[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ten facet, pomyślała Cor­delia unosząc głowę, aby przyjrzeć mu się lepiej, wygląda jakby mógł poradzić sobie nawet z Botharim.Cofnąwszy się nieco, zaprowadzi­ła ich do salonu matki.Sama matka zniknęła w kuchni pod prete­kstem zaparzenia kawy.Komodor Tailor usiadł i odchrząknął nerwowo.- Cordelio, mam ci do powiedzenia coś, co jak się obawiam, może okazać się bolesne.Cordelia przycupnęła na poręczy fotela, wymachując nogą.Obnażyła zęby w, jak miała nadzieję, obojętnym uśmiechu.- Z-zwalają na ciebie cz-czarną robotę, co? To jedna z radości losu dowódcy.Mów dalej.- Zamierzamy poprosić cię, abyś wyraziła zgodę na hospitaliza­cję na czas dalszej terapii.Dobry Boże, zaczyna się.Mięśnie brzucha Cordelii zadrżały pod koszulą.Była ona jednak luźna; może przybysze nic nie zauważą.- Ach tak? Dlaczego? - spytała nonszalancko.- Bardzo się obawiamy, że programowanie umysłu, jakiemu poddali cię Barrayarczycy, było znacznie poważniejsze niż ktokol­wiek przypuszczał.W istocie uważamy.- zawahał się, głęboko na­bierając powietrza - że próbowali uczynić z ciebie agentkę.Czy twoje “my” to zwrot królewski, czy raczej redakcyjny, Billu?- Próbowali, czy też zrobili?Tailor spuścił wzrok.Mehta posłała mu lodowate spojrzenie.- Co do tego nasze opinie są podzielone.Zauważcie, drodzy uczniowie, jak starannie unika pierwszej oso­by, oznaczającej odpowiedzialność osobistą - sugeruje to, że jego “my” należy do najgorszego rodzaju, że budzi poczucie winy.Co do diabła planują?-.ale ten list, który wysłałaś przedwczoraj do barrayarskiego admirała Vorkosigana - uznaliśmy, że najpierw powinnaś mieć szan­sę sama to wyjaśnić.- R-rozumiem.Jak śmieli!- To nie był oficjalny list.Niby dlaczego? Wiecie, że Vorkosigan wycofał się z czynnego życia.Ale może - przygwoździła wzrokiem Tailora - zechcielibyście wyjaśnić, jakim prawem przechwyciliście i otwo­rzyliście moją prywatną korespondencję?- Specjalne środki bezpieczeństwa.Na czas wojny.- Wojna już się skończyła.Tailor poruszył się niespokojnie.- Ale szpiegostwo trwa dalej.Zapewne to prawda.Często zastanawiała się, jak Ezar Vorbarra dowiedział się o istnieniu zwierciadeł plazmowych, aż do wybuchu wojny najbardziej strzeżonej nowej broni w betańskich arsenałach.Jej stopa pukała lekko o podłogę.Cordelia uspokoiła ją.Mój list.Moje serce na papierze - papier owija kamień.- No i co? Czego się z niego dowiedzieliście, Billu? - spytała zimno.- Cóż, w tym właśnie problem.Przez prawie dwa dni pracowali nad nim najlepsi znawcy szyfrów, najbardziej zaawansowane progra­my komputerowe.Zanalizowano nawet strukturę molekularną pa­pieru.Szczerze mówiąc - zerknął na Mehtę z irytacją - nie jestem przekonany, by cokolwiek znaleźli.Nie, pomyślała Cordelia, z pewnością nie.Cały sekret polegał na pocałunku.Czegoś takiego nie wykryje analiza molekularna.Westchnęła ponuro.- Czy po wszystkim wysłaliście go?- Obawiam się, że wtedy nic już z niego nie zostało.Nożyce tną papier.- Nie jestem agentką.D-daję wam na to słowo.Mehta gwałtownie uniosła wzrok.- Mnie samemu trudno w to uwierzyć - przyznał Tailor.Cordelia próbowała spojrzeć mu w oczy.Odwrócił wzrok.A jed­nak wierzysz, pomyślała.- Co się stanie, jeśli odmówię pójścia do szpitala?- Wówczas, jako twój dowódca, będę zmuszony wydać ci taki rozkaz.Prędzej zobaczymy się w piekle - nie.Spokojnie.Muszę zacho­wać spokój.Pozwólmy im mówić, może zdołam jeszcze wywinąć się z tego.- Nawet jeśli jest to sprzeczne z twoim osądem osobistym?- To poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa.Obawiam się, że poglądy osobiste nic tu nie znaczą.- Daj spokój.Mówią, że nawet kapitan Negri od czasu do czasu kieruje się własnymi opiniami.Powiedziała coś nie tak.Wydało jej się, że temperatura w poko­ju nagle spadła.- Gdzie słyszałaś o kapitanie Negrim? - spytał lodowatym to­nem Tailor.- Wszyscy o nim wiedzą.- Wpatrywali się w nią bez słowa.- D-dajcie spokój.Gdybym była agentką Negriego, nigdy byście tego nie odkryli.Nie jest aż tak niezręczny.- Wręcz przeciwnie - odparł Mehta rzeczowo.- Uważamy, iż jest tak dobry, że ty sama nic o tym nie wiesz.- Idiotyzm - prychnęła z niesmakiem Cordelia.- Jakim cudem doszłaś do takiego wniosku?Mehta chętnie udzieliła wyjaśnień.- Moja hipoteza brzmi, iż jesteś kontrolowana - być może nieświa­domie - przez owego złowieszczego i enigmatycznego admirała Vorkosigana.Twoje programowanie rozpoczęło się najprawdopodobniej, kiedy po raz pierwszy trafiłaś do ich niewoli.Zapewne ukończono je podczas niedawnej wojny.W zamyśle miałaś stać się zaczątkiem nowej barrayarskiej siatki szpiegowskiej, która zastąpi świeżo wykrytych agen­tów.Może przez lata miałaś przebywać w uśpieniu, póki ktoś cię nie uruchomi w obliczu nadchodzących kłopotów.- Złowrogi? Enigmatyczny? Aral? Zaraz wybuchnę śmiechem.- Zaraz się rozpłaczę.- Bez wątpienia cię kontroluje - odparła Mehta, wyraźnie zado­wolona z siebie.- Zostałaś tak zaprogramowana, aby słuchać jego wszystkich rozkazów.- Nie jestem komputerem.- Łup, łup, pukała stopa Cordelii.- A Aral to jedyny człowiek, który nigdy mnie w niczym nie krępo­wał.Sądzę, że to dla niego kwestia honoru.- Widzisz? - rzuciła Mehta, zwracając do Tailora.Nie patrzyła nawet na Cordelię.- Wszystkie przesłanki wskazują na jedno.- Tylko wtedy, kiedy stoisz na głowie! - krzyknęła ze złością Cor­delia, posyłając Tailorowi nieprzyjazne spojrzenie.- Nie muszę pod­porządkować się takim rozkazom.Mogę złożyć rezygnację.- Nie potrzeba nam twojego pozwolenia - wyjaśniła spokojnie Mehta.- Nawet gdybyś była cywilem.Wystarczy, jeśli zgodzi się naj­bliższy krewny.- Moja matka nigdy by mi tego nie zrobiła!- Omawialiśmy już z nią tę sprawę z najdrobniejszymi szczegóła­mi.Bardzo się o ciebie martwi.- R-rozumiem.- Cordelia uspokoiła się nagle, zerkając w stro­nę kuchni.- Zastanawiałam się, czemu przygotowanie kawy trwa tak długo.Czyżby wyrzuty sumienia? - Zanuciła cicho fragment melo­dii, po czym ucichła.- Naprawdę wykonaliście kawał solidnej robo­ty.Odcięliście wszystkie drogi ucieczki.Tailor uśmiechnął się przepraszająco.- Nie masz się czego bać, Cordelio.Nasi najlepsi ludzie będą z tobą.Nad tobą, pomyślała Cordelła.-.pracować.A kiedy skończą, wrócisz do dawnego życia, jakby nic z tego się nie zdarzyło.Wymażecie moją pamięć, tak? Wymażecie jego.Zanalizujecie na śmierć niczym mój biedny skromny list miłosny.Odpowiedziała mu smutnym uśmiechem.- Przykro mi, Bill.D-dręczy mnie okropna wizja ludzi, obierają­cych mnie jak cebulę, łupina po łupinie, w poszukiwaniu nasion.Skrzywił się.- Cebule nie mają nasion, Cordelio.- Cóż za nowina - mruknęła sucho.- A szczerze mówiąc - ciągnął dalej - jeśli ty masz rację, a my się mylimy, najszybszym sposobem, aby to udowodnić, jest pójść z nami.Oto głos rozsądku.Rzeczywiście.Gdyby nie pewna drobna kwestia: możliwość wybuchu wojny domowej na Barrayarze.Ta ma­leńka przeszkoda, ten kamień.kamień owija papier.- Przykro mi, Cordelio.Dostrzegła, że mówi szczerze.- Nie ma sprawy.- Naprawdę zdumiewający plan - wtrąciła z namysłem Mehta.- Kto by pomyślał o ukryciu siatki szpiegowskiej pod pozorami mi­łosnej przygody.Może bym nawet w to uwierzyła, gdyby zaintereso­wani byli bardziej prawdopodobni.- Owszem - zgodziła się serdecznie Cordelia, skręcając się w du­chu.- Trudno oczekiwać, aby trzydziestoczterolatka zakochała się jak smarkula.W moim wieku to nieoczekiwany dar - domyślam się, że je­szcze bardziej nieoczekiwany dla czterdziestoczterolatka.- Właśnie.- Mehta z radością przyjęła słowa pacjentki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl