[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Co robimy? - spytał Tebulot.- Będziemy wysadzać całe miasto?- Czy nie spowodowałoby to uszkodzeń w umyśle chłopca? Z punktu widzenia psychologii usunięcie wszyst­kich jego najgorszych lęków może być niebezpieczne - po­wiedziała Samena.- Nie wiem - odparł Kasyx.- Zresztą, to akademicki spór.Nie mamy dość mocy, by zniszczyć całe miasto.- Yaomauitl ma serce, prawda? Jak wszyscy? - spytał Xaxxa.Kasyx przytaknął.- Myślę, że możemy to założyć, skoro jego niedorostki miały budowę podobną do urodeli.- Do czego?- To rodzaj istoty dwudysznej, przypominającej sala­mandrę.Taka jaszczurka albo syrena, ssak podobny do jaszczurki, tyle że bez nóg.- No dobrze - rzekł Xaxxa.- Skoro diabeł ma serce, to możemy pójść do miasta i znaleźć je, prawda? I rąbnąć go w najczulszy punkt.Tebulot sprawdził skale broni.- To zdaje się mieć sens - powiedział.- Zresztą, skoro nie mamy dość siły, by zniszczyć całe miasto, nie ma wyboru.Samena przytaknęła.- Też tak myślę.Nie zostało nam, zdaje się, zbyt wiele czasu?- Pytanie tylko, jak uda nam się znaleźć serce? - za­stanawiał się Kasyx.Samena uzbroiła wskazujący palec w grot, który był zdolny eksplodować po wniknięciu w ciało, jak harpun do polowań na wieloryby.- Znajdę je - powiedziała.- Myślę, że od czasu, gdy diabeł trzymał mnie w niewoli, mój nos wyczulił się idealnie na zapach Yaomauitla i jemu podobnych.Zeszli z równiny popiołu, zostawiając za sobą pokonaną armię martwych, i zagłębili się w peryferie mechanicznego miasta.Niebo nad ich głowami zaniosło się kolejną burzą, błyskawice przeskakiwały od chmury do chmury.Zanim doszli do pierwszych budynków, zaczął padać deszcz, który nadawał połysk drukowanym na cienkiej blasze chodnikom i pokrywał wilgocią podobne ściany.Wojownicy Nocy szli ostrożnie wąską uliczką, trzymając broń w pogotowiu.Prze­szli pod mostem kolejowym.Przemykał po nim z blaszanym łoskotem pociąg, którego światła odbijały się na dachach.Samena przytknęła palce do czoła.Zamknęła oczy.- Tędy - rzuciła, skręcając w lewo.Poszli za nią wąską aleją między budynkami najeżonymi kółkami zębatymi, sprężynami i tykającymi zapadkami.W powietrzu unosił się silny zapach oliwy, połączony z wonią cyny.- Czujecie? - zapytał Kasyx.- Pamiętam samochód wyścigowy na kluczyk, który pachniał dokładnie tak samo.Jezu, byłem sześcioletnim dzieciakiem, gdy się nim bawiłem! I czuję się, jakbym znowu miał sześć lat.Jak dotąd, nie spotkali nikogo z mieszkańców miasta.Aleja skończyła się, wyszli na słabo oświetloną ulicę z cynowej blachy, na której kłębiły się zabawki: tramwaje, auto­busy i samochody; wszystkie duże jak prawdziwe.Zgrzyt sprężyn i zębatek przytłaczał ich, nieustannie rozlegał się pisk trących o siebie polakierowanych, metalowych po­wierzchni.Autobusy i tramwaje były zatłoczone, ich pasaże­rami byli jednak wymalowani na oknach, pusto uśmiechają­cy się ludzie.Kierowcy wyobrażeni byli na przednich blasza­nych szybach en face, w bocznych okienkach z profilu.- To niesamowite - rzekł Xaxxa, gdy mijali sklep rzeźniczy, w którym kawałki mięsa zostały po prostu nadrukowane na tylnej ścianie za kontuarem, oraz sklep spożywczy, podobnie udekorowany reklamami „Wheaties”, „Come Brown Rice” i „Rinso”.Mżawka, drżąca w świetle ulicznych latarni, tworzyła wokół każdego z nich świetlisty krąg.Idąc mokrym chod­nikiem Kasyx zaczynał rozumieć, że oto zwiedzają kolekcję dziecięcych wyobrażeń, które znikają z pola widzenia wraz z wejściem w dorosły świat, lecz żyją nadal, utajone, gdzieś na peryferiach snów.Miasto było wyobrażeniem chłopca tylko w tym sensie, że ucieleśniało odrębne lęki.To Yaomauitl zebrał je razem i zbudował z nich tę konstrukcję.On sam mógł przybrać dowolną formę, dowolną postać.To właśnie miała na myśli Samena, mówiąc, że Yaomauitl jest właśnie tym miastem.Wojownicy Nocy podążali za Samena, przemierzając uliczkę za uliczką, przechodząc po wąskich mostach i prze­mykając przez tajemnicze zakamarki, przecinając ciche place i zgiełkliwe dworce.Błądzili tak w deszczu prawie dwadzieścia minut, nim Samena uniosła dłoń.- Teraz słychać je wyraźnie!Nastawili uszy.Miała rację.Spod zgrzytów, dzwonienia, stukotu i szczebiotu ruchu ulicznego wybijał się jeszcze jeden mechaniczny dźwięk: gardłowe „ka-czug, ka-czug.” Był to odgłos wydawany przez masywny zegar z roz­kołysanym wahadłem.Ten zegar był sercem miasta.Zegar lęków, dokładnie taki jak te, które górują nad pełnymi ech wielkimi salami, przestronnymi sieniami; których wahadła kołyszą się w tę i z powrotem, od ściany do ściany, energicznym, mrocznym łukiem.Wspięli się wąskim mostem wysoko ponad poziom miasta.Setki stóp pod sobą widzieli światła mechanicznych samo­chodów i autobusów, nikły blask ulicznych latami.Blada tarcza zegara na wieży wskazywała prawie wpół do piątej, a zatem faza głębokiego snu nie mogła już potrwać długo.Wraz ze świtem śpiący zacznie się wiercić, jego umysł przepłynie wolno w etap urywanych, płytkich snów, a to przepełnione złem mechaniczne miasto po wsze czasy utonie w mroku.- Tam! - Samena wskazała przed siebie.Most wiódł do łukowatego tunelu na sześćdziesiątym szóstym piętrze stalowoszarego drapacza chmur.Z drugiej strony budynku widać było balkon z blaszanymi barier­kami.Przebiegli przez tunel, wyłonili się po przeciwnej stronie i podeszli do krawędzi balkonu.Przed nimi, z czarnej rozpadliny budynków miasta wyras­tała masywna żelazna rama, wewnątrz której powoli i nie­wzruszenie tykał mechanizm odmierzający minuty nocy.Z jego centrum wystawało kołyszące się wahadło, dłuższe niż sto stóp, które zamiast ciężarka na końcu zamontowane miało śmiertelną maskę mężczyzny z brodą kozia, wycyze­lowaną w poczerniałym brązie.- Serce Yaomauitla - oznajmiła Samena.Tebulot otarł z wizjera swojego białego hełmu krople deszczu.- Sądzisz, że mamy dość energii, by to zniszczyć? - spytał Kasyxa.Kasyx odpowiedzią* mu podniesieniem kciuka.- Jeden cios przy maksymalnej mocy powinien to załat­wić.Wyceluj w kotwicę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl