[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poprawej stronie miał klepsydrę, czyli zegar wodny, podług którego znaczył odpoczynki i zmia-ny tak wioślarzom jak straży.Nad nim, na wyższej platformie, oddzielonej złoconą poręczą,zasiadał trybun, panując nad wszystkim.Miejsce to było zaopatrzone w łoże stół i wysłanekrzesło, z oparciem z tyłu i poręczami.Krzesło to było darem cesarza i odznaczało się wy-twornością.Stąd siedząc w wielkim krześle, zawinięty w płaszcz wojskowy, z mieczem u pasa, przy-patrywał się Ariusz wszystkiemu, co mógł dojrzeć, sam zaś nie mniejszą zwracał na siebieuwagę swych podwładnych.Wszystko go zajmowało, najdłużej jednak zatrzymywał wzrokna wioślarzach.Wzdłuż boków kajuty widać było trzy rzędy ławek, przytwierdzonych dościan, statku tak przynajmniej wyglądało to z daleka.Po bliższym zbadaniu były to raczejtrzy stopnie wiodące w górę, tak że druga ławka była nad pierwszą, a trzecia nad drugą.Dlasześćdziesięciu wiosłujących z każdej strony było dziewiętnaście oddziałów, rozdzielonychod siebie przestrzenią kilka stóp.Dwudzieste zaś siedzenie umieszczone było nad najniższymsiedzeniem pierwszej ławki.To urządzenie dawało każdemu wioślarzowi dosyć wolnegomiejsca, do swobodnego robienia wiosłem.Wioślarze pierwszej i drugiej ławki czy rzędu, siedzieli; przeciwnie trzeciego rzędu, po-nieważ mieli dłuższe wiosła, musieli stać.Rączki wioseł były wypełnione ołowiem dla uła-twienia pracy.Wiosła wisiały na rzemieniach i aby nimi pracować, potrzeba było wielkiejzręczności; nagła fala mogła każdej chwili porwać niebacznego wioślarza i rzucić w morskieodmęty.Otworami dla wioseł przeznaczonymi dochodziła dostateczna ilość świeżego powie-trza, światło zaś padało na nich z góry przez kratę.Położenie wioślarzy mogło być o wielegorsze; nie trzeba jednak przypuszczać, aby było przyjemne.Zabroniono im pomiędzysobą wszelkich stosunków.Codziennie zajmowali swoje miejsca, nie mówiąc do siebie anisłowa.Krótkich odpoczynków używali na spanie i jedzenie.Nigdy wśród nich nie słyszanośmiechu lub śpiewu; westchnienie lub głuchy jęk tłumaczyły jedynie ich myśli i uczucia byli to skazańcy.%7łycie tych nędzarzy podobne było do podziemnego strumienia, sączącegosię wolno, lecz nieustannie, wciąż ku temu samemu ujściu.O Synu Najświętszej Panny! Dziś sprawiedliwość ma serce a Tobie stąd chwała i cześć! W owe jednak czasy twardy był los niewolników w fortecach, kopalniach, przy budowlach,na wojennych i handlowych galerach.W pierwszym zwycięstwie, które Juliusz odniósł na morzu, zasługi tak wiosłujących jakzałogi były równe.Na owych ławach wioślarzy zasiadali ludzie różnych narodowości, głów-nie brano ich z jeńców wojennych, wypróbowanych w sile i wytrwałości.Obok Brytyjczykazasiadał Lezbijczyk, za nimi mieszkaniec Krymu.Nierzadko spotkać można było Scytę, Gala55lub Tebańczyka.Wśród rzymskich przestępców byli Goci, Longobardowie, %7łydzi, Etiopczy-cy i barbarzyńcy z wybrzeży Makotis.Siedzieli tu obok siebie ludzie rozmaitych narodowo-ści: Brytowie, Libijczycy, Longobardzi, %7łydzi, zbrodniarze rzymscy, Scytowie, Galowie,Etiopczycy, Ateńczycy, Hiberreńczycy (dzisiejsi Irlandczycy), Cymbrowie i dzicy barbarzyń-cy rozmaitych innych krajów.Praca wioślarzy nie wystarczała, aby mogła zająć ich umysły, choćby te umysły były jaknajprostsze i najociężalsze.Nawet w czasie burzy ruchy ich były zawsze jednakie, równe,automatyczne.Nieszczęśliwi ci ludzie tracili w niewolnictwie władze umysłową; byli więcposłusznymi, nie zdając sobie sprawy z niczego, wykonywali rozkazy mechanicznie; żyliwspomnieniami, a przyszłości nie widzieli przed sobą żadnej.Do niedoli swej z czasem sięprzyzwyczajali.Trybun siedział w wygodnym krześle i rozmyślał o wszystkim, tylko nie o niedoli tychnieszczęśliwych, przykutych do ław i wioseł niewolników.Ruchy ich dokładne, miarowe,zaczynały go nużyć swą jednostajnością.Wtedy zwracał uwagę na poszczególnych wioślarzy.Nie wołano ich po imieniu; natomiast przy siedzeniu każdego znajdował się numer, któryumieszczono zamiast nazwiska.Trybun nie tylko był wielkim wojownikiem, ale i bystrymznawcą ludzi.Wodząc badawczym wzrokiem po skazańcach, spojrzał na numer sześćdzie-siąty.Właściciel tego numeru miał na sobie, jak wszyscy inni jego towarzysze, przepaskęprzez biodra.Nie wyróżniał się niczym od innych, tylko młodością; nie liczył bowiem więcejnad lat dwadzieścia.I ta właśnie okoliczność zwróciła uwagę Ariusza; ,nie mniejszą silna, muskularna budowa młodzieńca.Ariusz zwiedzał często rzymskie salegimnastyczne, w których kształcili się młodzieńcy na atletów, mających występować pózniejw owych sławnych rzymskich cyrkach.Był więc w tym względzie znawcą. Na bogi rzekł sam do siebie człowiek ten robi niezwykle wrażenie.Powierzchownośćwielce obiecująca, muszę się o nim dowiedzieć bliższych szczegółów.W tej chwili obrócił się młodzieniec w jego stronę. %7łyd! zawołał Ariusz taki młody! Pod badawczym wzrokiem trybuna rumieniecoblał twarz młodzieńca; wstrzymał na chwilę ruch wiosłem, lecz w tej chwili uderzyła gło-śniej pałeczka hortatora w stół, jakby dla napomnienia; szybko opuścił młodzieniec wiosło iod nowa ze zdwojoną siłą począł pracować.Po chwili znów spojrzał na trybuna i, o dziwo,ujrzał na twarzy jego dobrotliwy uśmiech.Tymczasem galera wpłynęła w cieśninę Mesyńską, a opłynąwszy miasto tejże nazwy,zwróciła się na wschód, zostawiając za sobą zadymiony i grozny szczyt Etny.Ile razy wracał Ariusz na platformę, zajmował się wioślarzem i mówił sam do siebie:Chłopiec to rozumny i sprytny.%7łyd to nie barbarzyńca.Muszę o nim zasięgnąć wiadomo-ści.Czwartego dnia podróży Astrea tak się nazywała galera płynęła już na Morzu Joń-skim.Niebo było jasne, a wiatr był pomyślny.Ariusz przypuszczał, że może spotka się z flotą jeszcze przed wyspą Cyterą, wyznaczonąna spotkanie, i dlatego prawie ciągle przebywał na pokładzie. Zresztą zajmował się dokładnie wszystkim, co dotyczyło powierzonego mu statku i był zdzielności załogi bardzo zadowolony.Skoro zaś zasiadł na krześle w kabinie, myśl jego zwra-cała się niezmiennie do wioślarza pod sześćdziesiątym numerem. Czy znasz człowieka, który właśnie wstał z ławki? spytał nareszcie hortatora w chwili,gdy następowała zmiana wioślarzy. Numer sześćdziesiąty? zapytał dozorca. Tak.Dozorca popatrzył na młodzieńca. Jak wiesz, o panie odpowiedział okręt zaledwie przed miesiącem wyszedł z rąk bu-downiczego, a ludzie są równie dla mnie nowi jak sam statek.56 Jest %7łydem zauważył zamyślony Ariusz. Szlachetny Kwintuszu, jesteś wielkim znawcą ludzi. I jest bardzo młody mówił dalej Ariusz. Pomimo tego jest to nasz najlepszy wioślarz, nieraz zauważyłem, że wiosło gięło się wjego dłoniach. Jakiego jest usposobienia? Mało wiem o nim, ale jest posłuszny.Raz tylko wniósł do mnie prośbę. Jaką? Prosił mnie, abym go przeniósł z prawej strony okrętu na lewą. Jakąż podał przyczynę? Zauważył, że ludzie, pracujący zawsze z jednej strony, kaleczeją.Zresztą łatwo w czasieboju i niespodziewanych obrotów mógłby się stać niezdatnym do służby, nie umiejąc użyćdrugiej ręki. Na bogi! To myśl nowa i słuszna [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Poprawej stronie miał klepsydrę, czyli zegar wodny, podług którego znaczył odpoczynki i zmia-ny tak wioślarzom jak straży.Nad nim, na wyższej platformie, oddzielonej złoconą poręczą,zasiadał trybun, panując nad wszystkim.Miejsce to było zaopatrzone w łoże stół i wysłanekrzesło, z oparciem z tyłu i poręczami.Krzesło to było darem cesarza i odznaczało się wy-twornością.Stąd siedząc w wielkim krześle, zawinięty w płaszcz wojskowy, z mieczem u pasa, przy-patrywał się Ariusz wszystkiemu, co mógł dojrzeć, sam zaś nie mniejszą zwracał na siebieuwagę swych podwładnych.Wszystko go zajmowało, najdłużej jednak zatrzymywał wzrokna wioślarzach.Wzdłuż boków kajuty widać było trzy rzędy ławek, przytwierdzonych dościan, statku tak przynajmniej wyglądało to z daleka.Po bliższym zbadaniu były to raczejtrzy stopnie wiodące w górę, tak że druga ławka była nad pierwszą, a trzecia nad drugą.Dlasześćdziesięciu wiosłujących z każdej strony było dziewiętnaście oddziałów, rozdzielonychod siebie przestrzenią kilka stóp.Dwudzieste zaś siedzenie umieszczone było nad najniższymsiedzeniem pierwszej ławki.To urządzenie dawało każdemu wioślarzowi dosyć wolnegomiejsca, do swobodnego robienia wiosłem.Wioślarze pierwszej i drugiej ławki czy rzędu, siedzieli; przeciwnie trzeciego rzędu, po-nieważ mieli dłuższe wiosła, musieli stać.Rączki wioseł były wypełnione ołowiem dla uła-twienia pracy.Wiosła wisiały na rzemieniach i aby nimi pracować, potrzeba było wielkiejzręczności; nagła fala mogła każdej chwili porwać niebacznego wioślarza i rzucić w morskieodmęty.Otworami dla wioseł przeznaczonymi dochodziła dostateczna ilość świeżego powie-trza, światło zaś padało na nich z góry przez kratę.Położenie wioślarzy mogło być o wielegorsze; nie trzeba jednak przypuszczać, aby było przyjemne.Zabroniono im pomiędzysobą wszelkich stosunków.Codziennie zajmowali swoje miejsca, nie mówiąc do siebie anisłowa.Krótkich odpoczynków używali na spanie i jedzenie.Nigdy wśród nich nie słyszanośmiechu lub śpiewu; westchnienie lub głuchy jęk tłumaczyły jedynie ich myśli i uczucia byli to skazańcy.%7łycie tych nędzarzy podobne było do podziemnego strumienia, sączącegosię wolno, lecz nieustannie, wciąż ku temu samemu ujściu.O Synu Najświętszej Panny! Dziś sprawiedliwość ma serce a Tobie stąd chwała i cześć! W owe jednak czasy twardy był los niewolników w fortecach, kopalniach, przy budowlach,na wojennych i handlowych galerach.W pierwszym zwycięstwie, które Juliusz odniósł na morzu, zasługi tak wiosłujących jakzałogi były równe.Na owych ławach wioślarzy zasiadali ludzie różnych narodowości, głów-nie brano ich z jeńców wojennych, wypróbowanych w sile i wytrwałości.Obok Brytyjczykazasiadał Lezbijczyk, za nimi mieszkaniec Krymu.Nierzadko spotkać można było Scytę, Gala55lub Tebańczyka.Wśród rzymskich przestępców byli Goci, Longobardowie, %7łydzi, Etiopczy-cy i barbarzyńcy z wybrzeży Makotis.Siedzieli tu obok siebie ludzie rozmaitych narodowo-ści: Brytowie, Libijczycy, Longobardzi, %7łydzi, zbrodniarze rzymscy, Scytowie, Galowie,Etiopczycy, Ateńczycy, Hiberreńczycy (dzisiejsi Irlandczycy), Cymbrowie i dzicy barbarzyń-cy rozmaitych innych krajów.Praca wioślarzy nie wystarczała, aby mogła zająć ich umysły, choćby te umysły były jaknajprostsze i najociężalsze.Nawet w czasie burzy ruchy ich były zawsze jednakie, równe,automatyczne.Nieszczęśliwi ci ludzie tracili w niewolnictwie władze umysłową; byli więcposłusznymi, nie zdając sobie sprawy z niczego, wykonywali rozkazy mechanicznie; żyliwspomnieniami, a przyszłości nie widzieli przed sobą żadnej.Do niedoli swej z czasem sięprzyzwyczajali.Trybun siedział w wygodnym krześle i rozmyślał o wszystkim, tylko nie o niedoli tychnieszczęśliwych, przykutych do ław i wioseł niewolników.Ruchy ich dokładne, miarowe,zaczynały go nużyć swą jednostajnością.Wtedy zwracał uwagę na poszczególnych wioślarzy.Nie wołano ich po imieniu; natomiast przy siedzeniu każdego znajdował się numer, któryumieszczono zamiast nazwiska.Trybun nie tylko był wielkim wojownikiem, ale i bystrymznawcą ludzi.Wodząc badawczym wzrokiem po skazańcach, spojrzał na numer sześćdzie-siąty.Właściciel tego numeru miał na sobie, jak wszyscy inni jego towarzysze, przepaskęprzez biodra.Nie wyróżniał się niczym od innych, tylko młodością; nie liczył bowiem więcejnad lat dwadzieścia.I ta właśnie okoliczność zwróciła uwagę Ariusza; ,nie mniejszą silna, muskularna budowa młodzieńca.Ariusz zwiedzał często rzymskie salegimnastyczne, w których kształcili się młodzieńcy na atletów, mających występować pózniejw owych sławnych rzymskich cyrkach.Był więc w tym względzie znawcą. Na bogi rzekł sam do siebie człowiek ten robi niezwykle wrażenie.Powierzchownośćwielce obiecująca, muszę się o nim dowiedzieć bliższych szczegółów.W tej chwili obrócił się młodzieniec w jego stronę. %7łyd! zawołał Ariusz taki młody! Pod badawczym wzrokiem trybuna rumieniecoblał twarz młodzieńca; wstrzymał na chwilę ruch wiosłem, lecz w tej chwili uderzyła gło-śniej pałeczka hortatora w stół, jakby dla napomnienia; szybko opuścił młodzieniec wiosło iod nowa ze zdwojoną siłą począł pracować.Po chwili znów spojrzał na trybuna i, o dziwo,ujrzał na twarzy jego dobrotliwy uśmiech.Tymczasem galera wpłynęła w cieśninę Mesyńską, a opłynąwszy miasto tejże nazwy,zwróciła się na wschód, zostawiając za sobą zadymiony i grozny szczyt Etny.Ile razy wracał Ariusz na platformę, zajmował się wioślarzem i mówił sam do siebie:Chłopiec to rozumny i sprytny.%7łyd to nie barbarzyńca.Muszę o nim zasięgnąć wiadomo-ści.Czwartego dnia podróży Astrea tak się nazywała galera płynęła już na Morzu Joń-skim.Niebo było jasne, a wiatr był pomyślny.Ariusz przypuszczał, że może spotka się z flotą jeszcze przed wyspą Cyterą, wyznaczonąna spotkanie, i dlatego prawie ciągle przebywał na pokładzie. Zresztą zajmował się dokładnie wszystkim, co dotyczyło powierzonego mu statku i był zdzielności załogi bardzo zadowolony.Skoro zaś zasiadł na krześle w kabinie, myśl jego zwra-cała się niezmiennie do wioślarza pod sześćdziesiątym numerem. Czy znasz człowieka, który właśnie wstał z ławki? spytał nareszcie hortatora w chwili,gdy następowała zmiana wioślarzy. Numer sześćdziesiąty? zapytał dozorca. Tak.Dozorca popatrzył na młodzieńca. Jak wiesz, o panie odpowiedział okręt zaledwie przed miesiącem wyszedł z rąk bu-downiczego, a ludzie są równie dla mnie nowi jak sam statek.56 Jest %7łydem zauważył zamyślony Ariusz. Szlachetny Kwintuszu, jesteś wielkim znawcą ludzi. I jest bardzo młody mówił dalej Ariusz. Pomimo tego jest to nasz najlepszy wioślarz, nieraz zauważyłem, że wiosło gięło się wjego dłoniach. Jakiego jest usposobienia? Mało wiem o nim, ale jest posłuszny.Raz tylko wniósł do mnie prośbę. Jaką? Prosił mnie, abym go przeniósł z prawej strony okrętu na lewą. Jakąż podał przyczynę? Zauważył, że ludzie, pracujący zawsze z jednej strony, kaleczeją.Zresztą łatwo w czasieboju i niespodziewanych obrotów mógłby się stać niezdatnym do służby, nie umiejąc użyćdrugiej ręki. Na bogi! To myśl nowa i słuszna [ Pobierz całość w formacie PDF ]