[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ludzie ustawili się w długiej kolejce, żeby przez dotknięcie trumny osobiście pożegnać zmarłych, zaraz jednak powstało trochę zamieszania, gdyż rodzina z głośnym płaczem rzuciła się ku ołtarzowi.Ktoś krzyknął: „Otwórzcie trumny!”, ale pastor ostudził te zapały, energicznie kręcąc głową.Przy mównicy zebrała się grupa ludzi i podjęła dyskusję z pastorem.Jęki i szlochy wokół trumien przybrały na sile, nie zagłuszyła ich nawet kolejna chóralna pieśń.Najgłośniej rozpaczała babka Lontae, inni próbowali ją pocieszyć i uspokoić.Nie mogłem uwierzyć własnym oczom.Gdzież byli ci wszyscy zrozpaczeni ludzie przez ostatnie miesiące życia samotnej matki z czworgiem dzieci? Nie miałem wątpliwości, że cztery małe ciałka spoczywające w trumnach jeszcze nigdy dotąd nie zaznały aż takich dowodów miłości.Kiedy reporterzy śmielej zaczęli filmować zbliżenia, rozpaczało coraz więcej żałobników.Przede wszystkim było to przedstawienie na użytek telewizji.W końcu pastor poprosił o spokój.Podjął następną modlitwę, organy mu wtórowały.Kiedy skończył, ludzie ustawili się w długi kondukt.Pogrzeb trwał półtorej godziny.Za dwa tysiące dolarów wypadło to całkiem nieźle.Mogłem być z siebie dumny.Przed kościołem aktywiści uporządkowali tłum i powiedli go w protestacyjnym marszu w stronę wzgórza Kapitolu.Mordecai znalazł się w pierwszym szeregu.Kiedy tylko manifestanci zniknęli mi z oczu za rogiem, zacząłem się zastanawiać, w ilu podobnych marszach Green do tej pory uczestniczył.Ale zaraz w myślach usłyszałem jego odpowiedź: „Było ich zdecydowanie za mało”.Rudolph Mayes, który został wspólnikiem kancelarii Drake’a i Sweeneya w wieku lat trzydziestu, wciąż bardzo dużo pracował.Gdyby wszystko ułożyło się po jego myśli, zapewne niedługo zostałby najstarszym aktywnym członkiem zarządu firmy.Meandry prawa stanowiły całe jego życie, o czym z pewnością mogły zaświadczyć trzy byłe żony Rudolpha.Pasjonowało go wyłącznie działanie w adwokackich zespołach roboczych, niemal wszystko inne, czego się w życiu tknął, obracało się wniwecz.Czekał na mnie o osiemnastej w swoim gabinecie, przy biurku założonym stosami kartonowych teczek.Polly i reszta sekretarek zakończyły już pracę, podobnie jak większość aplikantów i personelu pomocniczego.Około wpół do szóstej po południu ruch w korytarzach kancelarii niemal całkowicie zamierał.Zamknąłem drzwi i usiadłem.- Myślałem, że jesteś chory - zaczął.- Rezygnuję z pracy, Rudolphie - oznajmiłem, usiłując zachować spokój, chociaż żołądek podchodził mi do gardła.Zamknął leżącą przed nim książkę i z namaszczeniem założył skuwkę na drogocenne wieczne pióro.- Słucham?- Odchodzę z kancelarii.Dostałem ciekawą ofertę pracy w firmie zajmującej się prawami obywatelskimi.- Nie bądź głupi, Michaelu.- Nie jestem głupi.Po prostu znudziła mi się dotychczasowa robota.I chciałbym odejść w miarę możności bez większych kłopotów.- Za trzy lata mógłbyś zostać wspólnikiem.- Znalazłem znacznie bardziej kuszące perspektywy.To był argument nie do zbicia.Rudolph przygryzł wargi i potoczył spojrzeniem po suficie.- Daj spokój, Mike.Chyba nie chcesz mi wmówić, że całkiem się załamałeś po jednym głupim wypadku.- To nie jest załamanie, Rudolphie.Zwyczajnie chcę zająć się czymś innym.- Żadnemu z pozostałych ośmiu zakładników coś podobnego w ogóle nie przyszłoby do głowy.- Ich sprawa.Pewnie są tu szczęśliwi.Mówimy jednak o pracownikach sekcji procesowej, a to dość szczególny gatunek ludzi.- Dokąd chcesz się przenieść?- Do ośrodka porad prawnych niedaleko Logan Circle, który specjalizuje się w obronie praw ludzi bezdomnych.- Bezdomnych?- Tak.- Ile tam będziesz zarabiał?- Cholernie dużo.Chcesz już teraz dać jakąś dotację na rzecz tego ośrodka?- Chyba postradałeś zmysły.- Nie, przeszedłem tylko drobne załamanie, Rudolphie.Mam dopiero trzydzieści dwa lata, a więc za mało, żeby uznać to za typowy kryzys wieku średniego albo też mnie ta przypadłość dotknęła bardzo wcześnie.- Weź sobie miesięczny urlop, podziałaj na rzecz bezdomnych, oderwij się od naszych spraw, a potem po prostu wróć.Chcesz odejść? Tyle, Mike, już osiągnąłeś.- Nic z tego, Rudolphie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Ludzie ustawili się w długiej kolejce, żeby przez dotknięcie trumny osobiście pożegnać zmarłych, zaraz jednak powstało trochę zamieszania, gdyż rodzina z głośnym płaczem rzuciła się ku ołtarzowi.Ktoś krzyknął: „Otwórzcie trumny!”, ale pastor ostudził te zapały, energicznie kręcąc głową.Przy mównicy zebrała się grupa ludzi i podjęła dyskusję z pastorem.Jęki i szlochy wokół trumien przybrały na sile, nie zagłuszyła ich nawet kolejna chóralna pieśń.Najgłośniej rozpaczała babka Lontae, inni próbowali ją pocieszyć i uspokoić.Nie mogłem uwierzyć własnym oczom.Gdzież byli ci wszyscy zrozpaczeni ludzie przez ostatnie miesiące życia samotnej matki z czworgiem dzieci? Nie miałem wątpliwości, że cztery małe ciałka spoczywające w trumnach jeszcze nigdy dotąd nie zaznały aż takich dowodów miłości.Kiedy reporterzy śmielej zaczęli filmować zbliżenia, rozpaczało coraz więcej żałobników.Przede wszystkim było to przedstawienie na użytek telewizji.W końcu pastor poprosił o spokój.Podjął następną modlitwę, organy mu wtórowały.Kiedy skończył, ludzie ustawili się w długi kondukt.Pogrzeb trwał półtorej godziny.Za dwa tysiące dolarów wypadło to całkiem nieźle.Mogłem być z siebie dumny.Przed kościołem aktywiści uporządkowali tłum i powiedli go w protestacyjnym marszu w stronę wzgórza Kapitolu.Mordecai znalazł się w pierwszym szeregu.Kiedy tylko manifestanci zniknęli mi z oczu za rogiem, zacząłem się zastanawiać, w ilu podobnych marszach Green do tej pory uczestniczył.Ale zaraz w myślach usłyszałem jego odpowiedź: „Było ich zdecydowanie za mało”.Rudolph Mayes, który został wspólnikiem kancelarii Drake’a i Sweeneya w wieku lat trzydziestu, wciąż bardzo dużo pracował.Gdyby wszystko ułożyło się po jego myśli, zapewne niedługo zostałby najstarszym aktywnym członkiem zarządu firmy.Meandry prawa stanowiły całe jego życie, o czym z pewnością mogły zaświadczyć trzy byłe żony Rudolpha.Pasjonowało go wyłącznie działanie w adwokackich zespołach roboczych, niemal wszystko inne, czego się w życiu tknął, obracało się wniwecz.Czekał na mnie o osiemnastej w swoim gabinecie, przy biurku założonym stosami kartonowych teczek.Polly i reszta sekretarek zakończyły już pracę, podobnie jak większość aplikantów i personelu pomocniczego.Około wpół do szóstej po południu ruch w korytarzach kancelarii niemal całkowicie zamierał.Zamknąłem drzwi i usiadłem.- Myślałem, że jesteś chory - zaczął.- Rezygnuję z pracy, Rudolphie - oznajmiłem, usiłując zachować spokój, chociaż żołądek podchodził mi do gardła.Zamknął leżącą przed nim książkę i z namaszczeniem założył skuwkę na drogocenne wieczne pióro.- Słucham?- Odchodzę z kancelarii.Dostałem ciekawą ofertę pracy w firmie zajmującej się prawami obywatelskimi.- Nie bądź głupi, Michaelu.- Nie jestem głupi.Po prostu znudziła mi się dotychczasowa robota.I chciałbym odejść w miarę możności bez większych kłopotów.- Za trzy lata mógłbyś zostać wspólnikiem.- Znalazłem znacznie bardziej kuszące perspektywy.To był argument nie do zbicia.Rudolph przygryzł wargi i potoczył spojrzeniem po suficie.- Daj spokój, Mike.Chyba nie chcesz mi wmówić, że całkiem się załamałeś po jednym głupim wypadku.- To nie jest załamanie, Rudolphie.Zwyczajnie chcę zająć się czymś innym.- Żadnemu z pozostałych ośmiu zakładników coś podobnego w ogóle nie przyszłoby do głowy.- Ich sprawa.Pewnie są tu szczęśliwi.Mówimy jednak o pracownikach sekcji procesowej, a to dość szczególny gatunek ludzi.- Dokąd chcesz się przenieść?- Do ośrodka porad prawnych niedaleko Logan Circle, który specjalizuje się w obronie praw ludzi bezdomnych.- Bezdomnych?- Tak.- Ile tam będziesz zarabiał?- Cholernie dużo.Chcesz już teraz dać jakąś dotację na rzecz tego ośrodka?- Chyba postradałeś zmysły.- Nie, przeszedłem tylko drobne załamanie, Rudolphie.Mam dopiero trzydzieści dwa lata, a więc za mało, żeby uznać to za typowy kryzys wieku średniego albo też mnie ta przypadłość dotknęła bardzo wcześnie.- Weź sobie miesięczny urlop, podziałaj na rzecz bezdomnych, oderwij się od naszych spraw, a potem po prostu wróć.Chcesz odejść? Tyle, Mike, już osiągnąłeś.- Nic z tego, Rudolphie [ Pobierz całość w formacie PDF ]