[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.CLEMPNER podchodząc do Graumera: Gadaj w tej chwili, kto to jest? I skąd się wziął?GRAUMER: Przecież mówiłem już panu.CLEMPNER: Co ty?… To niemożliwe!… To ty go…GRAUMER: Tak jest.proszę pana.CLEMPNER: I ten fosfor… ta siarka… węgiel… to na to?GRAUMER: Tak jest, proszę pana.TYP: O co chodzi? Mam nadzieję, że zrezygnował pan z tych nierozumnych żądań.Co do mnie.gotów jestem o nich zapomnieć.Graumer, podaj kompot i deser.Na kawę przejdziemy do gabinetu.Przypominam sobie, że tu jest gabinet.Z maszyną do pisania.CLEMPNER: Całkiem słusznie.Tylko że to jest moja maszyna, mój gabinet i mój dom.TYP: O?CLEMPNER: Tak.Jeśli pan nie wierzy, proszę spytać Graumera.To on wszystko narobił.TYP: Co narobił?CLEMPNER: Pana!!TYP: Nie rozumiem.Zdaje się.że próbuje mnie pan zastraszyć.Prawdę mówiąc, zachowuje się pan dziwnie.CLEMPNER: Ja się zachowuję? Wielki Boże!… Co to wisi panu u rękawa?TYP: Gdzie? A.rzeczywiście…Wyciąga spod rękawa koszuli pasek papieru, przylepionego do przegubu.Inne podobne strzępki wyciągnie zaraz Graumer zza kołnierzyka jego koszuli.Papier ten wygląda trochę tak jak ten, którym wykłada się formy, piekąc w nich ciasto.I tak, jak przywiera do ciasta — przywarł do skóry Typa.GRAUMER podbiega, usuwa papierki: O.przepraszam! Przepraszam po stokroć… To moje niedopatrzenie.Musiałem podłożyć pod pana papier, nie miałem niczego innego, a nie chciałem, żeby się pan odgniótł.CLEMPNER stojąc: Teraz już pan rozumie?TYP: Nie.CLEMPNER: To on pana zrobił.TYP: Graumer? Mnie?GRAUMER: Tak jest, proszę pana.Bardzo mi przykro.Typ przenosi wzrok to na Graumera, to na Clempnera.CLEMPNER: To rzeczywiście nieprzyjemna historia, ale nie mam bynajmniej zamiaru ponosić konsekwencji wybryków jakiegoś pomylonego robota.Proszę opuścić ten dom.Ale przedtem zdejmie pan wszystkie moje rzeczy.TYP: Pan mnie wyrzuca — nago?CLEMPNER: Poszukam jakichś starych portek.TYP podchodzi do okna, wygląda, odwraca się i spokojnie mówi: Nie!CLEMPNER: Jak to: nie?! Co to znaczy, nie?! Robię panu łaskę, wyprawiając w ten sposób…TYP: Nigdzie stąd nie pójdę.CLEMPNER: Wezwę policję!!TYP: Proszę bardzo.Czyim robotem jest Graumer?CLEMPNER: Moim.To co z tego?TYP: To z tego.że odpowiada pan za swego robota.Jeżeli rzeczywiście mnie zrobił, musi pan mnie utrzymywać.W przeciwnym razie…CLEMPNER: No? No?TYP: Ja wezwę policję.CLEMPNER: Ty.łajdaku!W głębi Graumer nalewa im po szklaneczce whisky.TYP: Ciskanie obelg do niczego nie prowadzi.CLEMPNER dysząc: No to dobrze! Zabieraj tego blaszanego bałwana i idź! Żebym was więcej na oczy nie widział!TYP: Mam zabrać Graumera?CLEMPNER: Tak.Ale zaraz! Bo mogę się rozmyślić.TYP: Ani mi się śni.Graumera może pan sobie zatrzymać.CLEMPNER: Przecież mówiłeś, draniu, że kochasz roboty!Graumer natychmiast po słowach Typa „Graumera może pan sobie zatrzymać” zaczyna do obu szklaneczek whisky nalewać trucizną z flaszki z napisem „Akonityna”.TYP: Kocham, ale nie do tego stopnia, żeby robić komuś prezenty.CLEMPNER: Jakie prezenty, szantażysto, przecież to wszystko jest moje!TYP: Nie mogę zrezygnować z domu.CLEMPNER: Bandyta!TYP: Powiedzmy, z połowy domu…CLEMPNER: Prędzej zgnoję cię w więzieniu!TYP: Albo ja ciebie!Podczas najbardziej zażartej kłótni Graumer daje każdemu z mężczyzn po szklaneczce, zatrutego napoju do ręki.Kłócą się dalej, trzymając te szklaneczki, jakby nie zdawali sobie sprawy z tego, że mają je w rękach.Sam Graumer szybko, w milczeniu, wychodzi.W gabinecie podnosi słuchawkę telefonu.Z drugiego pokoju słychać glosy:Zabieraj tę żelazna pokrakę i won!Ty sam won!Chcesz dostać po mordzie?Uważaj, żebyś sam nie oberwał!Graumer zamyka drzwi, nakręca numer.GRAUMER: Halo! Firma przewozowa Humpreya? Chciałem zgłosić pilne zamówienie.Bardzo pilne! Proszę natychmiast przysłać dużą skrzynię na ulicę Różaną, numer czterdzieści sześć…Wyprawa profesora TarantogiWidowisko w sześciu częściachOSOBY:PROFESOR TARANTOGA.siwobrody i siwowłosy, pod koniec mniej siwy i bez brodyMAGISTER JANUSZ CHYBEK.młodzieniec w okularachISTOTA Z ORIONA, dość typowa baba wiejskaTRZEJ KALENUSJANIE.łysi jak kolanoINŻYNIER Z PLANETY KALENUSJIDOKTOR Z PLANETY KALENUSJIROBOT Z KWADRATOWĄ GŁOWĄUROCZA BLONDYNKA Z GRELIRANDRIIDYREKTOR NAUKOWY Z GRELIRANDRIIUCZONY IUCZONY IIOBLICZE Z MGŁAWICY NGCKobiety przetelegrafowywane, dokonujące strip—teasu itp.IWnętrze mieszkania Profesora Tarantogi.Raczej zwykle, co się tyczy mebli [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.CLEMPNER podchodząc do Graumera: Gadaj w tej chwili, kto to jest? I skąd się wziął?GRAUMER: Przecież mówiłem już panu.CLEMPNER: Co ty?… To niemożliwe!… To ty go…GRAUMER: Tak jest.proszę pana.CLEMPNER: I ten fosfor… ta siarka… węgiel… to na to?GRAUMER: Tak jest, proszę pana.TYP: O co chodzi? Mam nadzieję, że zrezygnował pan z tych nierozumnych żądań.Co do mnie.gotów jestem o nich zapomnieć.Graumer, podaj kompot i deser.Na kawę przejdziemy do gabinetu.Przypominam sobie, że tu jest gabinet.Z maszyną do pisania.CLEMPNER: Całkiem słusznie.Tylko że to jest moja maszyna, mój gabinet i mój dom.TYP: O?CLEMPNER: Tak.Jeśli pan nie wierzy, proszę spytać Graumera.To on wszystko narobił.TYP: Co narobił?CLEMPNER: Pana!!TYP: Nie rozumiem.Zdaje się.że próbuje mnie pan zastraszyć.Prawdę mówiąc, zachowuje się pan dziwnie.CLEMPNER: Ja się zachowuję? Wielki Boże!… Co to wisi panu u rękawa?TYP: Gdzie? A.rzeczywiście…Wyciąga spod rękawa koszuli pasek papieru, przylepionego do przegubu.Inne podobne strzępki wyciągnie zaraz Graumer zza kołnierzyka jego koszuli.Papier ten wygląda trochę tak jak ten, którym wykłada się formy, piekąc w nich ciasto.I tak, jak przywiera do ciasta — przywarł do skóry Typa.GRAUMER podbiega, usuwa papierki: O.przepraszam! Przepraszam po stokroć… To moje niedopatrzenie.Musiałem podłożyć pod pana papier, nie miałem niczego innego, a nie chciałem, żeby się pan odgniótł.CLEMPNER stojąc: Teraz już pan rozumie?TYP: Nie.CLEMPNER: To on pana zrobił.TYP: Graumer? Mnie?GRAUMER: Tak jest, proszę pana.Bardzo mi przykro.Typ przenosi wzrok to na Graumera, to na Clempnera.CLEMPNER: To rzeczywiście nieprzyjemna historia, ale nie mam bynajmniej zamiaru ponosić konsekwencji wybryków jakiegoś pomylonego robota.Proszę opuścić ten dom.Ale przedtem zdejmie pan wszystkie moje rzeczy.TYP: Pan mnie wyrzuca — nago?CLEMPNER: Poszukam jakichś starych portek.TYP podchodzi do okna, wygląda, odwraca się i spokojnie mówi: Nie!CLEMPNER: Jak to: nie?! Co to znaczy, nie?! Robię panu łaskę, wyprawiając w ten sposób…TYP: Nigdzie stąd nie pójdę.CLEMPNER: Wezwę policję!!TYP: Proszę bardzo.Czyim robotem jest Graumer?CLEMPNER: Moim.To co z tego?TYP: To z tego.że odpowiada pan za swego robota.Jeżeli rzeczywiście mnie zrobił, musi pan mnie utrzymywać.W przeciwnym razie…CLEMPNER: No? No?TYP: Ja wezwę policję.CLEMPNER: Ty.łajdaku!W głębi Graumer nalewa im po szklaneczce whisky.TYP: Ciskanie obelg do niczego nie prowadzi.CLEMPNER dysząc: No to dobrze! Zabieraj tego blaszanego bałwana i idź! Żebym was więcej na oczy nie widział!TYP: Mam zabrać Graumera?CLEMPNER: Tak.Ale zaraz! Bo mogę się rozmyślić.TYP: Ani mi się śni.Graumera może pan sobie zatrzymać.CLEMPNER: Przecież mówiłeś, draniu, że kochasz roboty!Graumer natychmiast po słowach Typa „Graumera może pan sobie zatrzymać” zaczyna do obu szklaneczek whisky nalewać trucizną z flaszki z napisem „Akonityna”.TYP: Kocham, ale nie do tego stopnia, żeby robić komuś prezenty.CLEMPNER: Jakie prezenty, szantażysto, przecież to wszystko jest moje!TYP: Nie mogę zrezygnować z domu.CLEMPNER: Bandyta!TYP: Powiedzmy, z połowy domu…CLEMPNER: Prędzej zgnoję cię w więzieniu!TYP: Albo ja ciebie!Podczas najbardziej zażartej kłótni Graumer daje każdemu z mężczyzn po szklaneczce, zatrutego napoju do ręki.Kłócą się dalej, trzymając te szklaneczki, jakby nie zdawali sobie sprawy z tego, że mają je w rękach.Sam Graumer szybko, w milczeniu, wychodzi.W gabinecie podnosi słuchawkę telefonu.Z drugiego pokoju słychać glosy:Zabieraj tę żelazna pokrakę i won!Ty sam won!Chcesz dostać po mordzie?Uważaj, żebyś sam nie oberwał!Graumer zamyka drzwi, nakręca numer.GRAUMER: Halo! Firma przewozowa Humpreya? Chciałem zgłosić pilne zamówienie.Bardzo pilne! Proszę natychmiast przysłać dużą skrzynię na ulicę Różaną, numer czterdzieści sześć…Wyprawa profesora TarantogiWidowisko w sześciu częściachOSOBY:PROFESOR TARANTOGA.siwobrody i siwowłosy, pod koniec mniej siwy i bez brodyMAGISTER JANUSZ CHYBEK.młodzieniec w okularachISTOTA Z ORIONA, dość typowa baba wiejskaTRZEJ KALENUSJANIE.łysi jak kolanoINŻYNIER Z PLANETY KALENUSJIDOKTOR Z PLANETY KALENUSJIROBOT Z KWADRATOWĄ GŁOWĄUROCZA BLONDYNKA Z GRELIRANDRIIDYREKTOR NAUKOWY Z GRELIRANDRIIUCZONY IUCZONY IIOBLICZE Z MGŁAWICY NGCKobiety przetelegrafowywane, dokonujące strip—teasu itp.IWnętrze mieszkania Profesora Tarantogi.Raczej zwykle, co się tyczy mebli [ Pobierz całość w formacie PDF ]