[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przed czterema dniami Rama zatrzymał się przy stacji przesiadkowej.Był trzecim w kolejce.Bezpośrednio przed nami leciała rakieta dziesięciokrotnie mniejsza od Ramy oraz olbrzymie “koło ze szprychami".Stacja okazała się pusta w środku.“Koło" zostało zakotwiczone i zbliżyły do niego trzy niewielkie statki, z których jeden wyglądał jak balon, drugi jak batyskaf, a trzeci przypominał sterowiec.Nie wiemy co działo się wewnątrz; w ciągu kolejnych dwóch dni statki odleciały, po czym każdy z nich połączył się z promem - takim samym, jakim właśnie lecimy, tylko większym.“Parking promów" znajdował się po prawej stronie stacji.Zaraz po załadowaniu promy wystartowały; po godzinie “koło" powoli odleciało ze stacji.Gdy statek lecący bezpośrednio przed nami rozpoczynał cumowanie, usłyszeliśmy głośny gwizd.Wybiegliśmy na górę i zobaczyliśmy kolejny pokaz sztucznych ogni.Ale tym razem widowisko w niczym nie przypominało tego, co już znaliśmy.Wokół najwyższego szczytu tworzyły się olbrzymie, koncentryczne, kolorowe kręgi, które popłynęły w kierunku Bieguna Północnego.Richard powiedział, że każdy z nich miał co najmniej kilometr średnicy i około czterdziestu metrów grubości.Ciemną ramańską noc trzykrotnie rozświetlił rząd ośmiu kolorowych kręgów, które zawsze pojawiały się w takiej samej kolejności: czerwony, pomarańczowy, żółty, zielony, niebieski, brązowy, różowy i purpurowy.Gdy jeden z nich znikał u stóp windy Alfa, nad Biegunem Południowym pojawiał się następny.Patrzyliśmy na to wszystko z otwartymi ustami.Gdy ostatni krąg rozpłynął się w powietrzu, zapłonęły wszystkie słońca Ramy, choć ramańska noc zapadła dopiero przed trzema godzinami! Usłyszeliśmy także muzykę, w każdym razie tak to chyba można opisać; brzmiało to jak delikatne wibracje tysięcy małych dzwoneczków, dochodzące ze wszystkich stron naraz.Staliśmy jak urzeczeni, a Richard, który miał z nas wszystkich najlepszą lornetkę zawołał:- Widzę ptaki! I właśnie sobie coś przypomniałem: byłem w ich nowym domu na północy.Wszyscy po kolei patrzyliśmy przez jego lornetkę.Z początku nie byłam pewna, czy to rzeczywiście ptaki, ale po chwili okazało się, że miał rację; pięćdziesiąt czy sześćdziesiąt osobników leciało w kierunku Nowego Jorku.Połowa z nich znajdowała się bardzo wysoko, pozostałe wyładowały na ziemi.- Chodźmy, tato - zawołała Katie.- Chodźmy!Zanim zdążyłam zaprotestować, byli już daleko.Katie biegła bardzo szybko; oczami wyobraźni ujrzałam matkę biegnącą po trawie w parku Chilly-Mazarin; choć Katie jest bardzo podobna do Richarda, wiele cech odziedziczyła po mojej matce.Simone i Benjy także biegli w kierunku ptasiej groty.- Czy ptaki nie zrobią Katie i tacie krzywdy? - spytał Patrick.Uśmiechnęłam się do mojego pięcioletniego syna.- Nie, kochanie - podtrzymałam go na duchu.- Nic im się nie stanie, jeżeli będą ostrożni.Michael, Patrick i Ellie wrócili do groty, żeby przyjrzeć się temu, co działo się na czarnym ekranie.Zobaczyliśmy niewiele, bo luki statku za którym czekaliśmy w kolejce znajdowały się po niewidocznej dla nas stronie.Ale byliśmy pewni, że coś się tam dzieje, bo po pewnym czasie od statku odbiło pięć promów.- Pakujcie się - zawołał Richard, wpadając do pokoju.- Wychodzimy.Wszyscy wychodzimy.- Szkoda, że ich nie widziałaś - powiedziała Katie do Simone - były duże i brzydkie.Wleciały do groty i.- Ptaki wróciły do groty, żeby zabrać jakieś rzeczy - wyjaśnił Richard.- Na nas już czas.Chodźmy.Zabrałam się za pospieszne pakowanie niezbędnych rzeczy.Byłam na siebie zła, że wcześniej nie pomyślałam o tym, że to my stanowimy cargo Ramy.Nie wiedziałam, co zabrać.Mamy sześć pokoi, w których żyliśmy przez ostatnie trzynaście lat.Przypuśćmy, że codziennie otrzymywaliśmy od Ramów tylko pięć nowych przedmiotów i choć wiele z nich wyrzuciliśmy, setki pozostały.- Czy któreś z was domyśla się, co nas czeka? - spytałam.Richard pakował swój duży komputer.- Tam jest wszystko - mówił - nasza historia, nauka, cała wiedza.Nie wolno nam tego utracić.Komputer ważył około osiemdziesięciu kilogramów.Obiecałam, że pomogę go dźwigać, gdy spakujemy ubrania i żywność.- Czy domyślacie się, co nas czeka? - powtórzyłam pytanie.Richard wzruszył ramionami.- Nie mam pojęcia - odparł.- Ale myślę, że będzie ciekawie.W drzwiach pojawiła się Katie, z niewielką torebką w ręce.Z jej oczu tryskała energia.- Jestem gotowa - oznajmiła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Przed czterema dniami Rama zatrzymał się przy stacji przesiadkowej.Był trzecim w kolejce.Bezpośrednio przed nami leciała rakieta dziesięciokrotnie mniejsza od Ramy oraz olbrzymie “koło ze szprychami".Stacja okazała się pusta w środku.“Koło" zostało zakotwiczone i zbliżyły do niego trzy niewielkie statki, z których jeden wyglądał jak balon, drugi jak batyskaf, a trzeci przypominał sterowiec.Nie wiemy co działo się wewnątrz; w ciągu kolejnych dwóch dni statki odleciały, po czym każdy z nich połączył się z promem - takim samym, jakim właśnie lecimy, tylko większym.“Parking promów" znajdował się po prawej stronie stacji.Zaraz po załadowaniu promy wystartowały; po godzinie “koło" powoli odleciało ze stacji.Gdy statek lecący bezpośrednio przed nami rozpoczynał cumowanie, usłyszeliśmy głośny gwizd.Wybiegliśmy na górę i zobaczyliśmy kolejny pokaz sztucznych ogni.Ale tym razem widowisko w niczym nie przypominało tego, co już znaliśmy.Wokół najwyższego szczytu tworzyły się olbrzymie, koncentryczne, kolorowe kręgi, które popłynęły w kierunku Bieguna Północnego.Richard powiedział, że każdy z nich miał co najmniej kilometr średnicy i około czterdziestu metrów grubości.Ciemną ramańską noc trzykrotnie rozświetlił rząd ośmiu kolorowych kręgów, które zawsze pojawiały się w takiej samej kolejności: czerwony, pomarańczowy, żółty, zielony, niebieski, brązowy, różowy i purpurowy.Gdy jeden z nich znikał u stóp windy Alfa, nad Biegunem Południowym pojawiał się następny.Patrzyliśmy na to wszystko z otwartymi ustami.Gdy ostatni krąg rozpłynął się w powietrzu, zapłonęły wszystkie słońca Ramy, choć ramańska noc zapadła dopiero przed trzema godzinami! Usłyszeliśmy także muzykę, w każdym razie tak to chyba można opisać; brzmiało to jak delikatne wibracje tysięcy małych dzwoneczków, dochodzące ze wszystkich stron naraz.Staliśmy jak urzeczeni, a Richard, który miał z nas wszystkich najlepszą lornetkę zawołał:- Widzę ptaki! I właśnie sobie coś przypomniałem: byłem w ich nowym domu na północy.Wszyscy po kolei patrzyliśmy przez jego lornetkę.Z początku nie byłam pewna, czy to rzeczywiście ptaki, ale po chwili okazało się, że miał rację; pięćdziesiąt czy sześćdziesiąt osobników leciało w kierunku Nowego Jorku.Połowa z nich znajdowała się bardzo wysoko, pozostałe wyładowały na ziemi.- Chodźmy, tato - zawołała Katie.- Chodźmy!Zanim zdążyłam zaprotestować, byli już daleko.Katie biegła bardzo szybko; oczami wyobraźni ujrzałam matkę biegnącą po trawie w parku Chilly-Mazarin; choć Katie jest bardzo podobna do Richarda, wiele cech odziedziczyła po mojej matce.Simone i Benjy także biegli w kierunku ptasiej groty.- Czy ptaki nie zrobią Katie i tacie krzywdy? - spytał Patrick.Uśmiechnęłam się do mojego pięcioletniego syna.- Nie, kochanie - podtrzymałam go na duchu.- Nic im się nie stanie, jeżeli będą ostrożni.Michael, Patrick i Ellie wrócili do groty, żeby przyjrzeć się temu, co działo się na czarnym ekranie.Zobaczyliśmy niewiele, bo luki statku za którym czekaliśmy w kolejce znajdowały się po niewidocznej dla nas stronie.Ale byliśmy pewni, że coś się tam dzieje, bo po pewnym czasie od statku odbiło pięć promów.- Pakujcie się - zawołał Richard, wpadając do pokoju.- Wychodzimy.Wszyscy wychodzimy.- Szkoda, że ich nie widziałaś - powiedziała Katie do Simone - były duże i brzydkie.Wleciały do groty i.- Ptaki wróciły do groty, żeby zabrać jakieś rzeczy - wyjaśnił Richard.- Na nas już czas.Chodźmy.Zabrałam się za pospieszne pakowanie niezbędnych rzeczy.Byłam na siebie zła, że wcześniej nie pomyślałam o tym, że to my stanowimy cargo Ramy.Nie wiedziałam, co zabrać.Mamy sześć pokoi, w których żyliśmy przez ostatnie trzynaście lat.Przypuśćmy, że codziennie otrzymywaliśmy od Ramów tylko pięć nowych przedmiotów i choć wiele z nich wyrzuciliśmy, setki pozostały.- Czy któreś z was domyśla się, co nas czeka? - spytałam.Richard pakował swój duży komputer.- Tam jest wszystko - mówił - nasza historia, nauka, cała wiedza.Nie wolno nam tego utracić.Komputer ważył około osiemdziesięciu kilogramów.Obiecałam, że pomogę go dźwigać, gdy spakujemy ubrania i żywność.- Czy domyślacie się, co nas czeka? - powtórzyłam pytanie.Richard wzruszył ramionami.- Nie mam pojęcia - odparł.- Ale myślę, że będzie ciekawie.W drzwiach pojawiła się Katie, z niewielką torebką w ręce.Z jej oczu tryskała energia.- Jestem gotowa - oznajmiła [ Pobierz całość w formacie PDF ]