[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dziękuję ci, aga, Hakim-cha-nie.Niech Bóg ma cię w opiece - powiedział i ruszył tyłem do drzwi, trzymając broń w pogotowiu.- Chodźmy!Erikki pożegnał gestem dłoni Hakima.Gnębiły go wyrzuty z powodu awantury, jaką wywołał.- Przykro mi.- Niech Bóg będzie z tobą, Erikki.Wracaj bezpiecznie - zawołał Hakim i pocieszyło to nieco Fina.- Leć z nim, Ahmed.Nie może użyć broni, pilotując helikopter.Dopilnuj, żeby bezpiecznie powrócił.Musi wrócić, pomyślał mściwie.Musi zapłacić za to, że ośmielił się zaatakować mój pałac.- Tak jest, Wasza Wysokość.Dziękuję, pilocie - powie­dział Ahmed, biorąc od Erikkiego pistolet.Sprawdził zamek i magazynek, po czym uśmiechnął się złowrogo do szejka.- Na Boga i Proroka, którego Imię chwalimy, lepiej niech nikt nikogo nie oszuka.Uprzejmie puścił Erikkiego przodem i ruszył w ślad za nim.Bajazid wyszedł ostatni.U PODNÓŻA PAŁACU, 11.05.Krętą drogą prowadzącą do bramy pędził policyjny samochód.Na tylnej kanapie siedział Haszemi Fazir, za nimi jechały inne pojazdy i wojskowa cięża­rówka z żołnierzami.Pierwszy samochód wpadł z piskiem opon na dziedziniec, na którym stało już kilka aut i ambulans.Hakim-chan czekał na Fazira w sali audiencyjnej w nie znisz­czonej części pałacu, blady i osłabiony, lecz wyniosły, w otocze­niu strażników.- Bogu niech będą dzięki, Wasza Wysokość, że nie został pan ranny.Właśnie dowiedzieliśmy się o ataku.Pozwoli pan, że się przedstawię.Pułkownik Haszemi Fazir z wywiadu we­wnętrznego.Czy mógłby pan opowiedzieć, co zaszło?Hakim-chan przedstawił mu swoją wersję wydarzeń.- Jak dawno odleciał pilot, Wasza Wysokość?Hakim zerknął na zegarek.- Dwie i pół godziny temu.- Mówił, ile ma paliwa?- Nie.Ale powiedział, że może ich podrzucić tylko kawałek.Haszemi stał przed specjalnym podwyższeniem wysłanym dywanami i poduszkami.Ubrany w ciepłą brokatową szatę Hakim-chan miał na szyi sznur pereł i brylant cztery razy większy od tego, za który udało mu się okupić życie swoje i siostry.- To nie byli Kurdowie, choć tak utrzymywali.To zwy­czajni bandyci.Porwali Erikkiego i zmusili go, żeby pomógł im zaatakować mojego ojca.Chan nie powinien był zabijać ich posłańca - dodał zdecydowanym tonem Hakim.- Powinien potargować się trochę o wysokość okupu, następnie zaś wy­płacić go i zabić ich za doznaną zniewagę.- Dopilnuję, żeby wszyscy zostali ujęci.- A moja własność odzyskana.- Naturalnie.Czy jest jeszcze coś, co mógłbym dla pana zrobić.ja albo mój wydział?Fazir obserwował bacznie twarz młodzieńca i dostrzegł, bądź też wydało mu się, że dostrzegł kpiący uśmiech, który go zaniepokoił.W tym momencie otworzyły się drzwi i do sali weszła Azadeh.Ubrana była w pasujący do jej zielonych oczu szarozielony zachodni kostium oraz pończochy i buty z miękkiej skóry.Lekki makijaż nie krył bladości twarzy.Stąpała powoli i z pew­nym bólem, ale podszedłszy do brata, skłoniła mu się ze słodkim uśmiechem.- Przepraszam, że przeszkadzam, Wasza Wysokość, lecz lekarz prosił, żebym ci przypomniała, iż powinieneś odpocząć.Zaraz wyjeżdża.Może chciałbyś, aby zajrzał jeszcze do ciebie?- Nie, dziękuję.Dobrze się czujesz?- Oczywiście - odparła, uśmiechając się z przymusem.- Stwierdził, że nic mi nie jest.- Pozwól, że ci przedstawię.Pułkownik Haszemi Fazir, Jej Wysokość moja siostra Azadeh.- Bardzo się cieszę, że ani pani, ani chan nie doznaliście obrażeń.- Dziękuję.Bardzo bolały ją uszy i głowa i pobolewały plecy.“Musimy poczekać kilka dni, Wasza Wysokość, powiedział lekarz, ale chciałbym jak najszybciej was oboje prześwietlić.Najlepiej jedź­cie do Teheranu, mają tam lepsze wyposażenie.Przy tego ro­dzaju eksplozji.nigdy nie wiadomo, Wasza Wysokość.Lepiej, żebyście pojechali, nie chciałbym być odpowiedzialny.”.Azadeh westchnęła.- Proszę mi wybaczyć, że przerwałam.Nagle umilkła, przechyliła lekko głowę i zaczęła nasłuchiwać.Inni także nadstawili uszu.Ale to był tylko wiatr i jadący gdzieś daleko samochód.- To jeszcze nie on - stwierdził łagodnym tonem Hakim.- Będzie, jak Bóg chce - odparła ze słabym uśmiechem i wyszła.Przez chwilę panowała cisza.- My też powinniśmy się już zbierać, Wasza Wysokość - powiedział w końcu z szacunkiem Haszemi.- Może przyjmie nas pan jutro?Chan oderwał wzrok od drzwi i spojrzał na niego spod ciemnych brwi.Miał przystojną spokojną twarz; palcami bawił się ozdobną rękojeścią zatkniętego za pasem sztyletu.Musi mieć serce z lodu, pomyślał Haszemi, czekając grzecznie, aż zostanie odprawiony.Zamiast tego Hakim kazał wyjść strażnikom, z wyjątkiem jednego, któremu polecił stanąć daleko przy drzwiach, skąd nie mógł ich usłyszeć.- Teraz będziemy mówić po angielsku.O co naprawdę chciał mnie pan prosić? - zapytał cicho.Haszemi westchnął, pewien, że Hakim-chan już to wie.Uświadamiał sobie, że ma do czynienia z poważnym adwer­sarzem lub sprzymierzeńcem.- Chodzi mi o dwie sprawy, Wasza Wysokość.Pańskie wpływy w Azerbejdżanie mogłyby nam bardzo pomóc w po­skromieniu wrogich elementów zbuntowanych przeciwko pań­stwu.- A ta druga sprawa?Haszemi usłyszał w głosie chana niecierpliwość i to go roz­bawiło.- Jest bardziej delikatna.Chodzi nam o Sowieta, nieja­kiego Olega Petra Mzytryka, znajomego pańskiego ojca.Od kilku lat często go tu odwiedzał, a także przyjmował w swo­jej daczy w Tbilisi.Mzytryk udawał przyjaciela Abdollah--chana i Azerbejdżanu, w rzeczywistości jednak jest wysokim oficerem KGB.- Na stu Sowietów odwiedzających Iran dziewięćdziesię­ciu ośmiu należy do KGB i z tego względu są wrogami.Dwaj pozostali należą do GRU i to też czyni ich wrogami.Będąc chanem, ojciec musiał utrzymywać stosunki z bardzo różnymi osobami.- Na ustach Hakima znów pojawił się ten kpiący uśmieszek.- Z wszelkiej maści przyjaciółmi, z wszelkiej maści wrogami oraz tymi, którzy sytuują się po­środku.- Bardzo chcielibyśmy go przesłuchać.- Haszemi spo­dziewał się jakiejś reakcji, ale nie zauważył żadnej i jego podziw dla młodego chana wzrósł jeszcze bardziej.- Przed śmiercią Abdollah-chan zgodził się nam pomóc.Dowiedzieliśmy się od niego, że Mzytryk zamierza przekroczyć nielegalnie granicę w zeszłą sobotę i ponownie we wtorek, ale ani razu się nie pojawił.- Jak miał to zamiar zrobić? - zapytał Hakim.Haszemi Fazir wyjaśnił mu.Nie wiedział, co dokładnie wie chan, i z tego względu zachowywał ostrożność.- Naszym zdaniem Mzytryk może się z panem skontak­tować.Jeśli to zrobi, chcielibyśmy, żeby dał nam pan znać.Dyskretnie.Hakim-chan uznał, że czas już pokazać temu wrogowi z Te­heranu, gdzie jest jego miejsce.Czy sądzisz, że jestem tak naiwny, że nie wiem, co się dzieje, synu potępionego ojca?- W zamian za co? - zapytał prosto z mostu.- Czego pan chce? - odparł równie otwarcie Haszemi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl