestawał wypytywać, łagodnie i uparcie, ale Joey naprawdę nic nie wiedział.Ani gdzie się urodził, ani co się stało z jego rodzicami, ani ile ma lat.Wyglądało na to, że pamięta jedynie - bo ciągle to powtarzał - że pani Cheever kazała mu nie mówić nikomu, że jest Bezsennym, bo inaczej ludzie zrobią mu krzywdę.W nocy powinien pójść w odosobnione miejsce i się położyć.Joey wypełniał wiernie ten rozkaz, bo tak powiedziała mu pani Cheever.Kim była pani Cheever, dlaczego okazywała mu tyle dobroci i co się z nią w końcu stało, tego Joey już nie pamiętał.- Joey, czy.- Niech pan nic nie mówi panu Hawke!Na ekranie wideotelefonu pojawiła się twarz Mayleen.- Jordan, właśnie przyjechał pan Hawke.Holly Newman powiedziała mi, co się stało.- Zerknęła ciekawie na Joeya.- To on ma być Bezsenny?- Nie zaczynaj, Mayleen!- Cholera, przecież nic takiego.Wraz z falą dźwięków wtoczył się do biura Hawke.Natychmiast całe pomieszczenie przeszło w jego władanie.Wypełnił je swoją obecnością, niemal tak samo wielki jak Joey, lecz o tyle bardziej władczy, że Jordan, który sądził, iż zdołał się już z nim oswoić, jeszcze raz poczuł, jak kurczy się w pozbawiony znaczenia drobiazg.- Campbell opowiedział mi, co się stało.Joey jest Bezsennym?- Eheeeeee - jęknął Joey.Zakrył twarz rękoma.Jego palce przypominały krwawe banany.Jordan spodziewał się, że Hawke natychmiast zrozumie swój błąd i jakoś wszystkiemu zaradzi.Hawke radził sobie z ludźmi.Ale zamiast tego Hawke gapił się w milczeniu na Joeya, nieznacznie uśmiechnięty, nie rozbawiony, lecz dziwnie zadowolony, jakby coś w Joeyu napawało go satysfakcją, której nie było potrzeby kryć.- Panie Hawke, cz-czy jja m.m.muszę sobbie iść?- Nie, dlaczego? Oczywiście, że nie, Joey - odparł Hawke.- Możesz tu zostać, jeśli tylko chcesz.Na twarz Joeya wpełzał groteskowy wyraz nadziei.- M.mimo że n.nigdy n.nie śpię?- Mimo że jesteś Bezsennym - zgodził się gładko Hawke, nadal uśmiechnięty.- Możesz nam się tutaj przydać.Joey podszedł chwiejnie do Hawke’a i padł przed nim na kolana.Objął go ramionami, przycisnął twarz do jego brzucha i łkał.Hawke nadal wpatrywał się w Joeya, nieznacznie się uśmiechając.Jordanowi zrobiło się niedobrze.- Hawke, on tu nie może zostać.Dobrze wiesz.Nie może.Hawke pogładził brudne włosy Joeya.- Joey, wyjdź z mojego biura - rzucił szorstko Jordan.- To w końcu ciągle jeszcze moje biuro.Wyjdź.Idź.- Nie mógł posłać Joeya na teren zakładu, bo wieść musiała się już rozejść wśród wszystkich robotników.Biuro Hawke’a było zamknięte, a posłać go do któregoś z zabudowań pomocniczych byłoby jeszcze gorzej.W całej fabryce Śpi-My nie było miejsca, gdzie Joey byłby bezpieczny.- Przyślij go do mojej budki strażniczej - odezwała się o Mayleen z ekranu.Jordan zupełnie zapomniał, że wideotelefon nadal działa.- Nikt mu tu nie dokuczy.Zaskoczony, Jordan szybko rozpatrzył sytuację.Mayleen miała broń - ale nie, z pewnością by tego nie zrobiła.Jakimś sposobem wychwycił to w tonie jej głosu.- Idź do budki Mayleen, Joey - rzucił Jordan tak autorytatywnym tonem, na jaki tylko potrafił się zdobyć.- No, idź! Joey ani drgnął.- Idź, Joey - powtórzył Hawke tym swoim rozbawionym głosem i Joey poszedł.Jordan stanął twarzą w twarz z szefem.- Zabiją go, jeśli tu zostanie.- Tego nie możesz wiedzieć na pewno.- Ale wiem, tak samo jak ty.Wzbudziłeś w nich tyle nienawiści do Bezsennych.- urwał.Więc o to chodziło w tym całym Śpi-My.Nie tylko o Kevina Bakera, Leishę Camden czy Jennifer Sharifi, błyskotliwych ludzi u władzy, którzy sami potrafią o siebie zadbać, ale także o Bezimiennego Joeya, który nie rozpoznałby broni ekonomicznej, nawet gdyby się o nią potknął.A potknąłby się z pewnością.- Nie myśl w ten sposób, Jordanie - odezwał się cicho Hawke.- Joey to anomalia.Drobna plamka w statystykach Bezsennych.W prawdziwej wojnie o sprawiedliwość Joey jest bez znaczenia.- Ale nie na tyle, żebyś mógł go sobie odpuścić.Gdybyś naprawdę myślał, że Joey jest bez znaczenia, odesłałbyś go stąd w jakieś bezpieczne miejsce.Oni go tu zabiją, a ty im na to pozwolisz, bo to jeszcze jeden sposób na to, żeby poczuć dreszczyk triumfu ze zwycięstwa nad Bezsennymi, nieprawdaż?Hawke przysiadł na biurku Jordana zamaszystym, swobodnym ruchem, który Jordan widywał już setki razy.A może tysiące, jeśli doliczyć wszystkie sny, w których Hawke nawiedzał Jordana.Zwykle usadawiał się tak swobodnie, by za chwilę z przyjemnością zacząć czepiać się argumentów Jordana, z przyjemnością burzyć jego naiwne przekonania - co nie było szczególnie trudne, biorąc pod uwagę, że umysłowość Jordana nie mogła nawet marzyć o zrównaniu się z umysłem Hawke’a.Ale nie tym razem.Hawke zaczął swobodnym tonem:- Przegapiłeś jeden kluczowy punkt, Jordy.Podstawą godności osobistej człowieka jest prawo do indywidualnego wyboru.Joey sam wybrał, że chce żyć tutaj.Każdy propagator idei godności osobistej człowieka - od Kenzo Yagai, przez Abrahama Lincolna, aż do samego Eurypidesa - twierdził, że indywidualny wybór człowieka musi zastąpić presję społeczną.Sam Lincoln powiedział - wiem, twoja wspaniała ciocia Leisha przytoczyłaby pewnie stosowny cytat - mówiąc na temat zagrożeń dla wyzwolonych niewolników.- Odchodzę - rzucił Jordan.Hawke uśmiechnął się.- No, Jordy, przecież już raz to przerabialiśmy.I z jakim efektem?Jordan wyszedł.Hawke pozwoliłby zginąć i jemu, choć w inny sposób.Właściwie sam przykładał do tego ręki, przez cały czas, a Jordan niczego nie dostrzegał.A może to też - całe to kłucie Jordim, zamiast Jordana - może to też należało do planów Hawke’a? Może Hawke chciał, żeby Jordan odszedł?Z nim nigdy niczego nie można być pewnym.Opłynęła go fala fabrycznych hałasów.Na ogromnym ekranie na północnym końcu hali pokazywano właśnie Azyl z lotu ptaka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl