[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- W tej śmier-dzącej starej Anglii.77Zasnąłem dopiero o szóstej i budziłem się wielokrotnie.O jedenastej postanowiłem stawić czoło dniu.Podszedłem do drzwi sypialni.Ani śladu Jojo.Zajrzałem do kuchni, która była równocześnie łazienką.Na lustrzenarysowane były mydłem trzy X, do widzenia i podpis.Przypadkowo pojawiła się w moim \yciu i tak samo zniego zniknęła.Na kuchennym stole le\ała moja pompka.Z piętra ni\ej dolatywał szum maszyn do szycia, kobiece głosy, nieciekawa muzyczka z, radia.Byłemsamotnym mę\czyzną na górze.To czekanie.Stale to czekanie.Oparty o stary zmywak wypiłem neskę i zjadłem parę zwilgotniałych herbatników.Jak zwyklezapomniałem kupić chleb.Patrzyłem na pusty karton po płatkach owsia-Inych.Namalowano na nim typową szczęśliwą rodzinę " przy śniadaniu, rześki opalony ojciec,czarująco dziewczęca matka, synek, córeczka, raj.W myśli splunąłem.A przecie\ musiało się za tym kryć cośrzeczywistego, jakaś potrzeba porządku, harmonii, nie tylko tchórzliwe pragnienie bycia takim jak wszyscy, nietylko samolubna ~chęć, \eby ktoś dbał o bieliznę, przyszywał guziki, gotował smaczne posiłki, był zawsze wpobli\u i zapewnił przetrwanie nazwiska.Zrobiłem sobie drugą fili\ankę kawy przeklinając w myśli Alison, tę cholerną dziwkę.Dlaczegomusiałem na nią czekać? Dlaczego właśnie w Londynie, w mieście, które jak \adne w Europie, roi się od chętnychdziewczyn, ładnych i jeszcze ładniejszych, przyje\d\ających tu tylko po to, \eby któregoś ranka obudzić się włó\ku jakiegoś nieznajomego.No i teraz Jojo, ostatnia^osoba na świecie, której chciałbym zrobić przykrość.Czułem się tak, jakbymkopnął wygłodzonego, wychudłego kundla.Nastąpiła nagła reakcja zrodzona z obrzydzenia do sali mego siebie i urazy do nich.Przez całe \ycietwardo opierałem się wszelkim sugestiom.A teraz zrobił się ze mnie mięczak, a w dodatku czułem się mniejwolny ni\ kiedykolwiek przedtem.Podnieciła mnie myśl, \e mógłbym rozpocząć nowe \ycie bez Alison,wyruszyć gdzieś w nieznane.samotny, lecz swobodny.Byłoby to nawet szlachetnie, skoro i tak skazany byłem,niezale\nie od tego, jak będę.postępował, na zadawanie innym cierpień.Mo\e wyruszyć do Ameryki, doAmeryki Aacińskiej.Nagle poczułem, \e powinienem się zdać na przypadek.Wyrwać się z tej poczekalni, w której utknąłem.Biegałem po moich nie dających natchnienia pokoikach.Nad kominkiem wisiał talerz Bow.Znówrodzina, ład, porządek, zaanga\owanie.A na dworze deszcz, szare płynące z wiatrem niebo.Spojrzałem w dół naCharlotte Street i postanowiłem wyprowadzić się od Kemp, zaraz, tego samego dnia.śeby udowodnić sobie, i\jestem zdolny do takiego posunięcia, \e mam swobodę ruchów, jestem wolny.300301Zszedłem do Kemp.Chłodno przyjęła do wiadomości moje oświadczenie.Zastanawiałem się, czywie o Jojo, bo widziałem w jej oczach kamienny blask pogardy, kiedy wzruszeniem ramion zbywała mojąwymówką.- Mam zamiar wynająć domek na wsi i zacząć pisać.-.Zabierasz Jojo?- Nie.Skończyliśmy ze sobą.- Ty z nią skończyłeś.Wiedziała o Jojo.- Niech będzie.Ja z nią skończyłem.- Znudziło ci się \ycie artysty na poddaszu.Wiedziałam z góry.- Nie.- Podrywasz, diabli wiedzą czemu, to nieszczęsne brzy-dactwo, a kiedy jesteś ju\ pewien, \e się w tobiepo uszy zakochała, zachowujesz się jak prawdziwy d\entelmen i ka\esz jej spieprzać.- Słuchaj.- Mnie nie nabierzesz, chłopcze.- Siedziała solidna i nieubłagana.- No, zbieraj się.Wracaj do domu.- Wiesz, \e nie mam domu.- Owszem, masz.Nazywa się bur\uazja.- Tego mogłabyś mii oszczędzić.- Sto razy to widziałam.śe taki facet jak ty odkrywa nagle, \e takie jak my to tak\e ludzie.No i zesrywasię ze strachu.- I dodała tonem bezapelacyjnej odprawy: - To nie twoja wina.Jesteś ofiarą dialektycznych proce-sów.- A ty jesteś potworną starą.- Ech! - odwróciła się, jakby ją to guzik obchodziło, jakby jej \ycie, podobnie jak pracownia, pełne byłonieporządku, bałaganu i nie mogła marnować energii zbyt potrzebnej do prze\ycia.Skwaszona Mutter Couragepodeszła do stołu z farbami i zaczęła tam czegoś szukać.Wyszedłem.Ale ledwie znalazłem się na parterze, wrzasnęła do mnie.- Jedno ci powiem, ty zadowolony z siebie gnojku! Wiesz, co się teraz stanie z tym nieszczęsnymdzieciakiem?Pójdzie na ulicę.I kto będzie temu winien? - Wyciągnęła oskar\ające rękę: - Pan Nicholas Urfe, świętyszlachcic.- To ostatnie słowo wymówiła takim tonem, jakby było najohydniejszym wyzwiskiem.Przeszyła mniewzrokiem, wróciła do siebie i zatrzasnęła drzwi.I tak zostałem skazany na utonięcie między Scyllą Lily de Seitasi Charybdą Kemp.Zacząłem się pakować z zimną wściekłością, dyskutując w myśli z Kemp i, oczywiście, mia\d\ąc jąargumentami [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.- W tej śmier-dzącej starej Anglii.77Zasnąłem dopiero o szóstej i budziłem się wielokrotnie.O jedenastej postanowiłem stawić czoło dniu.Podszedłem do drzwi sypialni.Ani śladu Jojo.Zajrzałem do kuchni, która była równocześnie łazienką.Na lustrzenarysowane były mydłem trzy X, do widzenia i podpis.Przypadkowo pojawiła się w moim \yciu i tak samo zniego zniknęła.Na kuchennym stole le\ała moja pompka.Z piętra ni\ej dolatywał szum maszyn do szycia, kobiece głosy, nieciekawa muzyczka z, radia.Byłemsamotnym mę\czyzną na górze.To czekanie.Stale to czekanie.Oparty o stary zmywak wypiłem neskę i zjadłem parę zwilgotniałych herbatników.Jak zwyklezapomniałem kupić chleb.Patrzyłem na pusty karton po płatkach owsia-Inych.Namalowano na nim typową szczęśliwą rodzinę " przy śniadaniu, rześki opalony ojciec,czarująco dziewczęca matka, synek, córeczka, raj.W myśli splunąłem.A przecie\ musiało się za tym kryć cośrzeczywistego, jakaś potrzeba porządku, harmonii, nie tylko tchórzliwe pragnienie bycia takim jak wszyscy, nietylko samolubna ~chęć, \eby ktoś dbał o bieliznę, przyszywał guziki, gotował smaczne posiłki, był zawsze wpobli\u i zapewnił przetrwanie nazwiska.Zrobiłem sobie drugą fili\ankę kawy przeklinając w myśli Alison, tę cholerną dziwkę.Dlaczegomusiałem na nią czekać? Dlaczego właśnie w Londynie, w mieście, które jak \adne w Europie, roi się od chętnychdziewczyn, ładnych i jeszcze ładniejszych, przyje\d\ających tu tylko po to, \eby któregoś ranka obudzić się włó\ku jakiegoś nieznajomego.No i teraz Jojo, ostatnia^osoba na świecie, której chciałbym zrobić przykrość.Czułem się tak, jakbymkopnął wygłodzonego, wychudłego kundla.Nastąpiła nagła reakcja zrodzona z obrzydzenia do sali mego siebie i urazy do nich.Przez całe \ycietwardo opierałem się wszelkim sugestiom.A teraz zrobił się ze mnie mięczak, a w dodatku czułem się mniejwolny ni\ kiedykolwiek przedtem.Podnieciła mnie myśl, \e mógłbym rozpocząć nowe \ycie bez Alison,wyruszyć gdzieś w nieznane.samotny, lecz swobodny.Byłoby to nawet szlachetnie, skoro i tak skazany byłem,niezale\nie od tego, jak będę.postępował, na zadawanie innym cierpień.Mo\e wyruszyć do Ameryki, doAmeryki Aacińskiej.Nagle poczułem, \e powinienem się zdać na przypadek.Wyrwać się z tej poczekalni, w której utknąłem.Biegałem po moich nie dających natchnienia pokoikach.Nad kominkiem wisiał talerz Bow.Znówrodzina, ład, porządek, zaanga\owanie.A na dworze deszcz, szare płynące z wiatrem niebo.Spojrzałem w dół naCharlotte Street i postanowiłem wyprowadzić się od Kemp, zaraz, tego samego dnia.śeby udowodnić sobie, i\jestem zdolny do takiego posunięcia, \e mam swobodę ruchów, jestem wolny.300301Zszedłem do Kemp.Chłodno przyjęła do wiadomości moje oświadczenie.Zastanawiałem się, czywie o Jojo, bo widziałem w jej oczach kamienny blask pogardy, kiedy wzruszeniem ramion zbywała mojąwymówką.- Mam zamiar wynająć domek na wsi i zacząć pisać.-.Zabierasz Jojo?- Nie.Skończyliśmy ze sobą.- Ty z nią skończyłeś.Wiedziała o Jojo.- Niech będzie.Ja z nią skończyłem.- Znudziło ci się \ycie artysty na poddaszu.Wiedziałam z góry.- Nie.- Podrywasz, diabli wiedzą czemu, to nieszczęsne brzy-dactwo, a kiedy jesteś ju\ pewien, \e się w tobiepo uszy zakochała, zachowujesz się jak prawdziwy d\entelmen i ka\esz jej spieprzać.- Słuchaj.- Mnie nie nabierzesz, chłopcze.- Siedziała solidna i nieubłagana.- No, zbieraj się.Wracaj do domu.- Wiesz, \e nie mam domu.- Owszem, masz.Nazywa się bur\uazja.- Tego mogłabyś mii oszczędzić.- Sto razy to widziałam.śe taki facet jak ty odkrywa nagle, \e takie jak my to tak\e ludzie.No i zesrywasię ze strachu.- I dodała tonem bezapelacyjnej odprawy: - To nie twoja wina.Jesteś ofiarą dialektycznych proce-sów.- A ty jesteś potworną starą.- Ech! - odwróciła się, jakby ją to guzik obchodziło, jakby jej \ycie, podobnie jak pracownia, pełne byłonieporządku, bałaganu i nie mogła marnować energii zbyt potrzebnej do prze\ycia.Skwaszona Mutter Couragepodeszła do stołu z farbami i zaczęła tam czegoś szukać.Wyszedłem.Ale ledwie znalazłem się na parterze, wrzasnęła do mnie.- Jedno ci powiem, ty zadowolony z siebie gnojku! Wiesz, co się teraz stanie z tym nieszczęsnymdzieciakiem?Pójdzie na ulicę.I kto będzie temu winien? - Wyciągnęła oskar\ające rękę: - Pan Nicholas Urfe, świętyszlachcic.- To ostatnie słowo wymówiła takim tonem, jakby było najohydniejszym wyzwiskiem.Przeszyła mniewzrokiem, wróciła do siebie i zatrzasnęła drzwi.I tak zostałem skazany na utonięcie między Scyllą Lily de Seitasi Charybdą Kemp.Zacząłem się pakować z zimną wściekłością, dyskutując w myśli z Kemp i, oczywiście, mia\d\ąc jąargumentami [ Pobierz całość w formacie PDF ]