[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tyle że głupi jak próchno, ale to normal-ne u faceta, któremu baba pada na mózg.Nie wymagajmy za wiele. No to do czego ona się rozczarowała? A bo, rozumiesz, wedle mojego rozeznania, on ma taki charakter, że jak jestwszystko dobrze i wszystko mu pasuje, to go do rany przyłóż.Ale wyobraz sobie, żewezmie ją na wiosenną wycieczkę w plenery, a ona uwielbia kaczeńce, gdyby miał dlaniej te kaczeńce zrywać, od razu miłość mu sklęśnie. Dlaczego akurat kaczeńce?  zdziwiła się Martusia.Zdziwiłam się bardziej. Jak to, nie wiesz, co to są kaczeńce i gdzie rosną? Ja się nie znam na roślinkach.To kwiatki, nie? Nie do wiary.Nigdy w życiu nie zrywałaś kaczeńców?! Jakoś się nie złożyło.Powinnam się kajać? To wezmę sobie jeszcze piwo do tegokajania, co?141  Nie zasługujesz, ale wez  przyzwoliłam surowo. Otóż kaczeńce mają to dosiebie, że rosną na mokradłach, prawie w wodzie, możesz tam wejść boso albo w gumia-kach, a wyobraz sobie, że on prosto z tej wycieczki chciał iść na kolację do Bristolu, doSheratona, no, symbolicznie, do Ritza.To jak.? A jakby ona woziła gumiaki dla niego.? Na nic, spodnie by mu się w gumiakach pogniotły. Mógł zdjąć spodnie i wejść boso. A rękawy od marynarki? I mankieciki od koszulki? Goły by musiał włazić, w sa-mych gaciach, a gdyby go kto w tych gaciach zobaczył? Czyli, bo ja ci charakter wyja-śniam, a nie sposoby zbierania wiosennego kwiecia, ona czegoś strasznie chce, on ją ko-cha i powinien jej tego dostarczyć, a tu chała.Niezdolny.I już się czuje ten gorszy, więcjakie ma wyjście? Proste, przestać ją kochać.Innymi słowy, jeśli coś mu nie gra i jest dlaniego ogólnie szkodliwe, odmienia mu się osobowość i takie parszywe z niego wyłazi. I ona go.!Pomachałam uspokajająco korkociągiem. Go, go.Nic takiego.Z każdego w sprzyjających okolicznościach parszywe wyła-zi, z tym że rozmaite.Większe, mniejsze, szkodliwe albo nie, okropne albo głupie, jaw-ne, tajne, przytłamszane, z tym że z przytłamszania na ogół biorą się nerwice, a zródełma to parszywe pięć tysięcy.Czasem bywa w ogóle maciupcie i byle jakie, i można niezwracać uwagi. Ale nią wstrząsnęło? Wstrząsnęło, bo myślała, że ją kocha porządniej, że jest mniej głupi i nie trzęsie siętak przerazliwie o własną opinię.Ale, moim zdaniem, trzęsienie było wynikiem padnię-cia na mózg.Z tym że do konkurencji z drugą żoną ona nie weszła i nie wejdzie, i ja sięjej nie dziwię, dla niej facet się skończył i zemsta byłaby dla niego niezasłużonym za-szczytem.Po krótkim namyśle i kolejnej puszce piwa Martusia przyznała mi słuszność.Przyglądałam się jej z zazdrością, jakim cudem ona od tego piwa wcale nie tyła? I nieszkodziło jej, przeciwnie, nabierała wigoru i bystrości, szczególna jakaś właściwość or-ganizmu. To co teraz?  spytała trochę niepewnie. Nie wiem  wyznałam z żalem. I nie wiem, co zrobią gliny.Bo przyczyn, dlaktórych druga żona trzasnęła własną przyjaciółkę, w ogóle nie umiem sobie wyobra-zić, więc może to jednak nie ona.Powinni znalezć dowody rzeczowe, broń palną, mi-kroślady. %7łakiet.Do tego, co miała na sobie, powinna była mieć żakiet. No właśnie, żakiet.I w ogóle strasznie myślę, czyby nie polecieć do domu ofiary, toznaczy do mojego byłego miejsca zamieszkania, ale jakoś mnie odrzuca.Niewłaściwychludzi znamy.142  One się chyba pokłóciły  rzekła po chwili Martusia w zadumie. Te dwie przy-jaciółki.Jedna dla drugiej załatwiła męża, ale ta jedna była na kompromitującym pozio-mie, więc ta druga nie chciała jej znać.A ta jedna miała nadzieję wejść do eleganckie-go towarzystwa.tylko mnie nie pytaj przypadkiem, co to jest eleganckie towarzystwo,ja sobie teraz wyobrażam, co ona mogła myśleć! Pchała się nachalnie, tak jak do ciebie,więc nie było innego sposobu, żeby się jej pozbyć.Musiała ją zabić. Całkiem niezła myśl  pochwaliłam. Pomijając, oczywiście, kwestię eleganc-kiego towarzystwa.O, masz rację, ten mąż, trzęsący się o swoją opinię! Albo nienawi-dziła pierwszej żony tak okropnie, że jeszcze i zbrodnię postanowiła na nią zwalić, bo,prawdę mówiąc, motyw żywej Borkowskiej krzyczy wielkim głosem.Ja wiem, że to nieona, po rozmowie z nią jestem pewna, ale ja, sama jedna na całe sądownictwo nie wy-starczę. Skoro jest niewinna, zamkną ją z pewnością  zmartwiła się Martusia.Kiwnęłam głową. Zgadza się, powinnyśmy jej pomóc. Jak.? Nie wiem.Czekaj, niech pomyślę.Pomysł, który mi zaświtał, był tak kretyński, że bezwzględnie musiałam go zrealizo-wać, i to jak najszybciej.Martusia prawie się go przestraszyła, ale zarazem zaintereso-wała niezmiernie, do tego stopnia, że zdecydowała się zostać do jutra nawet o poran-ku łapać kota.* * * Dosyć tego grzęzawiska umysłowego, bierzemy się za konkrety  zarządził ener-gicznie Bieżan po zgromadzeniu wszystkich relacji wywiadowców i wyników badańz laboratorium. Po kolei.%7łakiet. Gdyby tak w porządku alfabetycznym, żakiet byłby na końcu  wymamrotał podnosem Górski.Bieżan łypnął na niego okiem z wyrazną troską. Ta ilość bab cię ogłupiła.Opanuj się, owszem, same baby, rozumiem, że ciężko zro-zumieć.tfu, mnie też ogłupiły. Babska zbrodnia. Zapomnij o płci.Sprawca rodzaju męskiego może się również, jako sprawca, oka-zać debilem.Hipoteza się rysuje i musimy ją przyjąć, bo nic nam innego nie pozostaje.Jedyny świadek naoczny.Owszem, jednego naocznego świadka zbrodni znaleziono z potwornym wysiłkiem.W odległości dokładnie stu dwunastu metrów w linii prostej od miejsca przestępstwaczłowiek skończył właśnie murować komin na budynku w stanie surowym i zrobił so-143 bie malutką przerwę na papierosa.Inni już zeszli z dachu, on został ostatni i przez teparę minut gapił się na okolicę.Widział rząd domków jednorodzinnych po drugiej stro-nie drogi, na wyrost noszącej miano ulicy, na owej drodze było pusto, z rzędu dwunastudomków zamieszkała była zaledwie połowa, resztę niemrawo wykańczano, od jego pra-wej strony nadjechał jakiś biały samochód, diabli wiedzą co to było, z daleka nie rozpo-znał, ale zaciekawił się, bo samochód jechał jakoś niezdecydowanie.Nadjechał szybko,bardzo zwolnił, znów ruszył szybciej, więc tak patrzył, co zrobi dalej.O wykopie w po-przek wiedział, ostatnie parę dni pracował na dachu i miał niezły widok na te sztuki,które kierowcy tam wyczyniali, z pustej ciekawości chciał zobaczyć, wrąbie się w tendół czy nie.Samochód zwolnił przy tym niskim, z czerwonym dachem, on zamieszkały,drugi za nim pusty, kolejny zamieszkały, ale nikogo akurat przy nim nie było, następnydo tej pory był pusty, teraz jednak już jakieś rzeczy przywiezli i chyba ludzka osoba cośw środku robiła, otwierane okno w słońcu błyskało, ale to trochę przedtem, jak jeszczemurował.A zaraz za tym domem dół.Samochód zatrzymał się, w dół nie wleciał, człowiek przy kominie poczuł się odro-binę rozczarowany, jednakże patrzył, bo innych atrakcji nie było, a chciał spokojnie dokońca wypalić.Samochód zawrócił.Tak głupio zawracał, że chyba przy kierownicy mu-siała siedzieć baba, o mało się nie władował kufrem w ogrodzenie.Ruszył z powro-tem, powoli, zatrzymał się przy tym domu, o, pustym jeszcze, jakaś osoba z niego wy-siadła, nie tak od razu, tylko po dłuższej chwili.Od strony pasażera wysiadła, z przo-du [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl