[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Paul's i Episcopal High.A kiedy umrzesz, zostanie mu tyle szmalu, że będzie mógł wysyłać koszule do pralni we Francji.I tak rozpoczęłem karierę na wysokim szczeblu.Po raz pierszy w życiu zobaczyłem Nowy Jork.To było coś niesamowitego!Myślałem że na całym świecie nie ma tyle ludzi co w tym jednym mieście.A były ich, kurde, miliony - na ulicach, chodnikach, w drapakach chmur, w sklepach.A jaki robili raban! Klaksony trąbiły, młoty pneumatyczne dudniły, syreny wyły i Bóg wie co jeszcze.Czułem się jakbym wylądował w mrowisku wśród mrówek, którym odbiła kompletna szajba.Najpierw Ivan Bonzosky zabrał mnie do swojej firmy, która mieściła się w jednym z tych dużych drapaków przy Wall Street.W środku siedziały setki osób.Wszyscy pracowali przy komputerach, wszyscy ubrani byli w koszule i krawaty i szelki, prawie wszyscy mieli zaczesane gładko do tyłu włosy i okrągłe druciane cyngle na nosach.Wszyscy co do jednego gadali przez telefony i palili cygara.Dymu było tyle że w pierszej chwili chciałem wzywać strażaków.- Dobra, Gump - mówi Ivan - wytłumaczę ci, o co w tym wszystkim chodzi.Otóż staramy się zaprzyjaźnić z ludźmi, którzy prowadzą duże przedsiębiorstwa.Kiedy dowiadujemy się, że zamierzają wypłacić dywidendę albo przedstawić swój roczny bilans, że chcą sprzedać firmę, otworzyć filię albo uczynić cokolwiek, co mogłoby podnieść cenę ich akcji, wtedy szybko je skupujemy nie czekając, aż wiadomość trafi do gazet i wszyscy skurwysyni z Wall Street będą mieli równe szansę na zysk.- A jak się zaprzyjaźniacie z tymi ludźmi? - pytam go.- To proste - on na to.- Trzeba zaglądać do różnych restauracji, klubów i innych miejsc, do których te bubki lubią chodzić.Fundować drinki, zapraszać na obiady, podsuwać dziewczyny i ogólnie włazić im w dupę.Czasem opłacamy któremuś pobyt w Aspen na nartach, czasem nad morzem w Palm Beach.Ale o to się nie martw.Takimi rzeczami zajmują się inni, a ty.Ty po prostu masz być prezesem.Będziesz kontaktował się ze mną.Mniej więcej raz na pół roku zadzwonisz i zdasz mi relację.- Z czego? - pytam.- To się później okaże.Na razie pokażę ci twój gabinet.Przeszliśmy korytarzem do dużego narożnikowego pokoju.W pokoju stało mahoniowe biurko, skórzane fotele, kanapy, a na podłodze leżał perski dywan.Z okien rozciągał się widok na miasto i dalej na rzekę, po której pływały statki i parniki.W oddali widać było Statuę Wolności, która połyskiwała w blasku zachodzącego słońca.- No, Gump, jak ci się podoba? - pyta mnie Ivan Bonzosky.- Całkiem ładny widok - mówię.- Całkiem ładny? Kurwa, Gump, wiesz, jaki płacę czynsz? Dwa tysiące dolarów za metr kwadratowy! To jeden z najdroższych punktów w mieście! No dobra, teraz słuchaj.Przydzielę ci osobistą sekretarkę, pannę Hudgins.Wygląda jak gwiazda filmowa.Co pewien czas będzie ci przynosić różne papiery do podpisania, a ty masz je podpisywać.I to wszystko.Nie zawracaj sobie głowy czytaniem, bo to nudy na pudy.Uważam, że kadra kierownicza powinna jak najmniej wiedzieć o tym, co się dzieje w przedsiębiorstwie.Nie sądzisz, że tak jest lepiej?- No nie wiem - ja na to.- Całe życie lądowałem w tarapatach, bo nie wiedziałem co się dzieje.- Nie przejmuj się, Gump - mówi Ivan.- Tym razem na pewno będzie inaczej.I choćby przez wzgląd na syna, nie powinieneś zmarnować okazji, bo druga może się już nigdy nie nadarzyć.- Obejmuje mnie ramieniem i szczerzy swoje wielkie zębiska.- Masz może jakieś pytania? - pyta się.- Tak - mówię.- Gdzie jest ubikacja?- Ubikacja? Ależ tu, za drzwiami.A co, zastanawiałeś się, czy masz własną czy będziesz musiał korzystać ze wspólnej na korytarzu?- Nic się nie zastanawiałem - ja na to.- Po prostu chce mi się siku.Trochę się Ivan zdumiał.- Cóż - powiada - widzę, że lubisz walić prosto z mostu.To dobrze.Idź, skorzystaj z toalety.Poczekam na zewnątrz.No więc skorzystałem.A korzystając dumałem nad tym czy mądrze robię że zadaję się z Ivanem Bonzoskym.W końcu inni przed nim też mnie bajerowali i gówno z tego miałem.Wreszcie Ivan wziął i poszedł, a ja zostałem sam w swoim nowym gabinecie.Patrzę: na biurku stoi wielka miedziana tabliczka, a na niej pisze “Prezes Forrest Gump”.Rozsiadam się wygodnie w miękkim skórzanym fotelu, kładę giry na blacie, kiedy nagle drzwi się otwierają i do pokoju wchodzi piękna młoda kobitka.Domyślam się że to panna Hudgins.- Ach, pan Gump - mówi.- Witam w nowym dziale Ivana Bonzosky'ego.Patrzę na pannę Hudgins i myślę sobie: kurde flaki, jest na co popatrzeć.Z wrażenia aż mi zęby dzwonią.Bo jest to wysoka brunetka o niebieskich oczach, szerokim uśmiechu i tak krótkiej spódniczce że przy najmniejszym skłonie cała jej pupka będzie na widoku.- Czy przynieść panu coś do picia? - pyta się mnie.- Kawę albo.- Nie, dziękuję bardzo - odpowiadam grzecznie.- Gdyby pan jednak zmienił zdanie.A może colę? Albo whisky z wodą?- Dziękuję.Naprawdę nic mi nie potrzeba - mówię.- W takim razie może chciałby pan obejrzeć swoje nowe mieszkanie? - ona na to.- Moje co? - dziwię się.- Mieszkanie.Ponieważ pełni pan funkcję prezesa, pan Bonzosky wynajął dla pana apartament.- Serio? - pytam.- Myślałem że tu będę spał.Mam kanapę, własną ubikację.- Ależ, panie Gump! - oburza się panna Hudgins.- Skądże znowu! Pan Bonzosky prosił mnie, żebym znalazła dla pana odpowiednie lokum na Piątej Alei.Takie, w którym mógłby pan podejmować gości.- Ja? Podejmować gości? Jakich gości?- Różnych - mówi panna Hudgins.- To co, będzie pan gotów do drogi za.powiedzmy, za jakieś pół godzinki?- Pewnie.Już jestem gotów.A jak się dostaniemy na tę Piątą Aleję? - pytam.- Jak to jak? - dziwi się moja sekretarka.- Pańską limuzyną, oczywiście.Po chwili jesteśmy na ulicy i wsiadamy do wielkiej czarnej limuzyny [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Paul's i Episcopal High.A kiedy umrzesz, zostanie mu tyle szmalu, że będzie mógł wysyłać koszule do pralni we Francji.I tak rozpoczęłem karierę na wysokim szczeblu.Po raz pierszy w życiu zobaczyłem Nowy Jork.To było coś niesamowitego!Myślałem że na całym świecie nie ma tyle ludzi co w tym jednym mieście.A były ich, kurde, miliony - na ulicach, chodnikach, w drapakach chmur, w sklepach.A jaki robili raban! Klaksony trąbiły, młoty pneumatyczne dudniły, syreny wyły i Bóg wie co jeszcze.Czułem się jakbym wylądował w mrowisku wśród mrówek, którym odbiła kompletna szajba.Najpierw Ivan Bonzosky zabrał mnie do swojej firmy, która mieściła się w jednym z tych dużych drapaków przy Wall Street.W środku siedziały setki osób.Wszyscy pracowali przy komputerach, wszyscy ubrani byli w koszule i krawaty i szelki, prawie wszyscy mieli zaczesane gładko do tyłu włosy i okrągłe druciane cyngle na nosach.Wszyscy co do jednego gadali przez telefony i palili cygara.Dymu było tyle że w pierszej chwili chciałem wzywać strażaków.- Dobra, Gump - mówi Ivan - wytłumaczę ci, o co w tym wszystkim chodzi.Otóż staramy się zaprzyjaźnić z ludźmi, którzy prowadzą duże przedsiębiorstwa.Kiedy dowiadujemy się, że zamierzają wypłacić dywidendę albo przedstawić swój roczny bilans, że chcą sprzedać firmę, otworzyć filię albo uczynić cokolwiek, co mogłoby podnieść cenę ich akcji, wtedy szybko je skupujemy nie czekając, aż wiadomość trafi do gazet i wszyscy skurwysyni z Wall Street będą mieli równe szansę na zysk.- A jak się zaprzyjaźniacie z tymi ludźmi? - pytam go.- To proste - on na to.- Trzeba zaglądać do różnych restauracji, klubów i innych miejsc, do których te bubki lubią chodzić.Fundować drinki, zapraszać na obiady, podsuwać dziewczyny i ogólnie włazić im w dupę.Czasem opłacamy któremuś pobyt w Aspen na nartach, czasem nad morzem w Palm Beach.Ale o to się nie martw.Takimi rzeczami zajmują się inni, a ty.Ty po prostu masz być prezesem.Będziesz kontaktował się ze mną.Mniej więcej raz na pół roku zadzwonisz i zdasz mi relację.- Z czego? - pytam.- To się później okaże.Na razie pokażę ci twój gabinet.Przeszliśmy korytarzem do dużego narożnikowego pokoju.W pokoju stało mahoniowe biurko, skórzane fotele, kanapy, a na podłodze leżał perski dywan.Z okien rozciągał się widok na miasto i dalej na rzekę, po której pływały statki i parniki.W oddali widać było Statuę Wolności, która połyskiwała w blasku zachodzącego słońca.- No, Gump, jak ci się podoba? - pyta mnie Ivan Bonzosky.- Całkiem ładny widok - mówię.- Całkiem ładny? Kurwa, Gump, wiesz, jaki płacę czynsz? Dwa tysiące dolarów za metr kwadratowy! To jeden z najdroższych punktów w mieście! No dobra, teraz słuchaj.Przydzielę ci osobistą sekretarkę, pannę Hudgins.Wygląda jak gwiazda filmowa.Co pewien czas będzie ci przynosić różne papiery do podpisania, a ty masz je podpisywać.I to wszystko.Nie zawracaj sobie głowy czytaniem, bo to nudy na pudy.Uważam, że kadra kierownicza powinna jak najmniej wiedzieć o tym, co się dzieje w przedsiębiorstwie.Nie sądzisz, że tak jest lepiej?- No nie wiem - ja na to.- Całe życie lądowałem w tarapatach, bo nie wiedziałem co się dzieje.- Nie przejmuj się, Gump - mówi Ivan.- Tym razem na pewno będzie inaczej.I choćby przez wzgląd na syna, nie powinieneś zmarnować okazji, bo druga może się już nigdy nie nadarzyć.- Obejmuje mnie ramieniem i szczerzy swoje wielkie zębiska.- Masz może jakieś pytania? - pyta się.- Tak - mówię.- Gdzie jest ubikacja?- Ubikacja? Ależ tu, za drzwiami.A co, zastanawiałeś się, czy masz własną czy będziesz musiał korzystać ze wspólnej na korytarzu?- Nic się nie zastanawiałem - ja na to.- Po prostu chce mi się siku.Trochę się Ivan zdumiał.- Cóż - powiada - widzę, że lubisz walić prosto z mostu.To dobrze.Idź, skorzystaj z toalety.Poczekam na zewnątrz.No więc skorzystałem.A korzystając dumałem nad tym czy mądrze robię że zadaję się z Ivanem Bonzoskym.W końcu inni przed nim też mnie bajerowali i gówno z tego miałem.Wreszcie Ivan wziął i poszedł, a ja zostałem sam w swoim nowym gabinecie.Patrzę: na biurku stoi wielka miedziana tabliczka, a na niej pisze “Prezes Forrest Gump”.Rozsiadam się wygodnie w miękkim skórzanym fotelu, kładę giry na blacie, kiedy nagle drzwi się otwierają i do pokoju wchodzi piękna młoda kobitka.Domyślam się że to panna Hudgins.- Ach, pan Gump - mówi.- Witam w nowym dziale Ivana Bonzosky'ego.Patrzę na pannę Hudgins i myślę sobie: kurde flaki, jest na co popatrzeć.Z wrażenia aż mi zęby dzwonią.Bo jest to wysoka brunetka o niebieskich oczach, szerokim uśmiechu i tak krótkiej spódniczce że przy najmniejszym skłonie cała jej pupka będzie na widoku.- Czy przynieść panu coś do picia? - pyta się mnie.- Kawę albo.- Nie, dziękuję bardzo - odpowiadam grzecznie.- Gdyby pan jednak zmienił zdanie.A może colę? Albo whisky z wodą?- Dziękuję.Naprawdę nic mi nie potrzeba - mówię.- W takim razie może chciałby pan obejrzeć swoje nowe mieszkanie? - ona na to.- Moje co? - dziwię się.- Mieszkanie.Ponieważ pełni pan funkcję prezesa, pan Bonzosky wynajął dla pana apartament.- Serio? - pytam.- Myślałem że tu będę spał.Mam kanapę, własną ubikację.- Ależ, panie Gump! - oburza się panna Hudgins.- Skądże znowu! Pan Bonzosky prosił mnie, żebym znalazła dla pana odpowiednie lokum na Piątej Alei.Takie, w którym mógłby pan podejmować gości.- Ja? Podejmować gości? Jakich gości?- Różnych - mówi panna Hudgins.- To co, będzie pan gotów do drogi za.powiedzmy, za jakieś pół godzinki?- Pewnie.Już jestem gotów.A jak się dostaniemy na tę Piątą Aleję? - pytam.- Jak to jak? - dziwi się moja sekretarka.- Pańską limuzyną, oczywiście.Po chwili jesteśmy na ulicy i wsiadamy do wielkiej czarnej limuzyny [ Pobierz całość w formacie PDF ]