[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nabrał już tyle pewności siebie, że przez ostatnie kilka mil mógł wreszcie odwrócić się plecami do Gordona Holmana i jego przerażających przyjaciół i szedł naprzód własnym tempem, patrząc przed siebie w poszukiwaniu Quintusa Millera.Nad powierzchnią gleby grom huknął w niebie, deszcz zaś nieubłaganie spadał na Dęby, aż ich połamane rynny rzygały wodą, a basen kąpielowy wystąpił z brzegów, niosąc obrzydliwe, czarne szczątki aż do połowy długości zatopionych kortów tenisowych.Pod podłogą piwnicy Jack stanął wreszcie w milczącym kręgu ostatnich mieszkańców Dębów; wszystkich z wyjątkiem Quintusa Millera.Wezwałeś nas i przyszliśmy - powiedział wysoki mężczyzna z ogromną głową encefalopatyka.- Gdzie jest ofiara?Wezwałem was, ponieważ tej nocy musimy złożyć hołd Awenowi - zaimprowizował Jack, gorączkowo starając się wyczuć, gdzie może znajdować się Quintus Miller.Czy to oznacza złożenie ofiary? - zapytał czarnoskóry mężczyzna z drastycznie cofniętym czołem.- Czy to oznacza, że ktoś musi umrzeć?No.a.tak jest! - potwierdził Jack.- Ktoś musi umrzeć.Jeden z was, by pokazać Awenowi, że nie obawiacie się oddać mu wszystkiego.z waszym życiem włącznie, prawda? Włącznie z waszymi duszami.W zgromadzeniu szaleńców rozległy się krzyki przerażenia, podnoszące włosy dęba.Brzmiały jak wrzaski pasażerów spadającego samolotu.Ci ludzie nie obawiali się złożyć w ofierze swego życia fizycznego.Ostatecznie byli gliną, w obecnej swojej sytuacji nie byli niczym innym jak glebą; ich fizyczne istnienie mogło zostać przywrócone.pod warunkiem, że przeżyje dusza.Ale jeśli dusza zostanie unicestwiona - pozostanie tylko nicość i gorzej niż nicość: nigdy nie kończąca się świadomość nicości.Mój przyjaciel - mówił Jack - wie wszystko o świętych tradycjach druidyzmu.i mój przyjaciel mówi, że zgodnie ze świętymi tradycjami w ofierze musi zostać złożony wasz przywódca.Jeśli tego nie zrobicie, nigdy już nie poznacie, co to jest chodzenie wśród powietrza.Awen nigdy nie udzieli wam błogosławieństwa ucieczki z ziemi.Słyszycie? Wasz przywódca reprezentuje was wszystkich.jeśli złożycie go na ofiarę, Awen z pewnością będzie wiedział, że wszyscy go czcicie.że wszyscy jesteście mu oddani.Oddychał głęboko.W ziemi powietrze było kwaśne i wilgotne, czuł też ów octowy zapach, przenikający wszystko w Dębach.Sto trzydzieści pięć niedobranych twarzy patrzyło na niego z zamkniętymi oczami, nie widząc, ale wyczuwając.Niektóre z nich były niewiarygodnie piękne.Inne groteskowe jak chimery.Jeszcze inne odznaczały się bezrozumną pospolitością, tak zwyczajną, że jak Jack widział, aż niebezpieczną.W porządku.- powiedział, podnosząc ręce.- Naszym obecnym zadaniem jest ustalenie miejsca pobytu Quintusa Millera.Rozumiecie? A gdy go odnajdziecie, będziecie musieli złożyć go w ofierze.W przeciwnym razie nie macie żadnych szans.Zostaniecie uwięzieni w ziemi na zawsze.A co z ośmiuset życiami, które mieliśmy odebrać? - odezwał się człowiek z ogromną głową.- Ja jak dotąd odebrałem tylko sześć.Ludzi nad ziemią nie jest łatwo łapać.O ośmiuset życiach możecie zapomnieć.Przede wszystkim musicie rzucić się na Quintusa Millera.Wystąpiła kobieta.Jej długie popielatoblond włosy ciągnęły się przez ziemię jak włosy Wenus Boticellego, z tą różnicą, że ona była dzieckiem ziemi, a nie morza.Wyglądała na ledwie trzydzieści lat, w rzeczywistości dobiegała dziewięćdziesiątki.Wyciągnęła ramiona i wyszeptała:Jak możemy ci zaufać? Zawsze ufaliśmy Quintusowi Millerowi.Chcesz, abyśmy złożyli w ofierze Quintusa, ale czy to nie dlatego, że Quintus chce ofiarować twego syna? Jaką mamy gwarancję, że nas nie oszukujesz, że nie pozostaniemy w ziemi na zawsze?Ufaliście Quintusowi - odparł Jack - i co z tego wynikło? Spędziliście sześćdziesiąt lat uwięzieni w ścianach.Wierzcie mi, że Quintus chce sam się ocalić.Quintus o was nie dba.Quintus chce się wydostać i z jego punktu widzenia tylko to się liczy.On jest tutaj - rzekła popielata blondynka.Co to znaczy tutaj? Gdzie? Nie widzę go.Jest tutaj, w budynku.W Dębach.Na górze.Wyczuwam go.Ciało Jacka pokryła gęsia skórka.Wiec Quintus już tu był.Ale czemu? Jack sądził raczej, że Quintus będzie przeczesywał ulice w poszukiwaniu więcej i jeszcze więcej ludzi do zabicia, aby znów móc poruszać się w rzeczywistym świecie.Popatrzył do góry przez ścianę konstrukcyjną nad głową, ale nie ujrzał nic, prócz ciemności.Czekajcie tutaj - nakazał zgromadzeniu szaleńców.- Przygotujcie się do wielkiej ofiary dla Awena.Módlcie się.Myślcie o dniach, w których chodziliście w rzeczywistym świecie, dobrze? Te dni powrócą.Ale nie odchodźcie stąd, rozumiecie? Będziecie tutaj potrzebni, by mi pomóc.Dokąd idziesz, flecisto? - zapytał Gordon.Jego głos był dziwnie pozbawiony wyrazu, a słowa rozdzielał pauzami, jakby nadal znajdował się pod wpływem muzyki.Do góry - odparł Jack [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Nabrał już tyle pewności siebie, że przez ostatnie kilka mil mógł wreszcie odwrócić się plecami do Gordona Holmana i jego przerażających przyjaciół i szedł naprzód własnym tempem, patrząc przed siebie w poszukiwaniu Quintusa Millera.Nad powierzchnią gleby grom huknął w niebie, deszcz zaś nieubłaganie spadał na Dęby, aż ich połamane rynny rzygały wodą, a basen kąpielowy wystąpił z brzegów, niosąc obrzydliwe, czarne szczątki aż do połowy długości zatopionych kortów tenisowych.Pod podłogą piwnicy Jack stanął wreszcie w milczącym kręgu ostatnich mieszkańców Dębów; wszystkich z wyjątkiem Quintusa Millera.Wezwałeś nas i przyszliśmy - powiedział wysoki mężczyzna z ogromną głową encefalopatyka.- Gdzie jest ofiara?Wezwałem was, ponieważ tej nocy musimy złożyć hołd Awenowi - zaimprowizował Jack, gorączkowo starając się wyczuć, gdzie może znajdować się Quintus Miller.Czy to oznacza złożenie ofiary? - zapytał czarnoskóry mężczyzna z drastycznie cofniętym czołem.- Czy to oznacza, że ktoś musi umrzeć?No.a.tak jest! - potwierdził Jack.- Ktoś musi umrzeć.Jeden z was, by pokazać Awenowi, że nie obawiacie się oddać mu wszystkiego.z waszym życiem włącznie, prawda? Włącznie z waszymi duszami.W zgromadzeniu szaleńców rozległy się krzyki przerażenia, podnoszące włosy dęba.Brzmiały jak wrzaski pasażerów spadającego samolotu.Ci ludzie nie obawiali się złożyć w ofierze swego życia fizycznego.Ostatecznie byli gliną, w obecnej swojej sytuacji nie byli niczym innym jak glebą; ich fizyczne istnienie mogło zostać przywrócone.pod warunkiem, że przeżyje dusza.Ale jeśli dusza zostanie unicestwiona - pozostanie tylko nicość i gorzej niż nicość: nigdy nie kończąca się świadomość nicości.Mój przyjaciel - mówił Jack - wie wszystko o świętych tradycjach druidyzmu.i mój przyjaciel mówi, że zgodnie ze świętymi tradycjami w ofierze musi zostać złożony wasz przywódca.Jeśli tego nie zrobicie, nigdy już nie poznacie, co to jest chodzenie wśród powietrza.Awen nigdy nie udzieli wam błogosławieństwa ucieczki z ziemi.Słyszycie? Wasz przywódca reprezentuje was wszystkich.jeśli złożycie go na ofiarę, Awen z pewnością będzie wiedział, że wszyscy go czcicie.że wszyscy jesteście mu oddani.Oddychał głęboko.W ziemi powietrze było kwaśne i wilgotne, czuł też ów octowy zapach, przenikający wszystko w Dębach.Sto trzydzieści pięć niedobranych twarzy patrzyło na niego z zamkniętymi oczami, nie widząc, ale wyczuwając.Niektóre z nich były niewiarygodnie piękne.Inne groteskowe jak chimery.Jeszcze inne odznaczały się bezrozumną pospolitością, tak zwyczajną, że jak Jack widział, aż niebezpieczną.W porządku.- powiedział, podnosząc ręce.- Naszym obecnym zadaniem jest ustalenie miejsca pobytu Quintusa Millera.Rozumiecie? A gdy go odnajdziecie, będziecie musieli złożyć go w ofierze.W przeciwnym razie nie macie żadnych szans.Zostaniecie uwięzieni w ziemi na zawsze.A co z ośmiuset życiami, które mieliśmy odebrać? - odezwał się człowiek z ogromną głową.- Ja jak dotąd odebrałem tylko sześć.Ludzi nad ziemią nie jest łatwo łapać.O ośmiuset życiach możecie zapomnieć.Przede wszystkim musicie rzucić się na Quintusa Millera.Wystąpiła kobieta.Jej długie popielatoblond włosy ciągnęły się przez ziemię jak włosy Wenus Boticellego, z tą różnicą, że ona była dzieckiem ziemi, a nie morza.Wyglądała na ledwie trzydzieści lat, w rzeczywistości dobiegała dziewięćdziesiątki.Wyciągnęła ramiona i wyszeptała:Jak możemy ci zaufać? Zawsze ufaliśmy Quintusowi Millerowi.Chcesz, abyśmy złożyli w ofierze Quintusa, ale czy to nie dlatego, że Quintus chce ofiarować twego syna? Jaką mamy gwarancję, że nas nie oszukujesz, że nie pozostaniemy w ziemi na zawsze?Ufaliście Quintusowi - odparł Jack - i co z tego wynikło? Spędziliście sześćdziesiąt lat uwięzieni w ścianach.Wierzcie mi, że Quintus chce sam się ocalić.Quintus o was nie dba.Quintus chce się wydostać i z jego punktu widzenia tylko to się liczy.On jest tutaj - rzekła popielata blondynka.Co to znaczy tutaj? Gdzie? Nie widzę go.Jest tutaj, w budynku.W Dębach.Na górze.Wyczuwam go.Ciało Jacka pokryła gęsia skórka.Wiec Quintus już tu był.Ale czemu? Jack sądził raczej, że Quintus będzie przeczesywał ulice w poszukiwaniu więcej i jeszcze więcej ludzi do zabicia, aby znów móc poruszać się w rzeczywistym świecie.Popatrzył do góry przez ścianę konstrukcyjną nad głową, ale nie ujrzał nic, prócz ciemności.Czekajcie tutaj - nakazał zgromadzeniu szaleńców.- Przygotujcie się do wielkiej ofiary dla Awena.Módlcie się.Myślcie o dniach, w których chodziliście w rzeczywistym świecie, dobrze? Te dni powrócą.Ale nie odchodźcie stąd, rozumiecie? Będziecie tutaj potrzebni, by mi pomóc.Dokąd idziesz, flecisto? - zapytał Gordon.Jego głos był dziwnie pozbawiony wyrazu, a słowa rozdzielał pauzami, jakby nadal znajdował się pod wpływem muzyki.Do góry - odparł Jack [ Pobierz całość w formacie PDF ]