[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przy tym wyglądała jakby cierpiała męki.Kiedy w końcu upadła na kolana,wydając"uff", podbiegła do niej Camille.Obie z Iris przyglądałyśmy się im z boku.Kiedy otworzyłam usta żeby cośpowiedzieć, potrząsnęła głową. O nic mnie nie pytajcie.Nie od razu.Nie nadszedł jeszcze czas, Menolly.Nawetjeśli mi zagrozisz nie będę w stanie ci powiedzieć nic o tym co łączy mnie zUndutar.Niektóre wydarzenia z mojej przeszłości muszą pozostać w zapomnieniu&Jej głos zamarł, a w jej oczach pojawiło się wirujące światło.Srebrny Księżyczmierzchu i białe chmury niesione przez wiatr.Gdy westchnęła, jej oczy na nowo przybrały kolor porannego nieba.Umierałam zciekawości i nade wszystko pragnęłam odpowiedzi ale wiedziałam, że nie zmienizdania.Gdy zechce, opowie nam wszystko.Bez słowa skinęłam głową.Po czymdołączyłam do Camille i Delilah, która wydawała się nieco zdezorientowana. Czujesz się lepiej, kotku? spytałam, patrząc jak siada na krześle.Camille w tymczasie przygotowała wszystkim herbatę. Tak, odpowiedziała Delilah z zaczerwienionymi policzkami.Przepraszam.Myślałam że już nauczyłam się kontrolować swoje transformacje.Widocznie sięmyliłam.Albo są one tak nieprzewidywalne jak magia Camille. Hej! zawołała ta o której mowa, odstawiwszy wcześniej imbryk.Dla twojejinformacji, poprawiłam się w niektórych czarach! Tak, jeśli wziąć pod uwagę magię śmierci.Mówiłam o magii księżyca i twoichwrodzonych zdolnościach, rzuciła Delilah z uśmiechem.Nie próbuję byćsarkastyczna, Camille.Wydaje się że świetnie ci idzie w czarnej magii której uczy cięMorio, ale szczerze mówiąc czy zapamiętałaś chociaż jedno zaklęcie jakiegonauczyłaś się będąc dzieckiem?Camille westchnęła. Nie wiem.I nie rozumiem dlaczego magia śmierci wydaje mi się tak naturalna.Tostresujące, ale wiem że muszę się jej nauczyć.Wydaje mi się ważna.Nie wiemdlaczego (spojrzała na zegarek).Wszyscy potrzebujemy snu.Niestety nam obupozostało jedynie kilka godzin snu.Menolly, obudzimy cię przed spotkaniem ipójdziemy tam wszystkie razem.Ucałowawszy mnie w policzek, obie pomachały Iris znikając na schodach.One żyływ ciągu dnia, ja w nocy.Dwa zupełnie różne światy oddzielone od siebie słońcem. Idę do Sassy, ogłosiłam Iris (wstając, spojrzałam na zegar; pozostały czterygodziny do świtu, cały potrzebny mi czas na przeprowadzenie mojego dochodzenia).Pilnuj domu.Poklepała mnie po ręce. Jak zwykle, moja piękna.Bądz ostrożna. Obiecuję ci, odpowiedziałam chwytając moje klucze i torbę.O tej porze potrzebowałam dwudziestu minut na dojazd do domu Sassy.Ulice Seattlebyły opustoszałe.Tylko na słabo oświetlonych drogach ujrzeć można było kilkasamochodów.W świetle latarni na chodnikach błyszczał lód.Zwiat wydawał się być wyciszony, stłumiony przez pokrywę śniegu który gromadziłsię przez kilka ostatnich dni.Na nowo obiecałam sobie spytać Camille co myśli o zimie która trwała w najlepsze.Jeśli za arktycznym zimnem które nagle opanowało całe Seattle kryło się cośmagicznego, obie z Iris będą musiały o tym wiedzieć.Dom Sassy był w rzeczywistości dworem zbudowanym na terenie liczącym jedenhektar ziemi, otoczonym parkanem z kolcami.Przy bramie był domofon.Szczęśliważe nie muszę wysiadać z samochodu, nacisnęłam dzwonek.Noc była dla mniewystarczająco stresująca, dlatego pragnęłam załatwić to jak najszybciej. Tak? W domofonie rozbrzmiał głos Janet, asystentki Sassy, która pracowała u niej odczterdziestu lat. Tu Menolly.Muszę porozmawiać z Sassy.Czy zastałam ją w domu?Janet mnie znała.Ponadto była jedynym człowiekiem który wiedział, że Sassyposiadała kartę i była członkiem klubu krwiopijców.Najwyrazniej pogodziła się zeswoim nowym życiem przechodząc nad tym do porządku dziennego.Zupełnie jakwynoszenie śmieci lub wyprzedaże w pobliskim supermarkecie.Dlatego też bezpytania otwarła mi bramę.Uważając by nie zarysować samochodu, ruszyłam wolnookoło 30 kilometrów na godzinę, rozglądając się wokoło by nie rozjechać jakiegośzwierzęcia.Majątek Branson porastały wierzby, dęby, sosny i bzy.Sassy miała udanemałżeństwo.Po śmierci męża Johana, odziedziczyła wystarczająco dużo pieniędzyaby nie martwić się o przyszłość.Rzecz jasna ten nie spodziewał się, że będziepotrzebowała ich na wieczność &Zaparkowałam przed trzypiętrowym dworkiem w kolonialnym stylu.Wspinając siępo schodach zastanawiałam się, jak Sassy widziała swoją przyszłość? W ciągunajbliższych trzydziestu, góra czterdziestu lat ludzie będą oczekiwać że umrze [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Przy tym wyglądała jakby cierpiała męki.Kiedy w końcu upadła na kolana,wydając"uff", podbiegła do niej Camille.Obie z Iris przyglądałyśmy się im z boku.Kiedy otworzyłam usta żeby cośpowiedzieć, potrząsnęła głową. O nic mnie nie pytajcie.Nie od razu.Nie nadszedł jeszcze czas, Menolly.Nawetjeśli mi zagrozisz nie będę w stanie ci powiedzieć nic o tym co łączy mnie zUndutar.Niektóre wydarzenia z mojej przeszłości muszą pozostać w zapomnieniu&Jej głos zamarł, a w jej oczach pojawiło się wirujące światło.Srebrny Księżyczmierzchu i białe chmury niesione przez wiatr.Gdy westchnęła, jej oczy na nowo przybrały kolor porannego nieba.Umierałam zciekawości i nade wszystko pragnęłam odpowiedzi ale wiedziałam, że nie zmienizdania.Gdy zechce, opowie nam wszystko.Bez słowa skinęłam głową.Po czymdołączyłam do Camille i Delilah, która wydawała się nieco zdezorientowana. Czujesz się lepiej, kotku? spytałam, patrząc jak siada na krześle.Camille w tymczasie przygotowała wszystkim herbatę. Tak, odpowiedziała Delilah z zaczerwienionymi policzkami.Przepraszam.Myślałam że już nauczyłam się kontrolować swoje transformacje.Widocznie sięmyliłam.Albo są one tak nieprzewidywalne jak magia Camille. Hej! zawołała ta o której mowa, odstawiwszy wcześniej imbryk.Dla twojejinformacji, poprawiłam się w niektórych czarach! Tak, jeśli wziąć pod uwagę magię śmierci.Mówiłam o magii księżyca i twoichwrodzonych zdolnościach, rzuciła Delilah z uśmiechem.Nie próbuję byćsarkastyczna, Camille.Wydaje się że świetnie ci idzie w czarnej magii której uczy cięMorio, ale szczerze mówiąc czy zapamiętałaś chociaż jedno zaklęcie jakiegonauczyłaś się będąc dzieckiem?Camille westchnęła. Nie wiem.I nie rozumiem dlaczego magia śmierci wydaje mi się tak naturalna.Tostresujące, ale wiem że muszę się jej nauczyć.Wydaje mi się ważna.Nie wiemdlaczego (spojrzała na zegarek).Wszyscy potrzebujemy snu.Niestety nam obupozostało jedynie kilka godzin snu.Menolly, obudzimy cię przed spotkaniem ipójdziemy tam wszystkie razem.Ucałowawszy mnie w policzek, obie pomachały Iris znikając na schodach.One żyływ ciągu dnia, ja w nocy.Dwa zupełnie różne światy oddzielone od siebie słońcem. Idę do Sassy, ogłosiłam Iris (wstając, spojrzałam na zegar; pozostały czterygodziny do świtu, cały potrzebny mi czas na przeprowadzenie mojego dochodzenia).Pilnuj domu.Poklepała mnie po ręce. Jak zwykle, moja piękna.Bądz ostrożna. Obiecuję ci, odpowiedziałam chwytając moje klucze i torbę.O tej porze potrzebowałam dwudziestu minut na dojazd do domu Sassy.Ulice Seattlebyły opustoszałe.Tylko na słabo oświetlonych drogach ujrzeć można było kilkasamochodów.W świetle latarni na chodnikach błyszczał lód.Zwiat wydawał się być wyciszony, stłumiony przez pokrywę śniegu który gromadziłsię przez kilka ostatnich dni.Na nowo obiecałam sobie spytać Camille co myśli o zimie która trwała w najlepsze.Jeśli za arktycznym zimnem które nagle opanowało całe Seattle kryło się cośmagicznego, obie z Iris będą musiały o tym wiedzieć.Dom Sassy był w rzeczywistości dworem zbudowanym na terenie liczącym jedenhektar ziemi, otoczonym parkanem z kolcami.Przy bramie był domofon.Szczęśliważe nie muszę wysiadać z samochodu, nacisnęłam dzwonek.Noc była dla mniewystarczająco stresująca, dlatego pragnęłam załatwić to jak najszybciej. Tak? W domofonie rozbrzmiał głos Janet, asystentki Sassy, która pracowała u niej odczterdziestu lat. Tu Menolly.Muszę porozmawiać z Sassy.Czy zastałam ją w domu?Janet mnie znała.Ponadto była jedynym człowiekiem który wiedział, że Sassyposiadała kartę i była członkiem klubu krwiopijców.Najwyrazniej pogodziła się zeswoim nowym życiem przechodząc nad tym do porządku dziennego.Zupełnie jakwynoszenie śmieci lub wyprzedaże w pobliskim supermarkecie.Dlatego też bezpytania otwarła mi bramę.Uważając by nie zarysować samochodu, ruszyłam wolnookoło 30 kilometrów na godzinę, rozglądając się wokoło by nie rozjechać jakiegośzwierzęcia.Majątek Branson porastały wierzby, dęby, sosny i bzy.Sassy miała udanemałżeństwo.Po śmierci męża Johana, odziedziczyła wystarczająco dużo pieniędzyaby nie martwić się o przyszłość.Rzecz jasna ten nie spodziewał się, że będziepotrzebowała ich na wieczność &Zaparkowałam przed trzypiętrowym dworkiem w kolonialnym stylu.Wspinając siępo schodach zastanawiałam się, jak Sassy widziała swoją przyszłość? W ciągunajbliższych trzydziestu, góra czterdziestu lat ludzie będą oczekiwać że umrze [ Pobierz całość w formacie PDF ]