[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z impetem usiadław fotelu i jojczała dalej, dmuchając w czarczaf wydymając go w balon, bliska wyciera-nia weń nosa.Karol zdecydował się jej pozbyć. Jutro oznajmił stanowczo, przerywając w pół słowa rozpłakane wyrzuty i argu-menty.Jego zdaniem pseudoargumenty.Malwinę zastopowało.Zastanawiała się przez chwilę. Jutro? Dasz mi pieniędzy jutro? A dlaczego nie dziś? I kiedy jutro? Przecież jamuszę zrobić zakupy! Jutro!!! Powiedziałem!!! I odczep się!!!56Nowy, szepczący, świdrujący syk wreszcie załatwił sprawę, do Malwiny dotarło, żewięcej nie uzyska i rzeczywiście trzeba się od niego na razie odczepić.Zadowolonaz sukcesu, bodaj połowicznego, bo przecież mógł się uprzeć i nie dać pieniędzy jeszczeprzez i tydzień, zarazem ciężko urażona, skrzywdzona i nieszczęśliwa, usiłowała jesz-cze coś powiedzieć, użalić się, ewentualnie wykrzesać z siebie jakieś walory intelektual-ne, okazać, z jakim poświęceniem znosi fanaberie podłego tyrana, coś zrobić, żeby mu-siał się nią zainteresować i przyznać jej rację, krótko mówiąc, z wielkim wysiłkiem i niewiedząc, co czyni, wyszukiwała sposób postąpienia odwrotnie niż Karol mógł znieść.Nie wytrzymał.Notowania giełdowe odpracował, więcej nic ciekawego w telewizjinie było, najzwyczajniej w świecie wstał z kanapy i wyszedł, zabierając ze sobą kieliszeki butelkę.Zamknąwszy się w gabinecie, zastanowił się, dlaczego właściwie nie dał jej tych pie-niędzy od razu, tylko przerzucił sprawę na jutro? Miał je przecież zawsze miał przysobie dużo gotówki, nie mówiąc o tym, że w każdej chwili mógł podpisać czek.Ponadtodoskonale wiedział, że za wszystko trzeba płacić i wcale nie chciał być karmiony su-chym chlebem.Owszem, wrócił do domu wściekły.Sfinalizował wprawdzie umowę bardzo korzyst-nie, ale umęczył się przy tym straszliwie, a oprócz tego wyszło na jaw, że ktoś go zdra-dził.Nawet wiedział kto, już go wyrzucił, tego gnoja, przedtem jednakże sam go wybrał,zle ocenił faceta, popełnił pomyłkę.Nienawidził własnych pomyłek.W rezultacie jednądrobnostkę musiał przepłacić, a tego też nie trawił, przepłacanie odczuwał jako hańbę.A dodatkowo dręczyła go niepewność w kwestii francuskiego przetargu, czy ten wyrzu-cony gnój nie zdążył czegoś chlapnąć.?Musiał ochłonąć z wrażeń, musiał pomyśleć, spragniony był ciszy i spokoju, ponadtowrócił głodny.Co nie przeszkadzało, że Malwinie pieniądze mógł dać w każdej chwili.Nie dał jednak.Nie chciał dawać.Buntował się przeciwko dawaniu, opór czuł w so-bie jakiś tajemniczy.Lubił mieć pieniądze, a tu następowało coś sprzecznego z naturą,miał je, dał.I tego, co dał, już nie ma.Zjawisko odrażające.Im pózniej zatem da, tym lepiej.Musi przełamać się w sobie.Przeanalizowawszy błyskawicznie swój stan ducha, Karol poczuł się w tym wzglę-dzie uspokojony, nie znosił bowiem czegoś o sobie nie wiedzieć.Mógł teraz spokojnie,dla czystej przyjemności, usiąść przy białym winie i pogmerać po internecie.Malwina w czarczafie wciąż siedziała w fotelu przy stoliku.Justynka, wymieniwszyz Helenką spojrzenia pełne niepewności, ruszyła do siebie na górę.Przed chwilą zdążyłazłożyć samej sobie najuroczystszą przysięgę, że nigdy w życiu, za żadną cenę, nie będzieod nikogo zależna finansowo i nigdy nikogo nie będzie prosiła o pieniądze.Choćbymiała umrzeć z głodu, choćby musiała butelki po śmietnikach zbierać, toalety publiczne57czyścić do połysku i pod kościołem żebrać.Nigdy, za nic!Z kuchni wychyliła się Helenka. Tę gazetę to co, mam wyrzucić? spytała półgłosem. Bo jak nie, to by ją panimoże gdzie zabrała, żeby znów nie wlazła w oczy.Malwina drgnęła silnie i dmuchnęła w zasłonę, a Justynka zatrzymała się na scho-dach, bez żadnych racjonalnych powodów ciekawa jej odpowiedzi.Helenka wygładzałaplik pogniecionego papieru. Ja też nie od macochy! zbuntowała się nagle pani domu i z lekkim stęknięciemwylazła z fotela. Też chcę białego wina, tam jest więcej w lodówce i można dołożyć, bo temu.Toznaczy, mój mąż może chcieć jeszcze.Zabiorę to. Ja podam, niech pani siedzi powiedziała pobłażliwie Helenka i oddała chlebo-dawczyni kłąb zmaltretowanego papieru.Malwina przycisnęła kłąb do łona i domacała się przy tym czarczafu, o którym zdą-żyła zapomnieć [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Z impetem usiadław fotelu i jojczała dalej, dmuchając w czarczaf wydymając go w balon, bliska wyciera-nia weń nosa.Karol zdecydował się jej pozbyć. Jutro oznajmił stanowczo, przerywając w pół słowa rozpłakane wyrzuty i argu-menty.Jego zdaniem pseudoargumenty.Malwinę zastopowało.Zastanawiała się przez chwilę. Jutro? Dasz mi pieniędzy jutro? A dlaczego nie dziś? I kiedy jutro? Przecież jamuszę zrobić zakupy! Jutro!!! Powiedziałem!!! I odczep się!!!56Nowy, szepczący, świdrujący syk wreszcie załatwił sprawę, do Malwiny dotarło, żewięcej nie uzyska i rzeczywiście trzeba się od niego na razie odczepić.Zadowolonaz sukcesu, bodaj połowicznego, bo przecież mógł się uprzeć i nie dać pieniędzy jeszczeprzez i tydzień, zarazem ciężko urażona, skrzywdzona i nieszczęśliwa, usiłowała jesz-cze coś powiedzieć, użalić się, ewentualnie wykrzesać z siebie jakieś walory intelektual-ne, okazać, z jakim poświęceniem znosi fanaberie podłego tyrana, coś zrobić, żeby mu-siał się nią zainteresować i przyznać jej rację, krótko mówiąc, z wielkim wysiłkiem i niewiedząc, co czyni, wyszukiwała sposób postąpienia odwrotnie niż Karol mógł znieść.Nie wytrzymał.Notowania giełdowe odpracował, więcej nic ciekawego w telewizjinie było, najzwyczajniej w świecie wstał z kanapy i wyszedł, zabierając ze sobą kieliszeki butelkę.Zamknąwszy się w gabinecie, zastanowił się, dlaczego właściwie nie dał jej tych pie-niędzy od razu, tylko przerzucił sprawę na jutro? Miał je przecież zawsze miał przysobie dużo gotówki, nie mówiąc o tym, że w każdej chwili mógł podpisać czek.Ponadtodoskonale wiedział, że za wszystko trzeba płacić i wcale nie chciał być karmiony su-chym chlebem.Owszem, wrócił do domu wściekły.Sfinalizował wprawdzie umowę bardzo korzyst-nie, ale umęczył się przy tym straszliwie, a oprócz tego wyszło na jaw, że ktoś go zdra-dził.Nawet wiedział kto, już go wyrzucił, tego gnoja, przedtem jednakże sam go wybrał,zle ocenił faceta, popełnił pomyłkę.Nienawidził własnych pomyłek.W rezultacie jednądrobnostkę musiał przepłacić, a tego też nie trawił, przepłacanie odczuwał jako hańbę.A dodatkowo dręczyła go niepewność w kwestii francuskiego przetargu, czy ten wyrzu-cony gnój nie zdążył czegoś chlapnąć.?Musiał ochłonąć z wrażeń, musiał pomyśleć, spragniony był ciszy i spokoju, ponadtowrócił głodny.Co nie przeszkadzało, że Malwinie pieniądze mógł dać w każdej chwili.Nie dał jednak.Nie chciał dawać.Buntował się przeciwko dawaniu, opór czuł w so-bie jakiś tajemniczy.Lubił mieć pieniądze, a tu następowało coś sprzecznego z naturą,miał je, dał.I tego, co dał, już nie ma.Zjawisko odrażające.Im pózniej zatem da, tym lepiej.Musi przełamać się w sobie.Przeanalizowawszy błyskawicznie swój stan ducha, Karol poczuł się w tym wzglę-dzie uspokojony, nie znosił bowiem czegoś o sobie nie wiedzieć.Mógł teraz spokojnie,dla czystej przyjemności, usiąść przy białym winie i pogmerać po internecie.Malwina w czarczafie wciąż siedziała w fotelu przy stoliku.Justynka, wymieniwszyz Helenką spojrzenia pełne niepewności, ruszyła do siebie na górę.Przed chwilą zdążyłazłożyć samej sobie najuroczystszą przysięgę, że nigdy w życiu, za żadną cenę, nie będzieod nikogo zależna finansowo i nigdy nikogo nie będzie prosiła o pieniądze.Choćbymiała umrzeć z głodu, choćby musiała butelki po śmietnikach zbierać, toalety publiczne57czyścić do połysku i pod kościołem żebrać.Nigdy, za nic!Z kuchni wychyliła się Helenka. Tę gazetę to co, mam wyrzucić? spytała półgłosem. Bo jak nie, to by ją panimoże gdzie zabrała, żeby znów nie wlazła w oczy.Malwina drgnęła silnie i dmuchnęła w zasłonę, a Justynka zatrzymała się na scho-dach, bez żadnych racjonalnych powodów ciekawa jej odpowiedzi.Helenka wygładzałaplik pogniecionego papieru. Ja też nie od macochy! zbuntowała się nagle pani domu i z lekkim stęknięciemwylazła z fotela. Też chcę białego wina, tam jest więcej w lodówce i można dołożyć, bo temu.Toznaczy, mój mąż może chcieć jeszcze.Zabiorę to. Ja podam, niech pani siedzi powiedziała pobłażliwie Helenka i oddała chlebo-dawczyni kłąb zmaltretowanego papieru.Malwina przycisnęła kłąb do łona i domacała się przy tym czarczafu, o którym zdą-żyła zapomnieć [ Pobierz całość w formacie PDF ]