[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dokąd zabrał tych Amatorów?- Ja nie.Jakich Amatorów?Cazie zmieniła się na twarzy.Tę właśnie twarz, pomyślała sobie Theresa, musiał widywać Jackson, kiedy się kłócili: wystające kości policzkowe sterczące spod miękkiej skóry, oczy twarde jak marmur posadzki pod bosymi stopami Theresy.Theresa skurczyła się trochę i cofnęła pod umywalkę.- Thereso, powiedz mi natychmiast, gdzie jest Jackson.Theresa zacisnęła mocno powieki.- Nie powiesz.Dobra, w takim razie już do ciebie jadę.- Nie! Ja.Ja właśnie wychodzę.- No jasne! Kiedy to ostatnio wychodziłaś? Za dziesięć minut, Tess.- Ekran pociemniał.Theresa uległa panice.Cazie to z niej wydostanie, Cazie potrafi wszystko z niej wydostać, na pewno będzie musiała powiedzieć Cazie, że Jackson wziął Lizzie i innych do Kelvin-Castner w Bostonie.A Jackson kazał nikomu tego nie mówić.Nikomu.A zwłaszcza Cazie.Ale Cazie już tu jedzie.Theresa każe Jonesowi jej nie wpuszczać.Cazie na pewno będzie znała kody nadrzędne.Do mieszkania, do budynku.Do myśli Theresy.No dobrze - w takim razie Theresy tu nie będzie, kiedy przyjedzie Cazie.Kiedy tylko pojawiła się ta myśl, Theresa wiedziała, że tak będzie najlepiej.Musi stąd wyjść, zanim przyjedzie Cazie.Musi też zrobić to, co nakazywała jej wiadomość w jej systemie - musi dostać się do Mirandy Sharifi i zmusić ją, żeby dała jeszcze trochę strzykawek Przemiany.Jest pani Wołem, ma pani tyle pieniędzy, pani może się dostać do Mirandy tak, jak my nie możemy.” Theresa spędziła przecież całe dwa dni (a może trzy?) - teraz widzi to wyraźnie - na wypychaniu z myśli tego, co i tak musi zrobić.I nie udało jej się - nigdy się nie udawało.Ignorowanie powodów bólu zawsze tylko wzmaga cierpienie.To wezwanie jest darem, jakoś to przeoczyła, a to, że go nie wykorzystywała, przyprawiało ją tylko o szaleństwo.O jeszcze większe szaleństwo.Ale teraz już nie.Szybciutko, tak sprawnie, że sama się tym zdumiała, wypadła z łazienki.Nie ma czasu na prysznic.Ale buty - przydadzą się jakieś buty.I płaszcz.Za enklawą jest teraz kwiecień - w kwietniu chyba jest zimno? Złapała w przelocie buty i płaszcz.- Na dach - rozkazała windzie.- Proszę.Nie tylko jej mięśnie pracowały teraz sprawnie.Również umysł snuł skuteczne i samodzielne plany, które ją zdumiewały.Żeby odnaleźć Mirandę, Theresa musi zacząć od tego miejsca, w którym Mirandę po raz ostatni widziano na Ziemi.To było w tamtym amatorskim osiedlu, gdzie ludzie żyli związani po trzech, gdzie Patty, Josh i Mike już nigdy nie będą mogli być sami, bo teraz stale muszą przebywać razem.Miranda tam była i zostawiła im taśmę, w której opowiadała im o tych nowych strzykawkach.Żeby skorzystać z nowych strzykawek, trzeba być Odmienionym.Tak mówił Josh.Więc Miranda mogła zostawić tam więcej strzykawek Przemiany niż gdziekolwiek indziej.Albo mogła wrócić, albo posłać kogoś, żeby wrócił i przyniósł jeszcze trochę, kiedy zaczęły się walki o strzykawki Przemiany.Jeżeli związanie to najnowszy plan Mirandy wobec ludzi, to pewnie Miranda będzie jakoś nadzorować to miejsce (a może różne miejsca?), w którym je testuje.Tyle na temat badań naukowych wie nawet Theresa.Na dachu zamrugała oślepiona jasnym blaskiem słonecznego poranka.Serce jej zabiło mocniej, a oddech uwiązł w gardle.Kiedy ostatni raz próbowała wyjść poza enklawę, straciła przytomność i wpadła w taką panikę, że miała atak za atakiem.Ale przecież Cazie już tu jedzie.Jeśli Theresa nie wyjdzie, będzie musiała się z nią zobaczyć.Zamknęła oczy, zgięła się wpół, włożyła głowę między kolana i oddychała głęboko.Po kilku chwilach panika zelżała.A może wcale nie, tylko perspektywa spotkania całego obozu dzikich, związanych Amatorów wydała jej się mniej straszna niż perspektywa znalezienia się twarzą w twarz z wściekłą Cazie Sanders.Może w taki właśnie sposób ludzie przeciwstawiają się niebezpiecznym sytuacjom - w ucieczce przed tymi, które wydają im się jeszcze bardziej niebezpieczne.Idąc w pełnym słońcu przez ogród na dachu w stronę zaparkowanych pojazdów, Theresa pojękiwała cicho.Potem wspięła się do kabiny i odszukała w pamięci komputera współrzędne tamtego obozu biochemicznie związanych Amatorów, oddychając przez cały czas równo i głęboko, żeby nie zawładnęła nią biochemia jej mózgu.Amatorzy nie wyprowadzili się stamtąd.Theresa obawiała się, że mogli sobie pójść gdzieś indziej - często tak robili - ale jeszcze z powietrza widziała malutkie ludzkie sylwetki poruszające się grupkami po trzy.Jak daleko mogą się od siebie oddalić, zanim umrą? Theresa nie mogła sobie przypomnieć, ile dokładnie wynosiła ta odległość.Wylądowała, oddychając równo i głęboko, ale tym razem nikt nie podbiegł do jej pojazdu.Wszystkie trójki za to zniknęły natychmiast we wnętrzu budynku i zamknięto drzwi.Zmusiła się, by wysiąść i podejść do budynku, a potem obejść go dookoła.Pod plastikowym brezentem poletka żywieniowego siedziało troje nagich ludzi, którzy nie zauważyli przylotu helikoptera: dwie kobiety i jeden mężczyzna [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Dokąd zabrał tych Amatorów?- Ja nie.Jakich Amatorów?Cazie zmieniła się na twarzy.Tę właśnie twarz, pomyślała sobie Theresa, musiał widywać Jackson, kiedy się kłócili: wystające kości policzkowe sterczące spod miękkiej skóry, oczy twarde jak marmur posadzki pod bosymi stopami Theresy.Theresa skurczyła się trochę i cofnęła pod umywalkę.- Thereso, powiedz mi natychmiast, gdzie jest Jackson.Theresa zacisnęła mocno powieki.- Nie powiesz.Dobra, w takim razie już do ciebie jadę.- Nie! Ja.Ja właśnie wychodzę.- No jasne! Kiedy to ostatnio wychodziłaś? Za dziesięć minut, Tess.- Ekran pociemniał.Theresa uległa panice.Cazie to z niej wydostanie, Cazie potrafi wszystko z niej wydostać, na pewno będzie musiała powiedzieć Cazie, że Jackson wziął Lizzie i innych do Kelvin-Castner w Bostonie.A Jackson kazał nikomu tego nie mówić.Nikomu.A zwłaszcza Cazie.Ale Cazie już tu jedzie.Theresa każe Jonesowi jej nie wpuszczać.Cazie na pewno będzie znała kody nadrzędne.Do mieszkania, do budynku.Do myśli Theresy.No dobrze - w takim razie Theresy tu nie będzie, kiedy przyjedzie Cazie.Kiedy tylko pojawiła się ta myśl, Theresa wiedziała, że tak będzie najlepiej.Musi stąd wyjść, zanim przyjedzie Cazie.Musi też zrobić to, co nakazywała jej wiadomość w jej systemie - musi dostać się do Mirandy Sharifi i zmusić ją, żeby dała jeszcze trochę strzykawek Przemiany.Jest pani Wołem, ma pani tyle pieniędzy, pani może się dostać do Mirandy tak, jak my nie możemy.” Theresa spędziła przecież całe dwa dni (a może trzy?) - teraz widzi to wyraźnie - na wypychaniu z myśli tego, co i tak musi zrobić.I nie udało jej się - nigdy się nie udawało.Ignorowanie powodów bólu zawsze tylko wzmaga cierpienie.To wezwanie jest darem, jakoś to przeoczyła, a to, że go nie wykorzystywała, przyprawiało ją tylko o szaleństwo.O jeszcze większe szaleństwo.Ale teraz już nie.Szybciutko, tak sprawnie, że sama się tym zdumiała, wypadła z łazienki.Nie ma czasu na prysznic.Ale buty - przydadzą się jakieś buty.I płaszcz.Za enklawą jest teraz kwiecień - w kwietniu chyba jest zimno? Złapała w przelocie buty i płaszcz.- Na dach - rozkazała windzie.- Proszę.Nie tylko jej mięśnie pracowały teraz sprawnie.Również umysł snuł skuteczne i samodzielne plany, które ją zdumiewały.Żeby odnaleźć Mirandę, Theresa musi zacząć od tego miejsca, w którym Mirandę po raz ostatni widziano na Ziemi.To było w tamtym amatorskim osiedlu, gdzie ludzie żyli związani po trzech, gdzie Patty, Josh i Mike już nigdy nie będą mogli być sami, bo teraz stale muszą przebywać razem.Miranda tam była i zostawiła im taśmę, w której opowiadała im o tych nowych strzykawkach.Żeby skorzystać z nowych strzykawek, trzeba być Odmienionym.Tak mówił Josh.Więc Miranda mogła zostawić tam więcej strzykawek Przemiany niż gdziekolwiek indziej.Albo mogła wrócić, albo posłać kogoś, żeby wrócił i przyniósł jeszcze trochę, kiedy zaczęły się walki o strzykawki Przemiany.Jeżeli związanie to najnowszy plan Mirandy wobec ludzi, to pewnie Miranda będzie jakoś nadzorować to miejsce (a może różne miejsca?), w którym je testuje.Tyle na temat badań naukowych wie nawet Theresa.Na dachu zamrugała oślepiona jasnym blaskiem słonecznego poranka.Serce jej zabiło mocniej, a oddech uwiązł w gardle.Kiedy ostatni raz próbowała wyjść poza enklawę, straciła przytomność i wpadła w taką panikę, że miała atak za atakiem.Ale przecież Cazie już tu jedzie.Jeśli Theresa nie wyjdzie, będzie musiała się z nią zobaczyć.Zamknęła oczy, zgięła się wpół, włożyła głowę między kolana i oddychała głęboko.Po kilku chwilach panika zelżała.A może wcale nie, tylko perspektywa spotkania całego obozu dzikich, związanych Amatorów wydała jej się mniej straszna niż perspektywa znalezienia się twarzą w twarz z wściekłą Cazie Sanders.Może w taki właśnie sposób ludzie przeciwstawiają się niebezpiecznym sytuacjom - w ucieczce przed tymi, które wydają im się jeszcze bardziej niebezpieczne.Idąc w pełnym słońcu przez ogród na dachu w stronę zaparkowanych pojazdów, Theresa pojękiwała cicho.Potem wspięła się do kabiny i odszukała w pamięci komputera współrzędne tamtego obozu biochemicznie związanych Amatorów, oddychając przez cały czas równo i głęboko, żeby nie zawładnęła nią biochemia jej mózgu.Amatorzy nie wyprowadzili się stamtąd.Theresa obawiała się, że mogli sobie pójść gdzieś indziej - często tak robili - ale jeszcze z powietrza widziała malutkie ludzkie sylwetki poruszające się grupkami po trzy.Jak daleko mogą się od siebie oddalić, zanim umrą? Theresa nie mogła sobie przypomnieć, ile dokładnie wynosiła ta odległość.Wylądowała, oddychając równo i głęboko, ale tym razem nikt nie podbiegł do jej pojazdu.Wszystkie trójki za to zniknęły natychmiast we wnętrzu budynku i zamknięto drzwi.Zmusiła się, by wysiąść i podejść do budynku, a potem obejść go dookoła.Pod plastikowym brezentem poletka żywieniowego siedziało troje nagich ludzi, którzy nie zauważyli przylotu helikoptera: dwie kobiety i jeden mężczyzna [ Pobierz całość w formacie PDF ]