[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.On jeden tylko wiedział o tym, że czasem, kiedy późną nocą bardzo był znużony, nachodziły go dziwne chwile: wszystko dokoła zaczynało z nim wirować, a przed jego oczami padał czarnoczerwony śnieg.Po takich przejściach wracał Raczek do domu, wlokąc się ociężale i z trudem; przystawał często i drżącą ręką ocierał gruby pot z czoła.Lepajłło przyglądał mu się coraz częściej i kręcił głową nic nie mówiąc, on zaś poczuwszy na sobie takie bystre i badawcze spojrzenie nadrabiał miną i wpadał w ferwor.Uderzał się ręką w chude, zapadłe piersi i wykrzykiwał niby tak sobie, od niechcenia:— Nigdy nie czułem się lepiej! Jestem zdrów jak byk! Za żadne skarby tego świata nie przyznałby się przed Ignasiem, że mu cokolwiek dolega wiedząc, że go zatrwoży i napełni zmartwieniem.Każdego ranka, chociaż budził się bardziej znużony, niż był przed spoczynkiem, wykrzykiwał potężnie i wesoło, potem uprawiał gimnastykę, zręcznie przysiadając na chudych, o, jakże chudych nogach!— Jestem dzisiaj wesoły jak szczygieł — powiadał.— A silny jestem taki, że mógłbym łamać podkowy.Wiedział jednak dobrze o tym, że mu ubywa sił i zdrowia.Wiele przeżytych nędz i wiele głodów minionych dni nagryzło go jak czerwie.Toteż kiedy był sam, zamyślał się smutno i na czole miał troskę.Co się stanie z chłopcem, kiedy jego zabraknie? Więc chociaż w nim serce płakało na myśl rozstania, zgodził się na wysłanie go do szkoły mechaników.Nie zdołałby doprowadzić go do jakiejś niezwykłej kariery, o jakiej dla niego marzył, a jeśli zostawi go w pół drogi, chłopak zmami się niewątpliwie.Czasy są twarde i ludzie są twardzi.Niechże będzie przeto doskonałym, zabezpieczonym pracownikiem, żołnierzem na służbie Ojczyzny, odważnym i prawym.Da sobie radę ten chłopaki Już nie zginie wszedłszy w gromadę ludzi dzielnych i szczerych jak złoto.Ten zacny Latysz będzie miał na niego oko, a wszyscy go będą kochali, bo trudno nie kochać tego cudownego chłopca.Z wielkim szlochem serca odda go teraz na służbę publiczną.Odda swoje najdroższe dziecko, a chociaż zostanie sam, biedaczyna śmiertelnie smutny, zostanie jednak z poczuciem dumy, że z tego chłopaczka, znalezionego na ulicy, uczynił pożytecznego człowieka i uczynił z niego żołnierza.Zdawało mu się, że z szatańską chytrością udaje wesołość.Wymyślał dowcipne powiedzenia i naigrawał się z Ignasia, że będzie miał gębę poczernioną smarami i że będzie mógł napić się czasem gorącej oliwy.Cha! cha! Trzymał się za chudy brzuch z wielkiego śmiechu i mówił do smutnego chłopaka:— Chłopcze! Dożyłem wielkiej radości… Jakby mnie kto na sto koni wsadził! Co? Na jednym nigdy nie siedziałem, a teraz cwałuję na stu, tak się cieszę… Świetnie ci tam będzie w tej Bydgoszczy… Świetnie!… A kiedy pierwszy raz polecisz, wspomnij o naszym locie nad Warszawą.Dzielnie trzymaliśmy siei Pod Lepajłłą drżały łydki, a my śmigaliśmy jak jaskółki… Panie Olecki! Jeśli zaraz tych łez nie obetrzesz, to jakem Raczek, wpadnę w złość… Czemu mi mącisz radość? I cóż z tego, że pojedziesz? Przecie nie na wieki pojedziesz, tylko na trzy lata.Wielkie mecyje, trzy lata! Słońce żyje biliony lat… A widzisz, że się uśmiechasz, małpiszonie drogi… Śmiej się, bracie! Hop! hop!Wydał ten okrzyk przeraźliwie, ale jednak smutno, w fałszywej tonacji.Toteż bardzo był rad, że ktoś zastukał do drzwi.Przyniesiono list adresowany do Raczka.Odczytali go z przejęciem, nikt bowiem nigdy do nich nie pisał.Pragnę panu oświadczyć, ze jest pan ordynarnym szachrajem, który sobie stroi żarty z uczciwych ludzi.Zapowiadam panu, ze jeśli kiedy pana spotkani, może pan zamówić nabożeństwo żałobne za swoją mizerną duszę.A tego „kuzynka”, który się dostał w pańskie łajdackie ręce, może pan zatrzymać na wieki wieków bez odszkodowania.Niestety — bez szacunku — Hilary Olecki,— Aj! — zawołał Raczek.— To ten dziedzic dybie na moje życie.— Jak on śmiał tak napisać? — oburzył się Ignaś.— Daj spokój — uśmiechnął się Raczek.— On miał trochę racji.Spotkał go wielki zawód.Ja zaś otrzymałem prywatną deklarację, że zostałeś mi ofiarowany z duszą i ciałem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.On jeden tylko wiedział o tym, że czasem, kiedy późną nocą bardzo był znużony, nachodziły go dziwne chwile: wszystko dokoła zaczynało z nim wirować, a przed jego oczami padał czarnoczerwony śnieg.Po takich przejściach wracał Raczek do domu, wlokąc się ociężale i z trudem; przystawał często i drżącą ręką ocierał gruby pot z czoła.Lepajłło przyglądał mu się coraz częściej i kręcił głową nic nie mówiąc, on zaś poczuwszy na sobie takie bystre i badawcze spojrzenie nadrabiał miną i wpadał w ferwor.Uderzał się ręką w chude, zapadłe piersi i wykrzykiwał niby tak sobie, od niechcenia:— Nigdy nie czułem się lepiej! Jestem zdrów jak byk! Za żadne skarby tego świata nie przyznałby się przed Ignasiem, że mu cokolwiek dolega wiedząc, że go zatrwoży i napełni zmartwieniem.Każdego ranka, chociaż budził się bardziej znużony, niż był przed spoczynkiem, wykrzykiwał potężnie i wesoło, potem uprawiał gimnastykę, zręcznie przysiadając na chudych, o, jakże chudych nogach!— Jestem dzisiaj wesoły jak szczygieł — powiadał.— A silny jestem taki, że mógłbym łamać podkowy.Wiedział jednak dobrze o tym, że mu ubywa sił i zdrowia.Wiele przeżytych nędz i wiele głodów minionych dni nagryzło go jak czerwie.Toteż kiedy był sam, zamyślał się smutno i na czole miał troskę.Co się stanie z chłopcem, kiedy jego zabraknie? Więc chociaż w nim serce płakało na myśl rozstania, zgodził się na wysłanie go do szkoły mechaników.Nie zdołałby doprowadzić go do jakiejś niezwykłej kariery, o jakiej dla niego marzył, a jeśli zostawi go w pół drogi, chłopak zmami się niewątpliwie.Czasy są twarde i ludzie są twardzi.Niechże będzie przeto doskonałym, zabezpieczonym pracownikiem, żołnierzem na służbie Ojczyzny, odważnym i prawym.Da sobie radę ten chłopaki Już nie zginie wszedłszy w gromadę ludzi dzielnych i szczerych jak złoto.Ten zacny Latysz będzie miał na niego oko, a wszyscy go będą kochali, bo trudno nie kochać tego cudownego chłopca.Z wielkim szlochem serca odda go teraz na służbę publiczną.Odda swoje najdroższe dziecko, a chociaż zostanie sam, biedaczyna śmiertelnie smutny, zostanie jednak z poczuciem dumy, że z tego chłopaczka, znalezionego na ulicy, uczynił pożytecznego człowieka i uczynił z niego żołnierza.Zdawało mu się, że z szatańską chytrością udaje wesołość.Wymyślał dowcipne powiedzenia i naigrawał się z Ignasia, że będzie miał gębę poczernioną smarami i że będzie mógł napić się czasem gorącej oliwy.Cha! cha! Trzymał się za chudy brzuch z wielkiego śmiechu i mówił do smutnego chłopaka:— Chłopcze! Dożyłem wielkiej radości… Jakby mnie kto na sto koni wsadził! Co? Na jednym nigdy nie siedziałem, a teraz cwałuję na stu, tak się cieszę… Świetnie ci tam będzie w tej Bydgoszczy… Świetnie!… A kiedy pierwszy raz polecisz, wspomnij o naszym locie nad Warszawą.Dzielnie trzymaliśmy siei Pod Lepajłłą drżały łydki, a my śmigaliśmy jak jaskółki… Panie Olecki! Jeśli zaraz tych łez nie obetrzesz, to jakem Raczek, wpadnę w złość… Czemu mi mącisz radość? I cóż z tego, że pojedziesz? Przecie nie na wieki pojedziesz, tylko na trzy lata.Wielkie mecyje, trzy lata! Słońce żyje biliony lat… A widzisz, że się uśmiechasz, małpiszonie drogi… Śmiej się, bracie! Hop! hop!Wydał ten okrzyk przeraźliwie, ale jednak smutno, w fałszywej tonacji.Toteż bardzo był rad, że ktoś zastukał do drzwi.Przyniesiono list adresowany do Raczka.Odczytali go z przejęciem, nikt bowiem nigdy do nich nie pisał.Pragnę panu oświadczyć, ze jest pan ordynarnym szachrajem, który sobie stroi żarty z uczciwych ludzi.Zapowiadam panu, ze jeśli kiedy pana spotkani, może pan zamówić nabożeństwo żałobne za swoją mizerną duszę.A tego „kuzynka”, który się dostał w pańskie łajdackie ręce, może pan zatrzymać na wieki wieków bez odszkodowania.Niestety — bez szacunku — Hilary Olecki,— Aj! — zawołał Raczek.— To ten dziedzic dybie na moje życie.— Jak on śmiał tak napisać? — oburzył się Ignaś.— Daj spokój — uśmiechnął się Raczek.— On miał trochę racji.Spotkał go wielki zawód.Ja zaś otrzymałem prywatną deklarację, że zostałeś mi ofiarowany z duszą i ciałem [ Pobierz całość w formacie PDF ]