[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.bo jeśli to nie zadziała.jeśli miotła nie przyleci.Wydawało musię, że patrzy na wszystko przez jakąś rozmigotaną, przejrzystą zasłonę, jakbyprzez mgiełkę żaru, co sprawiało, że ogrodzenie ze smokiem i setki twarzy nawidowni falowały dziwacznie.I wówczas usłyszał świst.Odwrócił się i ujrzał Błyskawicę lecącą ku niemuwokół skraju lasu, szybującą ponad ogrodzeniem i zatrzymującą się w powietrzutuż obok niego, gotową, by jej dosiadł.Ryk tłumu wzmógł się.Bagman cośkrzyczał.ale słuch Harry ego przestał działać normalnie.to wszystko prze-stało być ważne.Przerzucił nogę przez miotłę i odepchnął się mocno od ziemi.A w chwilępózniej stało się coś zupełnie niesamowitego.Kiedy wystrzelił w górę, kiedy pęd zmierzwił mu włosy, kiedy w dole twarzetłumu zamieniły się w różowe główki od szpilek, a rogogon zmniejszył się dorozmiarów psa, poczuł, że tam, w dole, została nie tylko ziemia, ale i jego strach.Odzyskał spokój, znalazł się w swoim królestwie.To przecież tylko kolejny mecz quidditcha, nic więcej.jeszcze jeden meczquidditcha, a ten rogogon to po prostu drużyna przeciwników.Spojrzał w dół, na kupkę jaj, przy których warował rogogon, i wypatrzył tozłote.Wyróżniało się na tle tych innych, cementowoszarych, spoczywając bez-piecznie między przednimi łapami smoka.Zanurkował.Rogogon obrócił łeb, śledząc go uważnie.Wiedział, co smokzaraz zrobi, więc wyhamował i poderwał się gwałtownie, a miejsce, w którymznajdował się jeszcze przed ułamkiem sekundy, przeszył strumień ognia.LeczHarry nie odczuł strachu.bo.czym to się różniło od uniku przed tłuczkiem?227 Ależ ten chłopak lata! ryknął Bagman, gdy tłum wrzasnął i umilkł,wstrzymując oddech. Widział to pan, panie Krum?Harry wzbił się nieco wyżej i zaczął krążyć nad smokiem.Rogogon wciążśledził go uważnie; obracał łeb na długiej szyi.jak to potrwa dłużej, to mu sięzakręci w głowie.ale lepiej nie przeciągać struny, bestia może zaraz rzygnąćogniem po raz drugi.Zanurkował dokładnie w tej samej chwili, gdy rogogon otworzył paszczę, aletym razem Harry miał nieco mniej szczęścia uniknął strumienia ognia, ale nieuniknął ogona: kiedy gwałtownie skręcił w lewo, jeden z długich kolców musnąłmu ramię, rozdzierając szatę.Poczuł piekący ból, usłyszał wrzaski i jęki z dołu.ale to przecież tylko za-draśnięcie.poszybował nad karkiem smoka.i nagle zaświtał mu w głowiepewien pomysł.Rogogon najwyrazniej nie chciał ruszyć się z miejsca, bo chronił swoje dro-gocenne jaja.Choć skręcał się i miotał, rozkładał i zwijał skrzydła, nieustannieśledząc Harry ego żółtymi, wściekłymi ślepiami, bał się oddalić od kupki jaj.Trzeba go do tego zmusić, to jedyny sposób, by porwać to złote.rzecz w tym,by zrobić to ostrożnie, stopniowo.Zaczął szybować to w tę, to w tamtą stronę, nie podlatując za blisko, by nienarazić się na zabójczy strumień ognia, ale i nie odlatując za daleko, tak, aby smoknie tracił go z oczu.Smok kręcił łbem, utkwiwszy w nim swoje płonące, pionowezrenice, obnażywszy kły.Wystrzelił w górę.Rogogon poderwał łeb, wyciągając szyję na całą długość,jak wąż przed zaklinaczem.Harry wzbił się jeszcze parę stóp wyżej, a smok zaryczał ze złości.Harry mu-siał być dla niego natarczywą muchą, którą trzeba zmiażdżyć, spopielić.Mach-nął ponownie ogonem, ale mucha była za wysoko, by ją dosięgnąć.strzelił stru-mieniem ognia, ale mucha zrobiła unik.otworzył szeroko paszczę. No chodz syknął Harry, krążąc nad smokiem i drażniąc go nieustan-nie dalej, złap mnie.tu jestem.I nagle olbrzymi jaszczur stanął na tylnych nogach, rozwijając swoje czarne,skórzaste skrzydła, wielkie jak skrzydła sportowego samolotu.Harry zanurkował.Zanim smok zorientował się, o co chodzi i gdzie się podziała ta bezczelna mucha,Harry spadał już na ziemię jak kamień, nie spuszczając z oczu kupki jaj, teraznie osłoniętych uzbrojonymi w długie szpony łapami smoka.Oderwał dłonieod Błyskawicy.schwycił złote jajo [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.bo jeśli to nie zadziała.jeśli miotła nie przyleci.Wydawało musię, że patrzy na wszystko przez jakąś rozmigotaną, przejrzystą zasłonę, jakbyprzez mgiełkę żaru, co sprawiało, że ogrodzenie ze smokiem i setki twarzy nawidowni falowały dziwacznie.I wówczas usłyszał świst.Odwrócił się i ujrzał Błyskawicę lecącą ku niemuwokół skraju lasu, szybującą ponad ogrodzeniem i zatrzymującą się w powietrzutuż obok niego, gotową, by jej dosiadł.Ryk tłumu wzmógł się.Bagman cośkrzyczał.ale słuch Harry ego przestał działać normalnie.to wszystko prze-stało być ważne.Przerzucił nogę przez miotłę i odepchnął się mocno od ziemi.A w chwilępózniej stało się coś zupełnie niesamowitego.Kiedy wystrzelił w górę, kiedy pęd zmierzwił mu włosy, kiedy w dole twarzetłumu zamieniły się w różowe główki od szpilek, a rogogon zmniejszył się dorozmiarów psa, poczuł, że tam, w dole, została nie tylko ziemia, ale i jego strach.Odzyskał spokój, znalazł się w swoim królestwie.To przecież tylko kolejny mecz quidditcha, nic więcej.jeszcze jeden meczquidditcha, a ten rogogon to po prostu drużyna przeciwników.Spojrzał w dół, na kupkę jaj, przy których warował rogogon, i wypatrzył tozłote.Wyróżniało się na tle tych innych, cementowoszarych, spoczywając bez-piecznie między przednimi łapami smoka.Zanurkował.Rogogon obrócił łeb, śledząc go uważnie.Wiedział, co smokzaraz zrobi, więc wyhamował i poderwał się gwałtownie, a miejsce, w którymznajdował się jeszcze przed ułamkiem sekundy, przeszył strumień ognia.LeczHarry nie odczuł strachu.bo.czym to się różniło od uniku przed tłuczkiem?227 Ależ ten chłopak lata! ryknął Bagman, gdy tłum wrzasnął i umilkł,wstrzymując oddech. Widział to pan, panie Krum?Harry wzbił się nieco wyżej i zaczął krążyć nad smokiem.Rogogon wciążśledził go uważnie; obracał łeb na długiej szyi.jak to potrwa dłużej, to mu sięzakręci w głowie.ale lepiej nie przeciągać struny, bestia może zaraz rzygnąćogniem po raz drugi.Zanurkował dokładnie w tej samej chwili, gdy rogogon otworzył paszczę, aletym razem Harry miał nieco mniej szczęścia uniknął strumienia ognia, ale nieuniknął ogona: kiedy gwałtownie skręcił w lewo, jeden z długich kolców musnąłmu ramię, rozdzierając szatę.Poczuł piekący ból, usłyszał wrzaski i jęki z dołu.ale to przecież tylko za-draśnięcie.poszybował nad karkiem smoka.i nagle zaświtał mu w głowiepewien pomysł.Rogogon najwyrazniej nie chciał ruszyć się z miejsca, bo chronił swoje dro-gocenne jaja.Choć skręcał się i miotał, rozkładał i zwijał skrzydła, nieustannieśledząc Harry ego żółtymi, wściekłymi ślepiami, bał się oddalić od kupki jaj.Trzeba go do tego zmusić, to jedyny sposób, by porwać to złote.rzecz w tym,by zrobić to ostrożnie, stopniowo.Zaczął szybować to w tę, to w tamtą stronę, nie podlatując za blisko, by nienarazić się na zabójczy strumień ognia, ale i nie odlatując za daleko, tak, aby smoknie tracił go z oczu.Smok kręcił łbem, utkwiwszy w nim swoje płonące, pionowezrenice, obnażywszy kły.Wystrzelił w górę.Rogogon poderwał łeb, wyciągając szyję na całą długość,jak wąż przed zaklinaczem.Harry wzbił się jeszcze parę stóp wyżej, a smok zaryczał ze złości.Harry mu-siał być dla niego natarczywą muchą, którą trzeba zmiażdżyć, spopielić.Mach-nął ponownie ogonem, ale mucha była za wysoko, by ją dosięgnąć.strzelił stru-mieniem ognia, ale mucha zrobiła unik.otworzył szeroko paszczę. No chodz syknął Harry, krążąc nad smokiem i drażniąc go nieustan-nie dalej, złap mnie.tu jestem.I nagle olbrzymi jaszczur stanął na tylnych nogach, rozwijając swoje czarne,skórzaste skrzydła, wielkie jak skrzydła sportowego samolotu.Harry zanurkował.Zanim smok zorientował się, o co chodzi i gdzie się podziała ta bezczelna mucha,Harry spadał już na ziemię jak kamień, nie spuszczając z oczu kupki jaj, teraznie osłoniętych uzbrojonymi w długie szpony łapami smoka.Oderwał dłonieod Błyskawicy.schwycił złote jajo [ Pobierz całość w formacie PDF ]