[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz proszę odwołać swoje „siostrzyczki" i wykonać moje polecenia.Klein zawahał się, ale w końcu kazał ludziom wycofać się.- Tylko tak dalej - szepnął Gomm.- Znasz drogę, prawda? - zwróciła się do niego.Skinął głową i ruszył przodem.Klein śledził każdy jej krok, ale nie odważył się sugerować, że blefuje.Bez problemów wydostali się na zewnątrz.Vanessa czuła na sobie spojrzenia strażników, choć nie widziała żadnego z nich.Zdawała sobie sprawę, że w każdej chwili może nastąpić atak.Przebiegli przez podwórze do samochodu.Brama była otwarta.- Gomm - szepnęła.- Otwórz drzwi samochodu.Bez słowa wykonał polecenie.Twierdził, że człowiek na starość kurczy się.Może to i prawda, ale umieszczenie pięciu osób w małym samochodzie okazało się nie lada problemem.Vanessa wsiadła ostatnia.Nagle padł strzał i ostry ból przeszył jej ramię.Upuściła pistolet.- Dranie! - krzyknął Gomm.- Zostaw ją - zawołał ktoś z tylnego siedzenia, ale Harvey wyskoczył już z samochodu i wepchnął Vanessę na przednie siedzenie obok Floyda.Potem usiadł za kierownicą i uruchomił silnik.- Umiesz prowadzić? - denerwowała się Ireniya.- Oczywiście! Kiedyś byłem świetnym kierowcą - powiedział z dumą i ruszył z kopyta, aż silnik zawył z wysiłku.Przejechali przez bramę.Vanessa nigdy przedtem nie była ranna i miała nadzieję, że nigdy więcej nie przydarzy się jej coś podobnego.Rana krwawiła obficie.Floyd usiłował zatamować krwotok, ale Gomm jechał jak pirat i udzielenie pierwszej pomocy stawało się praktycznie niemożliwe.- Tam jest droga.- jęknęła.- Ale która jest właściwa?- W prawo! W prawo!Gomm puścił kierownicę i z zakłopotaniem spoglądał na swoje ręce.f - Która jest prawa?- Na Chrystusa.Ireniya, siedząca za nim, zmusiła go do trzymania kierownicy.Samochód podskakiwał na wertepach jak piłka, co Vanessie sprawiało okropny ból.- Widzę ją! - krzyknął.- Widzę drogę! - Wdusił sprzęgło i skręcił ostro.W tym momencie drzwi otworzyły się i Vanessa omal nie wypadła.Floyd i Mottershead próbowali wciągnąć ją z powrotem i zamknąć je.Wjechali na drogę.- Duszno mi - powiedział Gomm, ale jechał dalej.Pogoń zbliżała się coraz bardziej.Klein wiedział, że zgubili broń.Nie mieli szans.- Szybciej! - krzyknął Floyd.- Doganiają nas!- Już szybciej nie można - odpowiedział Gomm.- Zgaś światła - radziła Ireniya.- Jak nie będą nas widzieć, to może zrezygnują.- Ale wtedy nie będę widział drogi.- Więc co zrobimy?Mottershead roześmiał się.Ranna Vanessa wciąż krwawiła.Traciła przytomność i nic nie mogła na to poradzić.To był szalony pomysł.Jak mogła zgodzić się na ich plan?! Jedno było pewne - ci ludzie nie byli wariatami i nie mieli nic do stracenia.Gomm mówił prawdę - te dranie bawią się w wojnę.- Dostaną nas - odezwał się Floyd.- Nie damy się złapać - odpowiedział Mottershead.- Raczej wszyscy umrzemy.- Tam! - krzyknęła Ireniya.- Tam jest inna droga! Spróbuj ją!Gomm skręcił we wskazanym kierunku.Nie zwracał uwagi na wycie silnika i słabe oświetlenie.Po prostu chciał uciec.- Dokąd jedziemy? - zapytała Vanessa.- Nie mam pojęcia.Droga okazała się bardziej wyboista niż poprzednia, lecz nie zawrócił.Nie mieli czasu do stracenia.Mottershead wyjrzał przez okno, wpuszczając do środka tumany kurzu.- Zgubiliśmy ich! - krzyknął triumfalnie.- Zgubiliśmy ich!Wszystkich ogarnęła taka radość, że zaczęli śpiewać.Zachowywali się zbyt głośno, by Gomm mógł usłyszeć głos Mottersheada informującego, że droga zniknęła.Rzeczywiście, H.G.nie zdawał sobie sprawy, że jedzie wzdłuż skalnego wybrzeża.Nagle ziemia jakby usunęła się spod kół samochodu i ujrzeli przed sobą morze.- Pani Jape? Pani Jape?Rozejrzała się nieprzytomnie.Jej głowę i ramię przeszył ból.Potrzebowała dłuższej chwili, by przypomnieć sobie, gdzie jest i co się zdarzyło.Uświadomiła sobie, że samochód stoczył się z urwiska i wpadł do morza.Kiedy tonął, słyszała przeraźliwy krzyk staruszków.Przypomniała sobie, że obok niej siedział Floryd.Zawołała go po imieniu, ale nie odpowiedział.Zawołała jeszcze raz.- Nie żyje - usłyszała głos Kleina.- Wszyscy nie żyją.- O mój Boże - szepnęła.Nie patrzyła na jego twarz, lecz na czekoladową plamę na prochowcu.- Zapomnij o nich - powiedział.- Zapomnieć?- Jest o wiele ważniejsza sprawa, pani Jape.Musi pani wstać i to szybko.Ostre brzmienie głosu Kleina poderwało Vanessę na nogi.- Czy to ranek? - zapytała, gdyż w pokoju nie było okien.Zdała sobie sprawę, że znajdują się w buduarze.- Tak, to ranek - odpowiedział zniecierpliwiony.- Teraz proszę iść za mną.Chcę pani coś pokazać [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl