[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nie uważasz, że to trochę podejrzane? spytał Beech. A ty uważasz, hę? Moim zdaniem Finn ma rację.Wiemy na pewno, że ktoś przechwytywałi czytał nasze listy. Ale kto? Oto jest pytanie odparł Yarber. Dlatego od tygodnia nie śpię.Ktośma nas na oku. Ale co nas to obchodzi? odparował Spicer. Wyjdziemy stąd dziękiLake owi bardzo dobrze.Dzięki komuś innemu też bardzo dobrze.Co zaróżnica? Nie zapominaj o Trevorze powiedział Beech. Oberwał dwie kulkiw tył głowy. Trumble może być bezpieczniejsze, niż myślimy.264Spicer nie dał się przekonać.Dopił kawę i spytał: Czy naprawdę uważacie, że Aaron Lake, człowiek, który ma zostać prezy-dentem Stanów Zjednoczonych, rozkazałby zabić taką miernotę jak Trevor Car-son? Nie odparł Yarber. To zbyt ryzykowne.Nas też by nie zabił.Alemógłby to zrobić ten tajemniczy ktoś.Zabójca Trevora i człowiek, który czytałnasze listy, to jedna i ta sama osoba. Nie jestem tego pewny.Byli razem i chyba na niego czekali.Zastał ich tam gdzie zawsze, w bibliotece.Wpadł do środka jak burza, upewnił się, czy są sami, i oświadczył: Rozmawiałem z bratem.Chodzcie.Weszli pospiesznie do sali konferencyjnej, zamknęli za sobą drzwi i ponowniestłoczyli się wokół stołu. Wszystko pójdzie bardzo szybko zaczął nerwowo Argrow. Lake za-płaci.Pieniądze zostaną przelane tam, gdzie zechcecie.Mogę wam pomóc albozałatwicie to sami.Spicer odchrząknął. Po dwa miliony na głowę? Tyle żądaliście.Nie znam Lake a, ale widać, że facet działa cholernie szyb-ko. Argrow spojrzał na zegarek i zerknął przez ramię w stronę drzwi. Czekana was dwóch ważniaków z Waszyngtonu. Wyszarpnął z kieszeni jakieś papie-ry, rozłożył je i każdemu z sędziów podsunął jedną kartkę. Kopie prezydenc-kiego aktu ułaskawienia.Z wczorajszą datą.Z rezerwą nachylili się, sięgnęli po dokumenty i próbowali je przeczytać.Wy-glądały bardzo oficjalnie.Wielki nagłówek na górze strony, kilka akapitów napu-szonego tekstu, zwarty podpis prezydenta Stanów Zjednoczonych nie potrafiliwykrztusić ani słowa.Byli zbyt wstrząśnięci. Zostaliśmy.ułaskawieni? wychrypiał w końcu Yarber. Tak.Przez samego prezydenta.Nie mogli oderwać wzroku od dokumentów.Nerwowo poprawiali się na krze-słach, zagryzali wargę, zaciskali zęby, robili wszystko, żeby ukryć zaszokowanie. Zaraz wezwą was do gabinetu naczelnika kontynuował Argrow. Ciz Waszyngtonu przekażą wam dobre nowiny.Udawajcie zaskoczonych, dobra? Nie ma sprawy. %7ładnej. Jak pan to skopiował? spytał Yarber. To mój brat.Nie mam pojęcia, skąd to wytrzasnął.Ten cały Lake ma po-tężnych przyjaciół.Będzie tak: zwolnią was za godzinę.Furgonetką pojedzieciedo Jacksonville, do hotelu.Tam spotkacie się z moim bratem.Zaczekacie na po-265twierdzenie przelewu, a kiedy nadejdzie, przekażecie mu swoje brudne akta.%7łebynie było wątpliwości: wszystkie akta.Jasne?Zgodnie kiwnęli głową.Za sześć milionów dolarów Lake mógł je sobie za-brać. Niezwłocznie wyjedziecie z kraju i będziecie mogli wrócić najwcześniejza dwa lata. Wyjechać? spytał Beech. Niby jak? Nie mamy paszportów, żadnychdokumentów. Dokumenty dostaniecie od mojego brata.Paszporty na nowe nazwisko i ca-łą resztę, łącznie z kartami kredytowymi.Już na was czekają. Na dwa lata? powtórzył Spicer; Yarber spojrzał na niego tak, jakby JoeRoy postradał zmysły. Tak odrzekł Argrow. Na dwa lata.To jeden z warunków umowy.Zgadzacie się? Bo ja wiem. odrzekł Spicer drżącym głosem; nigdy dotąd nie wyjeż-dżał za granicę. Nie bądz głupi warknął na niego Yarber. Ułaskawienie i milion do-lców rocznie za dwuletnią emigrację? Oczywiście, że się zgadzamy.Pukanie do drzwi zaskoczyło ich i przeraziło.Do sali konferencyjnej zajrza-ło dwóch strażników.Argrow porwał ze stołu kopie prezydenckich ułaskawieńi schował je do kieszeni. Rozumiem, że się dogadaliśmy zreasumował. Tak?Ponownie kiwnęli głową i kolejno uścisnęli mu rękę. To dobrze.Tylko pamiętajcie, udawajcie zaskoczonych.Strażnicy zaprowadzili ich do gabinetu naczelnika, gdzie zostali przedstawienidwóm mężczyznom o poważnych obliczach [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
. Nie uważasz, że to trochę podejrzane? spytał Beech. A ty uważasz, hę? Moim zdaniem Finn ma rację.Wiemy na pewno, że ktoś przechwytywałi czytał nasze listy. Ale kto? Oto jest pytanie odparł Yarber. Dlatego od tygodnia nie śpię.Ktośma nas na oku. Ale co nas to obchodzi? odparował Spicer. Wyjdziemy stąd dziękiLake owi bardzo dobrze.Dzięki komuś innemu też bardzo dobrze.Co zaróżnica? Nie zapominaj o Trevorze powiedział Beech. Oberwał dwie kulkiw tył głowy. Trumble może być bezpieczniejsze, niż myślimy.264Spicer nie dał się przekonać.Dopił kawę i spytał: Czy naprawdę uważacie, że Aaron Lake, człowiek, który ma zostać prezy-dentem Stanów Zjednoczonych, rozkazałby zabić taką miernotę jak Trevor Car-son? Nie odparł Yarber. To zbyt ryzykowne.Nas też by nie zabił.Alemógłby to zrobić ten tajemniczy ktoś.Zabójca Trevora i człowiek, który czytałnasze listy, to jedna i ta sama osoba. Nie jestem tego pewny.Byli razem i chyba na niego czekali.Zastał ich tam gdzie zawsze, w bibliotece.Wpadł do środka jak burza, upewnił się, czy są sami, i oświadczył: Rozmawiałem z bratem.Chodzcie.Weszli pospiesznie do sali konferencyjnej, zamknęli za sobą drzwi i ponowniestłoczyli się wokół stołu. Wszystko pójdzie bardzo szybko zaczął nerwowo Argrow. Lake za-płaci.Pieniądze zostaną przelane tam, gdzie zechcecie.Mogę wam pomóc albozałatwicie to sami.Spicer odchrząknął. Po dwa miliony na głowę? Tyle żądaliście.Nie znam Lake a, ale widać, że facet działa cholernie szyb-ko. Argrow spojrzał na zegarek i zerknął przez ramię w stronę drzwi. Czekana was dwóch ważniaków z Waszyngtonu. Wyszarpnął z kieszeni jakieś papie-ry, rozłożył je i każdemu z sędziów podsunął jedną kartkę. Kopie prezydenc-kiego aktu ułaskawienia.Z wczorajszą datą.Z rezerwą nachylili się, sięgnęli po dokumenty i próbowali je przeczytać.Wy-glądały bardzo oficjalnie.Wielki nagłówek na górze strony, kilka akapitów napu-szonego tekstu, zwarty podpis prezydenta Stanów Zjednoczonych nie potrafiliwykrztusić ani słowa.Byli zbyt wstrząśnięci. Zostaliśmy.ułaskawieni? wychrypiał w końcu Yarber. Tak.Przez samego prezydenta.Nie mogli oderwać wzroku od dokumentów.Nerwowo poprawiali się na krze-słach, zagryzali wargę, zaciskali zęby, robili wszystko, żeby ukryć zaszokowanie. Zaraz wezwą was do gabinetu naczelnika kontynuował Argrow. Ciz Waszyngtonu przekażą wam dobre nowiny.Udawajcie zaskoczonych, dobra? Nie ma sprawy. %7ładnej. Jak pan to skopiował? spytał Yarber. To mój brat.Nie mam pojęcia, skąd to wytrzasnął.Ten cały Lake ma po-tężnych przyjaciół.Będzie tak: zwolnią was za godzinę.Furgonetką pojedzieciedo Jacksonville, do hotelu.Tam spotkacie się z moim bratem.Zaczekacie na po-265twierdzenie przelewu, a kiedy nadejdzie, przekażecie mu swoje brudne akta.%7łebynie było wątpliwości: wszystkie akta.Jasne?Zgodnie kiwnęli głową.Za sześć milionów dolarów Lake mógł je sobie za-brać. Niezwłocznie wyjedziecie z kraju i będziecie mogli wrócić najwcześniejza dwa lata. Wyjechać? spytał Beech. Niby jak? Nie mamy paszportów, żadnychdokumentów. Dokumenty dostaniecie od mojego brata.Paszporty na nowe nazwisko i ca-łą resztę, łącznie z kartami kredytowymi.Już na was czekają. Na dwa lata? powtórzył Spicer; Yarber spojrzał na niego tak, jakby JoeRoy postradał zmysły. Tak odrzekł Argrow. Na dwa lata.To jeden z warunków umowy.Zgadzacie się? Bo ja wiem. odrzekł Spicer drżącym głosem; nigdy dotąd nie wyjeż-dżał za granicę. Nie bądz głupi warknął na niego Yarber. Ułaskawienie i milion do-lców rocznie za dwuletnią emigrację? Oczywiście, że się zgadzamy.Pukanie do drzwi zaskoczyło ich i przeraziło.Do sali konferencyjnej zajrza-ło dwóch strażników.Argrow porwał ze stołu kopie prezydenckich ułaskawieńi schował je do kieszeni. Rozumiem, że się dogadaliśmy zreasumował. Tak?Ponownie kiwnęli głową i kolejno uścisnęli mu rękę. To dobrze.Tylko pamiętajcie, udawajcie zaskoczonych.Strażnicy zaprowadzili ich do gabinetu naczelnika, gdzie zostali przedstawienidwóm mężczyznom o poważnych obliczach [ Pobierz całość w formacie PDF ]