[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W S�dziwoju, którego uczucia niegdyS jak ruchome piaski za lada wiatrem si� zmienia�y,pozosta�a jedna tylko nami�tnoS� nauki, jakby ogniem wszelkich innych uczu� �ywiona.Jeszcze nie min�o trzy lata od Slubu jego z Armini�, a zerwa� ju� wszystkie p�ta przymusu.We dnie krótkie chwile poSwi�ca� spoczynkowi, reszt� czasu i noc ca�� przep�dza� w pracow-ni alchemicznej.�ona jego podobnie� bezsennie czas trawi�a w oknach domu, wlepione trzy-maj�c oczy w z�owrogie Swiat�o migaj�ce w pracowni, a spokojnoS� jej ulata�a jak dym i iskryz komina sypi�ce si�.S�dziwoj, g�uchy na otaczaj�cy go Swiat, nie spostrzega� nikn�cego zdrowia i g��bokich Sla-dów �ez na twarzy �ony.Towarzystwo jego sk�adali czasem w�drowni alchemicy, licznie go odwiedzaj�cy, i przed tymitai� si� ze swoimi doSwiadczeniami i niewiadomoSci�.Zreszt�, wierny Jan zast�powa� go we wszystkim, co si� tyczy�o materialnej strony jego �ycia.Przywi�zany s�uga, instynktowo odgaduj�cy ch�ci pana, sta� si� jakby r�k� lub innym, bez-poSrednio z wol� alchemika zwi�zanym, niemySl�cym narz�dziem.Czego szalony zbytek, marnotrawstwo, ledwo dawniej w kilku latach dokaza�o, to teraz do-Swiadczenia w jednej chwili po�era�y.Nieprzeliczone bogactwa, jakie Kosmopolita zostawi� Arminii, zawarte w zapasie kamieniam�drców, S�dziwoj trwoni� na doSwiadczenia, sil�c si� chemicznie rozebra� i dojS� sk�adutego cudownego proszku.Ka�da okruszyna kamienia m�drców by�a dla niego skarbem, lecztylko o tyle, o ile rozumia�, i� mu si� uda j� rozebra�.Coraz mno��c, wynajduj�c nowe do-Swiadczenia i próby, �udzi� si� nami�tn� nadziej�, jak gracz ow�adni�ty sza�em, który w cza-sie [gry] gotów dusz� stawi� na kart� i nie wierzy, i� mo�e j� przegra�.Sknerstwo nieopisane uj�o go w swe szpony.Targowa� si� uporczywie z �on�, ze s�u��cym,gdy sz�o o poSwi�cenie na nieodbite potrzeby �ycia troch� z�ota, które w ogniu i kwasach114 chemicznych pe�n� r�k� niweczy�.�ona S�dziwoja nie dba�a o z�oto, nie dba�a o n�dz�, aletylko dla siebie, bo gdy wspomnia�a los czekaj�cy ich syna, wtedy by�a blisk� rozpaczy.W czasie jesieni, w rocznic� urodzin dzieci�cia, Arminia postanowi�a, pomimo tyle razy po-wtarzanego odzywania si�, silnie uderzy� umys� m�a i jeszcze raz zaklina� go o powrót doSwiata, powrót do mi�oSci.Niepami�tna, i� sama doSwiadczy�a, �e uczuciom nie mo�na roz-kazywa�, gdy raz ulec�, nikt ich nie zdo�a wróci� do pierwszej mocy.Z niecierpliwoSci� oczekiwa�a pocz�tku dnia wygl�daj�c co chwila rych�o zgaSnie krwawyp�omie� Swiec�cy w laboratorium.M�� jej trzeci� noc ju� tam przep�dza� nie powracaj�c dodomu.Zorza zwiastowa�a wschód s�o�ca, ptaki radoSnie si� odzywa�y, natura ca�a weso�obudzi�a si�, tylko w duszy Arminii smutek na ten widok powi�ksza� si�.Nie mog�c wytrzy-ma� udr�czenia, wzi�wszy dzieci� na r�ce uda�a si� do pracowni.Przest�puj�c próg nienawistnej komnaty, w której z k��bami dymu szcz�Scie jej ulatywa�o,mySla�a, i� idzie po wyrok Smierci, tuli�a do �ona syna, jakby uScisk matki móg� go ochroni�od zguby.Otworzy�a drzwi, cichoS� panuj�ca wewn�trz przerazi�a j�.M�� jej, schylony przy stole nad ksi�gami, przypatrywa� si� naprzeciw lampy naczyniuszklannemu dziwacznego kszta�tu, nape�nionemu p�ynem ciemnego koloru.S�uga, przy ogniupieca chemicznego tak�e zamySlony, nie spostrzeg� wejScia �ony swego pana.Arminia lekko dotkn�a si� ramienia S�dziwoja, ale ten nie unosz�c g�owy mówi� do siebieprzyt�umionym g�osem:- DwieScie jeden dni i nocy tak uci��liwej pracy dziS ko�czy si�! Wielki Walentynie, twójgeniusz o�ywia alkahest.Jutrzenka wszechw�adnego s�o�ca wschodzi nad tajemn� tynktur� -dzisiejszy dzie� powinien oSwieci� wskrzeszenie pot�gi Trysmegista!- M�u mój! - odezwa�a si� z trwog� Arminia.- Nic nie opuSci�em - mówi� dalej alchemik.- W pe�ni ksi�yca Diana opiekowa�a si� zap�od-nieniem, fermentacja w �onie nocy do Swiat�a jasnym strzeli�a promieniem - teraz, opieku�-cze duchy, wspierajcie wielkie dzie�o.- M�u - rzek�a g�oSniej jego �ona wstrz�saj�c go z rozpacz� za r�k�.S�dziwoj podniós� g�o-w�, jakby si� budzi� ze snu ci�kiego, i os�upia�e oczy utkwi�y w pustej przestrzeni.Arminiatrzyma�a naprzeciw niemu uSmiechaj�ce si� dzieci�, które wyci�ga�o drobne r�czki do b�ysz-cz�cych metalowych naczy�.- M�u! czy mnie nie spostrzegasz! Nie widzisz�e syna twojego, dziS rocznica jego urodzin!- wo�a�a konwulsyjnie przerywanym g�osem.- Je�eli kiedykolwiek tli�a w tobie iskierka mi�oSci, obudx si�, wyrwij z tych side� szata�skich!zejdx z tej drogi, która pod tob� si� usuwa.- Patrz, jak przepaS� bliska! - Nie mnie! nie mnie, alesyna swojego ratuj! - Zaklinam ci�! Dzieci s� Swi�tymi tej ziemi, ich poSrednictwo dochodzi donieba.Bóg przebaczy ci, tylko nie gub tego, któremu da�eS �ycie! - Dla mnie b�dx ty czarowni-kiem, b�dx szatanem, nie ul�kn� si�, ale niech tylko mnie jednej grozi niebezpiecze�stwo.- Mi�oS� moja dla ciebie jest najSwi�tsz� cz�Sci� mojej duszy; ja nie chc� nic wiedzie�, nicumie�, tylko kocha� ciebie! - To samo nie pozwoli mi ju� upatrywa� w tobie najmniejszejwady.Ale co by powiedzia� Bóg, co byS sam przy zgonie powiedzia�, gdybym dla mi�oScitwojej poSwi�ci�a syna, któremu dusza matki jest jedyn� tarcz�.- Widzisz, jak on si� patrzy, widzisz te jego oczy; one ci�gle tak otwarte, on nigdy nie Spi,czy ju� i jego czary otoczy�y? - Okrutny! czy ju� i jego przeznaczy�eS na pastw� twej przera-115 �aj�cej nauki! - Ja s�aba, niedo��na, zgin�, i có� si� z nim stanie? - Na kolanach b�agam ci�,nie przyprowadzaj mnie do rozpaczy, nie odejmuj mi rozumu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl