[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Głównymi bohateramiuczynił Carlettiego, przedstawiając go jako ujadającego psa, oraz Grimaniego,ukrytego pod postacią syna z nieprawego łoża.Nie zawahał się przed pokazaniemsamego siebie jako przyrodniego brata Grimaniego, owocu potajemnego związku ichojca z dorabiającą sobie nierządem aktorką.Uległ pokusie wyrzucenia z siebie całej żółci.Upokorzenie, jakiego doznał odCarlettiego, przepełniło czarę goryczy. Nazwałeś mnie bękartem, więc nim będę! oświadczył, zwracając się donieobecnego wroga.Pisał głównie w mojej pracowni, dziobiąc papier piórem i pomrukując pod nosem.Słyszałam, jak rozmawia z ludzmi, którzy obudzili w nim ten gniew.Podchodziłamwówczas do niego i przyciskałam czoło do jego czoła, on zaś gładził mnie lewą rękąpo twarzy, nie przerywając pisania prawą. Wybacz, najdroższa powiedział kiedyś, podnosząc wzrok ale musiszpozwolić, żebym powiedział wszystko, co mam do powiedzenia.Jego oczy były pełne udręki. Oczywiście.Pisał, mamrocząc i przeklinając, do póznej nocy.Nie pozwolił mi przeczytać manuskryptu przed jego opublikowaniem.Pracowałjak szaleniec, zaledwie po kilku dniach zaniósł gotowe dzieło do drukarni.Zarazpotem się uspokoił.Stał się znowu sobą, znowu był uczuciowy i pewny siebie.Potrzebował mnóstwo miłości, zarówno po to, żeby ją brać, jak i po to, żeby dawać.Początkowo nikt nie zwrócił uwagi na niepozorny cienki tomik, wkrótce jednakstało się jasne, kto jest jego autorem.Zagadkowe dwadzieścia dwa fleurs-de-lys nastronie tytułowej nikogo nie zmyliły.Zarówno norm de plwme, jak i zawartew tekście aluzje były aż nadto czytelne, ponieważ tego właśnie pragnął Casanova.Tak jak się spodziewałam, nie zdobył nowych przyjaciół, zyskał za to wielunowych wrogów i ściągnął na swoją głowę powszechne potępienie.Zanadto sięzagalopował.Zamiast poprawić swoją pozycję, jeszcze bardziej ją pogorszył.Wyznałmi to po kilku dniach, ale było już za pózno.Wszyscy się od niego odwrócili:przyjaciele z arystokratycznych rodów, osobnicy prawiący mu komplementyw nadziei na to, że osiągną coś dzięki jego kontaktom, wreszcie pożyczkodawcy.W subtelny, choć zarazem okrutny sposób zmuszano go do opuszczenia miasta.Pierwszy akt jego życia dobiegł końca w roku 1763, wraz z podjętą przez LaCharpillon próbą zamachu na jego duszę.Teraz Wenecja kończyła akt drugi, czyniącgo obcym nawet w obrębie swoich wodnych murów. Jaki będzie akt trzeci? zapytałam. Moje pamiętniki, rzecz jasna.Kiedy je ukończę, komedia dobiegnie końca.Nawet jeżeli zostanie wygwizdana, ja już tego nie usłyszę. Na pewno nikt jej nie wygwiżdże.Długo stał bez ruchu z opuszczonymi ramionami i spoglądał przez okno.W końcupodeszłam cicho od tyłu i wplotłam palce między palce jego ręki, a on odruchowo jepogłaskał.Casanova nie był w stanie zrezygnować z łagodności i uczuciowościnawet wtedy, kiedy świat usiłował go wszystkiego pozbawić. Kocham cię powiedziałam. Pamiętaj o tym.Było to ostatnie wyznaniemiłości, jakie mu złożyłam.Sytuacja była poważniejsza, niż przypuszczaliśmy.Niewiedziałam, że tej samej nocy Casanova został wezwany przed oblicze FrancescaMorosiniego, który piastował stanowisko prokuratora, i dowiedział się, że nie jest jużmile widziany w Wenecji.Jeżeli natychmiast nie opuści miasta, trafi z powrotem dowięzienia.Powiedział mi o tym najdelikatniej, jak potrafił.Usiadł w fotelu w mojej pracowni,wziął mnie na kolana i przycisnął twarz do moich piersi.Cuchnął zwierzęcymstrachem, ja jednak przytuliłam go ze wszystkich sił.Czułam jego gorący wilgotnyoddech, głaskałam go po sztywnych włosach, całowałam jego oczy.Nie patrzył namnie.Drżał na całym ciele.Płakał.Wyszeptał do moich piersi, że są najpiękniejsze naświecie, całował moje palce, mówił im, że takie palce mężczyzni znajdują na dniesnów.Ale wciąż nie chciał na mnie spojrzeć.W tych hołdach było coś tak smutnego i ostatecznego, że w końcu ogarnął mnielęk.Odsunęłam go, żeby spojrzeć mu w oczy, on jednak natychmiast przywarł domnie jak dziecko. Muszę wyjechać z Wenecji. wymamrotał z głową wtuloną w moje piersi.Jestem pewna, że rozpacz i wzburzenie pozbawiły go jasności myślenia.Powinnam była odczytać to z jego twarzy zaraz po tym, jak się pojawił, powinnambyła dostrzec to w szklistej bieli jego oczu i wyczuć w spoconych dłoniach.Tak sięjednak nie stało.Zanadto pochłaniał mnie mój własny niepokój.Po raz pierwszyrozmawialiśmy, nie patrząc na siebie.Ogarnęła nas panika, nie mogliśmy sięskoncentrować.Błędnie odczytywaliśmy wysyłane przez nas sygnały.Przez całe życie Casanova starał się zadbać o zaspokojenie materialnych potrzebkochanek, z którymi rozdzieliły go los lub okoliczności.Zwykle czyni! to,przekazując je komuś, kto miał o nie dbać, kochając jednocześnie na tyle mocno, żebynie odczuwały boleśnie pustki.Mnie zupełnie, jakbym była jego zwyczajnąkochanką zaproponował Maurizia Moceniga, w którego pałacu graliśmyw biribissi i zaspokajaliśmy nasze żądze za pustą ramą. Idz do niego, Cecilio.Pokochał cię od chwili, kiedy namalowałaś jego portret.Już z nim rozmawiałem.Zaopiekuje się tobą.Nie będziesz musiała myśleć o niczympoza pracą.Nawet nie musisz się z nim kochać.Będzie twoim opiekunem i będzie naciebie cierpliwie czekał.Odepchnęłam go i zerwałam się na równe nogi.Wciąż na siebie nie patrzyliśmy.Poczęłam chodzić w tę i z powrotem po pracowni.Casanova siedział w foteluz twarzą ukrytą w dłoniach [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Głównymi bohateramiuczynił Carlettiego, przedstawiając go jako ujadającego psa, oraz Grimaniego,ukrytego pod postacią syna z nieprawego łoża.Nie zawahał się przed pokazaniemsamego siebie jako przyrodniego brata Grimaniego, owocu potajemnego związku ichojca z dorabiającą sobie nierządem aktorką.Uległ pokusie wyrzucenia z siebie całej żółci.Upokorzenie, jakiego doznał odCarlettiego, przepełniło czarę goryczy. Nazwałeś mnie bękartem, więc nim będę! oświadczył, zwracając się donieobecnego wroga.Pisał głównie w mojej pracowni, dziobiąc papier piórem i pomrukując pod nosem.Słyszałam, jak rozmawia z ludzmi, którzy obudzili w nim ten gniew.Podchodziłamwówczas do niego i przyciskałam czoło do jego czoła, on zaś gładził mnie lewą rękąpo twarzy, nie przerywając pisania prawą. Wybacz, najdroższa powiedział kiedyś, podnosząc wzrok ale musiszpozwolić, żebym powiedział wszystko, co mam do powiedzenia.Jego oczy były pełne udręki. Oczywiście.Pisał, mamrocząc i przeklinając, do póznej nocy.Nie pozwolił mi przeczytać manuskryptu przed jego opublikowaniem.Pracowałjak szaleniec, zaledwie po kilku dniach zaniósł gotowe dzieło do drukarni.Zarazpotem się uspokoił.Stał się znowu sobą, znowu był uczuciowy i pewny siebie.Potrzebował mnóstwo miłości, zarówno po to, żeby ją brać, jak i po to, żeby dawać.Początkowo nikt nie zwrócił uwagi na niepozorny cienki tomik, wkrótce jednakstało się jasne, kto jest jego autorem.Zagadkowe dwadzieścia dwa fleurs-de-lys nastronie tytułowej nikogo nie zmyliły.Zarówno norm de plwme, jak i zawartew tekście aluzje były aż nadto czytelne, ponieważ tego właśnie pragnął Casanova.Tak jak się spodziewałam, nie zdobył nowych przyjaciół, zyskał za to wielunowych wrogów i ściągnął na swoją głowę powszechne potępienie.Zanadto sięzagalopował.Zamiast poprawić swoją pozycję, jeszcze bardziej ją pogorszył.Wyznałmi to po kilku dniach, ale było już za pózno.Wszyscy się od niego odwrócili:przyjaciele z arystokratycznych rodów, osobnicy prawiący mu komplementyw nadziei na to, że osiągną coś dzięki jego kontaktom, wreszcie pożyczkodawcy.W subtelny, choć zarazem okrutny sposób zmuszano go do opuszczenia miasta.Pierwszy akt jego życia dobiegł końca w roku 1763, wraz z podjętą przez LaCharpillon próbą zamachu na jego duszę.Teraz Wenecja kończyła akt drugi, czyniącgo obcym nawet w obrębie swoich wodnych murów. Jaki będzie akt trzeci? zapytałam. Moje pamiętniki, rzecz jasna.Kiedy je ukończę, komedia dobiegnie końca.Nawet jeżeli zostanie wygwizdana, ja już tego nie usłyszę. Na pewno nikt jej nie wygwiżdże.Długo stał bez ruchu z opuszczonymi ramionami i spoglądał przez okno.W końcupodeszłam cicho od tyłu i wplotłam palce między palce jego ręki, a on odruchowo jepogłaskał.Casanova nie był w stanie zrezygnować z łagodności i uczuciowościnawet wtedy, kiedy świat usiłował go wszystkiego pozbawić. Kocham cię powiedziałam. Pamiętaj o tym.Było to ostatnie wyznaniemiłości, jakie mu złożyłam.Sytuacja była poważniejsza, niż przypuszczaliśmy.Niewiedziałam, że tej samej nocy Casanova został wezwany przed oblicze FrancescaMorosiniego, który piastował stanowisko prokuratora, i dowiedział się, że nie jest jużmile widziany w Wenecji.Jeżeli natychmiast nie opuści miasta, trafi z powrotem dowięzienia.Powiedział mi o tym najdelikatniej, jak potrafił.Usiadł w fotelu w mojej pracowni,wziął mnie na kolana i przycisnął twarz do moich piersi.Cuchnął zwierzęcymstrachem, ja jednak przytuliłam go ze wszystkich sił.Czułam jego gorący wilgotnyoddech, głaskałam go po sztywnych włosach, całowałam jego oczy.Nie patrzył namnie.Drżał na całym ciele.Płakał.Wyszeptał do moich piersi, że są najpiękniejsze naświecie, całował moje palce, mówił im, że takie palce mężczyzni znajdują na dniesnów.Ale wciąż nie chciał na mnie spojrzeć.W tych hołdach było coś tak smutnego i ostatecznego, że w końcu ogarnął mnielęk.Odsunęłam go, żeby spojrzeć mu w oczy, on jednak natychmiast przywarł domnie jak dziecko. Muszę wyjechać z Wenecji. wymamrotał z głową wtuloną w moje piersi.Jestem pewna, że rozpacz i wzburzenie pozbawiły go jasności myślenia.Powinnam była odczytać to z jego twarzy zaraz po tym, jak się pojawił, powinnambyła dostrzec to w szklistej bieli jego oczu i wyczuć w spoconych dłoniach.Tak sięjednak nie stało.Zanadto pochłaniał mnie mój własny niepokój.Po raz pierwszyrozmawialiśmy, nie patrząc na siebie.Ogarnęła nas panika, nie mogliśmy sięskoncentrować.Błędnie odczytywaliśmy wysyłane przez nas sygnały.Przez całe życie Casanova starał się zadbać o zaspokojenie materialnych potrzebkochanek, z którymi rozdzieliły go los lub okoliczności.Zwykle czyni! to,przekazując je komuś, kto miał o nie dbać, kochając jednocześnie na tyle mocno, żebynie odczuwały boleśnie pustki.Mnie zupełnie, jakbym była jego zwyczajnąkochanką zaproponował Maurizia Moceniga, w którego pałacu graliśmyw biribissi i zaspokajaliśmy nasze żądze za pustą ramą. Idz do niego, Cecilio.Pokochał cię od chwili, kiedy namalowałaś jego portret.Już z nim rozmawiałem.Zaopiekuje się tobą.Nie będziesz musiała myśleć o niczympoza pracą.Nawet nie musisz się z nim kochać.Będzie twoim opiekunem i będzie naciebie cierpliwie czekał.Odepchnęłam go i zerwałam się na równe nogi.Wciąż na siebie nie patrzyliśmy.Poczęłam chodzić w tę i z powrotem po pracowni.Casanova siedział w foteluz twarzą ukrytą w dłoniach [ Pobierz całość w formacie PDF ]