[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przynajmniej nie muszą się martwić o oszczędzanie opału.Więk­szość będą mogli zostawić.Milczała, nie mogła mówić, a Jondalar również nie miał nic do powiedzenia.To wszystko wydawało się nieprawdopodobne.Przemyślenia, plany i przygotowania przed tą wyprawą przez lodowiec po to tylko, żeby zatrzymało ich coś, czego nawet nie brali pod uwagę.Ayla wpatrywała się w nieduży ogień.Wilk podczołgał się do niej i zawył cicho, nie z bólu, ale dlatego, że wiedział, iż coś jest nie w porządku.Ayla jeszcze raz zbadała mu łapy.Nie były w zbyt złym stanie.Łatwiej mu było uważać, gdzie stawia łapy, i starannie wylizywał z nich śnieg i lód na każdym postoju.Nie chciała myśleć o jego utracie.Od pewnego czasu nie wspominała Durca, choć pamięć i ból po nim były ciągle żywe.Teraz jej myśli pobiegły do niego.Czy zaczął już polować z klanem? Czy nauczył się używać procy? Uba z pewnością jest dla niego dobrą matką i opiekuje się nim, szyje mu ubrania, gotuje dla niego, robi mu ciepłą odzież zimową.Ayla zadygotała z zimna i pomyślała o pierwszej zimowej odzieży, jaką zrobiła dla niej Iza.Uwielbiała kapuzę z królika, którą nosiło się futrem do środka.Zimowe obuwie też miało futro wewnątrz.Przypomniała sobie, jak tupała i dreptała w miejscu w swoich nowych butach, i pamiętała, jak robiło się proste zimowe obuwie.To był po prostu kawałek skóry z futrem, zebrany i ściągnięty rzemykiem w kostce.Po pewnym czasie dopasowywały się do kształtu stopy, ale na początku były dość niezdarne, to jednak było częścią uroku nowych butów.Wpatrywała się nadal w ogień i czekała, aż woda się zagotu­je.Coś jej nie dawało spokoju.Coś ważnego, tego była pewna.Coś o.Nagle zachłysnęła się oddechem.- Jondalarze! Och, Jondalarze! Wydawało mu się, że jest wstrząśnięta.- Co jeszcze złego się stało, Aylo?- Nic złego, stało się coś dobrego - krzyknęła.- Właśnie sobie coś przypomniałam!Uznał, że zachowuje się dziwnie.- Nie rozumiem - powiedział.Zastanawiał się, czy myśl o utracie koni nie zakłóciła jasności jej umysłu.Wyszarpnęła ciężką skórę mamucią spod paleniska, rozsypując na niej płonące węgle.- Daj mi nóż, Jondalarze.Twój najostrzejszy nóż.- Mój nóż?- Tak, twój nóż.Zrobię buty dla koni!- Co zrobisz?- Zrobię buty dla koni i dla Wilka także.Z tej skóry ma­muciej !- Jak można zrobić buty dla koni?- Wytnę krążki ze skóry, potem zrobię dziurki wokół krawę­dzi, przeciągnę rzemyk i zawiążę wokół pęcin koni.Skoro ma­mucia skóra chroni nasze nogi przed ostrym lodem, z pewnością ochroni je także - wyjaśniła Ayla.Jondalar pomyślał przez chwilę, starając się sobie wyobrazić to, co opisała; potem uśmiechnął się.- Aylo! To chyba zadziała.Na Wielką Matkę, to zadziała! Co za cudowny pomysł! Skąd ci to przyszło do głowy?- W taki sposób Iza robiła buty dla mnie.Tak ludzie klanu robią obuwie.Rękawice także.Próbuję sobie przypomnieć, jakie buty mieli Guban i Yorga.Trudno powiedzieć, bo po pewnym czasie dopasowują się do kształtu stóp.- Starczy tej skóry?- Powinno.Zanim ognisko na nowo się rozpali, dokończę przygotowanie tego leku na ich rany i może zrobię trochę herbaty dla nas.Nie piliśmy niczego gorącego od dwóch dni i pewnie nie będziemy mieli więcej okazji przed zejściem z lodowca.Musimy oszczędzać opał, ale kubek gorącej herbaty będzie teraz bardzo dobry.- Myślę, że masz rację! - zgodził się z nią Jondalar, uśmie­chał się i znakomicie się czuł.Ayla bardzo starannie zbadała każde kopyto obu koni, obcięła poszarpane miejsca, nałożyła maść, którą przygotowała, i zawią­zała na nich buty z mamuciej skóry.Z początku próbowały strząsnąć te dziwne rzeczy z kopyt, ale były bardzo mocno przy­wiązane i po pewnym czasie konie przyzwyczaiły się do nich.Z kolei przymocowała skórzane kapcie Wilkowi.Szarpał i żuł skórę, próbując pozbyć się zawady, ale on też po chwili przestał z nimi walczyć.Jego olbrzymie wilcze łapy były w znacznie lepszym stanie.Następnego ranka ładunek był lżejszy; spalili sporo węgla brunatnego, a skórę mamucią zużyli na buty dla zwierząt.Pod­czas odpoczynku Ayla rozjuczyła konie, a potem wzięła sama nieco większy ciężar.Nie mogła jednak nieść nawet w przybli­żeniu tyle, ile były w stanie unieść silne konie.Pomimo wę­drówki ich kopyta zdawały się w lepszym stanie następnego ranka.Wilk zachowywał się całkowicie normalnie, i Ayla oraz Jondalar odetchnęli z wielką ulgą.Buty okazały się mieć jeszcze jedną, nieoczekiwaną zaletę: funkcjonowały jak rodzaj rakiet śnieżnych, tam gdzie śnieg był głębszy, i duże, ciężkie zwierzęta nie zapadały się tak głęboko.Kolejne dni wędrówki wyglądały podobnie.Największy od­cinek drogi pokonywali do południa, popołudnia przynosiły śnieg i wiatr o różnej intensywności.Czasami udawało im się jeszcze kawałek przejść po burzy, czasami musieli zostawać na noc w miejscu, w którym złapała ich popołudniowa burza.Raz mu­sieli zatrzymać się na dwa dni, żadna jednak z burz śnieżnych nie była tak gwałtowna jak ta pierwszego dnia.Powierzchnia lodowca nie była tak płaska i gładka, jak im się to wydawało pierwszego dnia w błyszczącym słońcu.Brnęli przez głębokie zaspy miękkiego, suchego śniegu, naniesionego przez lokalne śnieżyce.W innych miejscach, tam gdzie wiatry oczyściły powierzchnię, potykali się o ostre występy i ześlizgi­wali do płytkich rowów.Stopa potrafiła ugrząść w wąskiej szcze­linie, a kostka wykręcić się na nierównej powierzchni.Nawałnice spadały na nich bez ostrzeżenia, ostre wiatry wiały niemal bez przerwy i stale obawiali się niewidocznych szczelin pokrytych kruchymi mostkami czy nawisami ze śniegu.Obchodzili otwarte pęknięcia, szczególnie blisko centrum lo­dowca, gdzie w suchym powietrzu było tak mało wilgoci, że nie starczało śniegu do ich wypełnienia.I mróz, ostry, przejmujący do szpiku kości mróz nigdy nie ustępował.Oddech zamarzał im wokół ust; kropla wody, wylana z kubka, zamarzała, zanim do­cierała na ziemię.Wystawiona na surowe wiatry i ostre słońce skóra ich twarzy popękała, łuszczyła się i poczerniała.Nieustan­nie groziły odmrożenia.Przemęczenie zaczynało dawać o sobie znać.Pogorszyła się ich szybkość reakcji i zdolność osądu sytuacji.Wściekła burza, która zaczęła się popołudniem, trwała przez całą noc.Rano Jon-dalar chciał jak najszybciej wyruszyć.Stracili dużo więcej czasu, niż planowali.Przy tak ostrym mrozie stopienie lodu na wodę wymagało wyższej temperatury, i ich zapas płonących kamieni gwałtownie się zmniejszał.Ayla przeszukiwała swoje nosidła; potem zaczęła szukać wo­kół śpiwora.Nie pamiętał, ile już dni byli na lodowcu, ale jej zdaniem było już tych dni zbyt wiele.- Co robisz, Aylo? Pospiesz się! - burknął Jondalar.- Nie mogę znaleźć moich osłon na oczy.- Mówiłem ci, żebyś ich nie zgubiła.Chcesz oślepnąć? -Wybuchnął nagłym gniewem.- Nie, nie chcę oślepnąć.Jak myślisz, dlaczego ich szukam? -odparowała mu Ayla.Jondalar chwycił jej śpiwór i gwałtownie nim potrząsnął.Drewniane gogle upadły na ziemię.- Następnym razem pamiętaj, gdzie je kładziesz.A teraz ru­szmy się wreszcie.Szybko spakowali obóz, ale Ayla była obrażona i nie rozma­wiała z Jondalarem.Podszedł do niej i raz jeszcze sprawdził wszystkie wiązania, tak jak to zawsze robił.Ayla chwyciła po­stronek Whinney i poszła pierwsza, zabierając konia, zanim Jon­dalar miał szansę sprawdzić jej ładunek [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl