[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Celegian - powiedział głos.Kerra spotkała przed laty jednego Celegianina naCoruscant - niemiły dla oczu, ale gładki w obejściu osobnik należał do pozornieradosnej rasy międzygwiezdnych podróżników.Ich przekaz myślowy - zdolność,jaką zostali obdarzeni przez naturę - brzmiał" całkiem inaczej niż projekcjamyśli za pośrednictwem Mocy; bez wątpienia to właśnie usłyszała Kerra orazmiejscowi.Miało to sens jako forma publicznej odezwy, ponieważ słuchacze moglizrozumieć przekaz niezależnie od różnic językowych. Słysząc" kolejneobwieszczenie, Kerra rozejrzała się dookoła.Nie było widać żadnych Celegian -a z pewnością daliby się zauważyć! - ale to nic nie znaczyło.Kiedy odwróciłasię w kierunku, skąd płynęło najsilniejsze doznanie, jej wzrok padł na jeden zwiększych silosów.Stamtąd Celegianin mógłby kontaktować się równocześnie zeznaczną częścią miasta.To musiało być to.Kerra, zła na siebie, rozejrzałasię.W całym Hestobyllu bloki rozchodziły się promieniście od silosów.Zapewnete okręgi odpowiadały zasięgowi Celegian.Musiało ich być więcej niż jeden.Jednak błyskawiczne podporządkowanie się miejscowych wydało się jej dziwne, aw dodatku nic nie tłumaczyło drgań, jakie czuła teraz w Mocy.Poza słynnymMistrzem Jedi Ooroo sprzed tysięcy lat stosunkowo niewielu Celegian byłowrażliwych na Moc.Wykorzystanie tych istot do masowej komunikacji wydawało sięczymś nowym, ale samo w sobie nie było zagrożeniem.Przeciskając się przezzatłoczone schody, żeby mieć lepszy widok, Kerra zawołała przez ramię:- Beadle, zostań z Tan!Nagle tłum zaczął poruszać się szybciej.Zmagając się z falą istot, Kerrapróbowała zachować równowagę - i sprawdzić, co nimi steruje.Nie były to chybasłowa Celegianina.Znad klifu na pokładach srebrzystych wieloosobowych śmigaczynadciągały humanoidalne postacie w obcisłych czerwonych kombinezonach.Kilkuszkarłatnych jezdzców wyskoczyło wysoko w górę, pozostawiając śmigaczezawieszone ponad kanałami.Pokonując w jednej chwili kilkanaście metrów,zdeterminowani przybysze lądowali bezpiecznie na chodnikach i nacierali natłum.Są tu i Sithowie, pomyślała Kerra.Aadny mi raj.- Tan! Tan! - Kerra obejrzała się za siebie.Dziewczyna zniknęła w tłumie.Durosjanin także zniknął.Szkarłatni Jezdzcy, istoty obojga płci i różnych ras,cały czas się krzątali, zaganiając maruderów do pracy.Dotąd nikomu nie zrobilikrzywdy, ale Kerra zauważyła, że na lewym ramieniu noszą broń przypominającąpałki.- Niech to szlag, Beadle - zaklęła.- Kazałam ci z nią zostać!Przeciskając się przez tłum, Kerra wskoczyła na mur oporowy kanału ispojrzała w dół.Stała tam Ithorianka, którą widziała wcześniej - zaskakującoblisko, prawie twarzą w twarz z jednym z jezdzców.Pomimo różnicy wzrostunietrudno było się domyślić, kto tu rządzi.Ithorianka wyglądała na otumanioną.Wyczuwając nieprzyjemne ukłucie w Mocy, Kerra domyśliła się dlaczego.Wytężającsłuch, usłyszała ich rozmowę:- Natychmiast wykonasz rozkazy! - powiedział jezdziec.,- Natychmiast wykonam rozkazy - powtórzyła w basicu Ithorianka, po czym ruszyłanaprzód.Widząc podobne sceny, rozgrywające się na całej długości arterii, Kerrazrozumiała, co się święci.Celegianie tylko wydawali - a raczej przekazywali rozkazy.Szkarłatni Jezdzcy je egzekwowali, wykorzystując perswazję Mocą.Terazwszystko układało się w logiczną całość.Mieszkańcy Byllury faktycznie byliotępiali, a powodem tego była ciągła mentalna manipulacja użytkowników Mocy!Czujnie poszukała wzrokiem obydwojga swoich towarzyszy.Nagle w tłumiedostrzegła Beadle'a Lubboona; naprzeciw niego stało dwóch jezdzców.A tuż zanim stała Tan, trzymana przez trzeciego.Nie próbowali uciekać - a Kerrawiedziała dlaczego.Mogła zrobić tylko jedno.- Hej, Sithowie! - krzyknęła iwskoczyła na kamienną platformę, zapalając swój miecz świetlny.- Tak, tutaj!Nie chce mi się iść do pracy! Aapcie mnie! ROZDZIAA 14 Po raz pierwszy odczasu Gazzari miecz świetlny Kerry przeciął ciało Sitha.Tamta bitwa była chaotyczna; każdy z przeciwników podążał za innym celem.Tutaj, nawet wśród uciekających w popłochu robotników, wydarzenia miałyoczywisty przebieg.Kerra ścigała porywaczy Tan i Beadle'a; niezliczona liczbaSzkarłatnych Jezdzców próbowała ją powstrzymać.Odbiła się od ściany z piaskowca i rzuciła ponownie w wir walki, nacierającna przeciwników.Ich pałki ożywiała energia, a klingi były dopasowane koloremdo strojów [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Celegian - powiedział głos.Kerra spotkała przed laty jednego Celegianina naCoruscant - niemiły dla oczu, ale gładki w obejściu osobnik należał do pozornieradosnej rasy międzygwiezdnych podróżników.Ich przekaz myślowy - zdolność,jaką zostali obdarzeni przez naturę - brzmiał" całkiem inaczej niż projekcjamyśli za pośrednictwem Mocy; bez wątpienia to właśnie usłyszała Kerra orazmiejscowi.Miało to sens jako forma publicznej odezwy, ponieważ słuchacze moglizrozumieć przekaz niezależnie od różnic językowych. Słysząc" kolejneobwieszczenie, Kerra rozejrzała się dookoła.Nie było widać żadnych Celegian -a z pewnością daliby się zauważyć! - ale to nic nie znaczyło.Kiedy odwróciłasię w kierunku, skąd płynęło najsilniejsze doznanie, jej wzrok padł na jeden zwiększych silosów.Stamtąd Celegianin mógłby kontaktować się równocześnie zeznaczną częścią miasta.To musiało być to.Kerra, zła na siebie, rozejrzałasię.W całym Hestobyllu bloki rozchodziły się promieniście od silosów.Zapewnete okręgi odpowiadały zasięgowi Celegian.Musiało ich być więcej niż jeden.Jednak błyskawiczne podporządkowanie się miejscowych wydało się jej dziwne, aw dodatku nic nie tłumaczyło drgań, jakie czuła teraz w Mocy.Poza słynnymMistrzem Jedi Ooroo sprzed tysięcy lat stosunkowo niewielu Celegian byłowrażliwych na Moc.Wykorzystanie tych istot do masowej komunikacji wydawało sięczymś nowym, ale samo w sobie nie było zagrożeniem.Przeciskając się przezzatłoczone schody, żeby mieć lepszy widok, Kerra zawołała przez ramię:- Beadle, zostań z Tan!Nagle tłum zaczął poruszać się szybciej.Zmagając się z falą istot, Kerrapróbowała zachować równowagę - i sprawdzić, co nimi steruje.Nie były to chybasłowa Celegianina.Znad klifu na pokładach srebrzystych wieloosobowych śmigaczynadciągały humanoidalne postacie w obcisłych czerwonych kombinezonach.Kilkuszkarłatnych jezdzców wyskoczyło wysoko w górę, pozostawiając śmigaczezawieszone ponad kanałami.Pokonując w jednej chwili kilkanaście metrów,zdeterminowani przybysze lądowali bezpiecznie na chodnikach i nacierali natłum.Są tu i Sithowie, pomyślała Kerra.Aadny mi raj.- Tan! Tan! - Kerra obejrzała się za siebie.Dziewczyna zniknęła w tłumie.Durosjanin także zniknął.Szkarłatni Jezdzcy, istoty obojga płci i różnych ras,cały czas się krzątali, zaganiając maruderów do pracy.Dotąd nikomu nie zrobilikrzywdy, ale Kerra zauważyła, że na lewym ramieniu noszą broń przypominającąpałki.- Niech to szlag, Beadle - zaklęła.- Kazałam ci z nią zostać!Przeciskając się przez tłum, Kerra wskoczyła na mur oporowy kanału ispojrzała w dół.Stała tam Ithorianka, którą widziała wcześniej - zaskakującoblisko, prawie twarzą w twarz z jednym z jezdzców.Pomimo różnicy wzrostunietrudno było się domyślić, kto tu rządzi.Ithorianka wyglądała na otumanioną.Wyczuwając nieprzyjemne ukłucie w Mocy, Kerra domyśliła się dlaczego.Wytężającsłuch, usłyszała ich rozmowę:- Natychmiast wykonasz rozkazy! - powiedział jezdziec.,- Natychmiast wykonam rozkazy - powtórzyła w basicu Ithorianka, po czym ruszyłanaprzód.Widząc podobne sceny, rozgrywające się na całej długości arterii, Kerrazrozumiała, co się święci.Celegianie tylko wydawali - a raczej przekazywali rozkazy.Szkarłatni Jezdzcy je egzekwowali, wykorzystując perswazję Mocą.Terazwszystko układało się w logiczną całość.Mieszkańcy Byllury faktycznie byliotępiali, a powodem tego była ciągła mentalna manipulacja użytkowników Mocy!Czujnie poszukała wzrokiem obydwojga swoich towarzyszy.Nagle w tłumiedostrzegła Beadle'a Lubboona; naprzeciw niego stało dwóch jezdzców.A tuż zanim stała Tan, trzymana przez trzeciego.Nie próbowali uciekać - a Kerrawiedziała dlaczego.Mogła zrobić tylko jedno.- Hej, Sithowie! - krzyknęła iwskoczyła na kamienną platformę, zapalając swój miecz świetlny.- Tak, tutaj!Nie chce mi się iść do pracy! Aapcie mnie! ROZDZIAA 14 Po raz pierwszy odczasu Gazzari miecz świetlny Kerry przeciął ciało Sitha.Tamta bitwa była chaotyczna; każdy z przeciwników podążał za innym celem.Tutaj, nawet wśród uciekających w popłochu robotników, wydarzenia miałyoczywisty przebieg.Kerra ścigała porywaczy Tan i Beadle'a; niezliczona liczbaSzkarłatnych Jezdzców próbowała ją powstrzymać.Odbiła się od ściany z piaskowca i rzuciła ponownie w wir walki, nacierającna przeciwników.Ich pałki ożywiała energia, a klingi były dopasowane koloremdo strojów [ Pobierz całość w formacie PDF ]