[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.***W pazdzierniku 1986 roku, kiedy Chris skończył sześć lat, piąta powieść Laury,Rzeka bez końca, została wydana przy ogromnym aplauzie krytyki i w nakładach więk-szych niż poprzednie jej książki.Jej wydawca przepowiadał ten wielki sukces: Jest w niej cały ten humor, całe napięcie, cała tragiczność, cała ta diabelska mie-szanka z powieści Laury Shane, ale w jakiś sposób nie jest tak mroczna jak poprzedniei właśnie dlatego jest tak bardzo pociągająca.Przez dwa lata Laura i Danny zabierali Chrisa w góry San Bernardino do LakeArrowhead i Big Bear, przynajmniej na tydzień w każdym miesiącu, latem i zimą, abydziecko zobaczyło, że świat nie składa się wyłącznie z wygodnych, ucywilizowanychmiast i przedmieść, takich jak tereny Okręgu Orange.W końcu zdecydowali, że nad-szedł czas dogadzania własnym zachciankom i zakupili drugi dom w górach.Pozwalałim na to kwitnący rozwój jej kariery, sukcesy inwestycyjnej strategii Danny ego; nie bezznaczenia był także jej świeżej daty optymizm i związane z tym przekonanie, że żyćtrzeba nie tylko dla radości innych, ale i dla własnej.Jedenastopokojowy dom był zbudowany z kamienia i drzewa sekwojowego; stał natrzydziestoakrowym terenie tuż przy drodze stanowej nr 330, parę mil na wschód odBig Bear.Był on w istocie o wiele bardziej kosztowny niż dom w Orange Park Ackres.Teren był tu pokryty głównie jałowcem i różnego gatunku sosną, a najbliższy sąsiadmieszkał daleko poza zasięgiem wzroku.Gdy podczas ich pierwszego weekendu w tym115ustroniu budowali bałwana, na skraju kołyszącego się lasu, w odległości dwudziestu jar-dów, pojawiły się trzy sarny i patrzyły na nich z ciekawością.Chris był strasznie poruszony widokiem zwierząt i zanim tego wieczora został zapa-kowany do łóżka, oświadczył, że są to renifery Zwiętego Mikołaja.Upierał się, że to tu-taj, a nie, jak to się opowiada, na Biegun Północny po Bożym Narodzeniu udawał sięten wesoły grubas.Gwiazdy i wiatr wyszły w pazdzierniku 1987 roku i odniosły jeszcze większy suk-ces niż poprzednie książki.Film oparty na Niekończącej się rzece miał premierę w DzieńDziękczynienia i uzyskał w porównaniu do innych filmów wyprodukowanych w tam-tym roku rekordowe wpływy w pierwszym tygodniu eksploatacji.W piątek, 8 stycznia 1988, uniesieni radością z powodu pierwszego miejsca, które jużod 5 tygodni na liście Timesa zajmowały Gwiazdy i wiatr, zaraz po powrocie Chrisa zeszkoły pojechali do Big Bear na całe popołudnie.W następny wtorek przypadały trzy-dzieste trzecie urodziny Laury i z tej okazji planowali urządzić nieco wcześniejszą uro-czystość, tylko we trójkę, wysoko w górach, gdzie śnieg lśni jak lukier na torcie, a wiatrśpiewa swoją pieśń.W sobotę rano przyzwyczajone już do ich obecności sarny zbliżyły się do domu naodległość dwudziestu stóp.Ale Chris był już dojrzałym siedmiolatkiem i w szkole do-wiedział się, że gadki o Zwiętym Mikołaju nie są prawdziwe, więc nie upierał się dłużej,że są one czymś więcej niż tylko zwyczajnymi sarnami.Weekend udał się pierwszorzędnie, chyba najbardziej ze wszystkich, jakie spędzi-li w górach, ale musieli go skrócić.Mieli zamiar wyjechać w poniedziałek o szóstejrano, aby znalezć się w Okręgu Orange na tyle wcześnie, żeby zawiezć Chrisa do szko-ły.Jednak zapowiadano silną burzę śnieżną, nieco wczesną, jak na tę porę roku, i choćznajdowali się tylko o dziewięćdziesiąt minut drogi od ciepłego wybrzeża, prognozyprzewidywały dwie stopy śniegu.Nie chcąc, aby śnieg ich zatrzymał i pozbawił Chrisadnia szkoły taka możliwość była całkiem realna, mimo że mieli blazera z napędemna obie osie zamknęli swój wielki dom z kamienia i sekwoi i pojechali na południe,wzdłuż drogi stanowej nr 330.Było parę minut po czwartej.Południowa Kalifornia jest jednym z niewielu miejsc na świecie, gdzie w czasie krót-szym niż dwie godziny można przejechać samochodem z temperatur zimowych w tro-pikalne i Laura zawsze lubiła i podziwiała tę drogę.Cała trójka była ubrana odpo-wiednio do tej pogody: bawełniane skarpetki, zimowe buty, ciepła bielizna, pikowanespodnie, grube swetry i kurtki narciarskie.Jednakże za godzinę mieli znalezć się w cie-plejszym klimacie, w którym nikt już nie będzie się tak opatulał, a za dwie rozebraćsię do podkoszulków.Laura prowadziła, a zajmujący sąsiedni fotel Danny bawił się z siedzącym z ty-łu Chrisem w opracowaną podczas poprzednich wypraw grę, polegającą na kojarze-niu słów.Gęsto padający śnieg przykrywał nawet te odcinki drogi, które były w znacz-116nym stopniu osłonięte przez rosnące po obu jej stronach drzewa.W odkrytych miej-scach silnie miotany kapryśnymi podmuchami górskich powiewów śnieg tworzył bia-łe zasłony i wiry z milionów płatków, które czasami znacznie ograniczały widoczność.Jechała ostrożnie, nie zastanawiając się, czy dwugodzinna zwykle podróż do domu za-bierze im tym razem trzy lub cztery godziny.Wyjechali wcześnie i mieli masę czasu, iledusza zapragnie.Kiedy minęli szeroki zakręt parę mil na południe od domu i rozpoczęli półmilowypodjazd, zobaczyła czerwonego dżipa zaparkowanego na prawym poboczu i mężczy-znę w marynarskiej kurcie, stojącego na środku drogi.Schodził w dół ze wzgórza, ma-chając rękami, aby się zatrzymali.Pochylając się i starając się coś zobaczyć poprzez szalejące wycieraczki, Danny po-wiedział: Wygląda, jak gdyby mu coś nawaliło i jakby potrzebował pomocy. Patrol Packardów rusza na ratunek krzyknął Chris z tylnego siedzenia.Kiedy Laura zwolniła, facet na drodze zaczął szaleńczo wymachiwać rękami, wskazu-jąc, że mają przesunąć się ku prawemu poboczu drogi. Coś jest z nim nie tak. odezwał się zaniepokojony Danny.Tak, coś było nie tak.To był jej niezwykły obrońca.Po tych wszystkich latach jego wi-dok przeraził Laurę i wstrząsnął nią do głębi.10 [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.***W pazdzierniku 1986 roku, kiedy Chris skończył sześć lat, piąta powieść Laury,Rzeka bez końca, została wydana przy ogromnym aplauzie krytyki i w nakładach więk-szych niż poprzednie jej książki.Jej wydawca przepowiadał ten wielki sukces: Jest w niej cały ten humor, całe napięcie, cała tragiczność, cała ta diabelska mie-szanka z powieści Laury Shane, ale w jakiś sposób nie jest tak mroczna jak poprzedniei właśnie dlatego jest tak bardzo pociągająca.Przez dwa lata Laura i Danny zabierali Chrisa w góry San Bernardino do LakeArrowhead i Big Bear, przynajmniej na tydzień w każdym miesiącu, latem i zimą, abydziecko zobaczyło, że świat nie składa się wyłącznie z wygodnych, ucywilizowanychmiast i przedmieść, takich jak tereny Okręgu Orange.W końcu zdecydowali, że nad-szedł czas dogadzania własnym zachciankom i zakupili drugi dom w górach.Pozwalałim na to kwitnący rozwój jej kariery, sukcesy inwestycyjnej strategii Danny ego; nie bezznaczenia był także jej świeżej daty optymizm i związane z tym przekonanie, że żyćtrzeba nie tylko dla radości innych, ale i dla własnej.Jedenastopokojowy dom był zbudowany z kamienia i drzewa sekwojowego; stał natrzydziestoakrowym terenie tuż przy drodze stanowej nr 330, parę mil na wschód odBig Bear.Był on w istocie o wiele bardziej kosztowny niż dom w Orange Park Ackres.Teren był tu pokryty głównie jałowcem i różnego gatunku sosną, a najbliższy sąsiadmieszkał daleko poza zasięgiem wzroku.Gdy podczas ich pierwszego weekendu w tym115ustroniu budowali bałwana, na skraju kołyszącego się lasu, w odległości dwudziestu jar-dów, pojawiły się trzy sarny i patrzyły na nich z ciekawością.Chris był strasznie poruszony widokiem zwierząt i zanim tego wieczora został zapa-kowany do łóżka, oświadczył, że są to renifery Zwiętego Mikołaja.Upierał się, że to tu-taj, a nie, jak to się opowiada, na Biegun Północny po Bożym Narodzeniu udawał sięten wesoły grubas.Gwiazdy i wiatr wyszły w pazdzierniku 1987 roku i odniosły jeszcze większy suk-ces niż poprzednie książki.Film oparty na Niekończącej się rzece miał premierę w DzieńDziękczynienia i uzyskał w porównaniu do innych filmów wyprodukowanych w tam-tym roku rekordowe wpływy w pierwszym tygodniu eksploatacji.W piątek, 8 stycznia 1988, uniesieni radością z powodu pierwszego miejsca, które jużod 5 tygodni na liście Timesa zajmowały Gwiazdy i wiatr, zaraz po powrocie Chrisa zeszkoły pojechali do Big Bear na całe popołudnie.W następny wtorek przypadały trzy-dzieste trzecie urodziny Laury i z tej okazji planowali urządzić nieco wcześniejszą uro-czystość, tylko we trójkę, wysoko w górach, gdzie śnieg lśni jak lukier na torcie, a wiatrśpiewa swoją pieśń.W sobotę rano przyzwyczajone już do ich obecności sarny zbliżyły się do domu naodległość dwudziestu stóp.Ale Chris był już dojrzałym siedmiolatkiem i w szkole do-wiedział się, że gadki o Zwiętym Mikołaju nie są prawdziwe, więc nie upierał się dłużej,że są one czymś więcej niż tylko zwyczajnymi sarnami.Weekend udał się pierwszorzędnie, chyba najbardziej ze wszystkich, jakie spędzi-li w górach, ale musieli go skrócić.Mieli zamiar wyjechać w poniedziałek o szóstejrano, aby znalezć się w Okręgu Orange na tyle wcześnie, żeby zawiezć Chrisa do szko-ły.Jednak zapowiadano silną burzę śnieżną, nieco wczesną, jak na tę porę roku, i choćznajdowali się tylko o dziewięćdziesiąt minut drogi od ciepłego wybrzeża, prognozyprzewidywały dwie stopy śniegu.Nie chcąc, aby śnieg ich zatrzymał i pozbawił Chrisadnia szkoły taka możliwość była całkiem realna, mimo że mieli blazera z napędemna obie osie zamknęli swój wielki dom z kamienia i sekwoi i pojechali na południe,wzdłuż drogi stanowej nr 330.Było parę minut po czwartej.Południowa Kalifornia jest jednym z niewielu miejsc na świecie, gdzie w czasie krót-szym niż dwie godziny można przejechać samochodem z temperatur zimowych w tro-pikalne i Laura zawsze lubiła i podziwiała tę drogę.Cała trójka była ubrana odpo-wiednio do tej pogody: bawełniane skarpetki, zimowe buty, ciepła bielizna, pikowanespodnie, grube swetry i kurtki narciarskie.Jednakże za godzinę mieli znalezć się w cie-plejszym klimacie, w którym nikt już nie będzie się tak opatulał, a za dwie rozebraćsię do podkoszulków.Laura prowadziła, a zajmujący sąsiedni fotel Danny bawił się z siedzącym z ty-łu Chrisem w opracowaną podczas poprzednich wypraw grę, polegającą na kojarze-niu słów.Gęsto padający śnieg przykrywał nawet te odcinki drogi, które były w znacz-116nym stopniu osłonięte przez rosnące po obu jej stronach drzewa.W odkrytych miej-scach silnie miotany kapryśnymi podmuchami górskich powiewów śnieg tworzył bia-łe zasłony i wiry z milionów płatków, które czasami znacznie ograniczały widoczność.Jechała ostrożnie, nie zastanawiając się, czy dwugodzinna zwykle podróż do domu za-bierze im tym razem trzy lub cztery godziny.Wyjechali wcześnie i mieli masę czasu, iledusza zapragnie.Kiedy minęli szeroki zakręt parę mil na południe od domu i rozpoczęli półmilowypodjazd, zobaczyła czerwonego dżipa zaparkowanego na prawym poboczu i mężczy-znę w marynarskiej kurcie, stojącego na środku drogi.Schodził w dół ze wzgórza, ma-chając rękami, aby się zatrzymali.Pochylając się i starając się coś zobaczyć poprzez szalejące wycieraczki, Danny po-wiedział: Wygląda, jak gdyby mu coś nawaliło i jakby potrzebował pomocy. Patrol Packardów rusza na ratunek krzyknął Chris z tylnego siedzenia.Kiedy Laura zwolniła, facet na drodze zaczął szaleńczo wymachiwać rękami, wskazu-jąc, że mają przesunąć się ku prawemu poboczu drogi. Coś jest z nim nie tak. odezwał się zaniepokojony Danny.Tak, coś było nie tak.To był jej niezwykły obrońca.Po tych wszystkich latach jego wi-dok przeraził Laurę i wstrząsnął nią do głębi.10 [ Pobierz całość w formacie PDF ]