[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Z tego, co zrozumiałem, widziała siostra Boofulsa w pokoju jego babki, tej nocy, gdy zmarła.Siostra Bonifacja przytaknęła, a jej nakrochmalony kornet zafalował niczym skrzydła śnieżnobiałej mewy.– To prawda.– Unosił się pod sufitem, tak?– Zgadza się.Unosił się pod sufitem.Jej głos był tak zrównoważony, że kiedy podniosła wzrok i Martin ujrzał, że jej oczy są pełne łez, zaskoczyło go to całkowicie.Odłożyła swojego burgera, wyciągnęła dłoń i złapała go za rękaw koszuli.– Och, panie Williams, to nieszczęsne dziecko! Wciąż jeszcze prześladuje mnie ten widok!– Pan Williams także widział Boofulsa, siostro, i to w tym tygodniu – powiedział doktor Rice.– A zatem wierzy pan? – Zdumienie rozszerzyło jej oczy.– Ależ oczywiście, że wierzę – odparł Martin.– Widziałem.Siostra Bonifacja niezgrabnie uklękła na brukowanej ścieżce.– Panie Williams, po tych wszystkich latach! Co to była za próba! Wierzyć czy nie? Cud, wizja, tuż przed moimi oczami!Martin ukląkł obok niej i łagodnie pomógł jej wstać na nogi.Pod obszernym białym habitem wydawała się koścista jak ptak.– Siostro Bonifacjo, nie jestem taki pewien, czy to był cud.Sam nie wiem, co to jest.Próbuję się dowiedzieć.Ale wcale nie mam pewności, czy – no, czy to pochodzi od Bogu.Siostra Bonifacja wyciągnęła dłoń o długich palcach i delikatnie musnęła policzek Martina.– Jest pan dobrym człowiekiem – powiedziała.– Czuję w panu to dobro.Ale to musiał być cud.Bo co innego?Unosił się pod sufitem i uśmiechał do mnie.Tak wyraźnie, jak pana widzę.– Nic nie mówił? – spytał Martin.– Nie, nic.Widziałam go tylko przez sekundę, po czym zniknął.– Krzyczała siostra?– Oczywiście, że krzyczałam! Bardzo się zlękłam.– No, tak, z pewnością.W obecności zwłok pani Crossley, i w ogóle.Siostra Bonifacja wyprostowała się.– Nie boję się śmierci, panie Williams.Czuję lęk jedynie w obliczu absolutnego dobra albo absolutnego zła.– Jak długo pozostała siostra przy pani Crossley? – chciał wiedzieć Martin.Siostra Bonifacja wzruszyła ramionami.– Poproszono mnie, abym przyszła do niej i pomogła przy Ostatnim Namaszczeniu.Wie pan, pani Crossley była katoliczką.A potem.cóż, po prostu zostałam na miejscu i pomagałam, aż nadeszła pora, by ją zabrać.Martin wolno potarł kark.To wszystko zupełnie nic mu nie dawało.Dowiedział się, że w noc morderstwa Boofuls pojawił się jako lustrzany duch, dalej jednak nie miał pojęcia, dlaczego został zabity, jak dostał się do lustrzanego świata i czemu postanowił pojawić się ponownie.– Bardzo mi siostra pomogła.Przykro mi, że przywołałem bolesne wspomnienia.Siostra Bonifacja uśmiechnęła się lekko.– Nie przywołał ich pan, panie Williams.Nigdy o tym nie zapomniałam.Nie przestawałam o tym myśleć.Czy nawiedził mnie Bóg, czy może Szatan? Obawiam się, że nigdy nie będę wiedziała.A przynajmniej nie na tym świecie.Martin zawahał się przez chwilę, po czym nachylił się i ucałował jej dłoń.Jej skóra była sucha i miękka, przypominała w dotyku cieniutką bibułkę.