[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tak mówi testament.Quentin rozejrzał się po saloniku.Nie zauważył kiedy pozostali krewni zdołali wymknąć się z pomieszczenia.Wcale się im nie dziwił - nie była to zbyt przyjemna scena.W pokoju zostali tylko wuj Paul i Babcia.Oboje trzymali dłonie na szkatułce.Quentin spojrzał Babci w oczy.- Czy ona mnie nie kocha, Babciu? - spytał.Staruszka poruszyła wargami, ale tak nieznacznie, że nie usłyszał żadnego dźwięku.- Powinienem pójść za nią - powiedział Quentin.- Poszukam jej i przyprowadzę tu, otworzymy szkatułkę i wyniesiemy się stąd jak najszybciej, a wtedy może wszystko jakoś się ułoży.Tak właśnie powinienem zrobić, prawda?Jej wargi znowu się poruszyły.Nachylił się bliżej, aby ją usłyszeć.- Coś tam sobie mamrocze, starucha - mruknął wuj Paul, ale zdjął ręce ze szkatułki i usunął mu się z drogi.Kiedy już niemal stykali się z Babcią nosami, usłyszał jak szepcze do niego:- Znajdź mnie.Nie miało to najmniejszego sensu.Najwyraźniej kobieta cierpiała na starczy uwiąd.Nie miała nad tym domostwem większej władzy niż Quentin.Madeleine.Tylko ona mogła mu wszystko wyjaśnić.Tylko ona mogła nadać temu wszystkiemu jakiś sens.W końcu była jego żoną.Kochała go, a on kochał ją, wszystko mieli wspólne, połączyli swoje życie, ona należała do niego, a on należał do niej, na zawsze.To była jakaś idiotyczna sprzeczka, kretyńskie nieporozumienie.Gdzie ona mogła być.Wybiegła z salonu przez wyjście na holl.Poszukał jej w bibliotece, w pokoju, gdzie przyjmowało się gości, w jadalni.Drzwi na tylną werandę były otwarte, zimowy chłód omiatał podłogę, tak że kiedy tylko wszedł do pokoju, poczuł jak marzną mu stopy.Podbiegł do oszklonych drzwi prowadzących na werandę.Nie było tam jej.Spojrzał na pokryty śniegiem trawnik i zdążył zauważyć, jak z twarzą ukrytą w dłoniach biegnie niezdarnie w kierunku otoczonego murem cmentarza.Natychmiast ruszył za nią przez śnieg.ŚLADYNie mógł jej dostrzec nigdzie na cmentarzu.Biegał wśród nagrobków rozglądając się na prawo i lewo, ale nie klęczała przy żadnym z grobów, ani nie ukrywała się za żadną z kamiennych tablic.Rosły tam jakieś krzaki, ale wszystkie były ogołocone z liści.Gdyby znajdowała się gdzieś pomiędzy czterema ścianami cmentarnego muru, musiałby ją zauważyć.Cmentarz miał tylko jedną bramę.Sprawdził w obydwu rogach po przeciwnej stronie małej nekropolii, czy jej ślady nie prowadziły czasem do którejś ze ścian, czy może wspięła się na którąś z nich.Co za absurd! Miała na sobie suknię, była zła, poirytowana.poza tym dlaczego w ogóle miałaby wspinać się na cmentarny mur?Gdzie więc mogła być?Musiał na chwilę stracić ją z oczu, gdy biegł w stronę cmentarza.Kiedy on patrzył pod nogi brnąc w śniegu, zauważyła go jak nadbiega i wymknęła się stąd, żeby uniknąć spotkania.Może miała rację.Może powinna się najpierw uspokoić, może on też powinien się uspokoić.Potem wszystko na chłodno rozważą.Przecież ostrzegała go, że kiedy pojadą do jej domu, mogą pojawić się problemy.Mówiła mu, że nie lubi siebie takiej, jaką staje się przyjeżdżając do tego miejsca.Miała rację.On także nie lubił jej takiej, jaką była tutaj.Lecz taką, jaką była poza tym miejscem, taką, jaką była naprawdę - kochał, a przecież mieli stąd odjechać, wrócić do swojego życia, zaś całe dzisiejsze zajście mogło stać się na wpół zabawnym wspomnieniem, wydarzeniem, o którym nikomu nie będą opowiadać.Te wspólne doświadczenia wejdą do rodzinnych powiedzonek, staną się podstawą ich małżeńskiego szyfru.Gościa przyjeżdżającego z długą wizytą będą nazywać “przyjacielem rodziny" i oboje będą mieli na myśli Simona.Jeśli ktoś będzie przesadnie oficjalny, Quentin mrugnie do Mad i szepnie: “wykapany wuj Stephen".Jeśli jakaś znajoma będzie wygadywać brednie usiłując zrobić wrażenie inteligentnej, skwitują ją przezwiskiem “Atena" i wspomną to śniadanie oraz biedną starą pannę, która siedziała z nimi przy stole.Ale nigdy nie będą żartować na temat Babci.Albo wuja Paula.Albo szkatułki.To była jakaś bolesna sprawa i jeśli Quentin kiedykolwiek cokolwiek zrozumie, to dobrze, ale jeśli nie, to drugie dobrze, o ile tylko będzie miał swoją Madeleine i nigdy więcej nie wrócą do tego miejsca.Obszedł dookoła cały cmentarz w poszukiwaniu jej śladów.Nigdzie ich nie było [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.- Tak mówi testament.Quentin rozejrzał się po saloniku.Nie zauważył kiedy pozostali krewni zdołali wymknąć się z pomieszczenia.Wcale się im nie dziwił - nie była to zbyt przyjemna scena.W pokoju zostali tylko wuj Paul i Babcia.Oboje trzymali dłonie na szkatułce.Quentin spojrzał Babci w oczy.- Czy ona mnie nie kocha, Babciu? - spytał.Staruszka poruszyła wargami, ale tak nieznacznie, że nie usłyszał żadnego dźwięku.- Powinienem pójść za nią - powiedział Quentin.- Poszukam jej i przyprowadzę tu, otworzymy szkatułkę i wyniesiemy się stąd jak najszybciej, a wtedy może wszystko jakoś się ułoży.Tak właśnie powinienem zrobić, prawda?Jej wargi znowu się poruszyły.Nachylił się bliżej, aby ją usłyszeć.- Coś tam sobie mamrocze, starucha - mruknął wuj Paul, ale zdjął ręce ze szkatułki i usunął mu się z drogi.Kiedy już niemal stykali się z Babcią nosami, usłyszał jak szepcze do niego:- Znajdź mnie.Nie miało to najmniejszego sensu.Najwyraźniej kobieta cierpiała na starczy uwiąd.Nie miała nad tym domostwem większej władzy niż Quentin.Madeleine.Tylko ona mogła mu wszystko wyjaśnić.Tylko ona mogła nadać temu wszystkiemu jakiś sens.W końcu była jego żoną.Kochała go, a on kochał ją, wszystko mieli wspólne, połączyli swoje życie, ona należała do niego, a on należał do niej, na zawsze.To była jakaś idiotyczna sprzeczka, kretyńskie nieporozumienie.Gdzie ona mogła być.Wybiegła z salonu przez wyjście na holl.Poszukał jej w bibliotece, w pokoju, gdzie przyjmowało się gości, w jadalni.Drzwi na tylną werandę były otwarte, zimowy chłód omiatał podłogę, tak że kiedy tylko wszedł do pokoju, poczuł jak marzną mu stopy.Podbiegł do oszklonych drzwi prowadzących na werandę.Nie było tam jej.Spojrzał na pokryty śniegiem trawnik i zdążył zauważyć, jak z twarzą ukrytą w dłoniach biegnie niezdarnie w kierunku otoczonego murem cmentarza.Natychmiast ruszył za nią przez śnieg.ŚLADYNie mógł jej dostrzec nigdzie na cmentarzu.Biegał wśród nagrobków rozglądając się na prawo i lewo, ale nie klęczała przy żadnym z grobów, ani nie ukrywała się za żadną z kamiennych tablic.Rosły tam jakieś krzaki, ale wszystkie były ogołocone z liści.Gdyby znajdowała się gdzieś pomiędzy czterema ścianami cmentarnego muru, musiałby ją zauważyć.Cmentarz miał tylko jedną bramę.Sprawdził w obydwu rogach po przeciwnej stronie małej nekropolii, czy jej ślady nie prowadziły czasem do którejś ze ścian, czy może wspięła się na którąś z nich.Co za absurd! Miała na sobie suknię, była zła, poirytowana.poza tym dlaczego w ogóle miałaby wspinać się na cmentarny mur?Gdzie więc mogła być?Musiał na chwilę stracić ją z oczu, gdy biegł w stronę cmentarza.Kiedy on patrzył pod nogi brnąc w śniegu, zauważyła go jak nadbiega i wymknęła się stąd, żeby uniknąć spotkania.Może miała rację.Może powinna się najpierw uspokoić, może on też powinien się uspokoić.Potem wszystko na chłodno rozważą.Przecież ostrzegała go, że kiedy pojadą do jej domu, mogą pojawić się problemy.Mówiła mu, że nie lubi siebie takiej, jaką staje się przyjeżdżając do tego miejsca.Miała rację.On także nie lubił jej takiej, jaką była tutaj.Lecz taką, jaką była poza tym miejscem, taką, jaką była naprawdę - kochał, a przecież mieli stąd odjechać, wrócić do swojego życia, zaś całe dzisiejsze zajście mogło stać się na wpół zabawnym wspomnieniem, wydarzeniem, o którym nikomu nie będą opowiadać.Te wspólne doświadczenia wejdą do rodzinnych powiedzonek, staną się podstawą ich małżeńskiego szyfru.Gościa przyjeżdżającego z długą wizytą będą nazywać “przyjacielem rodziny" i oboje będą mieli na myśli Simona.Jeśli ktoś będzie przesadnie oficjalny, Quentin mrugnie do Mad i szepnie: “wykapany wuj Stephen".Jeśli jakaś znajoma będzie wygadywać brednie usiłując zrobić wrażenie inteligentnej, skwitują ją przezwiskiem “Atena" i wspomną to śniadanie oraz biedną starą pannę, która siedziała z nimi przy stole.Ale nigdy nie będą żartować na temat Babci.Albo wuja Paula.Albo szkatułki.To była jakaś bolesna sprawa i jeśli Quentin kiedykolwiek cokolwiek zrozumie, to dobrze, ale jeśli nie, to drugie dobrze, o ile tylko będzie miał swoją Madeleine i nigdy więcej nie wrócą do tego miejsca.Obszedł dookoła cały cmentarz w poszukiwaniu jej śladów.Nigdzie ich nie było [ Pobierz całość w formacie PDF ]