[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Ale to nie jedyny powód?Stefan czytał we mnie jak w otwartej ksią\ce.Odpowiedziałem mu pochwili: Chcę pójść śladem Luca.Zamknąć jego dochodzenie.Myślę.wierzę w to, \e jeśli odkryję prawdę, on się obudzi. Stajesz się przesądny? Czuję, \e potrafię go wyciągnąć z tego.Wyrwać z ciemności. A skąd wiesz, czy on sam nie zakończył tego dochodzenia? Mo\ecoś innego skłoniło go do tego czynu? Mogę go uratować powtórzyłem z uporem. Jedynie nasz Pan mo\e go ocalić. Oczywiście.Wierzysz w diabła? zmieniłem temat.134 Nie odrzekł bez wahania. Wierzę w Boga Wszechmogącego.W Stwórcę, który nie dzieli z nikim swej władzy.Diabeł nie istnieje.Istnieje natomiast wolność, którą dał nam Pan, i chaos, który z niejuczyniliśmy.Przyjąłem jego słowa w milczeniu.Ojciec Stefan pochylił się i przybrałton, jakim gromi się dzieci. Udajesz, \e mnie pytasz, ale w głębi duszy jesteś pewien swego.Czy masz do mnie jeszcze jakąś prośbę?Poruszyłem się na krześle: Chciałbym się wyspowiadać. Teraz? Teraz.Wdychałem woń kadzidła, wikliny, z której zrobiono krzesła,wsłuchiwałem się w echo naszych słów.Objęła ju\ nas atmosferawyznania, odkupienia. Chodz za mną. Czy nie mo\emy zostać tutaj?Stefan uniósł ze zdziwieniem brwi.Przy całym swym dobrodusznymzachowaniu był tradycjonalistą, niemal reakcjonistą.W czasie wykładówz teologii zawsze mówił o tej niewidzialnej architekturze, o punktachodniesienia rytuałach które powinny wytyczać naszą drogę.Tymrazem zamknął oczy, zło\ył ręce, szepcząc Ojcze nasz.Dołączyłem dojego modlitwy.Potem nachylił się do mnie i westchnął: Słucham.Opowiedziałem o Doudou, o scenie w Rungis, o kłamstwach ipodłościach, które zaznaczyły ju\ moje dochodzenie.Mówiłem oafrykańskich nocnych spelunkach, o pokusie, jakiej tam doznałem.OFoxy i plugawej rzeczywistości, jaką reprezentowała, o pakcie, jakimusiałem z nią zawrzeć.Wyjaśniłem, na czym polega logika przymykaniaoczu na jedno zło, \eby rozprawić się z innym, jeszcze gorszym.Przyznałem się do tchórzostwa wobec Luca.Nie miałem bowiem odwagiodwiedzić go w szpitalu przed wyjazdem.A tak\e do mojej niechęciwobec Laure, mojej matki i wszystkich policjantów, których widziałemtego dnia rano w kaplicy.Ojciec Stefan słuchał z zamkniętymi oczami.Zrozumiałem w trakciemówienia, \e nadal grzeszę.Mój \al nie był szczery cieszyłem się tąwspólną chwilą, tym spokojem.Odczuwałem przyjemność, choć był tomoment na \al, skruchę.135 To wszystko? zapytał na koniec duchowny. Czy\by nie było tego dość? Przecie\ wykonujesz swój zawód, prawda? To nie jest usprawiedliwienie. Mogłoby być usprawiedliwieniem dla kogoś, kto pogrą\ałby się wgrzesznym lenistwie, obojętności.Ale mnie wydaje się, \e ty jesteś dalekiod czegoś takiego. Dostaję więc rozgrzeszenie? Ot, tak sobie? pstryknąłempalcami. Nie bądz ironiczny.Odmówmy razem modlitwę. Czy mogę ją wybrać? To nie karta w restauracji, mój synu uśmiechnął się. Jakąmodlitwę pragnąłbyś odmówić?Zacząłem cicho:Moje \ycie jest tylko chwilą, przemijającą godziną.Moje \ycie to tylko jeden dzień.Który mi się wymyka i ucieka. Teresa z Lisieux?Kiedy obaj z Lukiem byliśmy młodzi, gardziliśmy sławnymi w historiichrześcijaństwa kobietami.Zwięta Teresa z Avila histeryczka.ZwiętaTeresa z Lisieux prostaczka.Hildegarda von Bingen nawiedzona.Kiedy jednak dojrzałem, odkryłem je na nowo i urzekły mnie.Spontaniczność Teresy z Lisieux, jej niewinność, były kwintesencjąwszystkiego.Prawdziwa chrześcijańska prostota. Niezbyt ortodoksyjne mruknął ojciec Stefan. Ale jeślici zale\y. I zaczął mówić szeptem:Moje \ycie jest tylko chwilą, przemijającą godziną.Moje \ycie to tylko jeden dzień,Który mi się wymyka i ucieka.Ty to wiesz, o Bo\e, \eby Cię kochać na ZiemiNie mam nic oprócz dnia dzisiejszego!Ciągnąłem razem z nim:Kocham Cię, Jezu! Ku Tobie dą\y moja dusza.Na jedendzień tylko bądz moim słodkim oparciem.136Przyjdz zawładnąć moim sercem,u\ycz mi Twojego uśmiechu.Tylko na dzisiaj!Kontrast między zniszczoną, pomarszczoną twarzą tego księdza i tymipełnymi uczucia oraz niecierpliwości słowami wzruszył mnie do łez.Przyostatnich słowach pochyliłem głowę.Ksiądz zrobił znak krzy\a na moimczole. Idz w pokoju, mój synu.Nagle uświadomiłem sobie, po co tu przyszedłem.Szukałemrozgrzeszenia nie za popełnione ju\ winy, ale za te, które dopieropopełnię.Ojciec Stefan, który te\ to pojął, powiedział przyjacielskim tonem: To wszystko, co mogę zrobić dla ciebie.Powodzenia.IISYLVIE26Obudziłem się na autostradzie.Poza czasem, poza przestrzenią.Na pół śpiący spojrzałem na zegarek: czwarta dziesięć rano.Powinienem się znajdować między Avallon i Dijon.Około północypostanowiłem odpocząć jakiś czas na parkingu.W efekcie były to czterygodziny snu bez wspomnień.Zesztywniały wyszedłem z samochodu.Na parkingu drzemały dwaogromne tiry.Drzewa uginały się gwałtownie od polarnego wiatru.Szybko się wysiusiałem i szczękając zębami, wróciłem do audi.Zapaliłem papierosa.Od pierwszego zaciągnięcia się ścisnęło mnie wgardle, po drugim poczułem palenie w przełyku.Przyjemność odczułemdopiero przy trzecim.Z daleka widoczne były jakieś światła.Stacjaobsługi.Przekręciłem kluczyk w stacyjce.Najpierw bak do pełna, potemwypita w pośpiechu kawa.Kilka minut pózniej byłem znowu na drodze, powtarzając w myślachinformacje, które zdobyłem na temat mego celu podró\y.Rzeka Doubs wiłasię na wysokości tysiąca pięciuset metrów nad poziomem morza nagranicy Francji i Szwajcarii.Sartuis le\ało w górnym jej biegu na szczyciepłaskowy\u uformowanego przez warstwy geologiczne i poprzecinanegoniewielkimi dolinami.Prawdziwa ziemia niczyja.Besancon ukazało się w pierwszych promieniach świtu.Miasto zostało zbudowane w zagłębieniu terenu, na resztkach dawnejtwierdzy.W miarę jak zje\d\ało się do centrum, wyłaniały141się mury obronne, fosy i blanki poprzecinane ogrodami.Całośćprzypominała plac ćwiczeń dla komandosów, gdzie trzeba biegać,wspinać się, skakać, ukrywać.Usadowiłem się w kawiarni, czekając, a\ zrobi się zupełnie jasno.Rozło\yłem plan miasta, \eby znalezć siedzibę sądu drugiej instancji.Okazało się, i\ był to otoczony fortyfikacjami budynek stojący akuratnaprzeciw mnie.Ten przypadek wydał mi się dobrą wró\bą.Pomyliłem się.Budynek był w przebudowie.Prokuraturę przeniesionotymczasowo na drugi koniec miasta, na wzgórze Bregille.Wsiadłem dosamochodu i znalazłem to miejsce po półgodzinie błądzenia.Prokuraturazainstalowała się w dawnej fabryce zegarków.Budynek o charakterzeprzemysłowym, w lesie na wzgórzu.Nad bramą wjazdową wcią\ widniał wyryty napis: France Ebauche".W środku budynku wszystko przypominało o jego dawnej historii:tynkowane ściany, korytarze tak szerokie, \e mogły nimi jezdzić wózkiwidłowe, winda towarowa pełniąca funkcję zwykłej windy.Nalepki nadrzwiach informowały o nowym przeznaczeniu pomieszczeń dy\urka,kancelaria, sąd apelacyjny.Schodami wszedłem na piętro, gdzieurzędowali sędziowie śledczy.Mijając biuro zastępcy prokuratora,postanowiłem tam wstąpić, \eby ocenić sytuację [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
. Ale to nie jedyny powód?Stefan czytał we mnie jak w otwartej ksią\ce.Odpowiedziałem mu pochwili: Chcę pójść śladem Luca.Zamknąć jego dochodzenie.Myślę.wierzę w to, \e jeśli odkryję prawdę, on się obudzi. Stajesz się przesądny? Czuję, \e potrafię go wyciągnąć z tego.Wyrwać z ciemności. A skąd wiesz, czy on sam nie zakończył tego dochodzenia? Mo\ecoś innego skłoniło go do tego czynu? Mogę go uratować powtórzyłem z uporem. Jedynie nasz Pan mo\e go ocalić. Oczywiście.Wierzysz w diabła? zmieniłem temat.134 Nie odrzekł bez wahania. Wierzę w Boga Wszechmogącego.W Stwórcę, który nie dzieli z nikim swej władzy.Diabeł nie istnieje.Istnieje natomiast wolność, którą dał nam Pan, i chaos, który z niejuczyniliśmy.Przyjąłem jego słowa w milczeniu.Ojciec Stefan pochylił się i przybrałton, jakim gromi się dzieci. Udajesz, \e mnie pytasz, ale w głębi duszy jesteś pewien swego.Czy masz do mnie jeszcze jakąś prośbę?Poruszyłem się na krześle: Chciałbym się wyspowiadać. Teraz? Teraz.Wdychałem woń kadzidła, wikliny, z której zrobiono krzesła,wsłuchiwałem się w echo naszych słów.Objęła ju\ nas atmosferawyznania, odkupienia. Chodz za mną. Czy nie mo\emy zostać tutaj?Stefan uniósł ze zdziwieniem brwi.Przy całym swym dobrodusznymzachowaniu był tradycjonalistą, niemal reakcjonistą.W czasie wykładówz teologii zawsze mówił o tej niewidzialnej architekturze, o punktachodniesienia rytuałach które powinny wytyczać naszą drogę.Tymrazem zamknął oczy, zło\ył ręce, szepcząc Ojcze nasz.Dołączyłem dojego modlitwy.Potem nachylił się do mnie i westchnął: Słucham.Opowiedziałem o Doudou, o scenie w Rungis, o kłamstwach ipodłościach, które zaznaczyły ju\ moje dochodzenie.Mówiłem oafrykańskich nocnych spelunkach, o pokusie, jakiej tam doznałem.OFoxy i plugawej rzeczywistości, jaką reprezentowała, o pakcie, jakimusiałem z nią zawrzeć.Wyjaśniłem, na czym polega logika przymykaniaoczu na jedno zło, \eby rozprawić się z innym, jeszcze gorszym.Przyznałem się do tchórzostwa wobec Luca.Nie miałem bowiem odwagiodwiedzić go w szpitalu przed wyjazdem.A tak\e do mojej niechęciwobec Laure, mojej matki i wszystkich policjantów, których widziałemtego dnia rano w kaplicy.Ojciec Stefan słuchał z zamkniętymi oczami.Zrozumiałem w trakciemówienia, \e nadal grzeszę.Mój \al nie był szczery cieszyłem się tąwspólną chwilą, tym spokojem.Odczuwałem przyjemność, choć był tomoment na \al, skruchę.135 To wszystko? zapytał na koniec duchowny. Czy\by nie było tego dość? Przecie\ wykonujesz swój zawód, prawda? To nie jest usprawiedliwienie. Mogłoby być usprawiedliwieniem dla kogoś, kto pogrą\ałby się wgrzesznym lenistwie, obojętności.Ale mnie wydaje się, \e ty jesteś dalekiod czegoś takiego. Dostaję więc rozgrzeszenie? Ot, tak sobie? pstryknąłempalcami. Nie bądz ironiczny.Odmówmy razem modlitwę. Czy mogę ją wybrać? To nie karta w restauracji, mój synu uśmiechnął się. Jakąmodlitwę pragnąłbyś odmówić?Zacząłem cicho:Moje \ycie jest tylko chwilą, przemijającą godziną.Moje \ycie to tylko jeden dzień.Który mi się wymyka i ucieka. Teresa z Lisieux?Kiedy obaj z Lukiem byliśmy młodzi, gardziliśmy sławnymi w historiichrześcijaństwa kobietami.Zwięta Teresa z Avila histeryczka.ZwiętaTeresa z Lisieux prostaczka.Hildegarda von Bingen nawiedzona.Kiedy jednak dojrzałem, odkryłem je na nowo i urzekły mnie.Spontaniczność Teresy z Lisieux, jej niewinność, były kwintesencjąwszystkiego.Prawdziwa chrześcijańska prostota. Niezbyt ortodoksyjne mruknął ojciec Stefan. Ale jeślici zale\y. I zaczął mówić szeptem:Moje \ycie jest tylko chwilą, przemijającą godziną.Moje \ycie to tylko jeden dzień,Który mi się wymyka i ucieka.Ty to wiesz, o Bo\e, \eby Cię kochać na ZiemiNie mam nic oprócz dnia dzisiejszego!Ciągnąłem razem z nim:Kocham Cię, Jezu! Ku Tobie dą\y moja dusza.Na jedendzień tylko bądz moim słodkim oparciem.136Przyjdz zawładnąć moim sercem,u\ycz mi Twojego uśmiechu.Tylko na dzisiaj!Kontrast między zniszczoną, pomarszczoną twarzą tego księdza i tymipełnymi uczucia oraz niecierpliwości słowami wzruszył mnie do łez.Przyostatnich słowach pochyliłem głowę.Ksiądz zrobił znak krzy\a na moimczole. Idz w pokoju, mój synu.Nagle uświadomiłem sobie, po co tu przyszedłem.Szukałemrozgrzeszenia nie za popełnione ju\ winy, ale za te, które dopieropopełnię.Ojciec Stefan, który te\ to pojął, powiedział przyjacielskim tonem: To wszystko, co mogę zrobić dla ciebie.Powodzenia.IISYLVIE26Obudziłem się na autostradzie.Poza czasem, poza przestrzenią.Na pół śpiący spojrzałem na zegarek: czwarta dziesięć rano.Powinienem się znajdować między Avallon i Dijon.Około północypostanowiłem odpocząć jakiś czas na parkingu.W efekcie były to czterygodziny snu bez wspomnień.Zesztywniały wyszedłem z samochodu.Na parkingu drzemały dwaogromne tiry.Drzewa uginały się gwałtownie od polarnego wiatru.Szybko się wysiusiałem i szczękając zębami, wróciłem do audi.Zapaliłem papierosa.Od pierwszego zaciągnięcia się ścisnęło mnie wgardle, po drugim poczułem palenie w przełyku.Przyjemność odczułemdopiero przy trzecim.Z daleka widoczne były jakieś światła.Stacjaobsługi.Przekręciłem kluczyk w stacyjce.Najpierw bak do pełna, potemwypita w pośpiechu kawa.Kilka minut pózniej byłem znowu na drodze, powtarzając w myślachinformacje, które zdobyłem na temat mego celu podró\y.Rzeka Doubs wiłasię na wysokości tysiąca pięciuset metrów nad poziomem morza nagranicy Francji i Szwajcarii.Sartuis le\ało w górnym jej biegu na szczyciepłaskowy\u uformowanego przez warstwy geologiczne i poprzecinanegoniewielkimi dolinami.Prawdziwa ziemia niczyja.Besancon ukazało się w pierwszych promieniach świtu.Miasto zostało zbudowane w zagłębieniu terenu, na resztkach dawnejtwierdzy.W miarę jak zje\d\ało się do centrum, wyłaniały141się mury obronne, fosy i blanki poprzecinane ogrodami.Całośćprzypominała plac ćwiczeń dla komandosów, gdzie trzeba biegać,wspinać się, skakać, ukrywać.Usadowiłem się w kawiarni, czekając, a\ zrobi się zupełnie jasno.Rozło\yłem plan miasta, \eby znalezć siedzibę sądu drugiej instancji.Okazało się, i\ był to otoczony fortyfikacjami budynek stojący akuratnaprzeciw mnie.Ten przypadek wydał mi się dobrą wró\bą.Pomyliłem się.Budynek był w przebudowie.Prokuraturę przeniesionotymczasowo na drugi koniec miasta, na wzgórze Bregille.Wsiadłem dosamochodu i znalazłem to miejsce po półgodzinie błądzenia.Prokuraturazainstalowała się w dawnej fabryce zegarków.Budynek o charakterzeprzemysłowym, w lesie na wzgórzu.Nad bramą wjazdową wcią\ widniał wyryty napis: France Ebauche".W środku budynku wszystko przypominało o jego dawnej historii:tynkowane ściany, korytarze tak szerokie, \e mogły nimi jezdzić wózkiwidłowe, winda towarowa pełniąca funkcję zwykłej windy.Nalepki nadrzwiach informowały o nowym przeznaczeniu pomieszczeń dy\urka,kancelaria, sąd apelacyjny.Schodami wszedłem na piętro, gdzieurzędowali sędziowie śledczy.Mijając biuro zastępcy prokuratora,postanowiłem tam wstąpić, \eby ocenić sytuację [ Pobierz całość w formacie PDF ]