[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stefanek tylko głową kiwnął ku klucznicy, a ona skinęła potakująco, nie śmieli się, szanu-jąc smutek jego, odezwać, domyślali się zresztą po trosze, o co chodzić mogło.Wtem stary, nim mu świecę przynieśli, skinął na klucznicę zapraszając ją do siebie, a Ste-fanek zaraz do drzwi ucho przyłożył, bo był niezmiernie ciekawy. A co, moja jejmość  rzekł głosem wzruszonym  czegom się bał, tegom się nie ubał. No cóż? co?  zawołała przestraszona Murzynowska. No, jadą do tej Wenecji.bodaj ją tam siarczyste  splunął, nie dokończywszy  taki ja-dą.Co to kobieta, gdy się, mospanie, uprze, a też jeszcze, z pozwoleniem, Półdiablę Wenec-kie; jak zaczęła stękać, kwękać, chorować, grymasić, chudnąć na złość, otóż jadą.Murzynowska, podzielając to strapienie, załamała ręce. Już ich tu żadna siła ludzka nie powstrzyma  rzekł stary  to darmo.jegomość, panicz,z żalu mało nie płacze, tak mu się jechać nie chce, ale musi! Ale bo  ujmując się za płeć swą, dodała Murzynowska  ona bo nieboraczka z tej aurychoruje; widzisz asindziej, jaka blada.Pukało machnął ręką. Dalifur!  zawołał  dalifur! polityka ta choroba, ino się uparła.strzyżono, strzyżono.Juścić jej tam nie lepiej w kamieniczce; ale co to gadać.nie posądzam, coś ciągnie jejmość.Murzynowska się oburzyła. Dałbyś to jegomość pokój! Ano prawda  odparł Pukało  alem zły.folwark, dwór, wszystkiego dostatek; ptasiegomleka chyba brak, a jeszcze zle i zle. Już że dogadzaliśmy, to niech nie grzeszy, z pozwoleniem, jak wrzodowi.a mąka żebybyła biała, a bułki tylko pszenne i pszenne.a sałaty w zimie.a potrawy cudackie, co ich niktprócz niej w gębę nie wziął, chyba on przez grzeczność.I powiadam jejmości  zawołał patetycznie Dalifur  zobaczycie, że oni tu już nie powrócą,ona go nie puści, opustoszeje nasz dwór, pójdzie kawał dobrej polskiej ziemi w cudze ręce.Ale  westchnął  moje tego oczy nie zobaczą.dawno trumna wyschła, żytem nasypana,czeka na strychu.toć w nią wlezę, żebym na ostatnią zgubę nie patrzał. I!.wstydziłbyś się znowu jegomość, tak brać do serca.Stary aż płakał.Siadł w krześle na poduszce i oczy ocierał.Nagle myśl mu jakaś przyszła, porwał za kij, za czapkę, świecę z porywczości palcami za-gasił i szybko z folwarku wyszedł.Murzynowska wyjrzała i ruszyła ramionami; nie poszła73 spać spokojnie, dopóki wysłany Stefanek nie przyszedł z raportem, że stary się powlókł naplebanią.Zwieciło się jeszcze w sypialni proboszcza, gdy do drzwi zdążył Pukało, ale psy już war-towały w dziedzińcu, dobrze, że go poznały, a chłopak zaspany ledwie mu nierychło otworzył.Ksiądz odmawiał pacierze, myślał, że do chorego wzywać go przychodzą, sutannę starą na-rzucił; zdumiał się, zobaczywszy Pukałę o tej porze. A co tam?  spytał  czy nie co złego, quod Deus avertat. Złego, złego, mój ojcze  zawołał Pukało  pociechy u was szukać przychodzę.Już takipostanowiono, nakazano.wyjeżdżają. Któż? co? Ano, państwo. Dokąd? Do tej Wenecji przeklętej. Któż ci to mówił? Z jegom ust miał dyspozycją!.niewesoło i jemu  rzekł stary  ale kobiecie się oprzećnie umie.jadą.To ruina! to zguba, ojcze! jeżeli wy nie uczynicie refleksji. Ja?  zapytał ksiądz  a co to do mnie należy? Jak nie wy, to któż?.macie ich sumienia w ręku, przemówcie.Proboszcz głową kręcił. Złe to może być  rzekł  ale wedle świata i grzechu nie ma; ja się w to wdać nie mogę.Szkoda mi ich, a posłuchać mnie nie zechcą. Więc wy mi odmawiacie?  płaczliwie zapytał Pukało. Spróbuję słowo rzucić, ale to będzie groch o ścianę.nie moja rzecz.Pukało wstał z krzesła. To tak  zawołał  sądzono, sądzono, aby oczy moje patrzały na ruinę tego domu, nazgubę.niechże będzie wola Pańska! Ale nie przeżyję ja tego, ojcze mój! Ten dom, jakby mójrodzicielski własny; ten chłopiec, to jakby dziecko moje; ten majątek, jakby ojcowizna.Wżyłosię tu, wrosło, pracowało, aby pomnożyć, aby utrzymać, a tu fantazja jednej kobiecinywszystko w proch obraca.Fantazja, mówię jegomości  krzyknął głośniej  bo ja temu niewierzę, żeby chora była i tęskniła, jeśli męża kocha.Mąż dla niewiasty światem, wszystkim,ale to, z pozwoleniem, Półdiablę Weneckie!Chwycił za czapkę w pasji, chcąc wyjść, gdy go proboszcz za ramię ujął. Kochanie, Pukało, z żalu ci się w głowie wywraca? A toż po chrześcijańsku, a toż po oj-cowsku tak sierdzić się na to biedne dziecko? Ha? myślisz, że jemu też serce nie boli opusz-czać dom, kraj, rodzinę, a uchowaj Boże, by się jej co stało.dobrze by mu było nosić trupana sumieniu? Wstydz się, stary, zmów pacierz i uspokój się, a za grzech porywczości powtórzpo pacierzu siedem razy: Bądz wola Twoja.Pukało zmiękł, proboszcza w ramię pocałował, łzę otarł i mrucząc, wyszedł z plebanii.Piękna była noc wiosenna, a w krzewach ogrodowych na zabój śpiewały słowiki.w dalisłychać było szum fali jeziora, jakby ruch kołyski, co dziecinę usypia; wiało zewsząd woniąmłodości, kwiatami, liśćmi, trawami.a świat ten wyglądał tak cudnie, że Pukale aż się napłacz zebrało. I taki to mając kąt własny, trzeba im się tłuc po obcym świecie.!Z cicha wlókł się popod ogrodowym parkanem; księżyc pasami spomiędzy drzew starychsmugami światło po darniach rozrzucał, a wysokie topoli wierzchy w ciemnych kędyś tonęłyniebios błękitach.W krzakach ledwie się liść ruszył niekiedy, taki był spokój i cisza.Dalifurpoglądał w ten ogród, wyobrażał już sobie, jak w nim obcy gospodarzyć będą, i żółć mu sięburzyła.Wtem stanął.Na ławce pod kasztanami zobaczył siedzącego Konrada, który, głowęująwszy w dłonie, żegnał się ze swoją siedzibą.Wśród ciszy wieczora Pukało dosłyszał led-74 wie pochwyconego jęku i żal mu się zrobiło znowu tego człowieka jak własnego dziecka.Przeszedł na palcach, szanując tę chwilę boleści, a gdy minął kasztany, rzekł sobie: Mea culpa!.cóż mnie staremu narzekać, kiedy on cierpi! Mnie ulżyć mu ciężaru, a niedodawać go jeszcze.Stań się twa wola Panie.Pukało wiernym będzie do ostatka sługą.apłakać zawsze czas i potem  dodał w duchu.Gdy już do wyjazdu rozkazy były wydane, od-żyła biedna Cazita; teraz wszystko jej było piękne, weselem ożywiła się twarz, błysnęły oczy,uśmiechnęły się usta, rzuciła się na szyję Konradowi. Corradino mio, angelo caro! tyś dobry, tyś kochany, tyś święty!  I z wielkiego wzrusze-nia do nóg mu padła. O! tak! ja czuję, jam ciebie niewarta  zawołała  ja nie miałam siłytak ci wszystkiego poświęcić, jak ty mnie; jam biedne słabe dziecko! grzesznica! jam roz-pieszczona jedynaczka.Ty mi przebacz! ja bym tu była umarła i to powietrze mnie dusiło,zabijało! I ojciec! ojciec! ja jednego w świecie mam ojca, a on tak mnie kochał, i on tam giniez tęsknicy za niewdzięczną [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl