[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Siedziałem zIseult, która czyściła moją kolczugę.Ja ostrzyłem miecze.- Jutro zwyciężycie - powiedziała cicho Iseult.- Przyśniło ci się to?Potrząsnęła głową.- Od kiedy zostałam ochrzczona, sny do mnie nie przychodzą.- Wymyśliłaś więc to sobie?- Muszę w to uwierzyć - rzekła.Dzwięk kamieni skrobiących o ostrza.Jak okiem sięgnąć - wszyscymężczyzni ostrzyli broń.- Kiedy to się skończy - powiedziałem - odejdziemy stąd.Ty i ja.Założymy dom.- Kiedy to się skończy - odparła Iseult - pójdziesz na północ.Zawszebędziesz szedł na północ.Do swego domu.- W takim razie zabiorę cię ze sobą.- Może.- Przesunęła kolczugę, zabierając się za czyszczenie następnegofragmentu.Szorowała ogniwa kawałkiem runa, chcąc im nadać połysk.-Nie widzę własnej przyszłości.Tylko ciemność.- Zostaniesz panią Bebbanburga - powiedziałem.- Będę cię stroił w futrai dam ci koronę z błyszczącego srebra. Uśmiechnęła się, ale na jej policzkach dostrzegłem łzy.Pomyślałem, że toprzez strach.Tamtej nocy w naszym obozie strach był wszędzie.Pojawiłsię w chwili, gdy wieczorne niebo rozjaśniła poświata z niezliczonychognisk, które na polach nieopodal wzgórz rozpalili gromadzący sięDuńczycy Zasnęliśmy w końcu, ale na długo przed świtem obudził mniedrobny deszcz.Nikt już nie spał.Mężczyzni zbroili się i w obozie panowałoogólne poruszenie.Wymaszerowaliśmy w szarym świetle świtu.Deszcz na przemian padał iustawał, nieprzyjemny, kłujący, zawsze bijący nam w plecy.Zdecydowanawiększość naszej armii szła piechotą, a nieliczne konie wiozły tarcze.Jakopierwszy maszerował Osric ze swymi ludzmi - oni bowiem dobrze znaliteren.Zgodnie z wolą Alfreda, prawe skrzydło miał tworzyć fyrd z Wiltun-sciru wraz z fyrdem z ziemi Suth Seaxa.Za nimi kroczył Alfred, prowadzącyswą straż przyboczną, składającą się ze wszystkich mężczyzn, którzyprzybyli do Aethelingaeg.Wraz z nim szedł Harald oraz fyrd z ziemDefnasciru i Thornsaety.Obok Alfreda mieli również walczyć Burgweard ifyrd z Hamptonsciru, a także Aethelred - mój kuzyn z Mercji.Na lewymskrzydle ustawiono mocne posiłki z Sumorsaete pod dowództwemWiglafa.Trzyipółtysięczna armia.Kobiety szły z nami.Niektóre niosłybroń swych mężczyzn, inne dzwigały własną.Nie mówiliśmy wiele.Ranek był zimny, a trawa śliska od deszczu.Byliśmy głodni i zmęczeni.Baliśmy się.Alfred kazał mi zebrać pięćdziesięciu mężczyzn i objąć nad nimidowództwo.Ponieważ Leofric nie chciał, by tak liczna grupa opuściła jegoszeregi, zabrałem ludzi Burgweardowi.Wybrałem tych, razem z którymijuż kiedyś walczyłem.Było to w czasach, gdy Archanioł zmienił się wFyrdracę.Dwudziestu sześciu z nich przybyło z Hamtun.Dołączył do nasSteapa, który od jakiegoś czasu darzył mnie nienaturalną wręcz sympatią,oraz ojciec Pyrlig w stroju wojownika, a nie księdza.Było nas mniej niżtrzydziestu.Gdy wspinaliśmy się pod górę, mijając zielony kurhandawnych ludzi, dogonił nas Aethelwold.- Alfred powiedział, że mogę z wami walczyć.- Naprawdę tak powiedział?- Mówił, że mam trzymać się twojego boku.Uśmiechnąłem się pod nosem.Gdybym chciał mieć kogoś u swego boku,wybrałbym raczej Eadrica albo Cenwulfa, albo Steapę czy Pyrliga -mężczyzn, co do których miałem pewność, że będą sztywno trzymalitarcze.- Masz trzymać się moich pleców - poleciłem mu.- Twoich pleców? - Obruszył się.- W murze tarcz staniesz tuż za mną.Gotowy, by wejść na moje miejsce. Potraktował to jak zniewagę.- Chcę być z przodu - upierał się.- Walczyłeś kiedyś w murze tarcz?- Wiesz przecież, że nie.- Uwierz mi więc na słowo, że nie spodobałoby ci się to, co dzieje się zprzodu - odparłem.- A poza tym, gdyby zginął Alfred, kto zasiądzie natronie?- Dobrze mówisz - uśmiechnął się przebiegle.- W takim razie będętrzymał się za tobą.- Stój za mną.Iseult i Hilda prowadziły mojego konia.- Jeśli przegramy - zwróciłem się do nich - obydwie wsiadajcie na konia ijedzcie.- Ale dokąd?- Po prostu jedzcie.Wez pieniądze - nakazałem Iseult.Moje srebro iskarby, wszystko, co posiadałem, znajdowało się w sakwach na grzbieciekonia.- Bierz pieniądze i uciekaj razem z Hildą.Hilda uśmiechnęła się.Była blada, a deszcz przykleił do głowy jej jasnewłosy.Nie miała kapelusza, ubrana była w białą, luzną suknię przepasanąsznurem.Zdziwiłem się, że poszła z armią, sądziłem bowiem, że będziewolała znalezć sobie jakiś klasztor.Ale ona uparła się.- Po prostu chcę ich zobaczyć martwych - oznajmiła ze spokojem.- Atego jednego o imieniu Erik najchętniej sama posłałabym na tamten świat.- Poklepała mściwie długi nóż o cienkim ostrzu, który wisiał u jej pasa.- Czy Erik to ten, który.- zacząłem, ale zabrakło mi odwagi, bydokończyć.- Ten sam, który zrobił ze mnie dziwkę - powiedziała bez ogródek.- To nie jego zabiliśmy tamtej nocy?Potrząsnęła głową.- Tamten był sternikiem na statku Erika.Odnajdę Erika.Nie wstąpię doklasztoru i nie spocznę, dopóki na własne oczy nie zobaczę, jak jęczy,tarzając się we własnej krwi.- Przepełnia ją nienawiść - stwierdził ojciec Pyrlig, gdy ruszyliśmy zaIseult i Hildą na wzgórze.- To chyba nie bardzo po chrześcijańsku?Pyrlig zaśmiał się.- Bycie żywym jest nie bardzo po chrześcijańsku! Mówimy, że ktoś jestświętym, jeśli jest dobry, ale ilu z nas zostaje świętymi? Wszyscy jesteśmyzli! Niektórzy tylko próbują być dobrzy.Zerknąłem na Hildę.- Marnuje się jako zakonnica - powiedziałem. - Podobają ci się takie chudzielce, co? - Zarechotał Pyrlig [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl