[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.By wyleczyć swoich pacjentów, Isthia nie wahała się przed wykorzystaniem najdziwniejszych środków.* * *— Jutro możecie złapać sobie własną — powiedziała Isthia, podając im na kolację rybę, warzywa i sałatę — i nazbierać zieleniny w moim ogródku.Proszę jedynie, byście jedli to, co złapiecie i zbierzecie.Znasz zwyczaje Deneba, Damio.— Nie marnuj niczego, a nie zabraknie ci niczego — dziewczyna wyrecytowała posłusznie.Cudowny aromat usmażonej na patelni ryby spowodował, że pociekła jej ślinka.— Ryby są pożywieniem dla mózgu, Afro — dodała — jest w nich dużo protein, a niewiele tłuszczu.Czy obowiązuje limit dziennych odłowów?— Oczywiście, że nie — zaprzeczyła Isthia.— Własnoręcznie zarybiłam jezioro, nie jest ono częścią urzędowych zasobów.Damia pochyliła się ponad blatem stołu ku Afrze, w jej oczach pojawiły się figlarne błyski.— Oznacza to, że Isthia zarezerwowała sobie wyłączne prawo do łapania ryb w tym jeziorze.Deneb nie może go wykorzystywać nawet w wypadku głodu.— Na Denebie nie ma plagi głodu, prawda?Zdumiony Afra przestał jeść.— Oczywiście, że nie — powiedziała Damia.— Głodu związanego z planetarnym stanem wyjątkowym.— Takim jak w przypadku Żuków? — zapytał Afra.— Właśnie.— Isthia sposępniała nieco.— Najpierw zatruli nasze jeziora, a potem odparowali z nich wodę.Wiele lat upłynęło, zanim odbudowaliśmy zbiorniki i ponownie napełniliśmy wodą.Z tego względu bogate w ryby jezioro może być uważane za bogactwo narodowe i włączone do planetarnych rezerw żywnościowych.Na szczęście zatrzymałam dla siebie co nieco w zanadrzu.— Na przykład to odosobnione miejsce? — zapytał Afra.— Rok upłynął, zanim udało mi się znaleźć odpowiednie miejsce, które traktowałam jako nagrodę — powiedziała Isthia.— Ale sprawa warta była zachodu.— Zachodu? Po tym wszystkim, co zrobiłaś dla Deneba? — oburzyła się Damia.— Z tego właśnie powodu — odparła Isthia i opowiedziała im o zmaganiach z władzami lokalnymi i centralnymi, budowniczymi, obrońcami przyrody oraz wydziałami opieki zdrowotnej, które niechętnym okiem patrzyły na jej pomysł osiedlenia się tak daleko od dużych skupisk populacji.— Rzucano mi kłody pod nogi i to bez mała dwa lata.Jednak dostałam to, czego chciałam, gdzie chciałam i nikt nie może odebrać tytułu własności ani mnie, ani moim spadkobiercom.— A co będziemy łowić? — zapytał Afra.— Tęczowego pstrąga — poinformowała go Isthia.— Wystarczy zarzucić haczyk z przynętą.Prędzej czy później jakaś ryba się zainteresuje.— To coś nowego, łapanie własnej kolacji — powiedział Afra.— Możesz to robić, prawda? Nie jest to chyba zabronione na Capelli? — Damia uświadomiła sobie, jak niewiele wie o Afrze Lyonie.— Nie — uspokoił ją z uśmiechem — żadna z zasad mojego wychowania nie zabrania mi łowienia ryb.— Pokażę wam jezioro po kolacji, będzie jeszcze dostatecznie jasno — obiecała Isthia.— Prawdę powiedziawszy, oglądanie zachodu słońca może nam dostarczyć niezapomnianych wrażeń.I rzeczywiście, tego wieczoru Deneb zgotował im widok nie lada.Do jeziora dochodziło się wąską ścieżką, która przecinała gęsty zagajnik drzew o strzelistych, pojedynczych pniach, z których wyrastały krótkie, liściaste gałęzie.Jezioro miało kształt kropli rosy, co nie dawało wyobrażenia o jego prawdziwych rozmiarach, bo Isthia wyprowadziła ich nad jego brzeg w zwężającej się części, gdzie znajdował się zasilający go strumień, spadający ze zbocza po ich prawej stronie.— Sama wybudowałam tę półkę — powiedziała babka Da-mii, prowadząc ich wzdłuż brzegu w lewo, gdzie kilka płaskich, czarnych kamieni tworzyło nieregularną w kształcie ławę.Po powierzchni wody ślizgały się wielonogie, nieco pa-jąkowate owady.Od czasu do czasu niewielkie zmarszczki fal wskazywały miejsce, gdzie kolejny wodny łyżwiarz padł ofiarą zgłodniałego mieszkańca głębin.Wieczorną ciszę zakłócały odgłosy zasypiającego ptactwa i brzęczenie budzących się nocnych żuków.Afra zarzucił kurtkę na ramiona Damii, bo powietrze nad jeziorem było chłodne.Przytuliła się mocno do niego.Otoczył ją ramieniem i przygarnął do siebie, tak jakby tego rodzaju swobodne obyczaje od dawna weszły mu w nawyk.Afra nie miał kłopotu, pomyślała, z przyzwyczajeniem się do zmiany stosunków, jaka zaszła pomiędzy nimi.Czując mocniej zaciskające się palce na swoim ramieniu, popatrzyła na niego podejrzewając, że jest nieposłuszny zakazom Isthii.Pochylił głowę w jej kierunku.— Dotknięcie jest tylko dotknięciem, Damio — powiedział cicho.— Nie denerwuj się.Jeszcze bardziej od ciebie muszę uważać, by nie wystawić na szwank procesu rekonwalescencji.Dziewczyna szybkim spojrzeniem obrzuciła babkę, która siedziała dyskretnie niczym duenna na drugim końcu kamiennej ławy.Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że Isthia ignoruje ich obecność.Damia uzmysłowiła sobie, że najprawdopodobniej nie była to wcale poza.Nie ulegało wątpliwości, że babka z wielką niechęcią opuszczała to tak odosobnione miejsce.Nie może zapomnieć podziękować jej za taką ofiarność.— Ofiarność — pomyślała Damia, czując ciężar na sercu.Tak wiele drobiazgów przypominało jej o Laraku! Palce Afry ponownie ścisnęły mocniej jej ramię, potrząsnęła głową, uwalniając się od bolesnych myśli [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl