[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wraz z tysiącami innych studentów z różnych charkowskich instytutów mieszkałemw ogromnym akademiku przy Prospekcie Puszkina, nazywanym Gigantem.Upchnięto naspo czterech, pięciu lub więcej w pokoju, przerazliwie wyziębionym w zimie i dusznym w letniupał.Zimą 1930 1931 roku w Gigancie często panował taki ziąb, że woda zamarzaław umywalce.Zbieraliśmy porzucone kawałki drewna, sztachety z płotów, połamane meble, staregazety, aby dokładać je do małego żelaznego piecyka w kącie pokoju, z szalonym kominemo wielu kolankach, sterczącym przez okno.Tak żyliśmy, studiowaliśmy, dyskutowaliśmyi marzyliśmy o industrialnej przyszłości naszego kraju, zmagając się z zimnem i głodem.Kobiety mieszkały w oddzielnym skrzydle, chociaż spotykaliśmy się w świetlicachi stołówkach, bez skrępowania odwiedzaliśmy się nawzajem i uczyliśmy się w tych samychpokojach.Oczywiście wśród studentów tworzyło się wiele związków.W Gigancie nie było śladupurytanizmu.Na ogół jednak standardy moralne były niezwykle wysokie.Studenci traktowaliswoje obowiązki zbyt poważnie, musieli znosić zbyt wiele codziennych trudów, darzyli sięnawzajem zbyt dużym szacunkiem, by pozwalać sobie na płoche romanse.Dzieliłem pokój z czterema kolegami Aleksiejem Karnauchowem, Gieorgijem Wigurą,Wanią Awdaszczenką i Pawłem Pachołkinem wszyscy należeliśmy do zmobilizowanych tysięcy , wszyscy wstąpiliśmy do partii.Aleksiej, jako członek Komitetu Centralnego Komsomołu, był dosyć ważną figurą.Dobrze zbudowany, z włosami koloru słomy i żarliwymi brązowymi oczami, odznaczał sięujmującym charakterem i powierzchownością.Był uczciwy, otwarty i miał krytyczny umysł,co stanowiło rzadkość wśród komunistycznych funkcjonariuszy.Nie zadzierał nosa z powoduswojej pozycji i nie unikał szczerych dyskusji o sprawach uczelnianych i publicznych.Aleksiej i ja natychmiast zostaliśmy bliskimi przyjaciółmi.Kochaliśmy naszą partię,wierzyliśmy w nią.I właśnie z tego powodu nie wahaliśmy się rozmawiać o niej otwarcie.Dlaczego pomiędzy hasłami a dokonaniami, pomiędzy oficjalnymi twierdzeniami a oczywistymifaktami występował tak straszliwy rozdzwięk? Rozważaliśmy ten problem ze szczerą troskąo partię, nie z gniewem.Razem łatwiej nam było racjonalizować narastający terror, odkrywaćszlachetne pobudki niegodziwych na pozór zachowań i umacniać swoją wspólną wiarę w tymniewesołym okresie.Gieorgij Wigura był komunistą zupełnie innego pokroju.Sama myśl o dyskutowaniu nadpartyjnymi zaleceniami i decyzjami wydawała mu się bluznierstwem.O czym tu dyskutować?Czy wszystko nie jest idealnie jasne? Gieorgij nie miał własnych poglądów tylko cytatyze Stalina, Izwiestij , Prawdy i innych autorytetów.Tematy, na które nikt się oficjalnie niewypowiedział, po prostu dla niego nie istniały.Był przekonany, że Aleksiej i ja, z naszymiobrazoburczymi dociekaniami, obawami i swobodnymi rozmowami, zle skończymy.Pachołkin, tak samo bezgranicznie wierny linii partyjnej jak Gieorgij, był osobnikiembezbarwnym, pracowitym i potulnym.Różnił się od wszystkich swoich kolegów, a ja miałemniejasne poczucie, iż jest wdzięczny za to, że pozwolono mu żyć.Prawomyślność Wigury i mojeśmiałe pytania budziły w nim taką samą grozę.Obawiam się, że wykorzystywaliśmy biednegoPachołkina, zwalając na jego wątłe ramiona więcej obowiązków domowych, niż mu się należało.Ale prawdziwym problemem w naszym pokoju był Wania Awdaszczenko.Najstarszyz nas, zapewne po trzydziestce, rosły, silny, dobroduszny i nieprawdopodobnie leniwy.W latachwojny domowej walczył jako partyzant i żył w przebrzmiałej chwale tamtych wyczynów.Uważałchyba, że na zawsze zwalniają go one z jakiegokolwiek poważniejszego wysiłku.Nie był głupi, ten nasz Wania, i nie miałby większych kłopotów z opanowaniemmateriału, gdyby zadał sobie trochę trudu.Robiliśmy mu wykłady na ten temat i wymuszaliśmyna nim solenne obietnice, że wezmie się do pracy.Ale nasze starania na nic się nie zdały.Wyciągnięty na łóżku, udawał, że uczy się na pamięć wzorów chemicznych, a w rzeczywistościczytał tanią powieść.Niedostatki Wani jako studenta rekompensował jednak z nawiązką jego talentdo kontaktów politycznych.Znał wszystkich i wszyscy znali jego.Naturalną koleją rzeczywybierano go do różnych komitetów, gdzie oczywiście zupełnie nic nie robił i dlatego niepopełniał istotnych błędów.Miał znajomości w kuchniach Giganta, w najlepszych sklepachspożywczych i w innych miejscach, gdzie można było uzyskać dodatkowe racje żywnościowe.Dzieliliśmy dywidendy jego geniuszu politycznego, chociaż besztaliśmy go za lenistwo.Przed końcem semestru Wania został relegowany z instytutu.Nie zdziwiło mnie jednakw najmniejszym stopniu, kiedy się dowiedziałem, natknąwszy się na niego w Moskwie wiele latpózniej, że został dyrektorem ważnego przedsiębiorstwa.We wspinaczce po biurokratycznejdrabinie nie przeszkadzał naszemu Wani nadmiar wiedzy, zrozumienia i wrażliwości.W programie studiów edukacja polityczna liczyła się bardziej niż przedmioty techniczne.Rząd chciał mieć nie zwyczajnych inżynierów, lecz inżynierów o radzieckiej mentalności.NaszWydział Leninizmu, z czerwonym profesorem Fillipowem na czele, ciężko nad tym pracował.Ci, którzy nie zgłębili Kapitału Marksa, dialektyki Engelsa, prac Lenina i przede wszystkimdysertacji Stalina, byli wyrzucani z instytutu szybciej niż ci, którzy po prostu mieli kłopotyz arytmetyką czy wykresami.Nasza piątka studiowała w Instytucie Inżynierii Lotniczej, chociaż tylko Wigura miałpraktyczne doświadczenie w budowie samolotów.Byliśmy pod urokiem lotnictwa,najnowocześniejszego elementu w planie modernizacji Rosji.Rano gimnastykowaliśmy się w swoim ciasnym pokoju, żeby się rozgrzać.Potemjedliśmy w stołówce Giganta.Typowe śniadanie składało się z talerza zupy mlecznej, kromkiczarnego chleba i herbaty bez cukru i cytryny.Idąc do instytutu, przemarznięci do kości i wciążgłodni, nie byliśmy wcale przygnębieni.Rozmawialiśmy i snuliśmy plany związane z instytutem,Gigantem, partią i naszą przyszłością.Mimo różnic w poglądach i charakterach rozwinęło się wśród nas poczucie grupowejlojalności.Kiedy ktoś z naszej piątki miał randkę z dziewczyną, inni pożyczali mu na tę okazjękrawat, czystą koszulę, porządne spodnie, a nawet kilka rubli.Instytut, jak wszystkie instytucje radzieckie, miał własną gazetę.Niebawem zostałemzastępcą redaktora naczelnego.Niezadowolenie z administracji Giganta było powszechnei odbijało się szerokim echem na naszych łamach.Skąpe wyżywienie, zła kuchnia, brakwarunków do prania, brud i bałagan spotykały się z ostrą krytyką.Wszystko to osiągnęło punkt kulminacyjny na masówce zorganizowanej przez naszekomórki partyjne i komsomolskie.Było wiele przemówień i sugestii [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Wraz z tysiącami innych studentów z różnych charkowskich instytutów mieszkałemw ogromnym akademiku przy Prospekcie Puszkina, nazywanym Gigantem.Upchnięto naspo czterech, pięciu lub więcej w pokoju, przerazliwie wyziębionym w zimie i dusznym w letniupał.Zimą 1930 1931 roku w Gigancie często panował taki ziąb, że woda zamarzaław umywalce.Zbieraliśmy porzucone kawałki drewna, sztachety z płotów, połamane meble, staregazety, aby dokładać je do małego żelaznego piecyka w kącie pokoju, z szalonym kominemo wielu kolankach, sterczącym przez okno.Tak żyliśmy, studiowaliśmy, dyskutowaliśmyi marzyliśmy o industrialnej przyszłości naszego kraju, zmagając się z zimnem i głodem.Kobiety mieszkały w oddzielnym skrzydle, chociaż spotykaliśmy się w świetlicachi stołówkach, bez skrępowania odwiedzaliśmy się nawzajem i uczyliśmy się w tych samychpokojach.Oczywiście wśród studentów tworzyło się wiele związków.W Gigancie nie było śladupurytanizmu.Na ogół jednak standardy moralne były niezwykle wysokie.Studenci traktowaliswoje obowiązki zbyt poważnie, musieli znosić zbyt wiele codziennych trudów, darzyli sięnawzajem zbyt dużym szacunkiem, by pozwalać sobie na płoche romanse.Dzieliłem pokój z czterema kolegami Aleksiejem Karnauchowem, Gieorgijem Wigurą,Wanią Awdaszczenką i Pawłem Pachołkinem wszyscy należeliśmy do zmobilizowanych tysięcy , wszyscy wstąpiliśmy do partii.Aleksiej, jako członek Komitetu Centralnego Komsomołu, był dosyć ważną figurą.Dobrze zbudowany, z włosami koloru słomy i żarliwymi brązowymi oczami, odznaczał sięujmującym charakterem i powierzchownością.Był uczciwy, otwarty i miał krytyczny umysł,co stanowiło rzadkość wśród komunistycznych funkcjonariuszy.Nie zadzierał nosa z powoduswojej pozycji i nie unikał szczerych dyskusji o sprawach uczelnianych i publicznych.Aleksiej i ja natychmiast zostaliśmy bliskimi przyjaciółmi.Kochaliśmy naszą partię,wierzyliśmy w nią.I właśnie z tego powodu nie wahaliśmy się rozmawiać o niej otwarcie.Dlaczego pomiędzy hasłami a dokonaniami, pomiędzy oficjalnymi twierdzeniami a oczywistymifaktami występował tak straszliwy rozdzwięk? Rozważaliśmy ten problem ze szczerą troskąo partię, nie z gniewem.Razem łatwiej nam było racjonalizować narastający terror, odkrywaćszlachetne pobudki niegodziwych na pozór zachowań i umacniać swoją wspólną wiarę w tymniewesołym okresie.Gieorgij Wigura był komunistą zupełnie innego pokroju.Sama myśl o dyskutowaniu nadpartyjnymi zaleceniami i decyzjami wydawała mu się bluznierstwem.O czym tu dyskutować?Czy wszystko nie jest idealnie jasne? Gieorgij nie miał własnych poglądów tylko cytatyze Stalina, Izwiestij , Prawdy i innych autorytetów.Tematy, na które nikt się oficjalnie niewypowiedział, po prostu dla niego nie istniały.Był przekonany, że Aleksiej i ja, z naszymiobrazoburczymi dociekaniami, obawami i swobodnymi rozmowami, zle skończymy.Pachołkin, tak samo bezgranicznie wierny linii partyjnej jak Gieorgij, był osobnikiembezbarwnym, pracowitym i potulnym.Różnił się od wszystkich swoich kolegów, a ja miałemniejasne poczucie, iż jest wdzięczny za to, że pozwolono mu żyć.Prawomyślność Wigury i mojeśmiałe pytania budziły w nim taką samą grozę.Obawiam się, że wykorzystywaliśmy biednegoPachołkina, zwalając na jego wątłe ramiona więcej obowiązków domowych, niż mu się należało.Ale prawdziwym problemem w naszym pokoju był Wania Awdaszczenko.Najstarszyz nas, zapewne po trzydziestce, rosły, silny, dobroduszny i nieprawdopodobnie leniwy.W latachwojny domowej walczył jako partyzant i żył w przebrzmiałej chwale tamtych wyczynów.Uważałchyba, że na zawsze zwalniają go one z jakiegokolwiek poważniejszego wysiłku.Nie był głupi, ten nasz Wania, i nie miałby większych kłopotów z opanowaniemmateriału, gdyby zadał sobie trochę trudu.Robiliśmy mu wykłady na ten temat i wymuszaliśmyna nim solenne obietnice, że wezmie się do pracy.Ale nasze starania na nic się nie zdały.Wyciągnięty na łóżku, udawał, że uczy się na pamięć wzorów chemicznych, a w rzeczywistościczytał tanią powieść.Niedostatki Wani jako studenta rekompensował jednak z nawiązką jego talentdo kontaktów politycznych.Znał wszystkich i wszyscy znali jego.Naturalną koleją rzeczywybierano go do różnych komitetów, gdzie oczywiście zupełnie nic nie robił i dlatego niepopełniał istotnych błędów.Miał znajomości w kuchniach Giganta, w najlepszych sklepachspożywczych i w innych miejscach, gdzie można było uzyskać dodatkowe racje żywnościowe.Dzieliliśmy dywidendy jego geniuszu politycznego, chociaż besztaliśmy go za lenistwo.Przed końcem semestru Wania został relegowany z instytutu.Nie zdziwiło mnie jednakw najmniejszym stopniu, kiedy się dowiedziałem, natknąwszy się na niego w Moskwie wiele latpózniej, że został dyrektorem ważnego przedsiębiorstwa.We wspinaczce po biurokratycznejdrabinie nie przeszkadzał naszemu Wani nadmiar wiedzy, zrozumienia i wrażliwości.W programie studiów edukacja polityczna liczyła się bardziej niż przedmioty techniczne.Rząd chciał mieć nie zwyczajnych inżynierów, lecz inżynierów o radzieckiej mentalności.NaszWydział Leninizmu, z czerwonym profesorem Fillipowem na czele, ciężko nad tym pracował.Ci, którzy nie zgłębili Kapitału Marksa, dialektyki Engelsa, prac Lenina i przede wszystkimdysertacji Stalina, byli wyrzucani z instytutu szybciej niż ci, którzy po prostu mieli kłopotyz arytmetyką czy wykresami.Nasza piątka studiowała w Instytucie Inżynierii Lotniczej, chociaż tylko Wigura miałpraktyczne doświadczenie w budowie samolotów.Byliśmy pod urokiem lotnictwa,najnowocześniejszego elementu w planie modernizacji Rosji.Rano gimnastykowaliśmy się w swoim ciasnym pokoju, żeby się rozgrzać.Potemjedliśmy w stołówce Giganta.Typowe śniadanie składało się z talerza zupy mlecznej, kromkiczarnego chleba i herbaty bez cukru i cytryny.Idąc do instytutu, przemarznięci do kości i wciążgłodni, nie byliśmy wcale przygnębieni.Rozmawialiśmy i snuliśmy plany związane z instytutem,Gigantem, partią i naszą przyszłością.Mimo różnic w poglądach i charakterach rozwinęło się wśród nas poczucie grupowejlojalności.Kiedy ktoś z naszej piątki miał randkę z dziewczyną, inni pożyczali mu na tę okazjękrawat, czystą koszulę, porządne spodnie, a nawet kilka rubli.Instytut, jak wszystkie instytucje radzieckie, miał własną gazetę.Niebawem zostałemzastępcą redaktora naczelnego.Niezadowolenie z administracji Giganta było powszechnei odbijało się szerokim echem na naszych łamach.Skąpe wyżywienie, zła kuchnia, brakwarunków do prania, brud i bałagan spotykały się z ostrą krytyką.Wszystko to osiągnęło punkt kulminacyjny na masówce zorganizowanej przez naszekomórki partyjne i komsomolskie.Było wiele przemówień i sugestii [ Pobierz całość w formacie PDF ]