[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- W końcowym efekcie zmienię to wasze docelowe społeczeństwo w gromadę przestraszonych dzieci.Jennifer odpowiedziała mu niewzruszonym spojrzeniem.Musiała stoczyć ze sobą wewnętrzną walkę, by nie okazać obrzydzenia, jakie wzbudzał w niej ten brodaty olbrzym, tak kompletnie zaabsorbowany własnym geniuszem, zupełnie nie zażenowany tym, co im tu przed chwilą pokazał i czego dokonał na własnych ziomkach.Jennifer od zawsze wiedziała, że Śpiący nie mają w sobie cienia lojalności i żadnych zasad moralnych.Są gotowi zrobić bliźniemu dosłownie wszystko, jeśli tylko zostaną odpowiednio opłaceni.Nie potrafili też dostrzec różnicy między wyrokiem, który musiała odsiedzieć Jennifer - zrodzonym przecież z chorobliwego strachu Śpiących i jej własnego poczucia obowiązku, by strzec swoich - a wyrokiem, który będzie musiał odsiedzieć ten błyskotliwy robak, jeśli władze odkryją jego machlojki z ludzkim mózgiem.Strukow to zaraza.Ale musi wykorzystać nawet tę zarazę, by strzec własnych ludzi, jeśli nie będzie miała innego wyjścia.Niemniej nie będzie się z tą zarazą bawić w uprzejmości i poszanowanie tradycji.Wstała i spojrzała mu prosto w oczy.- I potrafi pan zainfekować ludzi takim wirusem za pomocą niewykrywalnej iniekcji?- Tak powiedziałem - odparł Strukow, rozbawiony, bo trzej Arabowie gniewnie zerwali się z miejsc.- Osłona wirusa zawiera szesnaście różnych protein, z których pięć nigdy przedtem nie istniało.Wszystkie zostaną zniszczone przez czyściciela komórek, na długo zanim autorytety naukowe zdążą go wyizolować i wyhodować kulturę.- Zdaje się, że umawialiśmy się, kto będzie zabierał głos na tym spotkaniu! - odezwał się gniewnie Karim.- Iniekcja nam nie wystarczy - powiedziała Jennifer do Strukowa.- Pani wnuczka odmieniła ludzkie ciało, a pani chce odmienić ludzki mózg, nieprawdaż? - rzucił z uśmiechem Strukow.- Co chcemy zrobić, to już nie pańska sprawa - odparowała Jennifer, a w tym samym momencie Beshir rzucił zapalczywie do Willa:- Proszę powstrzymać swoją żonę!- Czy pani zawsze przemawia w pierwszej osobie liczby mnogiej, Madame Sharifi? - zapytał złośliwie Strukow.- Zatem jaki sposób rozprzestrzeniania pani odpowiada? I w jakich terminach?- Dwa różne sposoby.Jeden - do jak najszybszego wyprodukowania i przetestowania, drugi - do wykorzystania miesiąc później.- A te dwa sposoby to.?Opowiedziała mu.6JACKSON OBUDZIŁ SIĘ Z SILNYM PRZEŚWIADCZENIEM, że w ciemnościach ktoś chodzi po pokoju.Sen? Nie.Intruz był jak najbardziej realny.I to nie robot.Po drugiej stronie widział niewyraźną ludzką sylwetkę, kiedy mijała szybko na wpół zaciemnione okna.Theresa? Nie, nie przyszłaby do jego pokoju w nocy, a jeśli nawet, to przecież zapaliłaby światło.Leżał nieruchomo, markując głęboki oddech snu, i rozważał, jakie w tej sytuacji ma możliwości.Mógłby wezwać ochronę budynku, ale przecież nie zacznie jeszcze działać nawet wersja neurofarmaceutyczna, a intruz już zastrzeli Jacksona na dźwięk jego głosu.Mógłby stoczyć się z łóżka po stronie przeciwnej od okna i próbować wyciągnąć osobiste pole ochronne z dolnej szuflady toaletki.A może to była druga od dołu szuflada? Wyobraził sobie, jak nagi grzebie między skarpetami i bielizną, a intruz w tym czasie uprzejmie czeka.Na pewno.Mógłby wyskoczyć z łóżka i zewrzeć się z przeciwnikiem, licząc, że przez zaskoczenie tamten nie zdąży go zastrzelić.W ciągu tych kilku sekund, kiedy usiłował powziąć jakąś decyzję, intruz rzucił krótko: „Zapalić światło”, a w pokoju zaraz zrobiło się jasno.- Witaj, Jackson - powiedziała Cazie.Była naga, cała unurzana w błocie.Oblepiało jej łonowy puch, rozsmarowało się po pełnych piersiach, odpadało mokrymi grudkami na jego biały dywan.Jackson natychmiast poczuł, że dostaje erekcji.A jakby tak zrobił z siebie idiotę i wezwał ochronę?- Niech to jasny szlag, Cazie, co ty, do cholery, wyprawiasz?- Spodoba ci się to, co wyprawiam, Jack.Idziemy na przyjęcie.Wyszłam z niego tylko po to, żeby cię przyprowadzić.Przysunęła się bliżej łóżka, tak że widział teraz jej zielono upstrzone oczy.Była na jakichś prochach, o wiele mocniejszych niż endorkiss.Zauważyła jego zachmurzone spojrzenie i wyciągnęła ku niemu inhalator.- Chcesz sztacha?- Nie!- No to chodźmy na przyjęcie.- Zerwała koc z łóżka Jacksona.Błoto z rąk wybrudziło niekonsumowalną tkaninę.- O, ty już jesteś gotowy.Zawsze szybko twardniałeś, Jack.I to mi się w tobie podoba [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.