[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przyciszono bardzo uprzejmie i natychmiast, z gwałtownym protestem, poderwał się z kąta młodzieniec, siedzący przy automacie i napawający się owym rykiem zapewne w upojeniu.Grzecznie spytałam, czy tak intensywny podkład akustyczny jest mu niezbędny, bo jeśli tak, ja natychmiast wyjdę.Ostatecznie, on był pierwszy.Istnieje między nami znaczna różnica wieku i stąd odmienny stosunek do odgłosów, ja tego z pewnością nie wytrzymam, nie wiem, jak on zniesie odrobinę ciszy.Okazało się, że bezboleśnie, pozostaliśmy zatem w zgodzie i w tym samym pomieszczeniu.Dziki ryk przeszkadza właściwie wszystkim osobom w wieku powyżej młodzieńczego, grającym w skupieniu.Tylko młodzież prezentuje skłonności odwrotne i daje się to zauważyć także w samochodach.Jedzie taki ostro, a grzmot zwany muzycznym wali w przestrzeń wokół niego, od czego padają ptaszki w locie i lecą liście z drzewa.Decybele są szkodliwe, kto zaręczy, że nie ma to wpływu na katastrofy.?Już wracam do tematu.Cechą absolutnie wspólną wszystkich kasyn jest pełna niemożność zaparkowania w pobliżu.Wyłamały się z tego tylko dwie miejscowości, Deauville i la Baule.W Deauville po prostu jeszcze nie nastał sezon, a dzień był powszedni i parkować dawało się w całym mieście, całkiem tak samo jak w Warszawie pod bankami w niedzielne popołudnie, la Baule zaś dysponuje środkiem nadmorskiego bulwaru o rozmiarach potężnej autostrady.Oba kierunki ruchu przedzielono szerokim pasem świętego spokoju, na którym można sobie stawać w dowolną stronę i ruszać później również w dowolnym kierunku.W dwóch innych zaś, w Setę i w Forges-les-Eaux, kwitnie pełna Europa, zostawia się samochód z kluczykami w stacyjce, oraz dziesięć franków, i już można oddać się rozpuście, nie zajmując pojazdem.Parkuje służba kasynowa, która podstawia go później wychodzącej osobie.Forges-les-Eaux jest to w ogóle kasyno paryskie.Istnieje przepis, że najbliższe kasyno może się znajdować w odległości co najmniej stu jeden kilometrów od Paryża, bliżej tak bogobojne i cnotliwe miasto równie gorszącej instytucji nie ma prawa posiadać.Prosperuje ona zatem w Forges-les-Eaux, w odległości dokładnie kilometrów 111.I w obliczu tego przepisu niepojęte wydaje się istnienie kasyna w Enghien, która to miejscowość stanowi prawie przedmieście Paryża, znajduje się nie dalej niż stare lotnisko Le Bourget.Może po prostu wystarczy, że nie nazywa się „paryskie".?Najgorzej pod względem parkowania prezentuje się Monte Carlo.Monte Carlo rozczarowało mnie okropnie i chyba opiszę swoje przeżycia tamże, aczkolwiek z czystym hazardem niewiele mają wspólnego.W każdym razie zgubiłam tam samochód.No nie, nie na zawsze.Pałac jak pałac, owszem, istnieje, prawie taki jak na filmach.Niemniej jednak na żadnym filmie dotychczas nie pokazano dzikiego piekła na ziemi, jakie się przed tym pałacem rozgrywa.No dobrze, zgadzam się, że nastąpiło utrudnienie, mianowicie lał deszcz, a w deszczu wszyscy głupieją, kierowcy szczególnie.Ale służba kasynowa była na piechotę.Miejsce na parking to był mit i legenda.Kotłowanina samochodowa prawie jak na Place de 1'Etoile w godzinach szczytu, i od nikogo za skarby świata nie można się dowiedzieć, dokąd jechać i gdzie się zatrzymać, każdy taki nagabnięty z obsługi odwraca się tyłem i ucieka, machając rękami do kogoś innego, sytuacja beznadziejna.Zdenerwowałam się wreszcie, zatrzymałam się na środku jezdni i postanowiłam nie drgnąć tak długo, aż ktoś przyleci, żeby mnie stąd wyrzucić.Presja okazała się słuszna i rozsądna, dwie minuty nie minęły i już rzucił się na mnie taki w mundurku.Palcem pokazał, gdzie jest parking kasynowy, podziemny, o, tam, na prawo i na lewo! No dobrze, pojechałam tam, wjechałam w podziemia.Bardzo długo jedziłam w kółko, nie zdając sobie sprawy, że zjeżdżam w dół, tak małe było nachylenie.Pojawiły się w końcu wolne miejsca i zgadłam, że jestem na jakimś niższym poziomie, ale dopiero w windzie pomyślałam, żeby sprawdzić, które to piętro.Okazało się, że czwarte.W porządku, niech będzie czwarte.Wyszłam z tej windy bezpośrednio na świat.Znalazłam się wśród nader licznych pagórków, klombów, kwiecia i wodotrysków.Pałac kasynowy razem z tą całą kołomyją przed nim ujrzałam w dole, w odległości bez mała pół kilometra.Deszcz lał.Parasolkę zostawiłam w hotelu w Nicei.Na wszelki wypadek ubrałam się wytwornie i na nogach miałam najwyższe obcasy ze wszystkich posiadanych w dorobku.A droga wiodła dość stromo.Rozejrzałam się wokół, żeby później rozpoznać miejsce, i stwierdziłam, że można by schodzić pod daszkiem, ale pod tym daszkiem ułożone były idealnie gładkie płyty marmurowe, równie strome jak wszystkie pozostałe alejki.Wyobraziłam sobie, co będzie, jak moje fleki zetkną się z tym śliskim marmurem, i uznałam, że z dwojga złego wolę deszcz niż gwałtowny zjazd na odwłoku, a i po tym porowatym asfalcie też schodziłam jak pokraka.Nie przyszło mi do głowy, żeby zdjąć buty.Zeszłam wreszcie.Zmokłam całkiem przyzwoicie.W holu kasyna i w przedsionku do sali automatów siedziały dwie wycieczki Japończyków.Dalej, wewnątrz sali, kłębił się tłum, nie wiadomo dlaczego kojarzący mi się silnie z odpustem w Kazimierzu.Pooglądałam co trzeba, pograłam trochę na automacie po 5 franków, bo do tańszych stała kolejka, i udałam się na górę.I tam, w tych osławionych salonach, panowała atmosfera jak w grobowcu.Drętwo, martwo, acz wcale nie pusto, jakiś ponury, milczący tłum, zbity w ciasne kupy przy nielicznych otwartych stołach ruletki.Krupierzy mieli wyraz twarzy pełen nagany i potępienia, może i słusznie, w końcu było to miejsce rozpusty.Zagrać w ogóle się nie dało.To znaczy owszem, przy wejściu dostaje się jeden żeton dla zachęty, coś z tym żetonem musiałam zrobić, postawiłam na byle co rękami krupiera, bo własnymi nie miałam szans, to coś nie przyszło i cześć [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Przyciszono bardzo uprzejmie i natychmiast, z gwałtownym protestem, poderwał się z kąta młodzieniec, siedzący przy automacie i napawający się owym rykiem zapewne w upojeniu.Grzecznie spytałam, czy tak intensywny podkład akustyczny jest mu niezbędny, bo jeśli tak, ja natychmiast wyjdę.Ostatecznie, on był pierwszy.Istnieje między nami znaczna różnica wieku i stąd odmienny stosunek do odgłosów, ja tego z pewnością nie wytrzymam, nie wiem, jak on zniesie odrobinę ciszy.Okazało się, że bezboleśnie, pozostaliśmy zatem w zgodzie i w tym samym pomieszczeniu.Dziki ryk przeszkadza właściwie wszystkim osobom w wieku powyżej młodzieńczego, grającym w skupieniu.Tylko młodzież prezentuje skłonności odwrotne i daje się to zauważyć także w samochodach.Jedzie taki ostro, a grzmot zwany muzycznym wali w przestrzeń wokół niego, od czego padają ptaszki w locie i lecą liście z drzewa.Decybele są szkodliwe, kto zaręczy, że nie ma to wpływu na katastrofy.?Już wracam do tematu.Cechą absolutnie wspólną wszystkich kasyn jest pełna niemożność zaparkowania w pobliżu.Wyłamały się z tego tylko dwie miejscowości, Deauville i la Baule.W Deauville po prostu jeszcze nie nastał sezon, a dzień był powszedni i parkować dawało się w całym mieście, całkiem tak samo jak w Warszawie pod bankami w niedzielne popołudnie, la Baule zaś dysponuje środkiem nadmorskiego bulwaru o rozmiarach potężnej autostrady.Oba kierunki ruchu przedzielono szerokim pasem świętego spokoju, na którym można sobie stawać w dowolną stronę i ruszać później również w dowolnym kierunku.W dwóch innych zaś, w Setę i w Forges-les-Eaux, kwitnie pełna Europa, zostawia się samochód z kluczykami w stacyjce, oraz dziesięć franków, i już można oddać się rozpuście, nie zajmując pojazdem.Parkuje służba kasynowa, która podstawia go później wychodzącej osobie.Forges-les-Eaux jest to w ogóle kasyno paryskie.Istnieje przepis, że najbliższe kasyno może się znajdować w odległości co najmniej stu jeden kilometrów od Paryża, bliżej tak bogobojne i cnotliwe miasto równie gorszącej instytucji nie ma prawa posiadać.Prosperuje ona zatem w Forges-les-Eaux, w odległości dokładnie kilometrów 111.I w obliczu tego przepisu niepojęte wydaje się istnienie kasyna w Enghien, która to miejscowość stanowi prawie przedmieście Paryża, znajduje się nie dalej niż stare lotnisko Le Bourget.Może po prostu wystarczy, że nie nazywa się „paryskie".?Najgorzej pod względem parkowania prezentuje się Monte Carlo.Monte Carlo rozczarowało mnie okropnie i chyba opiszę swoje przeżycia tamże, aczkolwiek z czystym hazardem niewiele mają wspólnego.W każdym razie zgubiłam tam samochód.No nie, nie na zawsze.Pałac jak pałac, owszem, istnieje, prawie taki jak na filmach.Niemniej jednak na żadnym filmie dotychczas nie pokazano dzikiego piekła na ziemi, jakie się przed tym pałacem rozgrywa.No dobrze, zgadzam się, że nastąpiło utrudnienie, mianowicie lał deszcz, a w deszczu wszyscy głupieją, kierowcy szczególnie.Ale służba kasynowa była na piechotę.Miejsce na parking to był mit i legenda.Kotłowanina samochodowa prawie jak na Place de 1'Etoile w godzinach szczytu, i od nikogo za skarby świata nie można się dowiedzieć, dokąd jechać i gdzie się zatrzymać, każdy taki nagabnięty z obsługi odwraca się tyłem i ucieka, machając rękami do kogoś innego, sytuacja beznadziejna.Zdenerwowałam się wreszcie, zatrzymałam się na środku jezdni i postanowiłam nie drgnąć tak długo, aż ktoś przyleci, żeby mnie stąd wyrzucić.Presja okazała się słuszna i rozsądna, dwie minuty nie minęły i już rzucił się na mnie taki w mundurku.Palcem pokazał, gdzie jest parking kasynowy, podziemny, o, tam, na prawo i na lewo! No dobrze, pojechałam tam, wjechałam w podziemia.Bardzo długo jedziłam w kółko, nie zdając sobie sprawy, że zjeżdżam w dół, tak małe było nachylenie.Pojawiły się w końcu wolne miejsca i zgadłam, że jestem na jakimś niższym poziomie, ale dopiero w windzie pomyślałam, żeby sprawdzić, które to piętro.Okazało się, że czwarte.W porządku, niech będzie czwarte.Wyszłam z tej windy bezpośrednio na świat.Znalazłam się wśród nader licznych pagórków, klombów, kwiecia i wodotrysków.Pałac kasynowy razem z tą całą kołomyją przed nim ujrzałam w dole, w odległości bez mała pół kilometra.Deszcz lał.Parasolkę zostawiłam w hotelu w Nicei.Na wszelki wypadek ubrałam się wytwornie i na nogach miałam najwyższe obcasy ze wszystkich posiadanych w dorobku.A droga wiodła dość stromo.Rozejrzałam się wokół, żeby później rozpoznać miejsce, i stwierdziłam, że można by schodzić pod daszkiem, ale pod tym daszkiem ułożone były idealnie gładkie płyty marmurowe, równie strome jak wszystkie pozostałe alejki.Wyobraziłam sobie, co będzie, jak moje fleki zetkną się z tym śliskim marmurem, i uznałam, że z dwojga złego wolę deszcz niż gwałtowny zjazd na odwłoku, a i po tym porowatym asfalcie też schodziłam jak pokraka.Nie przyszło mi do głowy, żeby zdjąć buty.Zeszłam wreszcie.Zmokłam całkiem przyzwoicie.W holu kasyna i w przedsionku do sali automatów siedziały dwie wycieczki Japończyków.Dalej, wewnątrz sali, kłębił się tłum, nie wiadomo dlaczego kojarzący mi się silnie z odpustem w Kazimierzu.Pooglądałam co trzeba, pograłam trochę na automacie po 5 franków, bo do tańszych stała kolejka, i udałam się na górę.I tam, w tych osławionych salonach, panowała atmosfera jak w grobowcu.Drętwo, martwo, acz wcale nie pusto, jakiś ponury, milczący tłum, zbity w ciasne kupy przy nielicznych otwartych stołach ruletki.Krupierzy mieli wyraz twarzy pełen nagany i potępienia, może i słusznie, w końcu było to miejsce rozpusty.Zagrać w ogóle się nie dało.To znaczy owszem, przy wejściu dostaje się jeden żeton dla zachęty, coś z tym żetonem musiałam zrobić, postawiłam na byle co rękami krupiera, bo własnymi nie miałam szans, to coś nie przyszło i cześć [ Pobierz całość w formacie PDF ]