[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Głowę daję, że niczego takiego drugiego na świecie nie ma i niebędzie.Jeśli pan o tym coś słyszał.jeśli pan to widział.jeśli to macie.jeślito zginie.Popatrzyłam na niego wzrokiem prawdopodobnie dzikim i nie zdołałam sięopanować. Jeśli to zginie, zabiję pana osobiście! obiecałam gwałtownie i z najwięk-szym naciskiem, na jaki było mnie stać.Z tej obietnicy najwyrazniej w świecie i ku mojemu zdumieniu ucieszył sięogromnie. Bardzo jestem pani wdzięczny powiedział łagodnie. A teraz, jeśli niema pani nic przeciwko temu, chciałbym usłyszeć od pani całą prawdę, a nie te,rzekłbym, powierzchowne kawałki. Nie rzekłam stanowczo po krótkim namyśle, podejmując męską decy-zję. Do całej prawdy to pan sam dojdzie, bo ja jej nie znam.A te wszystkiewnioski, domysły i przeczucia, które się po mnie kotłują, mogę panu wyjawić,owszem, ale nie tu.Nie oficjalnie i nie do protokółu.Wyszłoby tego wprowa-dzanie władzy w błąd, a wprowadzać pana w błąd to ja mogę prywatnie, a nieurzędowo. I tak jestem pani wdzięczny.Pani pierwsza powiedziała mi dokładnie, coto jest, te muchy, rybki i chmurki.Momencik.Prywatnie, to znaczy, że co? To znaczy, że przyjdzie pan do mnie z wizytą albo co. Owszem, jestem zdolny do takiego poświęcenia.Skorzystam z pani zapro-szenia we właściwej chwili.Dziękuję bardzo, na razie jest pani wolna.179* * * Zastanawiam się, czy nie uciec od razu do Argentyny powiedziałamsmętnie do Kocia tego samego wieczoru. Nie wiem dlaczego akurat do Argentyny, ale wszyscy tam uciekają, więcwidocznie coś w tym jest.Nałgałam do niego tak okropnie.No, powiedzmy, żenie tyle nałgałam, ile tak strasznie nie powiedziałam tego co trzeba, że w życiu minie przebaczy.I nie wiem, co to znaczy, że jestem wolna na razie. Za fałszywe zeznania grozi kara do lat pięciu pocieszył mnie Kocio.A i to jeszcze nie zeznawałaś pod przysięgą, więc prawnie nic ci nie zrobi. Baby szukają.Pewnie ujrzał we mnie tę podejrzaną babę.Kocio zadomowił się już u mnie w pewnym stopniu i właśnie ustawiał na gaziegarnek z parówkami.Obejrzał się i popatrzył na mnie z lekką naganą. Uważam, że słusznie dałaś mu do zrozumienia, że dużo wiesz. Wiem i nie powiem, co? Ale fajnie! Ciekawi mnie.Urwałam na chwilę, precyzując sobie, co mnie ciekawi.Kocio z powątpiewaniem oglądał wielkiego pomidora. Zapal gaz pod czajnikiem poradziłam niecierpliwie. Trzeba go obrać ze skóry.Odlej trochę wody, żeby się szybciej zagotowała.Zdaje się, że gdzieś tam jest majonez i musztarda.I miska na tego pomidora.Siedziałam po drugiej, niejako gościnnej, stronie kuchni, przyzwyczajona dotego przez wymarzeńca, który sam życzył sobie wszystko robić, bo nikt inny niezrobiłby równie dobrze.Kocio z konieczności plątał się przy kuchence i zlewo-zmywaku.Rzecz jasna, kiedy on się tam plątał, ja już nie miałam do tych urządzeńdostępu, ponieważ moja kuchnia daleko odbiegała rozmiarami od stodoły.Nagleuprzytomniłam sobie, że byłoby znacznie prościej samej sięgać po to wszystkoniż udzielać mu instrukcji i pouczeń, i po cholerę ja się męczę tu, a on tam, za-miast postępować jak normalna kobieta.Do diabła, dosyć tej presji i tego robieniaze mnie pokraki, niewydarzonej i nieudolnej! Zjeżdżaj stąd, Kociu powiedziałam gniewnie, podnosząc się z krze-sła. Idz tam, a ja tu, to moja kuchnia.Ostatecznie możesz wyjąć szklanki i cotam jeszcze znajdziesz.Nie dam się dłużej terroryzować! Zdawało mi się, że wręcz przeciwnie zauważył delikatnie Kocio, niecozdziwiony, posłusznie zamieniając się ze mną na miejsca. Ja się wcale przyniczym nie upieram. Nie ty.To tamten.Mam go już naprawdę po dziurki w nosie.!Wspomnienie wymarzeńca w mojej kuchni rozwścieczyło mnie znienacka dotego stopnia, że zasadniczy temat wybiegł z mojego umysłu.Wróciłam do niegodopiero po dłuższej chwili.180Obierając ze skórki sparzonego pomidora i gorące parówki, wyjawiłam Ko-ciowi swoją niejasną myśl.Ciekawiła mnie reakcja kapitana na wzmiankę o tychosiemnastu latach.Właściwie była żadna.Dlaczego.? Nie rozumiem powiedziałam, ustawiając na tacy posiłek, bo nagle za-chciało mi się jeść w pokoju, a nie w kuchni. Jeśli wznowili stare sprawy,powinien się tym zainteresować.A on nic.To co to znaczy? Może jeszcze nie zdążył przeczytać akt.Daj, ja to wezmę. Wez.Zrobię miejsce na stole.To teraz powinien się na nie rzucić.Tylemiałby ze mnie korzyści.Przy parówkach, winie i herbacie rozważaliśmy kwestię.Kocio jeszcze niebył przesłuchiwany, a niewątpliwie prędzej czy pózniej musiało to nastąpić, boteż zaliczał się do grona bursztyniarzy.Zastanawialiśmy się, co powinien mówić,a czego nie, dopóki nie odbędę z kapitanem tej prywatnej pogawędki. No i popatrz, jakie to słuszne zamykać podejrzanych dla uniknięcia ma-tactwa zwróciłam mu uwagę. Zwiadków powinni też zamykać w tym sa-mym celu, matamy tu jak wściekli.Lada chwila do matactwa przystąpią Danusiai Ania.Odgadłam telepatycznie, zadzwoniła Danusia.Ze swoim Zenobim zdążyła namatać już wcześniej i teraz składała relację z je-go zeznań.Powiedział wszystko co należało, dokładnie według instrukcji, przy-znał się, że był i nie wszedł, podejrzeń o popełnienie zbrodni zdołał uniknąć,a przynajmniej takie odniósł wrażenie.Danusię od przesłuchania chyba ocalił.Swojego zainteresowania bursztynem nie musiał ukrywać, próbował dowiedziećsię czegoś o tej bryle ze złotą muchą, bez skutku, i to na razie tyle.Ania się jakoś nie odzywała, Kocio natomiast przypomniał sobie o jednym ta-kim.Artur mu na imię.Cwaniak i hochsztapler wyjątkowy, gdzieś wysoko siedzii nie tak znów dawno dostarczał ludziom reglamentowane srebro.Do bursztyno-wej biżuterii właśnie.Nie było go czas jakiś, więc trochę o nim zapomniał, alewie, że już wrócił, i jeśli kroi się grubsza transakcja, musi o niej wiedzieć.Mo-że warto z nim pogadać, patriotyzmem to on sobie głowy nie zawraca, ale za tojaskrawych głupot nie robi.Do wywiezienia tej złotej muchy z przyległościamibyłby pierwszy, wobec czego przydałoby się go ostrzec.Przestraszyć, to za dużesłowo, on nie lękliwy, natomiast ostrożny i w mokrą robotę nie wejdzie.A kto-kolwiek tę muchę w tej chwili posiada, może zechcieć i upłynnić jak najszybciej,za mniejsze pieniądze, za to bezpiecznie, o jej zbrodniczym pochodzeniu, rzeczjasna, słowa nie powie i na przykład jutro rano sprawę załatwią.Zdenerwowałam się tym jednym takim Arturem zgoła do szaleństwa i zażąda-łam od Kocia natychmiastowego przeciwdziałania.%7ładne jutro, żadne rano, już!W tej chwili! Spać bym nie mogła.!!!Mamrocząc coś tam pod nosem, że pewnie go nie ma w domu, że to nie natelefon, że już pózno, że musiałby lecieć do niego i tak dalej, Kocio zadzwonił.181Hochsztapler był w domu.Nie pozostało mu zatem nic innego, jak tylko zapo-wiedzieć wizytę i jechać, wisiałam nad nim jak rozhisteryzowana furia.Dobrzeże chociaż zdążył zjeść te parówki.Ledwo zdołałam go wykopać, sama sobie naplułam w brodę i na buty.Niemra-wo sprzątając ze stołu, spoglądałam w okno, bo spoglądanie przez okno na domOrzesznika już mi zaczęło wchodzić w nałóg, i w dziesięć minut po wyjściu Kociaujrzałam samochód pana Lucjana, wjeżdżający w bramę.To by jeszcze było półbiedy, wrócił z podróży, niech sobie wraca, ale w chwilę pózniej pod willę pod-jechał drugi samochód.Nie Frania przecież, na litość boską, Franio w kostnicy.Chwyciłam lornetkę.Baltazar [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Głowę daję, że niczego takiego drugiego na świecie nie ma i niebędzie.Jeśli pan o tym coś słyszał.jeśli pan to widział.jeśli to macie.jeślito zginie.Popatrzyłam na niego wzrokiem prawdopodobnie dzikim i nie zdołałam sięopanować. Jeśli to zginie, zabiję pana osobiście! obiecałam gwałtownie i z najwięk-szym naciskiem, na jaki było mnie stać.Z tej obietnicy najwyrazniej w świecie i ku mojemu zdumieniu ucieszył sięogromnie. Bardzo jestem pani wdzięczny powiedział łagodnie. A teraz, jeśli niema pani nic przeciwko temu, chciałbym usłyszeć od pani całą prawdę, a nie te,rzekłbym, powierzchowne kawałki. Nie rzekłam stanowczo po krótkim namyśle, podejmując męską decy-zję. Do całej prawdy to pan sam dojdzie, bo ja jej nie znam.A te wszystkiewnioski, domysły i przeczucia, które się po mnie kotłują, mogę panu wyjawić,owszem, ale nie tu.Nie oficjalnie i nie do protokółu.Wyszłoby tego wprowa-dzanie władzy w błąd, a wprowadzać pana w błąd to ja mogę prywatnie, a nieurzędowo. I tak jestem pani wdzięczny.Pani pierwsza powiedziała mi dokładnie, coto jest, te muchy, rybki i chmurki.Momencik.Prywatnie, to znaczy, że co? To znaczy, że przyjdzie pan do mnie z wizytą albo co. Owszem, jestem zdolny do takiego poświęcenia.Skorzystam z pani zapro-szenia we właściwej chwili.Dziękuję bardzo, na razie jest pani wolna.179* * * Zastanawiam się, czy nie uciec od razu do Argentyny powiedziałamsmętnie do Kocia tego samego wieczoru. Nie wiem dlaczego akurat do Argentyny, ale wszyscy tam uciekają, więcwidocznie coś w tym jest.Nałgałam do niego tak okropnie.No, powiedzmy, żenie tyle nałgałam, ile tak strasznie nie powiedziałam tego co trzeba, że w życiu minie przebaczy.I nie wiem, co to znaczy, że jestem wolna na razie. Za fałszywe zeznania grozi kara do lat pięciu pocieszył mnie Kocio.A i to jeszcze nie zeznawałaś pod przysięgą, więc prawnie nic ci nie zrobi. Baby szukają.Pewnie ujrzał we mnie tę podejrzaną babę.Kocio zadomowił się już u mnie w pewnym stopniu i właśnie ustawiał na gaziegarnek z parówkami.Obejrzał się i popatrzył na mnie z lekką naganą. Uważam, że słusznie dałaś mu do zrozumienia, że dużo wiesz. Wiem i nie powiem, co? Ale fajnie! Ciekawi mnie.Urwałam na chwilę, precyzując sobie, co mnie ciekawi.Kocio z powątpiewaniem oglądał wielkiego pomidora. Zapal gaz pod czajnikiem poradziłam niecierpliwie. Trzeba go obrać ze skóry.Odlej trochę wody, żeby się szybciej zagotowała.Zdaje się, że gdzieś tam jest majonez i musztarda.I miska na tego pomidora.Siedziałam po drugiej, niejako gościnnej, stronie kuchni, przyzwyczajona dotego przez wymarzeńca, który sam życzył sobie wszystko robić, bo nikt inny niezrobiłby równie dobrze.Kocio z konieczności plątał się przy kuchence i zlewo-zmywaku.Rzecz jasna, kiedy on się tam plątał, ja już nie miałam do tych urządzeńdostępu, ponieważ moja kuchnia daleko odbiegała rozmiarami od stodoły.Nagleuprzytomniłam sobie, że byłoby znacznie prościej samej sięgać po to wszystkoniż udzielać mu instrukcji i pouczeń, i po cholerę ja się męczę tu, a on tam, za-miast postępować jak normalna kobieta.Do diabła, dosyć tej presji i tego robieniaze mnie pokraki, niewydarzonej i nieudolnej! Zjeżdżaj stąd, Kociu powiedziałam gniewnie, podnosząc się z krze-sła. Idz tam, a ja tu, to moja kuchnia.Ostatecznie możesz wyjąć szklanki i cotam jeszcze znajdziesz.Nie dam się dłużej terroryzować! Zdawało mi się, że wręcz przeciwnie zauważył delikatnie Kocio, niecozdziwiony, posłusznie zamieniając się ze mną na miejsca. Ja się wcale przyniczym nie upieram. Nie ty.To tamten.Mam go już naprawdę po dziurki w nosie.!Wspomnienie wymarzeńca w mojej kuchni rozwścieczyło mnie znienacka dotego stopnia, że zasadniczy temat wybiegł z mojego umysłu.Wróciłam do niegodopiero po dłuższej chwili.180Obierając ze skórki sparzonego pomidora i gorące parówki, wyjawiłam Ko-ciowi swoją niejasną myśl.Ciekawiła mnie reakcja kapitana na wzmiankę o tychosiemnastu latach.Właściwie była żadna.Dlaczego.? Nie rozumiem powiedziałam, ustawiając na tacy posiłek, bo nagle za-chciało mi się jeść w pokoju, a nie w kuchni. Jeśli wznowili stare sprawy,powinien się tym zainteresować.A on nic.To co to znaczy? Może jeszcze nie zdążył przeczytać akt.Daj, ja to wezmę. Wez.Zrobię miejsce na stole.To teraz powinien się na nie rzucić.Tylemiałby ze mnie korzyści.Przy parówkach, winie i herbacie rozważaliśmy kwestię.Kocio jeszcze niebył przesłuchiwany, a niewątpliwie prędzej czy pózniej musiało to nastąpić, boteż zaliczał się do grona bursztyniarzy.Zastanawialiśmy się, co powinien mówić,a czego nie, dopóki nie odbędę z kapitanem tej prywatnej pogawędki. No i popatrz, jakie to słuszne zamykać podejrzanych dla uniknięcia ma-tactwa zwróciłam mu uwagę. Zwiadków powinni też zamykać w tym sa-mym celu, matamy tu jak wściekli.Lada chwila do matactwa przystąpią Danusiai Ania.Odgadłam telepatycznie, zadzwoniła Danusia.Ze swoim Zenobim zdążyła namatać już wcześniej i teraz składała relację z je-go zeznań.Powiedział wszystko co należało, dokładnie według instrukcji, przy-znał się, że był i nie wszedł, podejrzeń o popełnienie zbrodni zdołał uniknąć,a przynajmniej takie odniósł wrażenie.Danusię od przesłuchania chyba ocalił.Swojego zainteresowania bursztynem nie musiał ukrywać, próbował dowiedziećsię czegoś o tej bryle ze złotą muchą, bez skutku, i to na razie tyle.Ania się jakoś nie odzywała, Kocio natomiast przypomniał sobie o jednym ta-kim.Artur mu na imię.Cwaniak i hochsztapler wyjątkowy, gdzieś wysoko siedzii nie tak znów dawno dostarczał ludziom reglamentowane srebro.Do bursztyno-wej biżuterii właśnie.Nie było go czas jakiś, więc trochę o nim zapomniał, alewie, że już wrócił, i jeśli kroi się grubsza transakcja, musi o niej wiedzieć.Mo-że warto z nim pogadać, patriotyzmem to on sobie głowy nie zawraca, ale za tojaskrawych głupot nie robi.Do wywiezienia tej złotej muchy z przyległościamibyłby pierwszy, wobec czego przydałoby się go ostrzec.Przestraszyć, to za dużesłowo, on nie lękliwy, natomiast ostrożny i w mokrą robotę nie wejdzie.A kto-kolwiek tę muchę w tej chwili posiada, może zechcieć i upłynnić jak najszybciej,za mniejsze pieniądze, za to bezpiecznie, o jej zbrodniczym pochodzeniu, rzeczjasna, słowa nie powie i na przykład jutro rano sprawę załatwią.Zdenerwowałam się tym jednym takim Arturem zgoła do szaleństwa i zażąda-łam od Kocia natychmiastowego przeciwdziałania.%7ładne jutro, żadne rano, już!W tej chwili! Spać bym nie mogła.!!!Mamrocząc coś tam pod nosem, że pewnie go nie ma w domu, że to nie natelefon, że już pózno, że musiałby lecieć do niego i tak dalej, Kocio zadzwonił.181Hochsztapler był w domu.Nie pozostało mu zatem nic innego, jak tylko zapo-wiedzieć wizytę i jechać, wisiałam nad nim jak rozhisteryzowana furia.Dobrzeże chociaż zdążył zjeść te parówki.Ledwo zdołałam go wykopać, sama sobie naplułam w brodę i na buty.Niemra-wo sprzątając ze stołu, spoglądałam w okno, bo spoglądanie przez okno na domOrzesznika już mi zaczęło wchodzić w nałóg, i w dziesięć minut po wyjściu Kociaujrzałam samochód pana Lucjana, wjeżdżający w bramę.To by jeszcze było półbiedy, wrócił z podróży, niech sobie wraca, ale w chwilę pózniej pod willę pod-jechał drugi samochód.Nie Frania przecież, na litość boską, Franio w kostnicy.Chwyciłam lornetkę.Baltazar [ Pobierz całość w formacie PDF ]