[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Prześwięta Armia Boga -wyjaśnił obłudnie Tuek.- Same kobiety? - spytała Sheeana z niedowierzaniem.Dla tych, którzy wychowali się w slumsach Rakis, Mówiące-do-Ryb, wypędzone w czasach Głodu, kojarzyły się tylko z historią starożytną."Ona mnie sprawdza" - pomyślał Tuek.Współczesne nosicielki tej nazwy miały na Rakis małą agencję handlowo-szpiegowską, złożoną zarówno z kobiet, jak z mężczyzn.Starożytny rodowód w najmniejszym stopniu nie wpływał już na to, czym zajmowali się obecnie - a obecnie byli przede wszystkim ramieniem Ix.- Mężczyźni służyli zawsze Mówiącym-do-Ryb w charakterze doradców - powiedział Tuek, pilnie bacząc, jak zareaguje Sheeana.- I zawsze byli Duncanowie Idaho - wtrąciła Kania.- Tak, tak, oczywiście: Duncanowie.- Tuek uczynił wysiłek, żeby się nie skrzywić.Ta kobieta zawsze musiała mu przerywać! Tuek nie lubił, gdy mu przypominano o tym aspekcie historycznej obecności Boga na Rakis.Powracający cyklicznie ghola i jego pozycja w Świętej Armii niosły posmak uległości wobec Bene Tleilax.Ale nie dało się zatrzeć faktu, że Mówiące-do-Ryb broniły życia Duncanów, działając, rzecz jasna, z Boskiego nakazu.Duncanowie na pewno byli świętymi, lecz świętymi szczególnego rodzaju.Zgodnie z tym, co mówił sam Bóg, zabił On kilku Duncanów, najwyraźniej przenosząc ich natychmiast do nieba.- Kipuna mówiła mi o Bene Gesserit - powiedziała Sheeana."Jaką to dziecko ma rozproszoną uwagę!"Tuek znów odchrząknął, zdając sobie sprawę z własnych mieszanych uczuć w stosunku do Wielebnych Matek.Egzekwowano cześć wobec "ukochanych przez Boga", takich jak Święta Chenoeh.Pierwszy Najwyższy Kapłan skonstruował logiczny dowód na to, jak Hwi Noree, Boża Oblubienica, tajemnie stała się Wielebną Matką.Uwzględniając te szczególne okoliczności, kapłani czuli się irytująco odpowiedzialni wobec Bene Gesserit, co wyrażało się głównie w tym, że sprzedawali zakonowi melanż po cenie śmiesznie niskiej w porównaniu z pobieraną przez Tleilaxan.- Opowiedz mi o Bene Gesserit, Hedleju - zaproponowała wesoło Sheeana.Tuek spojrzał ostro na otaczających ją dorosłych, szukając na ich twarzach uśmiechu.Nie wiedział, jak skłonić Sheeanę, by przestała mówić do niego po imieniu.W pewnym sensie było to poniżające, z drugiej znów strony - taka poufałość przynosiła mu zaszczyt."Bóg ciężko mnie doświadcza" - pomyślał.- Czy Wielebne Matki są dobrymi ludźmi? - zapytała Sheeana.Tuek westchnął.Wszystkie zapisy potwierdzały, że Bóg odnosił się do zakonu żeńskiego z rezerwą.Słowa Boże zostały wnikliwie przebadane i w końcu poddane interpretacji Najwyższego Kapłana.Bóg nie dopuścił, by zakon zagroził jego Złotej Drodze.To było jasne.- Wiele jest dobrych - powiedział.- Gdzie jest najbliższa Wielebna Matka?- Tu, w Kin, w ambasadzie zakonu żeńskiego.- Znasz ją?- W Twierdzy Bene Gesserit jest wiele Wielebnych Matek - powiedział.- Co to jest Twierdza?- Tak nazywają swój dom.- Jedna z nich musi rządzić.Znasz ją?- Znałem jej poprzedniczkę, Tamalanę, ale ta jest nowa.Dopiero co przyjechała.Nazywa się Odrade.- Śmieszne nazwisko.Tuek też tak myślał.- Jeden z naszych historyków powiedział mi, że jest to zniekształcone nazwisko Atrydów.Sheeana zamyśliła się.Atrydzi.To był ród, który zrodził Szejtana.Przed Atrydami byli tylko Fremeni i Szej-huludy.Przekazy Ustne, powtarzane przez jej ziomków mimo wszelkich kapłańskich zakazów, przedstawiały rodowód najważniejszych postaci Rakis.Wiele razy, nocą, w wiosce, Sheeana słyszała ich imiona."Muad'Dib zrodził Tyrana.""Tyran zrodził Szejtana."Sheeana nie chciała się kłócić z Tuekiem.I tak niezbyt dobrze dzisiaj wyglądał.Powiedziała więc tylko:- Przyprowadź mi tę Wielebną Matkę Odrade.Kipuna ukryła dłonią uśmiech zadowolenia.Tuek cofnął się, zaskoczony.Jak miał spełnić takie żądanie? Nawet kapłani Rakis nie mogli rozkazywać Bene Gesserit! A jeśli zakon mu odmówi? Czy powinien im w zamian zaoferować melanż? To mogłoby być poczytane za oznakę słabości! Wielebne Matki mogą zechcieć się targować.Na całej planecie nie było trudniejszych przeciwników, niż te kobiety o zimnych oczach.Ta nowa, Odrade, wyglądała mu na jedną z najgorszych.Wszystkie te myśli w ułamku sekundy przeleciały mu przez głowę.Kania znów się wtrąciła, podsuwając mu wyjście z sytuacji:- Może Kipuna mogłaby przekazać zaproszenie Sheeany - rzekła.Tuek rzucił okiem na młodą kapłankę.Tak! Wielu podejrzewało (i najwyraźniej Kania też), że Kipuna jest szpiegiem Bene Gesserit.Oczywiście na Rakis każdy był czyimś szpiegiem.Tuek oblekł twarz w najbardziej łaskawy uśmiech i zwrócił się do Kipuny:- Czy znasz jakąś Wielebną Matkę, Kipuno?- Niektóre z nich są mi znane, Dostojny Panie Najwyższy Kapłanie - odparła Kipuna."Przynajmniej przejawia jeszcze należny szacunek!" - pomyślał Tuek.- Świetnie - powiedział.- Bądź więc uprzejma nadać bieg łaskawemu zaproszeniu Sheeany w ambasadzie zakonu Bene Gesserit- Zrobię, co tylko w mojej mocy, Dostojny Panie.- Jestem tego pewien!Kipuna z dumą zaczęła odwracać się do Sheeany.Wiedziała, że dobrze się spisała.Mając do dyspozycji metody zakonu, śmiesznie łatwo było podsunąć dziewczynce ten pomysł.Kipuna uśmiechnęła się i otwarła usta.Nie zdążyła jednak przemówić, bo jej uwagę przykuł nieznaczny ruch na szczycie muru o jakieś czterdzieści metrów od Sheeany.Coś błysnęło w słońcu.Coś małego i.Ze zdławionym okrzykiem Kipuna porwała Sheeanę, pchnęła ją w kierunku zaskoczonego Tueka, krzyknęła: "Uciekaj!" i rzuciła się w stronę szybko nadlatującego błysku - małego gończaka, ciągnącego za sobą długi zwój szigastruny.Tuek grywał za młodu w piłkę.Instynktownie chwycił Sheeanę, zawahał się na moment i wtedy zdał sobie sprawę z niebezpieczeństwa.Okręcił się z krzyczącą, szamoczącą się dziewczynką w ramionach i skoczył w otwarte drzwi klatki schodowej.Usłyszał łoskot zatrzaskiwanych drzwi i szybkie kroki Kanii za sobą.- Co się dzieje? Co to? - krzyczała Sheeana, waląc pięściami w pierś Tueka.- Cicho, Sheeano! Cicho!Tuek zatrzymał się piętro niżej.Do wnętrza budynku prowadziły stąd pochylnia i winda dryfowa.Kania przystanęła za nim.Jej ciężki oddech dudnił w ciasnej przestrzeni.- Zabiło Kipunę i dwóch twoich strażników - wydyszała.- Pocięło ich na kawałki! Widziałam to.Boże, ochroń nas!Myśli Tueka kłębiły się bezładnie.Zarówno pochylnia, jak winda mogły już być opanowane.A atak na dach mógł być tylko częścią o wiele większego spisku.- Postaw mnie na ziemię! - upierała się Sheeana - Co tu się dzieje?Tuek opuścił ją na podłogę, ale nadal zaciskał jej rękę w swej dłoni.Pochylił się nad nią.- Sheeano, kochanie, ktoś chce zrobić nam krzywdę.Usta dziewczynki ułożyły się w bezgłośne: "och".- Zrobili krzywdę Kipunie? - wyjąkała po chwili.Tuek zadarł głowę w stronę drzwi, prowadzących na dach [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.- Prześwięta Armia Boga -wyjaśnił obłudnie Tuek.- Same kobiety? - spytała Sheeana z niedowierzaniem.Dla tych, którzy wychowali się w slumsach Rakis, Mówiące-do-Ryb, wypędzone w czasach Głodu, kojarzyły się tylko z historią starożytną."Ona mnie sprawdza" - pomyślał Tuek.Współczesne nosicielki tej nazwy miały na Rakis małą agencję handlowo-szpiegowską, złożoną zarówno z kobiet, jak z mężczyzn.Starożytny rodowód w najmniejszym stopniu nie wpływał już na to, czym zajmowali się obecnie - a obecnie byli przede wszystkim ramieniem Ix.- Mężczyźni służyli zawsze Mówiącym-do-Ryb w charakterze doradców - powiedział Tuek, pilnie bacząc, jak zareaguje Sheeana.- I zawsze byli Duncanowie Idaho - wtrąciła Kania.- Tak, tak, oczywiście: Duncanowie.- Tuek uczynił wysiłek, żeby się nie skrzywić.Ta kobieta zawsze musiała mu przerywać! Tuek nie lubił, gdy mu przypominano o tym aspekcie historycznej obecności Boga na Rakis.Powracający cyklicznie ghola i jego pozycja w Świętej Armii niosły posmak uległości wobec Bene Tleilax.Ale nie dało się zatrzeć faktu, że Mówiące-do-Ryb broniły życia Duncanów, działając, rzecz jasna, z Boskiego nakazu.Duncanowie na pewno byli świętymi, lecz świętymi szczególnego rodzaju.Zgodnie z tym, co mówił sam Bóg, zabił On kilku Duncanów, najwyraźniej przenosząc ich natychmiast do nieba.- Kipuna mówiła mi o Bene Gesserit - powiedziała Sheeana."Jaką to dziecko ma rozproszoną uwagę!"Tuek znów odchrząknął, zdając sobie sprawę z własnych mieszanych uczuć w stosunku do Wielebnych Matek.Egzekwowano cześć wobec "ukochanych przez Boga", takich jak Święta Chenoeh.Pierwszy Najwyższy Kapłan skonstruował logiczny dowód na to, jak Hwi Noree, Boża Oblubienica, tajemnie stała się Wielebną Matką.Uwzględniając te szczególne okoliczności, kapłani czuli się irytująco odpowiedzialni wobec Bene Gesserit, co wyrażało się głównie w tym, że sprzedawali zakonowi melanż po cenie śmiesznie niskiej w porównaniu z pobieraną przez Tleilaxan.- Opowiedz mi o Bene Gesserit, Hedleju - zaproponowała wesoło Sheeana.Tuek spojrzał ostro na otaczających ją dorosłych, szukając na ich twarzach uśmiechu.Nie wiedział, jak skłonić Sheeanę, by przestała mówić do niego po imieniu.W pewnym sensie było to poniżające, z drugiej znów strony - taka poufałość przynosiła mu zaszczyt."Bóg ciężko mnie doświadcza" - pomyślał.- Czy Wielebne Matki są dobrymi ludźmi? - zapytała Sheeana.Tuek westchnął.Wszystkie zapisy potwierdzały, że Bóg odnosił się do zakonu żeńskiego z rezerwą.Słowa Boże zostały wnikliwie przebadane i w końcu poddane interpretacji Najwyższego Kapłana.Bóg nie dopuścił, by zakon zagroził jego Złotej Drodze.To było jasne.- Wiele jest dobrych - powiedział.- Gdzie jest najbliższa Wielebna Matka?- Tu, w Kin, w ambasadzie zakonu żeńskiego.- Znasz ją?- W Twierdzy Bene Gesserit jest wiele Wielebnych Matek - powiedział.- Co to jest Twierdza?- Tak nazywają swój dom.- Jedna z nich musi rządzić.Znasz ją?- Znałem jej poprzedniczkę, Tamalanę, ale ta jest nowa.Dopiero co przyjechała.Nazywa się Odrade.- Śmieszne nazwisko.Tuek też tak myślał.- Jeden z naszych historyków powiedział mi, że jest to zniekształcone nazwisko Atrydów.Sheeana zamyśliła się.Atrydzi.To był ród, który zrodził Szejtana.Przed Atrydami byli tylko Fremeni i Szej-huludy.Przekazy Ustne, powtarzane przez jej ziomków mimo wszelkich kapłańskich zakazów, przedstawiały rodowód najważniejszych postaci Rakis.Wiele razy, nocą, w wiosce, Sheeana słyszała ich imiona."Muad'Dib zrodził Tyrana.""Tyran zrodził Szejtana."Sheeana nie chciała się kłócić z Tuekiem.I tak niezbyt dobrze dzisiaj wyglądał.Powiedziała więc tylko:- Przyprowadź mi tę Wielebną Matkę Odrade.Kipuna ukryła dłonią uśmiech zadowolenia.Tuek cofnął się, zaskoczony.Jak miał spełnić takie żądanie? Nawet kapłani Rakis nie mogli rozkazywać Bene Gesserit! A jeśli zakon mu odmówi? Czy powinien im w zamian zaoferować melanż? To mogłoby być poczytane za oznakę słabości! Wielebne Matki mogą zechcieć się targować.Na całej planecie nie było trudniejszych przeciwników, niż te kobiety o zimnych oczach.Ta nowa, Odrade, wyglądała mu na jedną z najgorszych.Wszystkie te myśli w ułamku sekundy przeleciały mu przez głowę.Kania znów się wtrąciła, podsuwając mu wyjście z sytuacji:- Może Kipuna mogłaby przekazać zaproszenie Sheeany - rzekła.Tuek rzucił okiem na młodą kapłankę.Tak! Wielu podejrzewało (i najwyraźniej Kania też), że Kipuna jest szpiegiem Bene Gesserit.Oczywiście na Rakis każdy był czyimś szpiegiem.Tuek oblekł twarz w najbardziej łaskawy uśmiech i zwrócił się do Kipuny:- Czy znasz jakąś Wielebną Matkę, Kipuno?- Niektóre z nich są mi znane, Dostojny Panie Najwyższy Kapłanie - odparła Kipuna."Przynajmniej przejawia jeszcze należny szacunek!" - pomyślał Tuek.- Świetnie - powiedział.- Bądź więc uprzejma nadać bieg łaskawemu zaproszeniu Sheeany w ambasadzie zakonu Bene Gesserit- Zrobię, co tylko w mojej mocy, Dostojny Panie.- Jestem tego pewien!Kipuna z dumą zaczęła odwracać się do Sheeany.Wiedziała, że dobrze się spisała.Mając do dyspozycji metody zakonu, śmiesznie łatwo było podsunąć dziewczynce ten pomysł.Kipuna uśmiechnęła się i otwarła usta.Nie zdążyła jednak przemówić, bo jej uwagę przykuł nieznaczny ruch na szczycie muru o jakieś czterdzieści metrów od Sheeany.Coś błysnęło w słońcu.Coś małego i.Ze zdławionym okrzykiem Kipuna porwała Sheeanę, pchnęła ją w kierunku zaskoczonego Tueka, krzyknęła: "Uciekaj!" i rzuciła się w stronę szybko nadlatującego błysku - małego gończaka, ciągnącego za sobą długi zwój szigastruny.Tuek grywał za młodu w piłkę.Instynktownie chwycił Sheeanę, zawahał się na moment i wtedy zdał sobie sprawę z niebezpieczeństwa.Okręcił się z krzyczącą, szamoczącą się dziewczynką w ramionach i skoczył w otwarte drzwi klatki schodowej.Usłyszał łoskot zatrzaskiwanych drzwi i szybkie kroki Kanii za sobą.- Co się dzieje? Co to? - krzyczała Sheeana, waląc pięściami w pierś Tueka.- Cicho, Sheeano! Cicho!Tuek zatrzymał się piętro niżej.Do wnętrza budynku prowadziły stąd pochylnia i winda dryfowa.Kania przystanęła za nim.Jej ciężki oddech dudnił w ciasnej przestrzeni.- Zabiło Kipunę i dwóch twoich strażników - wydyszała.- Pocięło ich na kawałki! Widziałam to.Boże, ochroń nas!Myśli Tueka kłębiły się bezładnie.Zarówno pochylnia, jak winda mogły już być opanowane.A atak na dach mógł być tylko częścią o wiele większego spisku.- Postaw mnie na ziemię! - upierała się Sheeana - Co tu się dzieje?Tuek opuścił ją na podłogę, ale nadal zaciskał jej rękę w swej dłoni.Pochylił się nad nią.- Sheeano, kochanie, ktoś chce zrobić nam krzywdę.Usta dziewczynki ułożyły się w bezgłośne: "och".- Zrobili krzywdę Kipunie? - wyjąkała po chwili.Tuek zadarł głowę w stronę drzwi, prowadzących na dach [ Pobierz całość w formacie PDF ]