[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy był mu wdzięczny, czy też rozgniewał się za jakąś protekcjonalność, o którą mógł go podejrzewać? Ethan nie miał chwili czasu, żeby zastanawiać się nad stanem umysłu rycerza.Trzeba było pochować kable, rozprostować liny, dodać ducha marynarzom.Po całym pokładzie rozbrzmiewały rozkazy.Kliper lodowy zaczął zataczać wielkie koło.Ten kurs poprowadzi ich po krzywej na wschód, potem na północ, prosto we frontową falę nawałnicy.Kiedy dmuchnie im w plecy, sami pomkną jak wicher w kierunku niemalże ukończonego przejazdu w wale i rozbiją pozostałe bryły lodu.Istniały też jeszcze inne scenariusze, inne możliwości, ale Ethan wolał nie brać ich pod uwagę.Kiedy patrzył na to chłodnym okiem, z punktu widzenia sztuki żeglarskiej plan ten był w stu procentach realny, gorzej jeśli zaczynały grać emocje.Nawałnica wydawała się dosłownie sięgać po nich, kiedy zbliżali się do punktu leżącego w połowie zataczanego kręgu.Tak blisko frontu fali powrotnej niebo przypominało rozległy płat z czarnego, lanego żelaza, który wznosił się groźnie w górę po ich lewej stronie, gotów zwalić się w każdej chwili i zgruchotać miękkie drewno i jeszcze delikatniejsze stworzenia, żeby z nich tylko różnokolorowe plamy na oceanie zostały.Jeżeli popełnili w swoich obliczeniach jakąś pomyłkę i Rifs uderzy w statek od burty, niewątpliwie wywróci go do góry dnem i rozniesie na drzazgi maszty, kabiny, pokład i załogę.Migocąc jak złota nić w aksamitnej opończy błyskawica utorowała sobie drogę w dół przez wrzące ciemności.Do uszu załogi doszły grzmoty i trzaski, te okrzyki wojenne nieprzyjaznej pogody i pobudziły ich do jeszcze szybszej pracy, do bardziej wytężonych wysiłków, żeby w porę zawrócić statek.Rifs niezdarnie, po omacku poszukiwał statku.Te pierwsze dotknięcia nie były jeszcze gwałtowne, ale nie przypominały równomiernych, przyjaznych, codziennych wiatrów Tran-ky-ky.Skończył się już ich wytrwały pęd na zachód.Naokoło Ethana prześlizgiwały się niespokojne powiewy.Martwe podmuchy przelatywały obok niego kręcąc się rozpaczliwie i pomykając to tu, to tam, jak przestraszone króliki, szukające jamy.– Na włosku to wszystko wisi, mój chłopcze – powiedział September posępnym głosem, jakiego Ethan jeszcze nigdy u niego nie słyszał.Olbrzym obiema rękami ciasno obejmował parę sztagów grotmasztu.Ethan wybrał sobie bardziej solidną drewnianą poręcz, oplótł nogą jedną z podtrzymujących poręcz balasek, a ręce zaplótł na górnej poręczy.W chwili kiedy Slanderscree wykonała pełny obrót i ustawiła się dziobem na południe, Rifs skoczył na nich, desperacko usiłując schwytać swoją ofiarę.Niebo zmieniło się z niebieskiego na czarne.Grzmoty waliły w uszy zaokrąglone i spiczaste bez różnicy.Wielkie ostrza elektrycznej śmierci polowały na umykającą tratwę.Rifs przypominał Ethanowi to jednookie stworzenie, mięsiste i świecące, z którym walczyli pod powierzchnią oceanu, uciekając z lochów Poyolavomaaru.Rozjarzone oko, gigantyczna paszcza pełna szczerbatych zębów.Tylko że teraz te zęby znajdowały się o całe kilometry nad nimi i były żółtozłote, a nie przeźroczyste.Z trudnością oderwał wzrok od zbliżającego się wału lodowego i skierował go na pokład sterowy.Ta-hoding, który bardziej w tej chwili przypominał granitowy głaz niż ich tłustego kapitana, stał zaparty o środek wielkiego koła i z mozołem pomagał swoim sternikom.Mknęli już chyba z szybkością blisko stu kilometrów na godzinę.Rifs dmuchnął znowu z pełną mocą, wydął żagle jeszcze bardziej do przodu i zwiększył ich prędkość.Jeżeli przy tej szybkości nie trafią na przejazd, nie będą się już musieli martwić Rifsem.Kliper lodowy rozleci się na kawałki.Z jego załogi nawet plama nie zostanie.Ale nie tylko takie niebezpieczeństwo im groziło, nawet jeżeli trafią na przejazd ale pod zbyt dużym kątem w jedną albo drugą stronę, szczerbate głazy lodowe mogą pourywać podpory, zwalić im maszty na głowy, a nawet roztrzaskać burty.Nad głowami mieli czerń, na ich spotkanie pędziła biel.Niesione wiatrem cząsteczki lodu i śniegu gwizdały Ethanowi po masce jak pociski z miliona maleńkich dział i utrudniały patrzenie.Teraz już ryk nawałnicy wydawał się mieć swoje źródło gdzieś między jego uszami, powodował odrętwienie zmysłów, płatał figle jego zdolnościom postrzegania.Czy nie dojechali jeszcze do wału? W chwili kiedy Slanderscree wjechała w przejazd, alabastrowy tunel przysłonił niemal całą czerń.Ethan podobnie jak wszyscy inni na pokładzie zebrał wszystkie siły w oczekiwaniu na ostateczne zderzenie.Rozległ się potworny, chrupliwy dźwięk.Nie potrafił powiedzieć, czy to statek uderzył w poszczerbione ściany przelatujące pędem po obu jego stronach, czy też trafił go piorun.Przez chwilę kliper kołysał się szaleńczo.I oto znaleźli się po drugiej stronie, białe mury zniknęły, czysty lód przemykał pod płozami statku.Walcząc z wiatrem obejrzeli się do tyłu i zobaczyli wał ciśnieniowy od strony południowej.Oddalał się od nich w szalonym tempie.Ethan sięgnął wzrokiem w przód i już wiedział, co tam zobaczy.Chyba gdzieś jakieś fatum musiało zdecydować, że Slanderscree nie dane było podróżować z bukszprytem.Ale poza tym drobnym uszkodzeniem kliper raczej dobrze sobie poradził w zderzeniu z lodem.Maszty nie wywróciły się, na pokładzie nie widać było żadnego pęknięcia.Nagle coś podrażniło mu usta.Rozchylił wargi, wessał jakąś słonawą ciecz.Osłaniając twarz przed wiatrem uchylił maskę.Lodowate palce rękawic pomacały nagą skórę, poczuł, że leci mu krew z nosa.Obmacał go.Chyba nie był złamany.Ale czuł się tak, jakby stało się z nim coś jeszcze gorszego, poza tym krew brudziła mu kombinezon od środka.Rozejrzał się, zobaczył, jak inni członkowie załogi zbierają się z pokładu, na który się powywracali albo na który rzuciło ich, kiedy taranowali ostatnie bloki lodu.Jakim cudem ci w olinowaniu zdołali się utrzymać na górze, w to wolał nie wnikać.Żagle wytrwale trzymały się rei, reje masztów, maszty trzeszczały w gniazdach pokładowych, załoga wytrwale zanosiła modły do wszelakich osobistych bóstw, jakie wielbiła, żeby całość nie rozłożyła się ponownie na swoje części składowe, a Slanderscree mknęła na południe z szybkością stu sześćdziesięciu kilometrów na godzinę.* * *Tran ukląkł w przejeździe przez wał ciśnieniowy.Futrzaste palce zebrały kilka niebiałych, nielodowych fragmentów.W większości były one cienkie i nieregularne [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Czy był mu wdzięczny, czy też rozgniewał się za jakąś protekcjonalność, o którą mógł go podejrzewać? Ethan nie miał chwili czasu, żeby zastanawiać się nad stanem umysłu rycerza.Trzeba było pochować kable, rozprostować liny, dodać ducha marynarzom.Po całym pokładzie rozbrzmiewały rozkazy.Kliper lodowy zaczął zataczać wielkie koło.Ten kurs poprowadzi ich po krzywej na wschód, potem na północ, prosto we frontową falę nawałnicy.Kiedy dmuchnie im w plecy, sami pomkną jak wicher w kierunku niemalże ukończonego przejazdu w wale i rozbiją pozostałe bryły lodu.Istniały też jeszcze inne scenariusze, inne możliwości, ale Ethan wolał nie brać ich pod uwagę.Kiedy patrzył na to chłodnym okiem, z punktu widzenia sztuki żeglarskiej plan ten był w stu procentach realny, gorzej jeśli zaczynały grać emocje.Nawałnica wydawała się dosłownie sięgać po nich, kiedy zbliżali się do punktu leżącego w połowie zataczanego kręgu.Tak blisko frontu fali powrotnej niebo przypominało rozległy płat z czarnego, lanego żelaza, który wznosił się groźnie w górę po ich lewej stronie, gotów zwalić się w każdej chwili i zgruchotać miękkie drewno i jeszcze delikatniejsze stworzenia, żeby z nich tylko różnokolorowe plamy na oceanie zostały.Jeżeli popełnili w swoich obliczeniach jakąś pomyłkę i Rifs uderzy w statek od burty, niewątpliwie wywróci go do góry dnem i rozniesie na drzazgi maszty, kabiny, pokład i załogę.Migocąc jak złota nić w aksamitnej opończy błyskawica utorowała sobie drogę w dół przez wrzące ciemności.Do uszu załogi doszły grzmoty i trzaski, te okrzyki wojenne nieprzyjaznej pogody i pobudziły ich do jeszcze szybszej pracy, do bardziej wytężonych wysiłków, żeby w porę zawrócić statek.Rifs niezdarnie, po omacku poszukiwał statku.Te pierwsze dotknięcia nie były jeszcze gwałtowne, ale nie przypominały równomiernych, przyjaznych, codziennych wiatrów Tran-ky-ky.Skończył się już ich wytrwały pęd na zachód.Naokoło Ethana prześlizgiwały się niespokojne powiewy.Martwe podmuchy przelatywały obok niego kręcąc się rozpaczliwie i pomykając to tu, to tam, jak przestraszone króliki, szukające jamy.– Na włosku to wszystko wisi, mój chłopcze – powiedział September posępnym głosem, jakiego Ethan jeszcze nigdy u niego nie słyszał.Olbrzym obiema rękami ciasno obejmował parę sztagów grotmasztu.Ethan wybrał sobie bardziej solidną drewnianą poręcz, oplótł nogą jedną z podtrzymujących poręcz balasek, a ręce zaplótł na górnej poręczy.W chwili kiedy Slanderscree wykonała pełny obrót i ustawiła się dziobem na południe, Rifs skoczył na nich, desperacko usiłując schwytać swoją ofiarę.Niebo zmieniło się z niebieskiego na czarne.Grzmoty waliły w uszy zaokrąglone i spiczaste bez różnicy.Wielkie ostrza elektrycznej śmierci polowały na umykającą tratwę.Rifs przypominał Ethanowi to jednookie stworzenie, mięsiste i świecące, z którym walczyli pod powierzchnią oceanu, uciekając z lochów Poyolavomaaru.Rozjarzone oko, gigantyczna paszcza pełna szczerbatych zębów.Tylko że teraz te zęby znajdowały się o całe kilometry nad nimi i były żółtozłote, a nie przeźroczyste.Z trudnością oderwał wzrok od zbliżającego się wału lodowego i skierował go na pokład sterowy.Ta-hoding, który bardziej w tej chwili przypominał granitowy głaz niż ich tłustego kapitana, stał zaparty o środek wielkiego koła i z mozołem pomagał swoim sternikom.Mknęli już chyba z szybkością blisko stu kilometrów na godzinę.Rifs dmuchnął znowu z pełną mocą, wydął żagle jeszcze bardziej do przodu i zwiększył ich prędkość.Jeżeli przy tej szybkości nie trafią na przejazd, nie będą się już musieli martwić Rifsem.Kliper lodowy rozleci się na kawałki.Z jego załogi nawet plama nie zostanie.Ale nie tylko takie niebezpieczeństwo im groziło, nawet jeżeli trafią na przejazd ale pod zbyt dużym kątem w jedną albo drugą stronę, szczerbate głazy lodowe mogą pourywać podpory, zwalić im maszty na głowy, a nawet roztrzaskać burty.Nad głowami mieli czerń, na ich spotkanie pędziła biel.Niesione wiatrem cząsteczki lodu i śniegu gwizdały Ethanowi po masce jak pociski z miliona maleńkich dział i utrudniały patrzenie.Teraz już ryk nawałnicy wydawał się mieć swoje źródło gdzieś między jego uszami, powodował odrętwienie zmysłów, płatał figle jego zdolnościom postrzegania.Czy nie dojechali jeszcze do wału? W chwili kiedy Slanderscree wjechała w przejazd, alabastrowy tunel przysłonił niemal całą czerń.Ethan podobnie jak wszyscy inni na pokładzie zebrał wszystkie siły w oczekiwaniu na ostateczne zderzenie.Rozległ się potworny, chrupliwy dźwięk.Nie potrafił powiedzieć, czy to statek uderzył w poszczerbione ściany przelatujące pędem po obu jego stronach, czy też trafił go piorun.Przez chwilę kliper kołysał się szaleńczo.I oto znaleźli się po drugiej stronie, białe mury zniknęły, czysty lód przemykał pod płozami statku.Walcząc z wiatrem obejrzeli się do tyłu i zobaczyli wał ciśnieniowy od strony południowej.Oddalał się od nich w szalonym tempie.Ethan sięgnął wzrokiem w przód i już wiedział, co tam zobaczy.Chyba gdzieś jakieś fatum musiało zdecydować, że Slanderscree nie dane było podróżować z bukszprytem.Ale poza tym drobnym uszkodzeniem kliper raczej dobrze sobie poradził w zderzeniu z lodem.Maszty nie wywróciły się, na pokładzie nie widać było żadnego pęknięcia.Nagle coś podrażniło mu usta.Rozchylił wargi, wessał jakąś słonawą ciecz.Osłaniając twarz przed wiatrem uchylił maskę.Lodowate palce rękawic pomacały nagą skórę, poczuł, że leci mu krew z nosa.Obmacał go.Chyba nie był złamany.Ale czuł się tak, jakby stało się z nim coś jeszcze gorszego, poza tym krew brudziła mu kombinezon od środka.Rozejrzał się, zobaczył, jak inni członkowie załogi zbierają się z pokładu, na który się powywracali albo na który rzuciło ich, kiedy taranowali ostatnie bloki lodu.Jakim cudem ci w olinowaniu zdołali się utrzymać na górze, w to wolał nie wnikać.Żagle wytrwale trzymały się rei, reje masztów, maszty trzeszczały w gniazdach pokładowych, załoga wytrwale zanosiła modły do wszelakich osobistych bóstw, jakie wielbiła, żeby całość nie rozłożyła się ponownie na swoje części składowe, a Slanderscree mknęła na południe z szybkością stu sześćdziesięciu kilometrów na godzinę.* * *Tran ukląkł w przejeździe przez wał ciśnieniowy.Futrzaste palce zebrały kilka niebiałych, nielodowych fragmentów.W większości były one cienkie i nieregularne [ Pobierz całość w formacie PDF ]