– Jest jeszcze coś – powiedziała siostra Bonifacja.Martin uniósł wzrok.Oczy zakonnicy spoglądały gdzieś w przestrzeń, jakby chciała zdystansować się od tego, co miała zamiar powiedzieć.– Co takiego? – zapytał.– Byłam jedyną osobą z personelu szpitalnego, która czuwała przy pani Crossley od chwili, kiedy została przywieziona, aż do końca.– I?– Nic nie powiedziała – ciągnęła siostra Bonifacja.– Ale na krótką chwilę odzyskała przytomność.Leżała tam, wpatrzona w sufit, łapiąc oddech.Potem, kiedy przez chwilę zostałyśmy same, gestem wezwała mnie bliżej.Wskazała na swoją bransoletę, którą zdjęto jej jeszcze podczas pierwszych prób reanimacji, ale dalej leżącą na stoliku przy łóżku.To była bransoleta-amulet, z małymi złotymi figurkami kotów, księżyców i gwiazd.Był też do niej przyczepiony klucz, całkiem zwykły klucz.Poleciła mi gestem, żebym go odczepiła, a kiedy to zrobiłam, wcisnęła mi go do ręki i zacisnęła na nim moją dłoń.Siostra Bonifacja sięgnęła pod fałdy habitu i wyjęła niewielką skórzaną portmonetkę.Otworzyła ją i wyjęła mały stalowy kluczyk.– To właśnie ten klucz, panie Williams.– Rozumiem.Co on otwiera?– Nie mam pojęcia.Pani Crossley nie zrobiła nic, poza wciśnięciem mi go do ręki.Zależało jej, abym go zatrzymała.Jej gardło było niemal całkowicie zablokowane i ledwie mogła biedaczka złapać oddech, a co dopiero mówić.Wyglądało jednak na to, że klucz ma ogromne znaczenie, bo nie spuszczała ze mnie wzroku, próbowała skinąć głową i łapała mnie za rękaw.– Czy mogę? – Martin wyjął jej z ręki klucz.Był niewielki i całkiem zwyczajny, z wybitym numerem 531.Obrócił go.Z drugiej strony widniała nazwa producenta: „Klucze Woodsa”, ale to było wszystko.Żadnej wskazówki, skąd pochodził ani do jakich drzwi pasował.– Jakiegokolwiek sekretu strzegł ten klucz, prawdopodobnie zniknął on lata temu – powiedział doktor Rice.– Wygląda jak kluczyk od walizki – stwierdził Martin.– Nie, chyba jest na to trochę za duży.Może od szafki w szatni, co pan o tym sądzi? Albo od kasetki z pieniędzmi?– Może być od czegokolwiek – odparł Rice.– Siostra Bonifacja pokazywała go nam już wcześniej i wypróbowaliśmy go w każdej szafce i skrytce, jaką udało nam się znaleźć.Przypuszczam, że mieliśmy nadzieję na odnalezienie jakiejś ukrytej fortuny.Zupełnie bezowocne zajęcie.Dowiodło jedynie, że klucz nie pasuje do żadnego zamka w szpitalu.O ile się nie mylę, doktor Weddell poszedł pewnego popołudnia na dworzec autobusowy i sprawdził skrytkę numer 531, nic to jednak nie dało.Nie pasował także do skrytek na żadnym z miejscowych lotnisk.– No cóż, to prawdopodobnie kluczyk od skrytki bankowej albo hotelowej – odrzekł Martin.– A w takim przypadku mamy takie szansę odnalezienia jej, jak.– Już miał powiedzieć „kot na przepłynięcie oceanu”, pomyślał jednak nagle o cuchnącym pregowanym kocurze skaczącym mu wprost do oczu i pozostawił zdanie nie dokończone.Pomimo panującego upału, poczuł nieprzyjemny chłód.– Panie Williams, a może wziąłby pan ten klucz? – zaproponowała siostra Bonifacja [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.– Z tego, co zrozumiałem, widziała siostra Boofulsa w pokoju jego babki, tej nocy, gdy zmarła.Siostra Bonifacja przytaknęła, a jej nakrochmalony kornet zafalował niczym skrzydła śnieżnobiałej mewy.– To prawda.– Unosił się pod sufitem, tak?– Zgadza się.Unosił się pod sufitem.Jej głos był tak zrównoważony, że kiedy podniosła wzrok i Martin ujrzał, że jej oczy są pełne łez, zaskoczyło go to całkowicie.Odłożyła swojego burgera, wyciągnęła dłoń i złapała go za rękaw koszuli.– Och, panie Williams, to nieszczęsne dziecko! Wciąż jeszcze prześladuje mnie ten widok!– Pan Williams także widział Boofulsa, siostro, i to w tym tygodniu – powiedział doktor Rice.– A zatem wierzy pan? – Zdumienie rozszerzyło jej oczy.– Ależ oczywiście, że wierzę – odparł Martin.– Widziałem.Siostra Bonifacja niezgrabnie uklękła na brukowanej ścieżce.– Panie Williams, po tych wszystkich latach! Co to była za próba! Wierzyć czy nie? Cud, wizja, tuż przed moimi oczami!Martin ukląkł obok niej i łagodnie pomógł jej wstać na nogi.Pod obszernym białym habitem wydawała się koścista jak ptak.– Siostro Bonifacjo, nie jestem taki pewien, czy to był cud.Sam nie wiem, co to jest.Próbuję się dowiedzieć.Ale wcale nie mam pewności, czy – no, czy to pochodzi od Bogu.Siostra Bonifacja wyciągnęła dłoń o długich palcach i delikatnie musnęła policzek Martina.– Jest pan dobrym człowiekiem – powiedziała.– Czuję w panu to dobro.Ale to musiał być cud.Bo co innego?Unosił się pod sufitem i uśmiechał do mnie.Tak wyraźnie, jak pana widzę.– Nic nie mówił? – spytał Martin.– Nie, nic.Widziałam go tylko przez sekundę, po czym zniknął.– Krzyczała siostra?– Oczywiście, że krzyczałam! Bardzo się zlękłam.– No, tak, z pewnością.W obecności zwłok pani Crossley, i w ogóle.Siostra Bonifacja wyprostowała się.– Nie boję się śmierci, panie Williams.Czuję lęk jedynie w obliczu absolutnego dobra albo absolutnego zła.– Jak długo pozostała siostra przy pani Crossley? – chciał wiedzieć Martin.Siostra Bonifacja wzruszyła ramionami.– Poproszono mnie, abym przyszła do niej i pomogła przy Ostatnim Namaszczeniu.Wie pan, pani Crossley była katoliczką.A potem.cóż, po prostu zostałam na miejscu i pomagałam, aż nadeszła pora, by ją zabrać.Martin wolno potarł kark.To wszystko zupełnie nic mu nie dawało.Dowiedział się, że w noc morderstwa Boofuls pojawił się jako lustrzany duch, dalej jednak nie miał pojęcia, dlaczego został zabity, jak dostał się do lustrzanego świata i czemu postanowił pojawić się ponownie.– Bardzo mi siostra pomogła.Przykro mi, że przywołałem bolesne wspomnienia.Siostra Bonifacja uśmiechnęła się lekko.– Nie przywołał ich pan, panie Williams.Nigdy o tym nie zapomniałam.Nie przestawałam o tym myśleć.Czy nawiedził mnie Bóg, czy może Szatan? Obawiam się, że nigdy nie będę wiedziała.A przynajmniej nie na tym świecie.Martin zawahał się przez chwilę, po czym nachylił się i ucałował jej dłoń.Jej skóra była sucha i miękka, przypominała w dotyku cieniutką bibułkę.