[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie sądzisz, że byłoby to miłe?- Rozumiem twój punkt widzenia.- Nie jestem tego pewna.Obawiam się, że bardziej in­teresuje cię nagroda Pulitzera i wiążące się z nią zaszczyty niż los mojej głowy.- Zapewniam cię, że to nieprawda.Zaufaj mi, Darby.Opowiedziałaś mi najważniejszą historię w swoim życiu.Musisz mi zaufać.- Zastanowię się.- A więc nic nie jest przesądzone?- Nie, nie jest.Potrzebuję czasu.- Rozumiem.Odłożyła słuchawkę i zamówiła rogalik.Mała cukierenka rozbrzmiewała tuzinem języków.“Uciekaj, maleńka, ucie­kaj, póki czas - podpowiadał jej zdrowy rozsądek.- Pojedź taksówką na lotnisko.Zapłać gotówką za bilet do Miami.Zarezerwuj lot na południe i zmykaj.Niech Grantham robi, co do niego należy.Nie jest głupi i znajdzie jakiś sposób na opublikowanie tej historii.Przeczytasz ją sobie w ga­zecie, leżąc na plaży i popijając piña coladę”.Chodnikiem kuśtykał Tucznik.Wypatrzyła go przez szy­bę pośród morza głów.Poczuła nagłą suchość w ustach i zawrót głowy.Nie zajrzał do środka.Przeszedł obok z niezbyt tęgą miną.Utykając lekko, dotarł do rogu Szóstej i Pięćdziesiątej Ósmej, gdzie przystanął, czekając na zmia­nę świateł.Zaczął przechodzić przez Szóstą, lecz na środku jezdni zmienił zdanie i skręcił w Pięćdziesiątą Ósmą.Nie­wiele brakowało, a rozjechałaby go taksówka.Nigdzie się nie śpieszył, spacerował ulicami, kulejąc na jedną nogę.Croft rozpoznał Garcię, gdy ten wychodził z windy w to­warzystwie jakiegoś młodego prawnika; obaj nie mieli te­czek - z pewnością wybierali się na spóźniony lunch.Po pięciu dniach obserwacji Croft znał już zwyczaje adwo­katów.Garcia wyszedł z kumplem na ulicę.Obaj śmiali się, bardzo czymś rozbawieni.Croft ruszył za nimi.Gdy dotarli do ozdobionej paprociami jadłodajni dla yuppiszonów, zadzwonił pod numer Granthama.Dopadł go za trzecim podejściem.Dochodziła już druga i pomału kończyła się pora lunchu.Skoro Granthamowi tak zależy na tym facecie, niech, do cholery, waruje przy telefonie.Gray, zanim cisnął słuchawkę, powiedział, że spotkają się przed budynkiem.Garcia i jego koleś wracali spacerkiem.Był piękny dzień, piątek, i zapewne cieszyli się chwilą relaksu z dala od młyna przerabiającego niewinnych ludzi na pasztety, czy co tam robili za te dwieście dolców za godzinę.Croft miał ciemne okulary i trzymał się od nich w pewnej od­ległości.Gray czekał już w foyer obok windy.Croft nieznacznym gestem wskazał Granthamowi obserwowanego.Gray po­twierdził odebranie sygnału i nacisnął guzik windy.Gdy drzwi się otworzyły, wszedł do środka tuż przed Garcią.Croft został na dole.Garcia nacisnął przycisk piątego piętra, wyprzedzając o ułamek sekundy rękę Granthama.Ten rozłożył gazetę i słuchał, jak tamci rozmawiają o futbolu.Facet nie miał więcej niż dwadzieścia siedem-osiem lat.Głos brzmiał na­wet znajomo, ale wcześniej słyszał go tylko przez telefon i nie było w nim nic charakterystycznego.Gray rozważał przez chwilę swoje szansę i stwierdził, że warto zaryzykować.Mężczyzna bardzo przypominał tego ze zdjęcia, pracował dla Brima, Stearnsa i Kidlowa, których wynaj­mował Mattiece.Musi spróbować, zachowując jednak wszelkie środki ostrożności.Był reporterem.Żył z zada­wania ludziom pytań.Wysiedli na piątym piętrze, bez przerwy plotąc coś o Redskinach.Gray został z tyłu, udając, że przegląda ga­zetę.Hol kancelarii prezentował się dostatnio, z sufitów zwie­szały się żyrandole, a na podłogach leżały orientalne dy­wany.Jedną ze ścian ozdobiono wielkimi złotymi literami tworzącymi nazwę firmy.Gray podszedł pewnym krokiem do recepcjonistki.- Czym mogę panu służyć? - spytała tonem, który zna­czył raczej: “Czego chcesz, do cholery?”Gray nie stracił animuszu.- Jestem umówiony z panem Rogerem Martinem.Znalazł to nazwisko w książce telefonicznej.Gdy czekał na Garcię, zadzwonił z dołu i upewnił się, że Martin siedzi w biurze.Spis telefonów budynku zawierał numery we­wnętrzne firmy na piętrach od drugiego do dziesiątego, ale nie uwzględniał nazwisk wszystkich stu dziewięćdzie­sięciu adwokatów.Korzystając z listy prawników umiesz­czonej w części ogólnej książki, wykonał tuzin szybkich połączeń, żeby sprawdzić, na których piętrach pracują.Martin zarabiał na chleb właśnie tutaj.- Pan Martin czeka na mnie.- Spojrzał groźnie na urzęd­niczkę.Zatkało ją i nie wiedziała, jak zareagować.Gray od­wrócił się na pięcie i zdecydowanym krokiem pomasze­rował przed siebie.Dostrzegł Garcię wchodzącego do gabinetu.Tabliczka na drzwiach informowała, że pracuje za nimi David M.Underwood.Gray nawet nie zapukał.Chciał uderzyć szybko i szybko stąd wyjść, gdyby zaszła taka konieczność.Pan Underwood wieszał właśnie marynarkę.- Cześć [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl