[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeżeli w ogóle wrócisz!Nie znajdując żadnej dobrej odpowiedzi, Jim tulił ją tylko w ramionach, aż w końcu obojeusnęli.Następnego dnia Angie była tak pogodna jak zawsze.Czy była to jednak pogodaprawdziwa, czy też poza, jaką przybrała ze względu na Jima - nie sposób było stwierdzić.Jimpodejrzewał, że to tylko maska.Ale to, co powiedział jej poprzedniej nocy, było faktem.Niemógł teraz zmienić zdania.Tak więc wyruszyli.Jim i Brian otwierali pochód na lekkich wierzchowcach, a ich rumakibojowe prowadzili za nimi giermkowie.Skierowali się niemal wprost na południe, omijającLondyn, gdyż Brian lękał się, że uroki stolicy mogłyby skusić ich ludzi.Większość z nich nigdynie odwiedziła miejsca większego niż Worcester czy Northampton.Poniżej Reading skręcili nawschód, minęli Gilford i skierowali się bezpośrednio na południowy wschód, do Hastings.Było to miasto portowe zbudowane wzdłuż dwóch dolin, które zbiegając ku morzuprzecinały kredowe urwiska wybrzeża.Większość ważnych budynków tłoczyła się w pobliżubrzegu morza, łącznie z gospodą, do której dwa i pół tygodnia wcześniej Brian posłał dwóchzbrojnych, by zajęli dla nich kwatery.Gospodę tę nazywano Pod Złamaną Kotwicą , a Brian ijego ojciec korzystali już z niej wcześniej w czasie swych podróży do Hastings.Miejsca w gospodzie były przeznaczone tylko dla Jima, Briana i ich giermków.Reszta ichludzi będzie musiała zadowolić się schronieniem, jakie dadzą im stajnie gospody lub teżsąsiednie, gdyby te w gospodzie okazały się zbyt małe.Mogli spodziewać się, twierdził rycerz,że w Hastings będzie się roiło od szlachetnych panów i ich wojsk kierujących się do Francji.Karczmarz był potężnym, dobrodusznym, ale i sprytnie wyglądającym mężczyzną poczterdziestce.Włosy zaczęły mu się już przerzedzać, ale muskuły jego na wpół obnażonychramion były twarde jak postronki, gdy stał przed gospodą, by powitać gości.- Wielce mnie to cieszy - pozdrowił go Brian - że miałeś dla nas miejsce, poczciwy Selu.Jak przewidywaliśmy, miasto jest pełne przyjezdnych.- W samej rzeczy, sir Brianie - odrzekł karczmarz.- Jeśliby jednak zostało choć jednowolne miejsce, byłoby wasze, ze względu na was samych, jak i na waszego ojca.Zacny był toszlachcic i wielce poważany przez mego ojca, który miał tę karczmę przede mną.Odwrócił się w stronę Jima.- A to będzie lord James z Malencontri - powiedział pochylając głowę w lekkim ukłonie.-Witajcie, panie.Jeśli zechcecie pójść za mną, sir Brianie i wy, milordzie, zaprowadzę was nagórę do waszej kwatery.Jim stwierdził, że ich kwatera nie okazała się niczym nadzwyczajnym.Był to dość dużypokój, prawie pusty, jeśli nie liczyć raczej małego łóżka w jednym kącie.Miał za to dwakwaterowe okna wychodzące na ulicę.- Nikt nie będzie wam zakłócał spokoju, sir Brianie, milordzie - zachwalał gospodarz.-Aóżko jest oczywiście dla waszych szlachetnych mości, no i jest sporo miejsca na podłodze dlagiermków i na bagaże, które byście życzyli sobie tu wnieść.Jeśli idzie o miejsca w stajni, mogęsię zająć ponad połową waszych ludzi.Ugodziłem się z kilkoma sąsiadami, że pomieszczą wstajniach resztę.- Dobrze się nami zajmujesz, karczmarzu - rzekł Brian.- Nie tylko nas gościsz, ale igościsz zacnie.- W tej gospodzie zawsze dobrze opiekowano się gośćmi - odrzekł skromnie karczmarz iwśród ukłonów wycofał się z pokoju.Drzwi, jak zauważył Jim, nie miały ani skobla, ani haczyka.Ale w końcu dość dużonauczył się już o tym świecie i ludziach, by pojąć, że karczmarz zakładał, iż jeśli będą tu trzymaćjakieś kosztowności, to zawsze ktoś przy nich będzie.- Zostań na razie tutaj - powiedział rycerz do Jima.- Wezmę giermka i odszukamprzedstawicieli królewskich w tym mieście.Dowiem się czegoś co do naszych szans na szybkiewypłynięcie.Tymczasem, jeżeli sobie życzysz, łóżko jest całe twoje.Jim grzecznie podziękował za łóżko, mówiąc, iż z racji uczynionego ślubu, zanim niezrobi czegoś dla uwolnienia księcia, będzie spał na ziemi.Prawdziwym powodem tej decyzjibyło to, że bez sprawdzania wiedział, iż łóżko roi się od wszy i pcheł.Sir Brian może mógłby wnim leżeć całą noc, a nawet spać mocno, ignorując ugryzienia i swędzenie.Jim jednak nigdy siętego nie nauczył i żywił nadzieję, że nigdy nie będzie musiał.Rycerz wyszedł, zabierając ze sobą giermka, Johna Chestera, by móc w razie czegoprzesłać Jimowi jakąś wiadomość przez tego młodego człowieka.Jim nawet lubił JohnaChestera.Nie był to prawdę mówiąc najbystrzejszy młodzieniec, i fakt ten dawał się łatwopoznać z jego szeroko otwartych, niewinnych szarych oczu, jasnoblond włosów i twarzy, któradobrze pasowałaby do kogoś o jakieś cztery lata młodszego niż ten szesnastolatek [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Jeżeli w ogóle wrócisz!Nie znajdując żadnej dobrej odpowiedzi, Jim tulił ją tylko w ramionach, aż w końcu obojeusnęli.Następnego dnia Angie była tak pogodna jak zawsze.Czy była to jednak pogodaprawdziwa, czy też poza, jaką przybrała ze względu na Jima - nie sposób było stwierdzić.Jimpodejrzewał, że to tylko maska.Ale to, co powiedział jej poprzedniej nocy, było faktem.Niemógł teraz zmienić zdania.Tak więc wyruszyli.Jim i Brian otwierali pochód na lekkich wierzchowcach, a ich rumakibojowe prowadzili za nimi giermkowie.Skierowali się niemal wprost na południe, omijającLondyn, gdyż Brian lękał się, że uroki stolicy mogłyby skusić ich ludzi.Większość z nich nigdynie odwiedziła miejsca większego niż Worcester czy Northampton.Poniżej Reading skręcili nawschód, minęli Gilford i skierowali się bezpośrednio na południowy wschód, do Hastings.Było to miasto portowe zbudowane wzdłuż dwóch dolin, które zbiegając ku morzuprzecinały kredowe urwiska wybrzeża.Większość ważnych budynków tłoczyła się w pobliżubrzegu morza, łącznie z gospodą, do której dwa i pół tygodnia wcześniej Brian posłał dwóchzbrojnych, by zajęli dla nich kwatery.Gospodę tę nazywano Pod Złamaną Kotwicą , a Brian ijego ojciec korzystali już z niej wcześniej w czasie swych podróży do Hastings.Miejsca w gospodzie były przeznaczone tylko dla Jima, Briana i ich giermków.Reszta ichludzi będzie musiała zadowolić się schronieniem, jakie dadzą im stajnie gospody lub teżsąsiednie, gdyby te w gospodzie okazały się zbyt małe.Mogli spodziewać się, twierdził rycerz,że w Hastings będzie się roiło od szlachetnych panów i ich wojsk kierujących się do Francji.Karczmarz był potężnym, dobrodusznym, ale i sprytnie wyglądającym mężczyzną poczterdziestce.Włosy zaczęły mu się już przerzedzać, ale muskuły jego na wpół obnażonychramion były twarde jak postronki, gdy stał przed gospodą, by powitać gości.- Wielce mnie to cieszy - pozdrowił go Brian - że miałeś dla nas miejsce, poczciwy Selu.Jak przewidywaliśmy, miasto jest pełne przyjezdnych.- W samej rzeczy, sir Brianie - odrzekł karczmarz.- Jeśliby jednak zostało choć jednowolne miejsce, byłoby wasze, ze względu na was samych, jak i na waszego ojca.Zacny był toszlachcic i wielce poważany przez mego ojca, który miał tę karczmę przede mną.Odwrócił się w stronę Jima.- A to będzie lord James z Malencontri - powiedział pochylając głowę w lekkim ukłonie.-Witajcie, panie.Jeśli zechcecie pójść za mną, sir Brianie i wy, milordzie, zaprowadzę was nagórę do waszej kwatery.Jim stwierdził, że ich kwatera nie okazała się niczym nadzwyczajnym.Był to dość dużypokój, prawie pusty, jeśli nie liczyć raczej małego łóżka w jednym kącie.Miał za to dwakwaterowe okna wychodzące na ulicę.- Nikt nie będzie wam zakłócał spokoju, sir Brianie, milordzie - zachwalał gospodarz.-Aóżko jest oczywiście dla waszych szlachetnych mości, no i jest sporo miejsca na podłodze dlagiermków i na bagaże, które byście życzyli sobie tu wnieść.Jeśli idzie o miejsca w stajni, mogęsię zająć ponad połową waszych ludzi.Ugodziłem się z kilkoma sąsiadami, że pomieszczą wstajniach resztę.- Dobrze się nami zajmujesz, karczmarzu - rzekł Brian.- Nie tylko nas gościsz, ale igościsz zacnie.- W tej gospodzie zawsze dobrze opiekowano się gośćmi - odrzekł skromnie karczmarz iwśród ukłonów wycofał się z pokoju.Drzwi, jak zauważył Jim, nie miały ani skobla, ani haczyka.Ale w końcu dość dużonauczył się już o tym świecie i ludziach, by pojąć, że karczmarz zakładał, iż jeśli będą tu trzymaćjakieś kosztowności, to zawsze ktoś przy nich będzie.- Zostań na razie tutaj - powiedział rycerz do Jima.- Wezmę giermka i odszukamprzedstawicieli królewskich w tym mieście.Dowiem się czegoś co do naszych szans na szybkiewypłynięcie.Tymczasem, jeżeli sobie życzysz, łóżko jest całe twoje.Jim grzecznie podziękował za łóżko, mówiąc, iż z racji uczynionego ślubu, zanim niezrobi czegoś dla uwolnienia księcia, będzie spał na ziemi.Prawdziwym powodem tej decyzjibyło to, że bez sprawdzania wiedział, iż łóżko roi się od wszy i pcheł.Sir Brian może mógłby wnim leżeć całą noc, a nawet spać mocno, ignorując ugryzienia i swędzenie.Jim jednak nigdy siętego nie nauczył i żywił nadzieję, że nigdy nie będzie musiał.Rycerz wyszedł, zabierając ze sobą giermka, Johna Chestera, by móc w razie czegoprzesłać Jimowi jakąś wiadomość przez tego młodego człowieka.Jim nawet lubił JohnaChestera.Nie był to prawdę mówiąc najbystrzejszy młodzieniec, i fakt ten dawał się łatwopoznać z jego szeroko otwartych, niewinnych szarych oczu, jasnoblond włosów i twarzy, któradobrze pasowałaby do kogoś o jakieś cztery lata młodszego niż ten szesnastolatek [ Pobierz całość w formacie PDF ]