[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Była to niezapomniana chwila.Pierwszy raz od wielu, wielu lat Pitt poczuł, że po policzkach spływają mu gorące łzy.49.Było późne popołudnie i słońce dotykało już czubków drzew, gdy Gene Seagram, siedząc na ławce w parku East Potomac, pochylił się nad koltem, który leżał na jego kolanach.Za chwilę zostaniesz użyty do celu, w jakim cię wyprodukowano, pomyślał.Niemal z czułością przeciągnął palcami po lufie, bębnie i kolbie.Samobójstwo zdawało się idealnym rozwiązaniem w jego sytuacji.Dziwił się, że nie pomyślał o tym wcześniej.Skończą się nocne ataki ostrej depresji.Nie będzie już miał poczucia braku wartości i gnębiącego wewnętrznego przekonania, że żyje tylko na pozór.Myślą przebiegł ostatnie kilka miesięcy, które odbijały się w jego głębokiej rozpaczy jak w pękniętym krzywym zwierciadle.Jedyne miłe wspomnienia wiązały się z żoną i „Planem Sycylijskim".Kiedy Dana odeszła, jego małżeństwo legło w gruzach.W dodatku prezydent Stanów Zjednoczonych zdaniem Seagrama niepotrzebnie dopuścił do przecieku danych o jego cennym planie, które otrzymali zaprzysiężeni wrogowie demokracji.Sandecker zawiadomił go o przeniknięciu dwóch sowieckich agentów do załóg statków wydobywających „Titanica".W dodatku fakt, że CIA przestrzegła admirała, by nie przeszkadzał im w działalności szpiegowskiej, stanowił według Seagrama jeszcze jeden gwóźdź do trumny „Planu Sycylijskiego".Zamordowano już jednego z inżynierów NUMA, a tego dnia rano codzienny raport personelu Sandeckera dla Sekcji Meta informował o uwięzionym pod wodą batyskafie i braku nadziei na uratowanie załogi.To z pewnością sabotaż.Nie ma żadnych wątpliwości.Seagram był tak skołowany, że nie potrafił logicznie myśleć.Uważał, że „Plan Sycylijski" został uśmiercony, chciał więc zginąć razem z nim.Już zwalniał bezpiecznik, gdy nagle padł na niego jakiś cień.- Nie sądzi pan, że dzień jest zbyt piękny, żeby pozbawiać się życia? - odezwał się ktoś przyjaznym tonem.W czasie obchodu swojego rewiru policjant Peter Jones szedł alejką nie opodal Ohio Drive, gdy zauważył mężczyznę na parkowej ławce.Początkowo myślał, że to opity winem alkoholik wygrzewa się na słońcu.Przez chwilę zastanawiał się, czyby go nie zamknąć, ale zrezygnował uznając to za niepotrzebną stratę czasu - pijak z powrotem znalazłby się na ulicy w ciągu dwudziestu czterech godzin.Jones nie miał ochoty wypełniać sterty formularzy.W mężczyźnie tym coś jednak nie pasowało do stereotypu człowieka z marginesu.Jones podszedł bliżej niedbałym krokiem i ukryty za dużym, wypuszczającym liście wiązem zaczął się dokładnie przyglądać.Wprawdzie zaczerwienione oczy patrzyły tępo pustym wzrokiem, a ramiona zwisały apatycznie, ale człowiek ten nie wyglądał na alkoholika.Miał wyczyszczone buty, kosztowny, starannie wyprasowany garnitur, gładko wygoloną twarz i obcięte paznokcie.Ale ten rewolwer.Seagram z wolna podniósł wzrok na twarz czarnego policjanta.Zamiast podejrzliwości dostrzegł w niej szczere współczucie.- Nie wyciąga pan wniosków zbyt pochopnie? - spytał.- Człowieku, gołym okiem widać, że jest pan klasycznym przypadkiem depresji samobójczej - odparł Jones i zrobił ruch, jakby chciał usiąść.- Podzieli się pan ze mną ławką?- To własność komunalna - obojętnie stwierdził Seagram.Policjant ostrożnie usiadł na odległość ramienia od Seagrama i powoli wyciągnął nogi, trzymając dłonie na widoku, z dala od kabury ze służbowym rewolwerem.- Gdyby o mnie chodziło, to wybrałbym listopad - odezwał się półgłosem.- Teraz wszystko zaczyna rozkwitać i drzewa pokrywają się zielenią, a w listopadzie pogoda robi się okropna, na zimnym wietrze człowiek przemarza do kości, niebo jest zawsze pochmurne i brzydkie.Taaa.ja na pewno bym wybrał listopad, żeby ze sobą skończyć.Seagram mocniej ścisnął kolta, spoglądając na Jonesa w obawie przed jakimś nieoczekiwanym ruchem.- Rozumiem, że uważa się pan za coś w rodzaju eksperta od samobójców, prawda?- Nic podobnego - rzekł Jones.- Właściwie jest pan pierwszym, jakiego widzę przed faktem.Przeważnie przychodzę, gdy już dawno jest po wszystkim.Weźmy na ten przykład topielców.Oni są najgorsi.Ciała rozdęte i sczerniałe, oczy wyjedzone przez ryby.Albo tych, co wyskakują.Widziałem kiedyś faceta, który skoczył z trzydziestopiętrowego budynku.Stopami walnął w chodnik.Piszczele wystawały mu z ramion.- Nie chcę tego słuchać - burknął Seagram.- Nie potrzebuję, żeby jakiś czarnuch w policyjnym mundurze opowiadał mi horrory.W oczach Jonesa pojawiły się iskierki gniewu, ale po chwili zgasły.- Dobrze, już dobrze.- rzekł.Wyciągnął chusteczkę do nosa i leniwie wycierał potnik swojej czapki.- Proszę mi powiedzieć, panie.- Seagram.Równie dobrze może pan wiedzieć.To już i tak bez różnicy.- Proszę mi powiedzieć, panie Seagram, jak pan zamierza to zrobić? Strzał w czoło, w skroń czy w usta?- Wszystko jedno.Wynik będzie ten sam.- Niekoniecznie - odpowiedział Jones takim tonem, jakby prowadził towarzyską rozmowę.- Nie polecałbym skroni ani czoła, szczególnie w wypadku broni małokalibrowej.Zobaczmy, co pan tam trzyma.No tak, wygląda na trzydziestkę ósemkę.Fakt, może narobić bigosu, ale ciężko się tym zabić.Znałem faceta, który strzelił sobie w skroń z czterdziestki piątki.Rozwalił sobie mózg i lewe oko, ale nie umarł.Żył jeszcze wiele lat jak jakiś pierwotniak.Czy nie potrafi pan wyobrazić go sobie, jak leży w łóżku, robi pod siebie na prześcieradło i błaga, żeby ktoś go dobił? Na pańskim miejscu wsadziłbym lufę w usta i odstrzelił potylicę.Ten sposób jest najpewniejszy.- Jeśli się nie zamkniesz, to i ciebie zabiję - warknął Seagram, mierząc do Jonesa z kolta.- Mnie? - spytał Jones.- Jesteś mięczak, a nie morderca, Seagram.Masz to wypisane na czole.- Każdy człowiek jest zdolny do morderstwa.- Zgoda, morderstwo to nic wielkiego.Każdy może je popełnić, ale tylko psychopaci nie liczą się z konsekwencjami.- Teraz zaczynasz filozofować.- My, głupie czarnuchy w policyjnych mundurach, często lubimy się mądrzyć przed białymi.- Przepraszam za niestosowny dobór słów [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Była to niezapomniana chwila.Pierwszy raz od wielu, wielu lat Pitt poczuł, że po policzkach spływają mu gorące łzy.49.Było późne popołudnie i słońce dotykało już czubków drzew, gdy Gene Seagram, siedząc na ławce w parku East Potomac, pochylił się nad koltem, który leżał na jego kolanach.Za chwilę zostaniesz użyty do celu, w jakim cię wyprodukowano, pomyślał.Niemal z czułością przeciągnął palcami po lufie, bębnie i kolbie.Samobójstwo zdawało się idealnym rozwiązaniem w jego sytuacji.Dziwił się, że nie pomyślał o tym wcześniej.Skończą się nocne ataki ostrej depresji.Nie będzie już miał poczucia braku wartości i gnębiącego wewnętrznego przekonania, że żyje tylko na pozór.Myślą przebiegł ostatnie kilka miesięcy, które odbijały się w jego głębokiej rozpaczy jak w pękniętym krzywym zwierciadle.Jedyne miłe wspomnienia wiązały się z żoną i „Planem Sycylijskim".Kiedy Dana odeszła, jego małżeństwo legło w gruzach.W dodatku prezydent Stanów Zjednoczonych zdaniem Seagrama niepotrzebnie dopuścił do przecieku danych o jego cennym planie, które otrzymali zaprzysiężeni wrogowie demokracji.Sandecker zawiadomił go o przeniknięciu dwóch sowieckich agentów do załóg statków wydobywających „Titanica".W dodatku fakt, że CIA przestrzegła admirała, by nie przeszkadzał im w działalności szpiegowskiej, stanowił według Seagrama jeszcze jeden gwóźdź do trumny „Planu Sycylijskiego".Zamordowano już jednego z inżynierów NUMA, a tego dnia rano codzienny raport personelu Sandeckera dla Sekcji Meta informował o uwięzionym pod wodą batyskafie i braku nadziei na uratowanie załogi.To z pewnością sabotaż.Nie ma żadnych wątpliwości.Seagram był tak skołowany, że nie potrafił logicznie myśleć.Uważał, że „Plan Sycylijski" został uśmiercony, chciał więc zginąć razem z nim.Już zwalniał bezpiecznik, gdy nagle padł na niego jakiś cień.- Nie sądzi pan, że dzień jest zbyt piękny, żeby pozbawiać się życia? - odezwał się ktoś przyjaznym tonem.W czasie obchodu swojego rewiru policjant Peter Jones szedł alejką nie opodal Ohio Drive, gdy zauważył mężczyznę na parkowej ławce.Początkowo myślał, że to opity winem alkoholik wygrzewa się na słońcu.Przez chwilę zastanawiał się, czyby go nie zamknąć, ale zrezygnował uznając to za niepotrzebną stratę czasu - pijak z powrotem znalazłby się na ulicy w ciągu dwudziestu czterech godzin.Jones nie miał ochoty wypełniać sterty formularzy.W mężczyźnie tym coś jednak nie pasowało do stereotypu człowieka z marginesu.Jones podszedł bliżej niedbałym krokiem i ukryty za dużym, wypuszczającym liście wiązem zaczął się dokładnie przyglądać.Wprawdzie zaczerwienione oczy patrzyły tępo pustym wzrokiem, a ramiona zwisały apatycznie, ale człowiek ten nie wyglądał na alkoholika.Miał wyczyszczone buty, kosztowny, starannie wyprasowany garnitur, gładko wygoloną twarz i obcięte paznokcie.Ale ten rewolwer.Seagram z wolna podniósł wzrok na twarz czarnego policjanta.Zamiast podejrzliwości dostrzegł w niej szczere współczucie.- Nie wyciąga pan wniosków zbyt pochopnie? - spytał.- Człowieku, gołym okiem widać, że jest pan klasycznym przypadkiem depresji samobójczej - odparł Jones i zrobił ruch, jakby chciał usiąść.- Podzieli się pan ze mną ławką?- To własność komunalna - obojętnie stwierdził Seagram.Policjant ostrożnie usiadł na odległość ramienia od Seagrama i powoli wyciągnął nogi, trzymając dłonie na widoku, z dala od kabury ze służbowym rewolwerem.- Gdyby o mnie chodziło, to wybrałbym listopad - odezwał się półgłosem.- Teraz wszystko zaczyna rozkwitać i drzewa pokrywają się zielenią, a w listopadzie pogoda robi się okropna, na zimnym wietrze człowiek przemarza do kości, niebo jest zawsze pochmurne i brzydkie.Taaa.ja na pewno bym wybrał listopad, żeby ze sobą skończyć.Seagram mocniej ścisnął kolta, spoglądając na Jonesa w obawie przed jakimś nieoczekiwanym ruchem.- Rozumiem, że uważa się pan za coś w rodzaju eksperta od samobójców, prawda?- Nic podobnego - rzekł Jones.- Właściwie jest pan pierwszym, jakiego widzę przed faktem.Przeważnie przychodzę, gdy już dawno jest po wszystkim.Weźmy na ten przykład topielców.Oni są najgorsi.Ciała rozdęte i sczerniałe, oczy wyjedzone przez ryby.Albo tych, co wyskakują.Widziałem kiedyś faceta, który skoczył z trzydziestopiętrowego budynku.Stopami walnął w chodnik.Piszczele wystawały mu z ramion.- Nie chcę tego słuchać - burknął Seagram.- Nie potrzebuję, żeby jakiś czarnuch w policyjnym mundurze opowiadał mi horrory.W oczach Jonesa pojawiły się iskierki gniewu, ale po chwili zgasły.- Dobrze, już dobrze.- rzekł.Wyciągnął chusteczkę do nosa i leniwie wycierał potnik swojej czapki.- Proszę mi powiedzieć, panie.- Seagram.Równie dobrze może pan wiedzieć.To już i tak bez różnicy.- Proszę mi powiedzieć, panie Seagram, jak pan zamierza to zrobić? Strzał w czoło, w skroń czy w usta?- Wszystko jedno.Wynik będzie ten sam.- Niekoniecznie - odpowiedział Jones takim tonem, jakby prowadził towarzyską rozmowę.- Nie polecałbym skroni ani czoła, szczególnie w wypadku broni małokalibrowej.Zobaczmy, co pan tam trzyma.No tak, wygląda na trzydziestkę ósemkę.Fakt, może narobić bigosu, ale ciężko się tym zabić.Znałem faceta, który strzelił sobie w skroń z czterdziestki piątki.Rozwalił sobie mózg i lewe oko, ale nie umarł.Żył jeszcze wiele lat jak jakiś pierwotniak.Czy nie potrafi pan wyobrazić go sobie, jak leży w łóżku, robi pod siebie na prześcieradło i błaga, żeby ktoś go dobił? Na pańskim miejscu wsadziłbym lufę w usta i odstrzelił potylicę.Ten sposób jest najpewniejszy.- Jeśli się nie zamkniesz, to i ciebie zabiję - warknął Seagram, mierząc do Jonesa z kolta.- Mnie? - spytał Jones.- Jesteś mięczak, a nie morderca, Seagram.Masz to wypisane na czole.- Każdy człowiek jest zdolny do morderstwa.- Zgoda, morderstwo to nic wielkiego.Każdy może je popełnić, ale tylko psychopaci nie liczą się z konsekwencjami.- Teraz zaczynasz filozofować.- My, głupie czarnuchy w policyjnych mundurach, często lubimy się mądrzyć przed białymi.- Przepraszam za niestosowny dobór słów [ Pobierz całość w formacie PDF ]