[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zamilkli rozważając, co powiedział, bo mądrze był rzekł, prosto do serca, alesię to Borynie ni Dominikowvej nie widziało czystą prawdą, bo ją sobie wgłowieprzekładali i tak, i owak, a pojąć tego nie mogli.Juścić, moc boska jestnieodgadniona a cuda czyniąca, ale żeby kamienie i wszystko duszę swojąmiało.nie mogli tego wymiarkować.I nie myśleli już nad tym dłużej, bo przyszlikowalowie z dziećmi.- U ojca razem posiedzim i społem pójdziemy na pasterkę - tłumaczyłkowal.- Siadajcie, siadajcie.milej będzie w kupie, a toć wszystkie będziemyrazem,Grzeli ino brak.Józka srogo spojrzała na ojca, bo się jej Antkowieprzypomnieli, ale bała się rzec tym.Obsiedli znowu ławy przed ogniem, tylko Pietrek ostał na podwórzu i rąbałdrzewo, aby nie brakło opału na święta, a Witek nosił naręczami i układałdrwa wsieni.- Ale, a to bym zapomniał! Dogonił mnie wójt i prosił, byście, Dominikowa,zarazszli do niej, już tam krzyczy i wydziera się, że pewnie tej nocy zlegnie.- Do kościoła chciałam ze wszystkimi, ale kiedy mówicie, że już krzyczy, topolecę zajrzeć.Byłam rano, myślałam, że jeszcze parę dni przetrzyma.Pogadała po cichu z kowalową i pobiegła do chorej, że to znająca była nachorobach i niejednego lepiej wylekowała niżli dochtory.A Rocho jął opowiadać historie różne, przygodne na dzień dzisiejszy, amiędzydrugimi i taką:- "Dawno już temu będzie, bo tyle roków, co ich jest od Narodzenia, chłopjeden,gospodarz bogaty, szedł był sobie z jarmarku, gdzie przedał parę tęgichciołków;talary miał dobrze schowane w cholewie, kij niezgorszy w garści i krzepkiteżbył, że może we wsi najmocniejszy, ale się spieszył, aby przed nocą dodomu siędostać, bo podówczas zbóje kryły się w lasach i poczciwym ludziom drogęzastępowały.Latową porą musiało to być, bo bór był zielony, pachnący i żywymi głosamirozbrzmiały, a wiater był duży, to drzew a się kołysały i szum srogi szedłgórą.Pospieszał chłopina, jak ino mógł, a rozglądał się strachliwie dookoła, ale nicnie dojrzał.chojary ino stały przy chojarach, dęby przy dębach, sosna przysośnie, a nigdzie żywej duszy; tyle co te ptaszyska przeciągały międzypniami.Strach go.brał coraz bardziej, bo przechodził koło krzyża przez taki gąszcz,gdzie się i oczami nie przecisnął, a kędy właśnie najczęściej zbójenastępowali,to się przeżegnał, pacierz w głos mówił i w dyrdy pobiegł.Już się szczęśliwie wydostał z wysokiego lasu, już ino tą karłowatą sośniną ajałowcami się przebierał, już nawet widział pola zielone, rozkołysane, już muplusk szedł od rzeki, skowronki śpiewały, już ludzi zoczył przy pługach, anawetboćki jak kluczem ciągnęły na bagniska, a nawet poczuł z wiatrem sadywiśniowe, co były kwitły.gdy wtem z tych krzów ostatnich wyskoczyli zbóje!Dwunastu ichbyło i wszyscy z nożami! Bronił się, ale wnet przemogli, a że pieniędzyoddać podobrości nie chciał a krzyczał, to powalili go na plecy, przygnietli nogami,odnieśli noże i już, już mieli go żgnąć.a wtem skamienieli z nagła i zostalitak z podniesionymi nożami, zgarbieni, srodzy a nie ruchający się - iwszystkosię w ten mig zatrzymało w miejscu.Ptaki pocichły i wisiały w powietrzu.rzeki stanęły.słońce jakby zakrzepło.wiatr zmartwiał.drzewa ostały,jak je był wicher przygiął.zboża także.bociany zaś kieby wrosły w niebozrozłożonymi skrzydłami.nawet ten chłop orzący stał z podniesionymbatem -świat się cały zaląkł w to oczymgnienie i skamieniał!Jak to długo było, nie wiadomo - aż rozległ się nad ziemią anielski śpiew:Bóg się rodzi, moc truchleje!Ruszyło się zaraz wszystko, ale zbóje poniechali chłopa widząc w tym cudzieprzestrogę i razem już poszli za tymi głosami anielskimi do stajenki onejpokłonić się Narodzonemu! Wraz z nimi, co ino żyło na ziemi i w powietrzu."Dziwowali się wielce temu, co Rocho opowiadał, ale potem Boryna, to ikowal teżopowiadali różne różności.A w końcu Jagustynka, która cały czas w cichości siedziała, rzekła cierpko:- Mówicie, mówicie, a tyle jest z tego, że wam czas się nie dłuży! Hale,prawdato była, że przódzi z nieba przychodziły opiekuny różne, co biednemu iuciśnionemu zmarnieć nie dawały! Czemuż teraz takich nie uwidzi?Mniej to biedy, mniej mizeracji, mniej tego dusznego skrzybotu?.Człowiekjestjako ten ptak bezbronny, na świat puszczony - a to go jastrząb, a to gozwierz,a to głód, a w końcu i ta kostucha dodusi - a ci prawią o miłosierdziu i głupieżywią, i manią obietnicami, że zbawienie przyjdzie! Przyjdzie, aleAntychryst, iten sprawiedliwość wymierzy, ten się zmiłuje, jak ten jastrząb nadkurczątkiem.Porwał się Rocho i zaczął wielkim głosem wołać:- Nie bluznij, kobieto, nie grzesz, nie słuchaj podmów diabelskich, bo napotępienie się wiedziesz i wieczny ogień! - Ale upadł na ławę, łzy mu zalałygłos, trząsł się cały ze zgrozy świętej, z bólu nad tą duszą zgubioną, a gdynieco przyszedł do siebie, z całej mocy duszy wierzącej wykładał prawdę inadobrą drogę wyprowadzał.I długo, długo mówił, że lepiej i ksiądz na ambonie nie potrafił.A tymczasem zaś Witek, głęboko tknięty słowami, że w noc tę krowy mowęludzkąmają, wywołał po cichu Józkę i poszli oboje do obory.Trzymając się za ręce i dygocząc ze strachu, a żegnając się raz po raz,wsunęlisię do obory pomiędzy krowy.Przyklęknęli przy największej, jakby przy matce całej obory; tchu imbrakowało,dusze się trzęsły, łzy nabiegały do oczów, serca przenikał strach święty,jakobyw kościele podczas Podniesienia, ale dufność serdeczna i wiara w nich była,bo Witek nachylił się aż do samego ucha i szepnął drżąco:- Siwula, siwula!.Nie odrzekła ni tym słowem jednym, postękiwała ino, żuła, ruchała gębuląpomlaskując ozorem.- Cosik się jej stało, że nie odpowiada, może - za karę.Przyklęknęli przy drugiej i znowu Witek zapytał, ale już z płaczem prawie.- Aaciata! Aaciata!.Przywarli oboje do jej pyska, słuchali z zamarłym tchem, ale nic nieusłyszeli,ani słowa, nic.- Grześniśmy pewnie, to nie usłyszymy, ino bezgrzesznym odpowiadają, amygrzeszne.- Prawda, Józia, prawda, grzeszne my, grzeszne.Mój Jezus.prawda.juści,wziąłem gospodarzowi postroneczki.- a i ten rzemień stary.a i te.- niemógł mówić więcej, płacz go chycił, żal i to poczucie winy, że aż się zanosił,aJózka też mu serdecznie wtórowała, i tak płakali społem, nie mogąc sięutulić,aż wypowiedzieli przed sobą przewiny swoje a grzechy wszystkie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Zamilkli rozważając, co powiedział, bo mądrze był rzekł, prosto do serca, alesię to Borynie ni Dominikowvej nie widziało czystą prawdą, bo ją sobie wgłowieprzekładali i tak, i owak, a pojąć tego nie mogli.Juścić, moc boska jestnieodgadniona a cuda czyniąca, ale żeby kamienie i wszystko duszę swojąmiało.nie mogli tego wymiarkować.I nie myśleli już nad tym dłużej, bo przyszlikowalowie z dziećmi.- U ojca razem posiedzim i społem pójdziemy na pasterkę - tłumaczyłkowal.- Siadajcie, siadajcie.milej będzie w kupie, a toć wszystkie będziemyrazem,Grzeli ino brak.Józka srogo spojrzała na ojca, bo się jej Antkowieprzypomnieli, ale bała się rzec tym.Obsiedli znowu ławy przed ogniem, tylko Pietrek ostał na podwórzu i rąbałdrzewo, aby nie brakło opału na święta, a Witek nosił naręczami i układałdrwa wsieni.- Ale, a to bym zapomniał! Dogonił mnie wójt i prosił, byście, Dominikowa,zarazszli do niej, już tam krzyczy i wydziera się, że pewnie tej nocy zlegnie.- Do kościoła chciałam ze wszystkimi, ale kiedy mówicie, że już krzyczy, topolecę zajrzeć.Byłam rano, myślałam, że jeszcze parę dni przetrzyma.Pogadała po cichu z kowalową i pobiegła do chorej, że to znająca była nachorobach i niejednego lepiej wylekowała niżli dochtory.A Rocho jął opowiadać historie różne, przygodne na dzień dzisiejszy, amiędzydrugimi i taką:- "Dawno już temu będzie, bo tyle roków, co ich jest od Narodzenia, chłopjeden,gospodarz bogaty, szedł był sobie z jarmarku, gdzie przedał parę tęgichciołków;talary miał dobrze schowane w cholewie, kij niezgorszy w garści i krzepkiteżbył, że może we wsi najmocniejszy, ale się spieszył, aby przed nocą dodomu siędostać, bo podówczas zbóje kryły się w lasach i poczciwym ludziom drogęzastępowały.Latową porą musiało to być, bo bór był zielony, pachnący i żywymi głosamirozbrzmiały, a wiater był duży, to drzew a się kołysały i szum srogi szedłgórą.Pospieszał chłopina, jak ino mógł, a rozglądał się strachliwie dookoła, ale nicnie dojrzał.chojary ino stały przy chojarach, dęby przy dębach, sosna przysośnie, a nigdzie żywej duszy; tyle co te ptaszyska przeciągały międzypniami.Strach go.brał coraz bardziej, bo przechodził koło krzyża przez taki gąszcz,gdzie się i oczami nie przecisnął, a kędy właśnie najczęściej zbójenastępowali,to się przeżegnał, pacierz w głos mówił i w dyrdy pobiegł.Już się szczęśliwie wydostał z wysokiego lasu, już ino tą karłowatą sośniną ajałowcami się przebierał, już nawet widział pola zielone, rozkołysane, już muplusk szedł od rzeki, skowronki śpiewały, już ludzi zoczył przy pługach, anawetboćki jak kluczem ciągnęły na bagniska, a nawet poczuł z wiatrem sadywiśniowe, co były kwitły.gdy wtem z tych krzów ostatnich wyskoczyli zbóje!Dwunastu ichbyło i wszyscy z nożami! Bronił się, ale wnet przemogli, a że pieniędzyoddać podobrości nie chciał a krzyczał, to powalili go na plecy, przygnietli nogami,odnieśli noże i już, już mieli go żgnąć.a wtem skamienieli z nagła i zostalitak z podniesionymi nożami, zgarbieni, srodzy a nie ruchający się - iwszystkosię w ten mig zatrzymało w miejscu.Ptaki pocichły i wisiały w powietrzu.rzeki stanęły.słońce jakby zakrzepło.wiatr zmartwiał.drzewa ostały,jak je był wicher przygiął.zboża także.bociany zaś kieby wrosły w niebozrozłożonymi skrzydłami.nawet ten chłop orzący stał z podniesionymbatem -świat się cały zaląkł w to oczymgnienie i skamieniał!Jak to długo było, nie wiadomo - aż rozległ się nad ziemią anielski śpiew:Bóg się rodzi, moc truchleje!Ruszyło się zaraz wszystko, ale zbóje poniechali chłopa widząc w tym cudzieprzestrogę i razem już poszli za tymi głosami anielskimi do stajenki onejpokłonić się Narodzonemu! Wraz z nimi, co ino żyło na ziemi i w powietrzu."Dziwowali się wielce temu, co Rocho opowiadał, ale potem Boryna, to ikowal teżopowiadali różne różności.A w końcu Jagustynka, która cały czas w cichości siedziała, rzekła cierpko:- Mówicie, mówicie, a tyle jest z tego, że wam czas się nie dłuży! Hale,prawdato była, że przódzi z nieba przychodziły opiekuny różne, co biednemu iuciśnionemu zmarnieć nie dawały! Czemuż teraz takich nie uwidzi?Mniej to biedy, mniej mizeracji, mniej tego dusznego skrzybotu?.Człowiekjestjako ten ptak bezbronny, na świat puszczony - a to go jastrząb, a to gozwierz,a to głód, a w końcu i ta kostucha dodusi - a ci prawią o miłosierdziu i głupieżywią, i manią obietnicami, że zbawienie przyjdzie! Przyjdzie, aleAntychryst, iten sprawiedliwość wymierzy, ten się zmiłuje, jak ten jastrząb nadkurczątkiem.Porwał się Rocho i zaczął wielkim głosem wołać:- Nie bluznij, kobieto, nie grzesz, nie słuchaj podmów diabelskich, bo napotępienie się wiedziesz i wieczny ogień! - Ale upadł na ławę, łzy mu zalałygłos, trząsł się cały ze zgrozy świętej, z bólu nad tą duszą zgubioną, a gdynieco przyszedł do siebie, z całej mocy duszy wierzącej wykładał prawdę inadobrą drogę wyprowadzał.I długo, długo mówił, że lepiej i ksiądz na ambonie nie potrafił.A tymczasem zaś Witek, głęboko tknięty słowami, że w noc tę krowy mowęludzkąmają, wywołał po cichu Józkę i poszli oboje do obory.Trzymając się za ręce i dygocząc ze strachu, a żegnając się raz po raz,wsunęlisię do obory pomiędzy krowy.Przyklęknęli przy największej, jakby przy matce całej obory; tchu imbrakowało,dusze się trzęsły, łzy nabiegały do oczów, serca przenikał strach święty,jakobyw kościele podczas Podniesienia, ale dufność serdeczna i wiara w nich była,bo Witek nachylił się aż do samego ucha i szepnął drżąco:- Siwula, siwula!.Nie odrzekła ni tym słowem jednym, postękiwała ino, żuła, ruchała gębuląpomlaskując ozorem.- Cosik się jej stało, że nie odpowiada, może - za karę.Przyklęknęli przy drugiej i znowu Witek zapytał, ale już z płaczem prawie.- Aaciata! Aaciata!.Przywarli oboje do jej pyska, słuchali z zamarłym tchem, ale nic nieusłyszeli,ani słowa, nic.- Grześniśmy pewnie, to nie usłyszymy, ino bezgrzesznym odpowiadają, amygrzeszne.- Prawda, Józia, prawda, grzeszne my, grzeszne.Mój Jezus.prawda.juści,wziąłem gospodarzowi postroneczki.- a i ten rzemień stary.a i te.- niemógł mówić więcej, płacz go chycił, żal i to poczucie winy, że aż się zanosił,aJózka też mu serdecznie wtórowała, i tak płakali społem, nie mogąc sięutulić,aż wypowiedzieli przed sobą przewiny swoje a grzechy wszystkie [ Pobierz całość w formacie PDF ]