[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lorie wyglądała promiennie, popijała wino i uśmiechała się do niego z taką miłością, iż nagle poczuł, że znów nie jest w stanie się jej oprzeć.Kimkolwiek była, jakiekolwiek były jej korzenie, miał niewątpliwie do czynienia z najpiękniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek spotkał i, być może, liczyło się jedynie to.- No i cóż, Gene, czy jest coś, o czym chciałbyś porozmawiać? - spytała pani Semple, gdy skończyła zupę.Odnośnie dzisiejszego dnia?- Oczywiście.- Czy to nie.Pani Semple uniosła swą elegancką dłoń o długich paznokciach.- W tej rodzinie, Gene, dyskutujemy o wszystkim otwarcie i bez skrępowania.Nauczył nas tego mój drogi, zmarły mąż.Mówił, iż jest wystarczająco dużo sekretów między wrogami, więc po co mnożyć je jeszcze między przyjaciółmi.- No cóż - stwierdził Gene z zakłopotaniem, ocierając usta - będzie mi nieco trudno to wyjaśnić.Chodzi po prostu o to, że fizycznie nie byłem zupełnie przygotowany na Lorie.To znaczy, ona nie jest taka sama, jak większość dziewcząt, które znam.- Rozumiem - odparła pani Semple ciepło.- Więc wyrwałeś się na dzień, żeby, jak to powiedzieć, przeorientować się?- W pewnym sensie.- Czy jesteś już przekonany? Czy może wciąż nie potrafisz podjąć decyzji?- Rozmawiałem z psychologiem, którego poznaliśmy.Słyszała pani, tym z przyjęcia u Waltera Farlowe'a.Powiedział, że jeśli naprawdę cię kocham, Lorie, to będę w stanie zaakceptować cię taką, jaka jesteś.Cóż, to dobry człowiek i myślę, że mu ufam.A przede wszystkim zdaję sobie sprawę z tego, że cię kocham.- Och, Gene - wyszeptała Lorie.Pani Semple zadzwoniłaby podano kolejne danie.- Bardzo się cieszę, że to mówisz, Gene - powiedziała z satysfakcją.- A teraz spróbuj tego świeżego, kanadyjskiego łososia.Jest wyborny.Obudził się w nocy z dziwnym uczuciem, że ktoś mruczy mu do ucha.Otworzył oczy, obrócił się i zobaczył, że Lorie śpi z włosami rozsypanymi na poduszce, mamrocząc coś przez sen.Przysunął się, by dosłyszeć, co mówiła, ale nie były to słowa.Oddychała, wydając charakterystyczny niski dźwięk, jakby była przeziębiona.Spojrzał na zegarek.Była druga i panowała absolutna ciemność.Wytężył wzrok, rozejrzał się po pokoju, lecz nie mógł dostrzec zbyt wiele.Ułożył się powtórnie.Nagle Lorie zaczęła się wiercić i trząść.Oddychała gwałtowniej i szamotała się z pościelą, jakby próbowała coś z siebie zrzucić.Warczała i kłapała zębami jak dzikie zwierzę, lecz równocześnie wydawała się walczyć sama z sobą.Gene włączył lampkę przy łóżku.Dziewczyna nadal miała zamknięte oczy; rzucała się na łóżku, szarpiąc swą nocną koszulę i drapiąc prześcieradło.Krzyczała i wyła chropawym, niskim głosem.- Lorie! - krzyknął.Lorie, na miłość boską! Próbował złapać ją za ramię, lecz wywinęła się i zadrapała mu policzek paznokciami drugiej ręki.Czuł rozdrapywaną skórę i gdy dotknął twarzy prześcieradłem, poplamił je krwią.- Podrapałaś mnie! - wrzasnął.Rozdrażniony i przestraszony uderzył ją w policzek tak mocno, że zabolała go własna dłoń.Lorie jeszcze raz drgnęła, a potem zamarła z rozognionym od uderzenia policzkiem, sapiąc jak po długim biegu.- Lorie - wysyczał - co się, u diabła, dzieje? Lorie, powiedz coś!Leżała jeszcze przez parę minut, oddychała głęboko i nie reagowała, lecz później z wolna odwróciła głowę i spojrzała na niego.Zwężone źrenice jej zielonych oczu wyglądały zimno i okrutnie; przypomniał sobie zwierzęce ślepia obserwujące go, gdy spał po pogryzieniu przez psy.- Lorie? - spytał.- Lorie, czy to ty?Nadal wpatrzona w niego, powoli wyszczerzyła zęby w szerokim, okrutnym warknięciu.Były żółte, zakrzywione i ostre.Uniosła się na rękach i zaczęła pełznąć ku niemu po łóżku.Przez paraliżujący moment pomyślał, że nie będzie w stanie się ruszyć, lecz gdy znalazła się bliżej, ześlizgnął się z łóżka i podbiegł do drzwi sypialni.Podczołgała się na czworakach na kraniec łóżka i przysiadła tam z ustami wykrzywionymi w lwim warknięciu, przyglądając mu się i dysząc.Opanował go potworny lęk.Czymkolwiek była ta bestia, nie mogła być Lorie.Cały jej wieczorny urok i delikatność odpłynęły z twarzy, która teraz miała wyraz wyjątkowo zwierzęcy.Włosy dziewczyny były zmierzwione jak grzywa lwa, a cały pokój wypełniał ostry zapach jej ciała.- Lorie - wyszeptał.Oczy bestii rozwarły się szerzej i obserwowały go.- Lorie, jeśli jesteś tam wewnątrz, jeśli jesteś wewnątrz tego ciała.Lorie, posłuchaj!Wycofał się w kierunku drzwi, sięgając po wiszący na krześle szlafrok i owijając nim prawe przedramię.Widział, jak ktoś robił tak w filmie o Tarzanie w obronie przed lwami i z jakiegoś głupiego powodu wydawało mu się to najlepszą bronią.Jednak nie spuszczał z niej wzroku ani ona z niego, a rosnące między nimi napięcie, napięcie między napastnikiem a ofiarą, stawało się nie do zniesienia.- Lorie - wyrzucił z siebie - to ja! Gene! Czy mnie nie poznajesz? Jestem Gene!To, co się wówczas stało, przeszyło go panicznym strachem.Lorie zeskoczyła z łóżka na czworakach i dała susa ku wpół otwartemu oknu.Uchyliła je szerzej ręką, po czym weszła na wąski parapet [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Lorie wyglądała promiennie, popijała wino i uśmiechała się do niego z taką miłością, iż nagle poczuł, że znów nie jest w stanie się jej oprzeć.Kimkolwiek była, jakiekolwiek były jej korzenie, miał niewątpliwie do czynienia z najpiękniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek spotkał i, być może, liczyło się jedynie to.- No i cóż, Gene, czy jest coś, o czym chciałbyś porozmawiać? - spytała pani Semple, gdy skończyła zupę.Odnośnie dzisiejszego dnia?- Oczywiście.- Czy to nie.Pani Semple uniosła swą elegancką dłoń o długich paznokciach.- W tej rodzinie, Gene, dyskutujemy o wszystkim otwarcie i bez skrępowania.Nauczył nas tego mój drogi, zmarły mąż.Mówił, iż jest wystarczająco dużo sekretów między wrogami, więc po co mnożyć je jeszcze między przyjaciółmi.- No cóż - stwierdził Gene z zakłopotaniem, ocierając usta - będzie mi nieco trudno to wyjaśnić.Chodzi po prostu o to, że fizycznie nie byłem zupełnie przygotowany na Lorie.To znaczy, ona nie jest taka sama, jak większość dziewcząt, które znam.- Rozumiem - odparła pani Semple ciepło.- Więc wyrwałeś się na dzień, żeby, jak to powiedzieć, przeorientować się?- W pewnym sensie.- Czy jesteś już przekonany? Czy może wciąż nie potrafisz podjąć decyzji?- Rozmawiałem z psychologiem, którego poznaliśmy.Słyszała pani, tym z przyjęcia u Waltera Farlowe'a.Powiedział, że jeśli naprawdę cię kocham, Lorie, to będę w stanie zaakceptować cię taką, jaka jesteś.Cóż, to dobry człowiek i myślę, że mu ufam.A przede wszystkim zdaję sobie sprawę z tego, że cię kocham.- Och, Gene - wyszeptała Lorie.Pani Semple zadzwoniłaby podano kolejne danie.- Bardzo się cieszę, że to mówisz, Gene - powiedziała z satysfakcją.- A teraz spróbuj tego świeżego, kanadyjskiego łososia.Jest wyborny.Obudził się w nocy z dziwnym uczuciem, że ktoś mruczy mu do ucha.Otworzył oczy, obrócił się i zobaczył, że Lorie śpi z włosami rozsypanymi na poduszce, mamrocząc coś przez sen.Przysunął się, by dosłyszeć, co mówiła, ale nie były to słowa.Oddychała, wydając charakterystyczny niski dźwięk, jakby była przeziębiona.Spojrzał na zegarek.Była druga i panowała absolutna ciemność.Wytężył wzrok, rozejrzał się po pokoju, lecz nie mógł dostrzec zbyt wiele.Ułożył się powtórnie.Nagle Lorie zaczęła się wiercić i trząść.Oddychała gwałtowniej i szamotała się z pościelą, jakby próbowała coś z siebie zrzucić.Warczała i kłapała zębami jak dzikie zwierzę, lecz równocześnie wydawała się walczyć sama z sobą.Gene włączył lampkę przy łóżku.Dziewczyna nadal miała zamknięte oczy; rzucała się na łóżku, szarpiąc swą nocną koszulę i drapiąc prześcieradło.Krzyczała i wyła chropawym, niskim głosem.- Lorie! - krzyknął.Lorie, na miłość boską! Próbował złapać ją za ramię, lecz wywinęła się i zadrapała mu policzek paznokciami drugiej ręki.Czuł rozdrapywaną skórę i gdy dotknął twarzy prześcieradłem, poplamił je krwią.- Podrapałaś mnie! - wrzasnął.Rozdrażniony i przestraszony uderzył ją w policzek tak mocno, że zabolała go własna dłoń.Lorie jeszcze raz drgnęła, a potem zamarła z rozognionym od uderzenia policzkiem, sapiąc jak po długim biegu.- Lorie - wysyczał - co się, u diabła, dzieje? Lorie, powiedz coś!Leżała jeszcze przez parę minut, oddychała głęboko i nie reagowała, lecz później z wolna odwróciła głowę i spojrzała na niego.Zwężone źrenice jej zielonych oczu wyglądały zimno i okrutnie; przypomniał sobie zwierzęce ślepia obserwujące go, gdy spał po pogryzieniu przez psy.- Lorie? - spytał.- Lorie, czy to ty?Nadal wpatrzona w niego, powoli wyszczerzyła zęby w szerokim, okrutnym warknięciu.Były żółte, zakrzywione i ostre.Uniosła się na rękach i zaczęła pełznąć ku niemu po łóżku.Przez paraliżujący moment pomyślał, że nie będzie w stanie się ruszyć, lecz gdy znalazła się bliżej, ześlizgnął się z łóżka i podbiegł do drzwi sypialni.Podczołgała się na czworakach na kraniec łóżka i przysiadła tam z ustami wykrzywionymi w lwim warknięciu, przyglądając mu się i dysząc.Opanował go potworny lęk.Czymkolwiek była ta bestia, nie mogła być Lorie.Cały jej wieczorny urok i delikatność odpłynęły z twarzy, która teraz miała wyraz wyjątkowo zwierzęcy.Włosy dziewczyny były zmierzwione jak grzywa lwa, a cały pokój wypełniał ostry zapach jej ciała.- Lorie - wyszeptał.Oczy bestii rozwarły się szerzej i obserwowały go.- Lorie, jeśli jesteś tam wewnątrz, jeśli jesteś wewnątrz tego ciała.Lorie, posłuchaj!Wycofał się w kierunku drzwi, sięgając po wiszący na krześle szlafrok i owijając nim prawe przedramię.Widział, jak ktoś robił tak w filmie o Tarzanie w obronie przed lwami i z jakiegoś głupiego powodu wydawało mu się to najlepszą bronią.Jednak nie spuszczał z niej wzroku ani ona z niego, a rosnące między nimi napięcie, napięcie między napastnikiem a ofiarą, stawało się nie do zniesienia.- Lorie - wyrzucił z siebie - to ja! Gene! Czy mnie nie poznajesz? Jestem Gene!To, co się wówczas stało, przeszyło go panicznym strachem.Lorie zeskoczyła z łóżka na czworakach i dała susa ku wpół otwartemu oknu.Uchyliła je szerzej ręką, po czym weszła na wąski parapet [ Pobierz całość w formacie PDF ]