[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oni stali bez ruchu.W ciemności widzieli,207 jak z wolna ich otacza wróg, a hełmy lśniłyjak łuski wielkiej ryby, która nocą drąży.Jan stał pośrodku, cichy jak wielki chorąży,który sztandar przedśmiertny ogromnych niebiosówunosi.Jego głowa i płonące włosy,w których gwiazdy spalały ostatni swój płomień,stały w sklepieniu nocy, w milczeniu ogromie.Tacy byli żołnierze, którzy bez mundurów,w cywilnych czapkach, z bronią zza pasa wydartąstali u serca ziemi jak burzliwe chmuryprzeciw wierze bezsilnej i miłości martwej.A tamci jeszcze bliżej.Więc ujęli w ręcebroń jak rzezbiarz, co dłuto ujmuje z namysłem,aby wyciąć nagrobny pomnik, w takiej męce,w takim bólu krzesany, aby czyny wszystkie,wszystkie cierpienia i burz grzywy wciosaćw pomnika twarz, ramiona, w usta i we włosy.Więc runął łańcuch strzałów.Najpierw po ogniwiesypał się na bruk dzwięcząc, potem coraz ciężej.I świst, jakby jęk łuku zerwanej cięciwy.To ziarna kul jak długie, rozpalone węże.Ulica była ciemna.Bił głos.Z okien niskozlęknionych oczu płatek.Od krwi było ślisko.Sypki grzechot o ściany.Potem świst.Schyleni,przypadli głowami  jak do dna  do ziemi.Pocisk.Więc ciemność drgnęła, odprysło od brukui rozerwani na sylwetek palcepełzali naprzód, już się gięli w walce:to przypadną i bąki ostrych strzałów grają,to z granatem w powietrzu bez ruchu przystają,oczy szukają szybko, potem chmura tryśniei jeszcze większa ciemność w powietrzu zawiśnie.Jan widział ciała ciemne i jeszcze raz nabił,i jak oporne zwierzę długo w dłoni dławiłbroń.Znów trzepotał skrzydłem ołowianymzerwany łańcuch strzałów.Potem granat w górętrysnął i raz na zawsze zamilczał w ciemnościzmiażdżony bruk i bezruch czarnych ciał.On jeszcze chwilę, wyższy jakby stału ściany, przedłużony cieniem, potem skośnyjak kostur, co przy murze postawiony czeka,ruszony, upadł.Tylko plusk bezgłośnyzamknął się nad nim cicho.Noc się jak powieka208 zmrużyła i zapadła.Jeszcze gwiazd ulewazza chmury wynurzona opadała w drzewai łopot strug ciemności wydymał się w wietrze,i stało skamieniałe nad światem powietrze.Więc cisza ogromna się stała jak woda,ciemna, głęboka i ciepła, wchłonęła kształty i świat.A anioł lekki nad ziemią cicho mu rękę podałi szli wysoko, w obłoków rozchylający się kwiat.I już się Jan kołysał nad ziemi dnem wypukłym,kiedy dom w dole ujrzał, i łzy jak ciężkie gwiazdy,pełne obrazów zmieszanych, w dół spadły, rozprysły się,stłukły.I począł ciążyć w dół jak próżny dzwięku dzwon,bo widział Marię białą jak brzozę w burzy zgiętą,schyloną nad dzieciątkiem w ogromnym lustrze lęku. Podaj mi rękę  mówił anioł  bo jeszcze jeden krok,a trwoga cię ogarnie i spadniesz suchym liściemw drapieżną czułość ziemi, w pożary ludzkich rąk,w jeziora mroczne czasu podobne ciemnym snom."Znów się muzyki ciepłej płomyk zapalił biały,a on strwożony jeszcze, choć w górę lekko szedł,zapłakał:  Czym nie zgrzeszył odchodząc od cierpienia,odchodząc, kiedy za mną bolesne kwiaty wiały,jej dłoni i jej oczu uderzał motyl trwożnyi do jej stóp maleńkich przykuta ciężka ziemia?Jam szedł za tym płomieniem, co pali nieostrożnyi nieobaczny na nic".A anioł mówił tak: Tyś był miłości wiernej nierozdzielony ptak,który miał tyle serc, ileś twych braci miał,i z każdym serc powiewem twój wielki płomień drżał,i uczyniłeś wybór po wszelki świata czas,jakże chcesz, żeby w trwodze o jedno ciało gasł?Bo dusza jej to strumień, srebrzysty, żywy ton,a nie napłynie otchłań w zielony, boży dom".I znów się ciszy całun w muzyki krąg układał,a znów go strwożył czas i mówił:  Nim dorośniedzieciątko, czym się stanie, czy groza go nie wchłonie?"A anioł wziął go w ciszy mocno za obie dłoniei rzekł:  Czyś ty zapragnął krzyżować smugi dróg,które wydrążył przed nim ognisty boży pług?Ale wiedz: kto zaufał, gdziekolwiek niesie lot,miłością pooddziela od miłowanych zło."Wtedy się serce Jana skruszyło w miękki popiół,209 to serce, które z duszą porwane  ziemskie było.I próchno się na ziemię jak rosa albo łzazsunęło.Nisko w dali fala chmur białych szła.Jeszcze dzwonek na wieży,ptaki w locie i obłok,wietrzyk dzwonił i gasł. Podaj mi rękę  mówił anioł oto się stajesz zapatrzeniem gwiazd"Ukończone 14 września 1943 roku,pisane w miesiącach: maj, lipiec, sierpień,wrzesień 1943 r.210 POSAOWIENad nami noc.Goreją gwiazdy,dławiący, trupi nieba fiolet.Zostanie po nas złom żelaznyi głuchy, drwiący śmiech pokoleń. pisał w Pieśni ułożonej podczas okupacji Tadeusz Borowski, poeta tej samejformacji artystycznej i ideowej co Krzysztof Kamil Baczyński.Historia literatury,przesuwająca w głęboką przeszłość twórczość pokolenia  Kolumbów", w para-doksalny sposób uaktualnia jednak pytanie zawarte przez Borowskiego w puenciejego utworu.Jesteśmy obecnie świadkami fundamentalnych przemian, zachodzą-cych w języku i w dotychczasowych hierarchiach wartości w literaturze współ-czesnej.Zaczynamy patrzeć na przeszłość pod innym kątem niż ten odziedziczonypo przeszłości.Literatura lat wojny i okupacji, do której należy dzieło KrzysztofaKamila Baczyńskiego, wydaje się okresem w tej perspektywie w pełni ustabilizo-wanym.Z wyłonionymi ostatecznie hierarchiami nazwisk i wartości, z opisaną wszczegółach geografią piśmiennictwa tej epoki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl