[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Możemy się założyć, że tak nie będzie? - spytała Jane.- Nie namówisz nas do tego - odparł Paul.- Boicie się?- Strasznie.Puścisz nas z torbami.- Pozwolę wam dalej tu mieszkać.- Jesteś wspaniałomyślna.- Ustalę niski czynsz.- Ach, to dziecko ma doprawdy złote serce!Kiedy tak przekomarzał się z Jane, Carol analizowała swój zestaw liter.- Hej - powiedziała.- Mam litery, które pasują do słowa Jane.- Dodała K, E, W do R, tworząc słowo KREW.- Z tego, co widzę - odrzekł Paul - jest to zabawa w poderżnięcie gardła.Carol i Jane skrytykowały kiepski dowcip i uzupełniły swoje zestawy liter, dobierając ze stosiku leżącego na pokrywce pudełka.Paul ze zdumieniem stwierdził, że ze swojego siedmioliterowego zestawu może ułożyć jedynie słowo ŚMIERĆ, kontynuując ten makabryczny temat.- Niesamowite - rzekła Carol.- A tu jeszcze coś bardziej niesamowitego - odezwała się Jane, uzupełniając w drugiej kolejce słowo OSTRZE słowem POGRZEB.ŚMPKIOSTRZEGERRWĆZEBPaul wpatrywał się w planszę.Nagle poczuł niepokój.Jaka jest szansa, aby pierwsze cztery słowa w grze wykazywały tak ścisłe powiązanie tematyczne? Jedna na dziesięć tysięcy? Nie.Jeszcze mniej.Jedna na sto tysięcy? Jedna na milion?Carol podniosła wzrok znad swojego zestawu niezwykłych liter.- W to już na pewno nie uwierzycie.ŚMPKIOSTRZEGERZAMORDOWAĆZEB- Zamordować? - powiedział Paul.- Och, daj spokój.Wystarczy już tego.Zabieraj to słowo i ułóż jakieś inne.- Nie mogę - powiedziała Carol.- Mam tylko takie.Z pozostałych liter nie da się nic ułożyć.- Ale możesz wstawić MA i AĆ po obu stronach Z w słowie POGRZEB.Powstanie wtedy MAZAĆ zamiast ZAMORDOWAĆ.- Z pewnością, ale zarobię mniej punktów.Widzisz? Nie ma tu pola z podwójną punktacją.Kiedy Paul słuchał wyjaśnienia Carol, poczuł się dziwnie.Lodowaty chłód w środku ciała.Pustka.Balansowanie na linie i świadomość, że spadnie, spadnie, spadnie.Ogarnęło go déjŕ vu; niesamowite uczucie, że już kiedyś przeżywał tę scenę.A przecież nic takiego nigdy nie miało miejsca.Skąd więc ta pewność, że był świadkiem podobnych wydarzeń? W momencie postawienia pytania znalazł na nie odpowiedź.Uczucie déjŕ vu niewiele miało wspólnego z makabrycznym zestawem słów w niewinnej grze.Raczej ponownie przeżywał coś, jak w ubiegłym tygodniu na strychu, gdy tajemniczy stukający dźwięk wydawał się wychodzić z rozrzedzonego powietrza na wprost jego twarzy, gdy każde łup! brzmiało jak młot kowalski walący w kowadło gdzieś w innym wymiarze czasu i przestrzeni.Tak właśnie czuł się teraz, nad planszą gry w obliczu czegoś niezwyczajnego, nienaturalnego, może nadnaturalnego.- Posłuchaj, po prostu zabierz te ostatnie litery z planszy, włóż z powrotem do pudełka, wybierz nowe i ułóż jakieś inne słowo zamiast ZAMODROWAĆ - zwrócił się do Carol.Dostrzegł, że była przerażona jego propozycją.- Dlaczego mam to zrobić? - spytała.Paul zmarszczył brwi.- Ostrze, krew, śmierć, pogrzeb, zamordować - cóż to za zestaw słów w miłej, spokojnej, przyjacielskiej grze?Wpatrywała się w niego przez chwilę, a jej przenikliwe spojrzenie sprawiło, że poczuł się trochę nieswojo.- To tylko zbieg okoliczności - tłumaczyła zakłopotana jego napięciem.- Wiem, że to tylko zbieg okoliczności - odrzekł, chociaż nie mógł pozbyć się osobliwego przeświadczenia, że słowa na planszy to dzieło jakiejś siły o wiele potężniejszej niż zwykły przypadek.- A jednak dostałem gęsiej skórki - powiedział nieprzekonująco.Odwrócił się do Jane, szukając sprzymierzeńca.- Czy ty nie dostajesz gęsiej skórki?- Tak.Trochę - zgodziła się.- Ale jest to także fascynujące.Zastanawiam się, jak długo możemy jeszcze układać słowa, które pasują tematycznie.- Ja też jestem ciekawa.- Carol żartobliwie klepnęła Paula po ramieniu.- Wiesz, na czym polega twój kłopot, kochanie? Nie masz w sobie za grosz ciekawości naukowca.No, dalej.Twoja kolej.Po ułożeniu na planszy słowa ŚMIERĆ nie uzupełnił zapasu liter.Wyciągnął cztery tekturowe kwadraciki i położył je przed sobą.Zamarł.O Boże.Znów znajdował się na linie, krocząc ponad wielką otchłanią.- I co? - spytała Carol.Zbieg okoliczności.To musiał być zbieg okoliczności.- I co?Podniósł na nią wzrok.- Co tam masz? - spytała.Oniemiały, przeniósł spojrzenie na dziewczynkę.Pochylona nad stołem jak Carol, niecierpliwie oczekiwała odpowiedzi, czy makabryczny ciąg ma kontynuację.Paul opuścił oczy na rząd liter w drewnianej przegródce.To słowo wciąż tu było.Niemożliwe.A jednak.- Paul?Zareagował tak szybko i gwałtownie, że Carol i Jane aż podskoczyły.Zgarnął litery z przegródki i niemal cisnął je z powrotem do pudełka.Zmiótł pięć wstrętnych wyrazów z planszy, zanim ktokolwiek zdołał zaprotestować, i zmieszał tabliczki z pozostałymi.- Paul, na litość boską!- Zaczniemy od nowa - oznajmił.- Może te słowa was nie drażniły, ale mnie tak.Jeśli chcę słuchać o krwi, śmierci i mordowaniu, włączam dziennik.- Jakie słowo miałeś? - dopytywała się Carol.- Nie wiem - skłamał.- Nie dopasowałem do pozostałych liter.Daj spokój, zacznijmy od nowa.- Jednak coś ułożyłeś - stwierdziła.- Nie.- Mnie też się wydaje, że pan coś ułożył - odezwała się Jane.- Przyznaj się - prosiła Carol.- W porządku, miałem słowo.Obsceniczne.Dżentelmen, taki jak ja, nie użyłby go w wyrafinowanej grze, i to w obecności dam.W oczach Jane zamigotały ogniki przekory.- Naprawdę? Niech pan powie.Niech pan nie będzie nudny.- Nudny? Cóż to za maniery, młoda damo?- E tam, maniery!- Nie masz ani krzty skromności?- Ani trochę.- Pochodzisz z motłochu?- A z motłochu.- Kiwnęła głową stanowczo.- Z motłochu z dziada pradziada.Więc niech nam pan powie, co to za słowo.- Wstyd, wstyd, wstyd! - odparł.Udało mu się jednak zmienić temat i zaczęli nową grę.Tym razem wszystkie słowa były zwyczajne i nie tworzyły żadnego niepokojącego ciągu.Później, w łóżku, kochał się z Carol.Nie był specjalnie podniecony.Chciał po prostu znaleźć się jak najbliżej niej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.- Możemy się założyć, że tak nie będzie? - spytała Jane.- Nie namówisz nas do tego - odparł Paul.- Boicie się?- Strasznie.Puścisz nas z torbami.- Pozwolę wam dalej tu mieszkać.- Jesteś wspaniałomyślna.- Ustalę niski czynsz.- Ach, to dziecko ma doprawdy złote serce!Kiedy tak przekomarzał się z Jane, Carol analizowała swój zestaw liter.- Hej - powiedziała.- Mam litery, które pasują do słowa Jane.- Dodała K, E, W do R, tworząc słowo KREW.- Z tego, co widzę - odrzekł Paul - jest to zabawa w poderżnięcie gardła.Carol i Jane skrytykowały kiepski dowcip i uzupełniły swoje zestawy liter, dobierając ze stosiku leżącego na pokrywce pudełka.Paul ze zdumieniem stwierdził, że ze swojego siedmioliterowego zestawu może ułożyć jedynie słowo ŚMIERĆ, kontynuując ten makabryczny temat.- Niesamowite - rzekła Carol.- A tu jeszcze coś bardziej niesamowitego - odezwała się Jane, uzupełniając w drugiej kolejce słowo OSTRZE słowem POGRZEB.ŚMPKIOSTRZEGERRWĆZEBPaul wpatrywał się w planszę.Nagle poczuł niepokój.Jaka jest szansa, aby pierwsze cztery słowa w grze wykazywały tak ścisłe powiązanie tematyczne? Jedna na dziesięć tysięcy? Nie.Jeszcze mniej.Jedna na sto tysięcy? Jedna na milion?Carol podniosła wzrok znad swojego zestawu niezwykłych liter.- W to już na pewno nie uwierzycie.ŚMPKIOSTRZEGERZAMORDOWAĆZEB- Zamordować? - powiedział Paul.- Och, daj spokój.Wystarczy już tego.Zabieraj to słowo i ułóż jakieś inne.- Nie mogę - powiedziała Carol.- Mam tylko takie.Z pozostałych liter nie da się nic ułożyć.- Ale możesz wstawić MA i AĆ po obu stronach Z w słowie POGRZEB.Powstanie wtedy MAZAĆ zamiast ZAMORDOWAĆ.- Z pewnością, ale zarobię mniej punktów.Widzisz? Nie ma tu pola z podwójną punktacją.Kiedy Paul słuchał wyjaśnienia Carol, poczuł się dziwnie.Lodowaty chłód w środku ciała.Pustka.Balansowanie na linie i świadomość, że spadnie, spadnie, spadnie.Ogarnęło go déjŕ vu; niesamowite uczucie, że już kiedyś przeżywał tę scenę.A przecież nic takiego nigdy nie miało miejsca.Skąd więc ta pewność, że był świadkiem podobnych wydarzeń? W momencie postawienia pytania znalazł na nie odpowiedź.Uczucie déjŕ vu niewiele miało wspólnego z makabrycznym zestawem słów w niewinnej grze.Raczej ponownie przeżywał coś, jak w ubiegłym tygodniu na strychu, gdy tajemniczy stukający dźwięk wydawał się wychodzić z rozrzedzonego powietrza na wprost jego twarzy, gdy każde łup! brzmiało jak młot kowalski walący w kowadło gdzieś w innym wymiarze czasu i przestrzeni.Tak właśnie czuł się teraz, nad planszą gry w obliczu czegoś niezwyczajnego, nienaturalnego, może nadnaturalnego.- Posłuchaj, po prostu zabierz te ostatnie litery z planszy, włóż z powrotem do pudełka, wybierz nowe i ułóż jakieś inne słowo zamiast ZAMODROWAĆ - zwrócił się do Carol.Dostrzegł, że była przerażona jego propozycją.- Dlaczego mam to zrobić? - spytała.Paul zmarszczył brwi.- Ostrze, krew, śmierć, pogrzeb, zamordować - cóż to za zestaw słów w miłej, spokojnej, przyjacielskiej grze?Wpatrywała się w niego przez chwilę, a jej przenikliwe spojrzenie sprawiło, że poczuł się trochę nieswojo.- To tylko zbieg okoliczności - tłumaczyła zakłopotana jego napięciem.- Wiem, że to tylko zbieg okoliczności - odrzekł, chociaż nie mógł pozbyć się osobliwego przeświadczenia, że słowa na planszy to dzieło jakiejś siły o wiele potężniejszej niż zwykły przypadek.- A jednak dostałem gęsiej skórki - powiedział nieprzekonująco.Odwrócił się do Jane, szukając sprzymierzeńca.- Czy ty nie dostajesz gęsiej skórki?- Tak.Trochę - zgodziła się.- Ale jest to także fascynujące.Zastanawiam się, jak długo możemy jeszcze układać słowa, które pasują tematycznie.- Ja też jestem ciekawa.- Carol żartobliwie klepnęła Paula po ramieniu.- Wiesz, na czym polega twój kłopot, kochanie? Nie masz w sobie za grosz ciekawości naukowca.No, dalej.Twoja kolej.Po ułożeniu na planszy słowa ŚMIERĆ nie uzupełnił zapasu liter.Wyciągnął cztery tekturowe kwadraciki i położył je przed sobą.Zamarł.O Boże.Znów znajdował się na linie, krocząc ponad wielką otchłanią.- I co? - spytała Carol.Zbieg okoliczności.To musiał być zbieg okoliczności.- I co?Podniósł na nią wzrok.- Co tam masz? - spytała.Oniemiały, przeniósł spojrzenie na dziewczynkę.Pochylona nad stołem jak Carol, niecierpliwie oczekiwała odpowiedzi, czy makabryczny ciąg ma kontynuację.Paul opuścił oczy na rząd liter w drewnianej przegródce.To słowo wciąż tu było.Niemożliwe.A jednak.- Paul?Zareagował tak szybko i gwałtownie, że Carol i Jane aż podskoczyły.Zgarnął litery z przegródki i niemal cisnął je z powrotem do pudełka.Zmiótł pięć wstrętnych wyrazów z planszy, zanim ktokolwiek zdołał zaprotestować, i zmieszał tabliczki z pozostałymi.- Paul, na litość boską!- Zaczniemy od nowa - oznajmił.- Może te słowa was nie drażniły, ale mnie tak.Jeśli chcę słuchać o krwi, śmierci i mordowaniu, włączam dziennik.- Jakie słowo miałeś? - dopytywała się Carol.- Nie wiem - skłamał.- Nie dopasowałem do pozostałych liter.Daj spokój, zacznijmy od nowa.- Jednak coś ułożyłeś - stwierdziła.- Nie.- Mnie też się wydaje, że pan coś ułożył - odezwała się Jane.- Przyznaj się - prosiła Carol.- W porządku, miałem słowo.Obsceniczne.Dżentelmen, taki jak ja, nie użyłby go w wyrafinowanej grze, i to w obecności dam.W oczach Jane zamigotały ogniki przekory.- Naprawdę? Niech pan powie.Niech pan nie będzie nudny.- Nudny? Cóż to za maniery, młoda damo?- E tam, maniery!- Nie masz ani krzty skromności?- Ani trochę.- Pochodzisz z motłochu?- A z motłochu.- Kiwnęła głową stanowczo.- Z motłochu z dziada pradziada.Więc niech nam pan powie, co to za słowo.- Wstyd, wstyd, wstyd! - odparł.Udało mu się jednak zmienić temat i zaczęli nową grę.Tym razem wszystkie słowa były zwyczajne i nie tworzyły żadnego niepokojącego ciągu.Później, w łóżku, kochał się z Carol.Nie był specjalnie podniecony.Chciał po prostu znaleźć się jak najbliżej niej [ Pobierz całość w formacie PDF ]