– Jest jeszcze coś – powiedziała siostra Bonifacja.Martin uniósł wzrok.Oczy zakonnicy spoglądały gdzieś w przestrzeń, jakby chciała zdystansować się od tego, co miała zamiar powiedzieć.– Co takiego? – zapytał.– Byłam jedyną osobą z personelu szpitalnego, która czuwała przy pani Crossley od chwili, kiedy została przywieziona, aż do końca.– I?– Nic nie powiedziała – ciągnęła siostra Bonifacja.– Ale na krótką chwilę odzyskała przytomność.Leżała tam, wpatrzona w sufit, łapiąc oddech.Potem, kiedy przez chwilę zostałyśmy same, gestem wezwała mnie bliżej.Wskazała na swoją bransoletę, którą zdjęto jej jeszcze podczas pierwszych prób reanimacji, ale dalej leżącą na stoliku przy łóżku.To była bransoleta-amulet, z małymi złotymi figurkami kotów, księżyców i gwiazd.Był też do niej przyczepiony klucz, całkiem zwykły klucz.Poleciła mi gestem, żebym go odczepiła, a kiedy to zrobiłam, wcisnęła mi go do ręki i zacisnęła na nim moją dłoń.Siostra Bonifacja sięgnęła pod fałdy habitu i wyjęła niewielką skórzaną portmonetkę.Otworzyła ją i wyjęła mały stalowy kluczyk.– To właśnie ten klucz, panie Williams.– Rozumiem.Co on otwiera?– Nie mam pojęcia.Pani Crossley nie zrobiła nic, poza wciśnięciem mi go do ręki.Zależało jej, abym go zatrzymała.Jej gardło było niemal całkowicie zablokowane i ledwie mogła biedaczka złapać oddech, a co dopiero mówić.Wyglądało jednak na to, że klucz ma ogromne znaczenie, bo nie spuszczała ze mnie wzroku, próbowała skinąć głową i łapała mnie za rękaw.– Czy mogę? – Martin wyjął jej z ręki klucz.Był niewielki i całkiem zwyczajny, z wybitym numerem 531.Obrócił go.Z drugiej strony widniała nazwa producenta: „Klucze Woodsa”, ale to było wszystko.Żadnej wskazówki, skąd pochodził ani do jakich drzwi pasował.– Jakiegokolwiek sekretu strzegł ten klucz, prawdopodobnie zniknął on lata temu – powiedział doktor Rice.– Wygląda jak kluczyk od walizki – stwierdził Martin.– Nie, chyba jest na to trochę za duży.Może od szafki w szatni, co pan o tym sądzi? Albo od kasetki z pieniędzmi?– Może być od czegokolwiek – odparł Rice.– Siostra Bonifacja pokazywała go nam już wcześniej i wypróbowaliśmy go w każdej szafce i skrytce, jaką udało nam się znaleźć.Przypuszczam, że mieliśmy nadzieję na odnalezienie jakiejś ukrytej fortuny.Zupełnie bezowocne zajęcie.Dowiodło jedynie, że klucz nie pasuje do żadnego zamka w szpitalu.O ile się nie mylę, doktor Weddell poszedł pewnego popołudnia na dworzec autobusowy i sprawdził skrytkę numer 531, nic to jednak nie dało.Nie pasował także do skrytek na żadnym z miejscowych lotnisk.– No cóż, to prawdopodobnie kluczyk od skrytki bankowej albo hotelowej – odrzekł Martin.– A w takim przypadku mamy takie szansę odnalezienia jej, jak.– Już miał powiedzieć „kot na przepłynięcie oceanu”, pomyślał jednak nagle o cuchnącym pregowanym kocurze skaczącym mu wprost do oczu i pozostawił zdanie nie dokończone.Pomimo panującego upału, poczuł nieprzyjemny chłód.– Panie Williams, a może wziąłby pan ten klucz? – zaproponowała siostra Bonifacja [ Pobierz całość w formacie PDF ]