[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czułem się nikczemnie, korzystając z ich zapasów i nie dając nicw zamian, lecz przecież nie miałem sposobu się wymówić, żeby zapolować z wil-kiem.Od kiedy miasto na dobre zniknęło nam z oczu, Zlepun podążał za nami jakwierny cień.Dobrze było wiedzieć, że jest w pobliżu.Jednocześnie żal mi było,że nie podróżujemy tylko we dwóch.Kilkakrotnie tego dnia mijali nas inni wę-drowcy, piesi, na koniach albo na mułach.Poprzez drzewa widzieliśmy niekiedyłodzie płynące w górę rzeki, uparcie walczące z prądem.Gdy minął ranek, zaczęłynas wyprzedzać dobrze strzeżone wozy.Za każdym razem Rapsod wołał, prosząco podwiezienie.Dwukrotnie nam grzecznie odmówiono.Innymi razy nie odpo-wiadano w ogóle.Piesi szli grupami, a w jednej z nich było kilku gburowatychmężczyzn w pospolitych szatach, zapewne najemnych strażników.Popołudnie zeszło nam na recytowaniu Poświęcenia kręgu Mocy baronowejOgnistej długiego poematu o kręgu służącym królowej Proroczej i o tym, jakjego członkowie oddali życie, by pomóc władczyni wygrać rozstrzygającą bitwę.Słyszałem ten utwór już kilkakrotnie w Koziej Twierdzy.Nim dzień począł sięchylić ku wieczorowi, usłyszałem go jeszcze dwa razy.Rapsod z nieskończonącierpliwością powtarzał kolejne wersy, by się upewnić, że Fletnia będzie śpiewałabez najmniejszej omyłki.Wdzięczny byłem losowi za tę recytację bez końca, gdyżpozwalała uniknąć rozmowy.92Zmierzch zastał nas daleko od jakiejkolwiek ludzkiej osady.W miarę jak przy-gasało światło dnia, trójkę minstreli ogarniał coraz większy niepokój.W końcuprzejąłem komendę.Oznajmiłem, że przy najbliższym strumieniu musimy zejśćz drogi i poszukać miejsca na nocleg.Delicja z Fletnią szły z tyłu, za mną i Rapso-dem; słyszałem ich nerwowe szepty.Ja byłem spokojny Zlepun zapewniał, żew pobliżu nie ma innego podróżnego.Poprowadziłem w górę strumienia i znala-złem miejsce pod wielkim cedrem, gdzie mogliśmy bezpiecznie wypocząć przeznoc.Pod pozorem załatwienia naturalnej potrzeby poszedłem do wilka.Dobrzespożytkowaliśmy czas spędzony razem, gdyż Zlepun odkrył miejsce, gdzie wart-ki nurt podmył brzeg doskonałe do łapania ryb.Patrzył z dużym zaintereso-waniem, gdy ległem na brzuchu, wsadziłem ręce do wody i ostrożnie przecze-sywałem zasłonę wodorostów.Już przy pierwszej próbie zyskałem sporą, tłustązdobycz.Kilka chwil pózniej drugą, nieco mniejszą.Kiedy w końcu uznałem,że mamy ich dosyć, było już prawie ciemno.Zabrałem ze sobą trzy ryby, dwiezostawiwszy Zlepunowi. Aowienie ryb i drapanie za uszami.Oto dwa powody, dla których ludziomdano ręce oznajmił wesołkowato, zabierając się do ucztowania.Wcześniejjuż połknął wnętrzności z moich trzech ryb. Uważaj na ości przypomniałem mu po raz kolejny. Matka wychowała mnie na łososiach przypomniał. Ościami martwićsię nie muszę.Zostawiłem go sam na sam z łakomstwem i wróciłem do obozowiska.Min-strele rozpalili niewielki ogień.Słysząc moje kroki, wszyscy troje zerwali się narówne nogi i chwycili w dłonie kije, którymi podpierali się w drodze. To ja! krzyknąłem.Powinienem był zrobić to wcześniej. Chwała Edzie! westchnął Rapsod i usiadł ciężko. Długo cię nie było odezwała się Fletnia.Delicja tylko zmierzyła mnie wzrokiem. Przyniosłem kolację. Pokazałem im lup, nawleczony na wierzbową wit-kę.Delicja przyszykowała suchary oraz woreczek soli, ja w tym czasie wyszuka-łem spory płaski kamień.Owinąłem ryby liśćmi, ułożyłem na kamieniu w żarze.Miałem nadzieję, że smakowity zapach nie przyciągnie do naszego obozowiskażadnego nieszczęśnika dotkniętego kuznicą. Przecież stoję na warcie przypomniał mi Zlepun, a ja mu podziękowałem.Gdy pilnowałem ryb, Fletnia przepowiadała sobie pod nosem wersy Poświę-cenia kręgu Mocy baronowej Ognistej.- Milkliwy był chromy, Oddany ślepcem. poprawiłem ją odruchowo,próbując jednocześnie przewrócić rybę tak, żeby się nie rozpadła. Nieprawda! obruszyła się Fletnia.93 Racja jest po stronie Gruzła odezwał się ślepy minstrel. Milkliwymiał zniekształconą stopę, a Oddany był niewidomy od urodzenia.Gruzeł, po-trafisz wymienić imiona pozostałej piątki? Jakbym słyszał Krzewiciela w cza-sie dawnych lekcji.Sparzyłem się w palec; wsadziłem go do ust i dlatego dopiero po chwili zacy-towałem: Płomienny kręgowi Mocy przewodził, a ci, co z nim razem władali kró-lewską magią, jemu samemu podobni byli: na ciele ułomni, lecz o sercach go-rących i rozumach wielkich.A zatem niechże mi będzie dane wspomnieć kolej-no ich wszystkich.Milkliwy był chromy, Oddany ślepcem, Dybel zbłąkany miałumysł, Aącznik wargę zajęczą.Głuchy był Mocny, a Ciemny, którego wrogowiena pewną śmierć porzucili bez rąk był i bez oczu.A jeśli sądzicie, że możeciegardzić takimi jak oni, to pozwólcie mi rzec. Proszę, proszę! wykrzyknął Rapsod zaskoczony. Czy jako dzieckopraktykowałeś u minstrela? Frazujesz bardzo dobrze i słowa znasz doskonale.Ro-bisz może zbyt wyraziste pauzy. Nie uczyłem się u minstrela.Po prostu mam dobrą pamięć. Niełatwobyło zachować powagę wobec jego pochwał, nawet jeśli Delicja mierzyła mniezjadliwym spojrzeniem. Czyżbyś potrafił wyrecytować całość? spytał Rapsod wyzywająco. Sam nie wiem. Potrafiłbym.Zarówno Brus, jak i Cierń często ćwiczy-li mi pamięć, a poemat o poświęceniu kręgu Mocy baronowej Ognistej słyszałemtyle razy, że w ogóle nie mogłem go wyrzucić z myśli. Wobec tego spróbuj, ale nie recytuj.Zpiewaj. Nie mam dobrego głosu. Jeśli możesz mówić, możesz śpiewać [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Czułem się nikczemnie, korzystając z ich zapasów i nie dając nicw zamian, lecz przecież nie miałem sposobu się wymówić, żeby zapolować z wil-kiem.Od kiedy miasto na dobre zniknęło nam z oczu, Zlepun podążał za nami jakwierny cień.Dobrze było wiedzieć, że jest w pobliżu.Jednocześnie żal mi było,że nie podróżujemy tylko we dwóch.Kilkakrotnie tego dnia mijali nas inni wę-drowcy, piesi, na koniach albo na mułach.Poprzez drzewa widzieliśmy niekiedyłodzie płynące w górę rzeki, uparcie walczące z prądem.Gdy minął ranek, zaczęłynas wyprzedzać dobrze strzeżone wozy.Za każdym razem Rapsod wołał, prosząco podwiezienie.Dwukrotnie nam grzecznie odmówiono.Innymi razy nie odpo-wiadano w ogóle.Piesi szli grupami, a w jednej z nich było kilku gburowatychmężczyzn w pospolitych szatach, zapewne najemnych strażników.Popołudnie zeszło nam na recytowaniu Poświęcenia kręgu Mocy baronowejOgnistej długiego poematu o kręgu służącym królowej Proroczej i o tym, jakjego członkowie oddali życie, by pomóc władczyni wygrać rozstrzygającą bitwę.Słyszałem ten utwór już kilkakrotnie w Koziej Twierdzy.Nim dzień począł sięchylić ku wieczorowi, usłyszałem go jeszcze dwa razy.Rapsod z nieskończonącierpliwością powtarzał kolejne wersy, by się upewnić, że Fletnia będzie śpiewałabez najmniejszej omyłki.Wdzięczny byłem losowi za tę recytację bez końca, gdyżpozwalała uniknąć rozmowy.92Zmierzch zastał nas daleko od jakiejkolwiek ludzkiej osady.W miarę jak przy-gasało światło dnia, trójkę minstreli ogarniał coraz większy niepokój.W końcuprzejąłem komendę.Oznajmiłem, że przy najbliższym strumieniu musimy zejśćz drogi i poszukać miejsca na nocleg.Delicja z Fletnią szły z tyłu, za mną i Rapso-dem; słyszałem ich nerwowe szepty.Ja byłem spokojny Zlepun zapewniał, żew pobliżu nie ma innego podróżnego.Poprowadziłem w górę strumienia i znala-złem miejsce pod wielkim cedrem, gdzie mogliśmy bezpiecznie wypocząć przeznoc.Pod pozorem załatwienia naturalnej potrzeby poszedłem do wilka.Dobrzespożytkowaliśmy czas spędzony razem, gdyż Zlepun odkrył miejsce, gdzie wart-ki nurt podmył brzeg doskonałe do łapania ryb.Patrzył z dużym zaintereso-waniem, gdy ległem na brzuchu, wsadziłem ręce do wody i ostrożnie przecze-sywałem zasłonę wodorostów.Już przy pierwszej próbie zyskałem sporą, tłustązdobycz.Kilka chwil pózniej drugą, nieco mniejszą.Kiedy w końcu uznałem,że mamy ich dosyć, było już prawie ciemno.Zabrałem ze sobą trzy ryby, dwiezostawiwszy Zlepunowi. Aowienie ryb i drapanie za uszami.Oto dwa powody, dla których ludziomdano ręce oznajmił wesołkowato, zabierając się do ucztowania.Wcześniejjuż połknął wnętrzności z moich trzech ryb. Uważaj na ości przypomniałem mu po raz kolejny. Matka wychowała mnie na łososiach przypomniał. Ościami martwićsię nie muszę.Zostawiłem go sam na sam z łakomstwem i wróciłem do obozowiska.Min-strele rozpalili niewielki ogień.Słysząc moje kroki, wszyscy troje zerwali się narówne nogi i chwycili w dłonie kije, którymi podpierali się w drodze. To ja! krzyknąłem.Powinienem był zrobić to wcześniej. Chwała Edzie! westchnął Rapsod i usiadł ciężko. Długo cię nie było odezwała się Fletnia.Delicja tylko zmierzyła mnie wzrokiem. Przyniosłem kolację. Pokazałem im lup, nawleczony na wierzbową wit-kę.Delicja przyszykowała suchary oraz woreczek soli, ja w tym czasie wyszuka-łem spory płaski kamień.Owinąłem ryby liśćmi, ułożyłem na kamieniu w żarze.Miałem nadzieję, że smakowity zapach nie przyciągnie do naszego obozowiskażadnego nieszczęśnika dotkniętego kuznicą. Przecież stoję na warcie przypomniał mi Zlepun, a ja mu podziękowałem.Gdy pilnowałem ryb, Fletnia przepowiadała sobie pod nosem wersy Poświę-cenia kręgu Mocy baronowej Ognistej.- Milkliwy był chromy, Oddany ślepcem. poprawiłem ją odruchowo,próbując jednocześnie przewrócić rybę tak, żeby się nie rozpadła. Nieprawda! obruszyła się Fletnia.93 Racja jest po stronie Gruzła odezwał się ślepy minstrel. Milkliwymiał zniekształconą stopę, a Oddany był niewidomy od urodzenia.Gruzeł, po-trafisz wymienić imiona pozostałej piątki? Jakbym słyszał Krzewiciela w cza-sie dawnych lekcji.Sparzyłem się w palec; wsadziłem go do ust i dlatego dopiero po chwili zacy-towałem: Płomienny kręgowi Mocy przewodził, a ci, co z nim razem władali kró-lewską magią, jemu samemu podobni byli: na ciele ułomni, lecz o sercach go-rących i rozumach wielkich.A zatem niechże mi będzie dane wspomnieć kolej-no ich wszystkich.Milkliwy był chromy, Oddany ślepcem, Dybel zbłąkany miałumysł, Aącznik wargę zajęczą.Głuchy był Mocny, a Ciemny, którego wrogowiena pewną śmierć porzucili bez rąk był i bez oczu.A jeśli sądzicie, że możeciegardzić takimi jak oni, to pozwólcie mi rzec. Proszę, proszę! wykrzyknął Rapsod zaskoczony. Czy jako dzieckopraktykowałeś u minstrela? Frazujesz bardzo dobrze i słowa znasz doskonale.Ro-bisz może zbyt wyraziste pauzy. Nie uczyłem się u minstrela.Po prostu mam dobrą pamięć. Niełatwobyło zachować powagę wobec jego pochwał, nawet jeśli Delicja mierzyła mniezjadliwym spojrzeniem. Czyżbyś potrafił wyrecytować całość? spytał Rapsod wyzywająco. Sam nie wiem. Potrafiłbym.Zarówno Brus, jak i Cierń często ćwiczy-li mi pamięć, a poemat o poświęceniu kręgu Mocy baronowej Ognistej słyszałemtyle razy, że w ogóle nie mogłem go wyrzucić z myśli. Wobec tego spróbuj, ale nie recytuj.Zpiewaj. Nie mam dobrego głosu. Jeśli możesz mówić, możesz śpiewać [ Pobierz całość w formacie PDF ]