- W końcowym efekcie zmienię to wasze docelowe społeczeństwo w gromadę przestraszonych dzieci.Jennifer odpowiedziała mu niewzruszonym spojrzeniem.Musiała stoczyć ze sobą wewnętrzną walkę, by nie okazać obrzydzenia, jakie wzbudzał w niej ten brodaty olbrzym, tak kompletnie zaabsorbowany własnym geniuszem, zupełnie nie zażenowany tym, co im tu przed chwilą pokazał i czego dokonał na własnych ziomkach.Jennifer od zawsze wiedziała, że Śpiący nie mają w sobie cienia lojalności i żadnych zasad moralnych.Są gotowi zrobić bliźniemu dosłownie wszystko, jeśli tylko zostaną odpowiednio opłaceni.Nie potrafili też dostrzec różnicy między wyrokiem, który musiała odsiedzieć Jennifer - zrodzonym przecież z chorobliwego strachu Śpiących i jej własnego poczucia obowiązku, by strzec swoich - a wyrokiem, który będzie musiał odsiedzieć ten błyskotliwy robak, jeśli władze odkryją jego machlojki z ludzkim mózgiem.Strukow to zaraza.Ale musi wykorzystać nawet tę zarazę, by strzec własnych ludzi, jeśli nie będzie miała innego wyjścia.Niemniej nie będzie się z tą zarazą bawić w uprzejmości i poszanowanie tradycji.Wstała i spojrzała mu prosto w oczy.- I potrafi pan zainfekować ludzi takim wirusem za pomocą niewykrywalnej iniekcji?- Tak powiedziałem - odparł Strukow, rozbawiony, bo trzej Arabowie gniewnie zerwali się z miejsc.- Osłona wirusa zawiera szesnaście różnych protein, z których pięć nigdy przedtem nie istniało.Wszystkie zostaną zniszczone przez czyściciela komórek, na długo zanim autorytety naukowe zdążą go wyizolować i wyhodować kulturę.- Zdaje się, że umawialiśmy się, kto będzie zabierał głos na tym spotkaniu! - odezwał się gniewnie Karim.- Iniekcja nam nie wystarczy - powiedziała Jennifer do Strukowa.- Pani wnuczka odmieniła ludzkie ciało, a pani chce odmienić ludzki mózg, nieprawdaż? - rzucił z uśmiechem Strukow.- Co chcemy zrobić, to już nie pańska sprawa - odparowała Jennifer, a w tym samym momencie Beshir rzucił zapalczywie do Willa:- Proszę powstrzymać swoją żonę!- Czy pani zawsze przemawia w pierwszej osobie liczby mnogiej, Madame Sharifi? - zapytał złośliwie Strukow.- Zatem jaki sposób rozprzestrzeniania pani odpowiada? I w jakich terminach?- Dwa różne sposoby.Jeden - do jak najszybszego wyprodukowania i przetestowania, drugi - do wykorzystania miesiąc później.- A te dwa sposoby to.?Opowiedziała mu.6JACKSON OBUDZIŁ SIĘ Z SILNYM PRZEŚWIADCZENIEM, że w ciemnościach ktoś chodzi po pokoju.Sen? Nie.Intruz był jak najbardziej realny.I to nie robot.Po drugiej stronie widział niewyraźną ludzką sylwetkę, kiedy mijała szybko na wpół zaciemnione okna.Theresa? Nie, nie przyszłaby do jego pokoju w nocy, a jeśli nawet, to przecież zapaliłaby światło.Leżał nieruchomo, markując głęboki oddech snu, i rozważał, jakie w tej sytuacji ma możliwości.Mógłby wezwać ochronę budynku, ale przecież nie zacznie jeszcze działać nawet wersja neurofarmaceutyczna, a intruz już zastrzeli Jacksona na dźwięk jego głosu.Mógłby stoczyć się z łóżka po stronie przeciwnej od okna i próbować wyciągnąć osobiste pole ochronne z dolnej szuflady toaletki.A może to była druga od dołu szuflada? Wyobraził sobie, jak nagi grzebie między skarpetami i bielizną, a intruz w tym czasie uprzejmie czeka.Na pewno.Mógłby wyskoczyć z łóżka i zewrzeć się z przeciwnikiem, licząc, że przez zaskoczenie tamten nie zdąży go zastrzelić.W ciągu tych kilku sekund, kiedy usiłował powziąć jakąś decyzję, intruz rzucił krótko: „Zapalić światło”, a w pokoju zaraz zrobiło się jasno.- Witaj, Jackson - powiedziała Cazie.Była naga, cała unurzana w błocie.Oblepiało jej łonowy puch, rozsmarowało się po pełnych piersiach, odpadało mokrymi grudkami na jego biały dywan.Jackson natychmiast poczuł, że dostaje erekcji.A jakby tak zrobił z siebie idiotę i wezwał ochronę?- Niech to jasny szlag, Cazie, co ty, do cholery, wyprawiasz?- Spodoba ci się to, co wyprawiam, Jack.Idziemy na przyjęcie.Wyszłam z niego tylko po to, żeby cię przyprowadzić.Przysunęła się bliżej łóżka, tak że widział teraz jej zielono upstrzone oczy.Była na jakichś prochach, o wiele mocniejszych niż endorkiss.Zauważyła jego zachmurzone spojrzenie i wyciągnęła ku niemu inhalator.- Chcesz sztacha?- Nie!- No to chodźmy na przyjęcie.- Zerwała koc z łóżka Jacksona.Błoto z rąk wybrudziło niekonsumowalną tkaninę.- O, ty już jesteś gotowy.Zawsze szybko twardniałeś, Jack.I to mi się w tobie podoba [ Pobierz całość w formacie PDF ]