[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Musiałem krwawić w nocy.- Boli?Pokręciłem głową, obmacując brzegi rany.- Nie.Jakby nic tam nie było.Sara milczała.- Pomyśl tylko, że mogła trafić mnie w oko.Otaksowała spojrzeniem moje czoło, lecz po wyrazie jej twarzy odgadłem, że myśli o czymś innym.- Trzeba powiedzieć Jakubowi, że jedziesz do samolotu.Może nawet powinieneś go z sobą za­brać.- Po co?- Bo tak by było zręczniej.Brakowałoby tylko, żeby Jakub albo Lou przejeżdżali przez park i zobaczyli twój samochód.Pomyśleliby, że coś knujesz, że chcesz ich wykiwać.- Nic nie zobaczą.Zdążę obrócić, zanim zwloką się z łóżka.- Chodzi tylko o zachowanie ostrożności, Hank.Od tej chwili musimy być bardzo ostrożni.Musimy cały czas myśleć i przewidywać., Rozważałem to chwilę i, nie do końca przekonany, kiwnąłem głową.Sondowała mnie wzrokiem, jakby myślała, że zacznę się z nią wykłócać.Gdy zre­zygnowałem, wsunęła rękę pod koc i ścisnęła mnie za nogę.- Ale o tym, że zostawisz w samolocie pół miliona dolarów, jemu nie powiemy.Będziesz musiał ukryć pieniądze pod kurtką i wejść do kabiny sam.- Chcesz powiedzieć, że gdyby o tym wiedział, to byjeukradł?- Kto wie.Jakub jest tylko człowiekiem, a to reakcja naturalna, bardzo ludzka.Albo wychlapałby wszystko Lou.A Lou na pewno by je świsnął.- Odgarnęła kosmyk włosów.Były mokre i sprawiały wrażenie ciemniejszych, prawie brązowych.- Nie, nie mogą o tym wiedzieć.Zamartwilibyśmy się na śmierć.A tak będziemy bezpieczni.Pomasowała mi stopę.- Dobrze?Kiwnąłem głową.- Dobrze.Uśmiechnięta nachyliła się nade mną i cmoknęła mnie w czubek nosa.Poczułem zapach szamponu, chyba cytrynowego, i pocałowałem ją w usta.Wszedłem do łazienki, a Sara narzuciła wielki, ciem­nozielony szlafrok i zniknęła na dole, żeby przygotować śniadanie.Odkręciłem kran i czekając, aż popłynie gorąca woda, podszedłem do lustra, żeby obejrzeć skaleczenie.Dokładnie pośrodku czoła widniało małe wgłębienie, nie większe niż blizna po trądziku.Wokół wgłębienia zaschła krew - zakrzepła spiralnie, nadając rance wygląd tarczy strzelniczej z wyraźnie zaznaczoną „dzie­siątką”Gapiłem się na swoje odbicie, aż lustro zaszło parą.Potem starłem kciukiem trochę krwi i zrzuciłem piżamę.Byłem wypluty i lekko zamroczony, jakby moje ciało instynktownie wyczuło, że jest Nowy Rok i auto­matycznie przyjęło, że muszę mieć kaca.Szykując się do wejścia pod prysznic, zauważyłem, że w łazience nie ma ręczników.Gdy otworzyłem drzwi, żeby je przynieść, zobaczyłem w sypialni Sarę.Przykucnęła koło łóżka tyłem do mnie.U jej stóp leżała pusta torba, a na dywanie walały się paczki banknotów.Usłyszała, że wszedłem i zerknęła na mnie przez ramię z grzesznym uśmiechem na twarzy.Widząc ten uśmiech, poczułem, że coś we mnie drga, że cisną mi się do głowy dziwaczne podejrzenia, leciutkie niczym dreszczyk.Wiedziałem, że są zupełnie nieuzasadnione, wiedziałem, że to tylko zaskoczenie wywołane jej nie­oczekiwaną obecnością w sypialni i widokiem pienię­dzy na podłodze - przecież myślałem, że jest na dole, w kuchni - i natychmiast zdałem sobie sprawę, że swymi podświadomymi oskarżeniami w jakiś sposób ją krzywdzę.- Szukam ręcznika.Znieruchomiałem w progu łazienki.Byłem nagi i głu­pio się czułem, bo nie lubiłem chodzić po domu bez ubrania, nawet przy Sarze.Moje ciało, jego fizyczność, przestrzeń, jaką zajmowało, i kolor skóry wprawiały mnie w zażenowanie.Inaczej Sara.W letnie upały lubiła chodzić nago.- Och, Hank, przepraszam.Właśnie miałam ci je przynieść.- Nie wstała.I w jednej, i w drugiej ręce trzymała paczkę pienię­dzy.Zrobiłem krok w stronę korytarza, ale przystaną­łem.- Co ty robisz? - spytałem.Ruchem głowy wskazała pustą torbę.- Chciałam się upewnić, czy nie idą w kolejności.- W kolejności?- Gdyby zrabowano je z banku, numery seryjne szłyby kolejno.Musielibyśmy wszystko spalić.- No i co? Wzruszyła ramionami.- Nie, to używane banknoty.Spojrzałem na paczki pieniędzy.Były ułożone w rów­niutkie sterty po pięć w każdej.- Pomożesz mi to spakować? - spytałem.- Nie, liczę - mruknęła.- Liczysz? Kiwnęła głową.- Już to zrobiliśmy.Przeliczyliśmy wszystko z Ja­kubem i Lou.Westchnęła.- Chciałam przeliczyć sama.Nie mogę uwierzyć, że to aż tyle pieniędzy.Gdy wyszedłem z łazienki, Sara była już na dole, w kuchni; słyszałem, jak pobrzękuje naczyniami.Przy­kucnąłem przy łóżku, odsunąłem jedną z pustych wa­lizek i sprawdziłem, czy torba jest na miejscu.Była.Tkwiła głęboko, przy samej ścianie, dokładnie tak, jak ją poprzedniego dnia ułożyłem.Zastawiłem ją walizką, szybko się ubrałem i zbiegłem na śniadanie.Po śniadaniu zadzwoniłem do Jakuba i oznajmiłem mu, że musimy wrócić do samolotu.- Do samolotu? Po cholerę? - Był na wpół przytom­ny, chyba jeszcze spał.- Musimy sprawdzić, czy nic tam nie zostawiliśmy.- Rozmawiałem z aparatu w kuchni.Sara siedziała za stołem, robiła na drutach sweterek dla dziecka i przy­słuchiwała się rozmowie.Obok niej leżały odliczone wieczorem pieniądze.- Niby co mogliśmy zostawić? - spytał Jakub [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl